Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2010, 17:49   #161
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cóż, zwiedzanie wieży thana dużo przyjemniejsze było pod duchowa postacią. Nie trzeba było liczyć się z pułapkami, uważać na przeszkody... i sługusów gospodarza. Phaere pokręciła głową na widok wzbitego w powietrze kurzu -" Liled to wie, co znaczy ukryć się i być niezauważonym przy okazji robienia tego". Mroczna elfka i nekromanta - na pierwszy rzut oka idealni przyjaciele dla licza. Jednakże mimo niezbyt wysokiego poziomu inteligencji nieumarłych nie warto było ryzykować przekonując ich do tego zdania. Tym bardziej, iż zapewne sam licz rozkazał im zabijać wszystko, co żywe pojawi się na jego terenie (ewentualnie pojmać i przerobić na swoich ziomków).

Anzelm w ukryciu wiódł wzrokiem za zbliżającymi się szkieletami. Z każdym krokiem nieubłaganie zbliżała się ostatnia chwila, by wykorzystać przewagę jaką dawało im zaskoczenie. Kapłan szybko analizował sytuację. Miał kilka możliwości, począwszy od zniknięcia, lecz wtedy szkielety spostrzegą pozostałych i zaalarmują innych. Tak samo roty ukrywające przed wzrokiem nieumarłych na niewiele się zdawały w sytuacji, gdy się rozdzielili. Spodziewał się trupów i solidnie przygotował się do wejścia do wieży. Mógłby zwieść w ten sposób większość szkieletów, a i potężniejszym trudno byłoby się oprzeć mocy błogosławieństwa. Cóż więc mu pozostawało, postanowił zaryzykować i poczekać aż dwa szkielety zbliżą się do nich, a następnie podjąć próbę przejęcia nad nimi kontroli.
- Spróbuję podporządkować sobie to truchło - szepnął do Phaere - Miej jednak swe czary w pogotowiu.

Drowka zapraszającym gestem oddała pierwszeństwo w starciu z umarlakami Anzelmowi. Co prawda coraz mniej podobało jej się przywódcze zachowanie kapłana, ale w przypadku kiedy sam chce robić za żywą tarczę jest to jak najbardziej wskazane.
Na wszelki wypadek ostrożnie, starając się nie narobić jakiegokolwiek hałasu, kapłan sięgnął po wiszący u pasa miecz.

Skoro kapłan "spróbuje" podporządkować sobie nieumarłych, a nie jest tego pewien to warto było się w jakiś sposób zabezpieczyć przed napastnikami. Najodpowiedniejszym czarem na ta okazję wydał jej się taki, dzięki któremu będzie mogła w razie czego odepchnąć przeciwnika lub znacznie utrudnić mu poruszanie się. Po cichu zaczęła przygotowywać utworzenie wielkiej dłoni wykonującej polecenia Phaere.

Jak powiedzieli tak zrobili. Zanim szkielety zdążyły dotrzeć do wątpliwej kryjówki Latiena, dwoje adeptów sztuk tajemnych wyszeptało odpowiednie formułki. Anzelm był niego szybszy - jeden ze szkieletów zatrzymał się, kołysząc lekko jakby niepewny, co ma dalej robić. Drowka, kończąc czar, skierowała go w stronę drugiego ze szkieletów - olbrzymia dłoń chwyciła trupa w miażdżący uścisk i osadziła go w miejscu. Jakby w odpowiedzi na ten niematerialny atak szkielety kierujące się do sąsiednich sal zawróciły by wspomóc towarzyszy. Aitar stał nieruchomo przy wejściu, a jego nieumarłe oczy przeczesywały pomieszczenie w poszukiwaniu wroga. Budynek drżał nadal, informując mieszkańców o nieproszonych gościach.

Przejęty szkielet w końcu podjął decyzję co powinien robić dalej i ruszył, prosto do niszy w której schował się jego nowy pan. Anzelm zachował trzeźwy umysł i gestem nakazał mu natychmiastowe zatrzymanie. Szkielet znów przystanął budząc zapewne podejrzenie w swych kompanach, którzy wciąż rozglądając się po wszystkich zakamarkach powoli starali się do niego dołączyć. Kapłan musiał działać szybko, by wróg nie zdemaskował ich kryjówki Na migi, by żaden dźwięk ich nie zdradził zaczął rozkazywać swojemu nieumarłemu. Władczym gestem nakazał mu zbliżenie się do nich. Następnie, gdy polecenie zostało wykonane, szybko padł szeptem kolejny rozkaz.
- Odwrócisz się powoli i spojrzysz w stronę przeciwległej komnaty. Potem zaczniesz iść tam z podniesionym ostrzem. Jeśli usłyszysz jakikolwiek łoskot zwiążesz walką pozostałych, którzy pójdą za tobą. Najdłużej jak się da.
Szkielet przez cały czas słuchał wpatrując się swym martwym wzrokiem w jeden punkt. Zrozumiał jednak, gdyż po chwili odwrócił się od wnęki. Z daleka cała sytuacja wyglądała dość wiarygodnie, jakby zakończył właśnie gruntowne sprawdzanie tego zakamarka. Po chwili trup podniósł w pozycję bojową halabardę i pośpieszył do komnaty w przeciwległym rogu. Dwa pozostałe szkielety przystanęły zaniepokojone, zarówno jego zachowaniem, jak i bezruchem drugiego z trupów. Również podniosły broń, a gdy zrozumiały zachowanie i kierunek w którym zmierzał ich pobratymiec w końcu skierowały swe kroki w tamtą stronę. Tylko Aitar wciąż stał niewzruszony w przejściu, choć wyraźnie również i on obrócił się przodem w stronę przewidywanego zagrożenia.

