Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2010, 22:56   #162
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Liliel szła wkurzona...wręcz się w demonicy gotowało. Miała ochotę coś lub jeszcze lepiej, kogoś rozwalić. Póki co jednak nie napatoczył się, żaden milusi króliczek, którego można by było zmasakrować. Zaciskała dłonie na drągu szukając morderczym spojrzeniem potencjalnych celów. I natknęła się na...Selenę. Kobieta zawróciła i szła w jej kierunku, co nieco zdziwiło succuba. Liliel niestety nie mogła pozwolić na rozszarpanie jej gardziołka, więc zatrzymała się i spytała.- To już odwiedziłaś małe wskrześ-party Anzelmika? Szybko to ci zeszło.
- Co ty był za huk? Co zrobiłaś z bohaterami?
- ostro spytała Selena. Na twarzy demonicy pojawił się lisi uśmieszek, sprawdzała czystość paznokci mówiąc obojętnym tonem.- To czego ty nie potrafiłaś. Uwolniłam ich.
Selena drgnęła zaskoczona słowami succuba, po czym rzekła: - Nie wierzę. Gdybyś to potrafiła, to czemu nie uwolniłaś ich w mojej obecności? Byłaś tak samo bezradna jak ja, a nawet bardziej - dodała uszczypliwie.
-Och...doprawdy?- succub podszedł bliżej czarodziejki i dotknął jej dekoltu palcami.- Może potrafimy więcej po...doładowaniu się mocą. Co tak naprawdę wiesz o nas succubach, że wydajesz tak pośpieszne osądy?
- Wystarczająco wiele, by nie dać się zwieść, zwłaszcza słodkim słówkom. -
odparła chwytając dłoń Liliel i ściskając ją mocno. - Nie pamiętasz już jak przebiegło nasze pierwsze spotkanie? Mios powiedział, że nasze zjednoczone siły pokonają thana, tak więc będę z tobą współpracować. Ale nie licz na nic więcej. A teraz chciałabym zobaczyć Versunga i innych, których ponoć "uwolniłaś", a potem podejrzanie pośpiesznie opuściłaś. - to powiedziawszy odsunęła się od Liliel chcąc ją wyminąć i ruszyć w stronę sfery.
-Ale wystarczająco mało, by wiedzieć co naprawdę potrafię.- odparła Liliel i gdy Selena ją wymijała, klepnęła ją lekko w pośladki drągiem.- Więc nie lekceważ mojej potęgi czarodziejko.
- Nie mam zamiaru - wycedziła zimno tei'ner. - W końcu nie bez powodu than sprowadził sobie do pomocy takich jak ty. -To powiedziawszy pobiegła w stronę grupki pradawnych bohaterów.
- Babsztyl.- rzuciła cicho Liliel, patrząc na odchodzącą tei’ner poczym ruszyła dalej. Zamierzała dotrzeć do Anzelma i reszty ...i tu się jej kończyły koncepcje. A furia w jej sercu, żądała rozlewu krwi.

Ruszyła dalej, krok za krokiem rozglądając się po gruzowisku. Zabawne było patrzeć na gruzy miejsca, które znała tak dobrze. Chociaż i tęsknota za dawnymi dobrymi czasami...przewijała się w umyśle Liliel. Lecz nie pamiętała, co było w nich dobre.
Zbliżając się do wieży Liliel usłyszała znajomy hałas. Dźwięk z przeszłości, szczęk uderzających o siebie kości i broni. Zza wieży wymaszerowało równym krokiem sześć szkieletów. Sukkub niejasno pamiętał, że w tamtym miejscu znajdowało się wejście do piwnic thana i opuszczonych podziemnych korytarzy. Idące trupy z pewnością należały do "starych zapasów" thana - Zuithów. Były wysuszone na wiór, jedynie strzępy skóry i resztki zasuszonej tkanki powiewały w klatkach z żeber. Niosły miecze, tarcze i halabardy. Liliel pamiętała, że ten rosły naród był wyjątkowo zaciekły w walce - nawet po śmierci. Prócz tego poczuła silny swąd spalenizny, a wejście do wieży lśniło czerwono od płonącego w jej wnętrzu ognia. W drzwiach, tyłem do niej, stała jakaś nieznana jej postać. Lecz na to nie zważała. Przed nią był bowiem cel na którym mogła się wyżyć.

Zaślepiona chęcią wyładowania się Liliel nie baczyła na nic. Pognała na szkielety, zaciskając dłonie na drągu. Łamać kości, niszczyć...tego pragnęła i potrzebowała. Doskoczyła do pierwszego szkieletu i wykonała szybki i silny zamach by zmiażdżyć jego kręgosłup powyżej miednicy.
Szkielety zatrzymały się zaskoczone - zaatakował je demon, z którym do tej pory nauczone były współpracować. Jednak wróg to wróg - gdy cios Liliel dosięgnął jednego z nich, pozostałe skierowały broń przeciwko succubowi. Kij sucho trzasnął o zbroję, która wgięła się trochę, kości jednak pozostały całe.
Stojący obok zaatakowanego szkielet zamachnął się halabardą - szpikulec drasnął delikatną skórę niby-tei'ner, z rany na boku i polała się krew.
To jednak wystarczyło by Liliel odskoczyła, z jej pleców wystrzeliły skrzydła i biczowaty ogon. Kilka ruchów skrzydeł i succub uniósł się w powietrze. Ból z rany przyćmił wściekłość i ratowanie skóry okazało się ważniejsze, od zemsty.
Unosząc się na błoniastych skrzydłach Liliel wypowiedziała słowa mrocznej magii i splunęła na „głupca” który ośmielił się ją zranić. A jej plwocina nabrawszy zielonkawej barwy stała się kwasowym pociskiem.
Żrący pocisk trafił "bezczelnego" szkieleta w pancerz, który błyskawicznie zaczął się rozpuszczać i kruszyć, podobnie jak znajdujące się pod nim kości. Jednak jako że nieumarli nie czują bólu, trafiony przeciwnik, podobnie jak jego towarzysze, pokręcili się chwilę pod latającym demonem, po czym ruszyli w stronę wejścia do wieży.
- Hej! Wracać mi tu, wredne kupy kości!- krzyczała Liliel, obleciała dookoła wieżę kilka razy, po czym uniosła się do jej szczytu. Nie miała chęci do walki ze szkieletami, mając do dyspozycji tak marną broń, jaką okazał się jej drąg.