- Wolę unikać tłoku. - odparł Anzelm - Jeśli mamy wyrównać szanse, lepiej atakować pojedynczo tego truposza przy wejściu. Wygląda na potężniejszego niż to truchło, a Selena mówiła, że był ważną osobą. Than pewnie odpowiednio uhonorował jego zasługi trenując go lepiej i...boleśniej. Jak tylko obstawa zniknie w tamtej komnacie możemy próbować naprzeć na wejście, lub spróbować przekraść się do lilenda póki zajęci są sprawdzaniem tamtej części. Choć Latien siedzi tam cicho, jakby już szykował się do martwego stanu. Zmierzenie się z Aitarem też jest dobrym wyjściem. Jeśli zdołalibyśmy go osłabić mógłbym spróbować przejąć nad nim władzę. Jeśli tylko uda Ci się przez dłuższą chwilę odwrócić jego uwagę. Dasz radę? - kapłan spojrzał pytającym wzrokiem.

Zanim jednak Phaere zdążyła wypowiedzieć kolejne zaklęcie trup dawnego rządcy Rangaard uniósł dłonie. Z palców wystrzeliły mu cienkie strumienie ognia, które jak żywe zaczęły rozpełzać się po podłodze i ścianach, błyskawicznie oświetlając wieżę aż do pierwszego piętra. Rzecz jasna kryjówka paryrównież stała się widoczna, a "pełznące" najbliżej wnęki ogniste węże z szybkością wypuszczonych z łuku strzał skierowały się w jej stronę. Zarówno Phaere, jak i Anzelm zmuszeni byli wyskoczyć z ukrycia i rozpierzchnąć się na boki, by uniknąć spopielenia. Przed oczami drowki tańczył barwny powidok - w jednej chwili straciła ona całą przewagę wynikającą z widzenia w ciemnościach. Aitar ponownie uniósł dłonie, najwyraźniej szykując się do kolejnego ataku, a kręcące się po sieni szkielety zawróciły w stronę intruzów. Płonący wokół ogień nie czynił im żadnej szkody.

Na szczęście moc kapłana działała poprawnie; otumaniony szkielet rzucił się na jednego ze swych pobratymców - halabardy starły się z głośnym chrzęstem, a jego echo poniosło się aż do samej góry wieży. Drugi szkielet ruszył w stronę drowki. Dopiero teraz - na dźwięk czynionego przez truposze hałasu - zza drzwi wyskoczył Latien, który dotychczas czaił się tam, chcąc zaskoczyć przeciwników. Choć do przeciwników miał dość daleko, był na tyle blisko sprzymierzeńców, by w razie potrzeby dotrzeć do nich jako pierwszy.



***


Tymczasem będąca na zewnątrz Liliel kombinowała. I choć wydawało się to prawie niemożliwe, nad-sukkubim wysiłkiem przemogła moc czaru i centymetr za centymetrem poczęła wyciągać Herfę. Nie było to łatwe, ani delikatne (najłatwiej przecież złapać za szyję), w końcu jednak się udało. Przez dłuższą chwilę tei'ner kaszlała i dygotała, próbując złapać powietrze i przejść na normalny metabolizm; po czym poderwała głowę rozglądając się wokoło. Dla niej w Imil nadal trwała wojna, spodziewała się więc znaleźć w płonącym zamku, otoczona walczącymi ludźmi i nieludźmi. Zamiast tego zobaczyła tylko pogrążone w ciszy ruiny i pochyloną nad nią obcą tei'ner.
Liliel jednak nie miała czasu na danie jej czasu na ochłonięcie. Nie wiadomo ile Anzelmowi zajmie przepytanie umarlaka.