Ze szczytu wieży słychać było wrzaski i czuć było odór... Co świadczyło o jednym, harpie. Ów obszar zamieszkiwała duża, śmierdząca kolonia harpii. Koszmarne stworki były zbyt liczne, by demonica mogła sobie z nimi poradzić. Ale succub potrafił być podstępny...
Liliel przyczaiła się zaczęła szybko tworzyć kolejne zaklęcie i nad kolonię przyfrunął spory zielony smok, rycząc głośno. Była to co prawda iluzja, ale bardzo skomplikowana i realistyczna.


Dwa-trzy ryki wystarczyły, żeby spod dachu wyfrunęło duże stadi harpii. Z głośnym wrzaskiem rozpierzchły się na wszystkie strony, siejąc odchodami, uważając zapewne, że smok zaraz osiądzie na dachu lub spali ich gniazda. Stare, młode i nawet kilka piskląt - wszystkie tworzyły pokaźną kolonię. I cała ta kolonia latała w panice wokół rozwścieczonej „bestii” kierowanej umysłem succuba.

Liliel użyła iluzji smoka, by rozgonić harpie na cztery wiatry, przy okazji zionąc za pomocą trujących oparów, które szczęśliwie nie dosięgły żadnych harpii. Dopiero wtedy wleciała do siedliska stworów by się po nim rozejrzeć.
Ale czegóż można by się spodziewać po tak prymitywnych potworach? Wszędzie walały się kupy odchodów, kości, resztki pożartych przez harpie zwierząt, gałęzie, siano i tym podobne rzeczy. Jednakże harpie - jak sroki - lubiły gromadzić błyskotki, toteż w gnojowisku gdzieniegdzie połyskiwało złoto i srebro, czasem jakieś brudne klejnoty. Ptaszyskom udało się przytargać nawet wysadzany rubinami hełm; nie mówiąc już o kawałkach luster, miedzianych talerzach i tym podobnych "skarbach". Było tego wiele, zbierane przez pokolenia harpii, lecz wszystko tak brudne i zagrzebane w śmieciach, że na pierwszy rzut oka nie można było rozpoznać co jest co i do czego służy.
Liliel chwyciła za hełm i zaczęła grzebać po gniazdach wyszukując co ciekawszych przedmiotów. Przyglądnęła się też barierze oddzielającej gniazda harpii od reszty wieży.
Przetrząsanie gniazd harpii było brudną i śmierdząca robotą, ale demonica nie była paniątkiem obawiającym się odrobiny brudu za palcami. Wkrótce jej łupem padł diadem, jakaś kolia ze złota i szafirów, kilka sztyletów, pas - a raczej metalowe części i zetlała skora.
Zebrawszy te zdobycze razem hełmem, skupiła się na reszcie wieży... Zauważyła drzwi, leżące nieco na ukos. Drzwi były mocno spróchniałe, a Liliel nie pamiętała dokąd prowadziły.
Była sama i raniona. Była więc ostrożna...ostrożnie podeszła i uchyliła drzwi.

W owym pomieszczeniu pusto i dość jasno. Na środku zaś stał wielki kryształ wróżenia, rzucający się w oczy.
Liliel uśmiechnęła się złowieszczo, szybko wypowiedziała zaklęcie , tworząc olbrzymią kulę iskrzących się błyskawic którą cisnęła w kryształ. Zaklęcie uderzyło w kryształ wywołując drżenie przedmiotu. Na krysztale pojawiła się drobna sieć pęknięć, po czym z głośnym trzaskiem artefakt rozsypał się na drobne kryształki, a z misy uniosła się delikatna smużka dymu. Succub uśmiechnął się z satysfakcją i odfrunął z wieży by zrealizować swoje plany...które właśnie uknuł.

Przede wszystkim potrzebował znaleźć i zdominować jakąś harpię. Liliel znała zaklęcie mogące uleczyć jej ranę. Problem polegał na tym, że to zaklęcie wymagało innego żywego stworzenia, na które obrażenia zostaną przeniesione. Po uleczeniu swej rany, miała zamiar zaszyć się gdzieś w ruinach twierdzy thana zidentyfikować swe skarby, by sprawdzić czy znalazła coś wartościowego, czy może same śmieci. A potem...odnaleźć Anzelma i resztę. Ileż można przepytywać kupę rozsypujących się kości?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-02-2010 o 13:24.
abishai jest offline