- Witaj siostro. - rzekł succub z delikatnym uśmiechem i dodała.- Mamy mało czasu, a dużo do wyjaśnienia. Jestem Liliel. Czarodziejka, która poznała sztukę przemiany postaci. Obawiam się, że świat się zmienił siostro, przez czas w którym byłaś uwięziona. I to w wielu aspektach na gorsze.
- Co to jest... czarodziejka? - spytała Herfa, rozglądając się wokół nieprzytomnym wzrokiem. - Gdzie są wszyscy? Waliło się... Gdzie Versung, Itrill... gdzie... ja jestem?
- Minęło wiele wieków od waszego zaginięcia. Jesteś w Imil, to jest siedziba thana. A on sam gnieździ się w głównej wieży.- odparła spokojnie Liliel i czule...w duchu przeklinając swój błąd z czarodziejką. - Versung jest... tam. - wskazała palcem na sferę w której uwięziona była reszta towarzyszy kapłanki. Herfa wstała chwiejnie i jeszcze raz rozejrzała się po okolicy, dopasowując obecne ruiny do dawnych budynków. Potem spojrzała w stronę sfery.

- A więc jednak się udało... - westchnęła z ulgą na widok zarysu postawnej sylwetki Zuitha, po czym wyprostowała się na całą swoją niewielką wysokość i władczo spojrzała na sukkuba. Nie pozostało już nic z drżącej, ledwie żywej kobiety, jakby widok towarzysza zadziałał na nią jak najlepszy eliksir leczący. - Co więc się tu stało? Mów, tylko zwięźle i treściwie. A potem uwolnimy resztę.
- To zależy od tego , co miało się udać.- odparła demonica przeklinając w duchu irytującą ją kapłankę. Powinna zadzierzgnąć pętelkę na jej szyi i zadusić wyciągając. Arogancki babsztyl wylazł z tej tei'ner. - Than żyje... w pewnym sensie. I ma się dość dobrze. Imil jest jednym wielkim cmentarzem. - Starała się to mówić smutnym tonem głosu, ale w sercu była rozradowana.
- No i? - niecierpliwie tupnęła nogą tei'ner. - Przegraliśmy? Ile lat minęło od wojny? Gdzie są zjednoczone narody? Co tu robisz, skoro than siedzi w wieży o kilka kroków stąd? Mówżesz szybciej.
- Wieki... pani.- odparła pokornie Liliel.- Wojna to legenda. Zjednoczone narody to zamierzchła przeszłość. A Than...On po prostu stracił wami zainteresowanie. Mierzy o wiele wyżej. Zapewne boskość mu się marzy. I zastąpienie Matki.
- Były to podejrzenia oparte na innych megalomanach znanych Liliel. Im zawsze było mało.

Herfa zbladła na te słowa i uważnie przyjrzała się Liliel. Jej dziwne zachowanie, służalczy ton, wymijające odpowiedzi... tak nie zachowywali się tei'ner. Pani? Wieki? Czyżby aż tak wiele się zmieniło? Przegrali? Kobieta uklękła na jedno kolano i położyła dłoń na trawie. Ziemia nie kłamie. Kapłanka poczuła jej wiek, pokolenia roślin i zwierząt tworzących kolejne warstwy żyznej gleby, mieszkające w spróchniałych kościach żyjątka, następcy tych, których wykarmiła wojenna rzeź. Spod powiek spłynęły dwie łzy i zniknęły w pobrużdżonych policzkach.
- Musimy w takim razie dokończyć dzieło innych - rzekła bezbarwnym, lecz stanowczym tonem podchodząc do sfery zamarzniętego czasu i unosząc dłonie.
- Co masz na myśli? - spytała Liliel wyczuwając zmianę nastroju kobiety.

- To. - kapłanka nie wdawała się w dyskusje. Z uniesionych dłoni wystrzeliły dwa powietrzne wiry, splatając się i rozplatając na zmianę, ogarniając swoją powierzchnią rumowisko. To, czego z trudem i powierzchownie dokonała Selena Herfie zajęło niespełna pół minuty. Gruz został z hukiem odrzucony na bok wzniecając wielki tuman kurzu. Ani wokół sfery, ani w niej nie ostał się kamień na kamieniu. Tei'ner zaś uniosła ręce nad głowę, delikatnie poruszając palcami, a nad zamarzniętymi bohaterami pojawiła się miękka, wilgotna chmura, która powoli opadła w dół. Przez chwilę słychać było syk, jak z otwartej po raz pierwszy beczki z trunkiem, gdy wyrównuje się ciśnienie. A potem mgła rozwiała się z wolna, ukazując Versunga i hamadriadę opadających bezwładnie na ziemię. Herfa podbiegła do nich, podtrzymując delikatnie i starając się nie patrzeć na ciało lilenda. Jego nie zdołała ocalić.

- Brawo, brawo ...to ja może poszukam pozostałych, a ty pani resztę uwolnij. - rzekła klaszcząc z wyjątkowo małym entuzjazmem Liliel. Jej plan się nie powiódł, a kobieta z każdą chwilą coraz bardziej dzialała jej na nerwy. - Obawiam się, że brak mi mocy do uratowania... - przerwała widząc skuteczność mocy Herfy. - a zresztą nieważne... Sprowadzę resztę brygady ratunkowej. Włóczą się gdzieś po okolicy.

- Kogo? - zdumiała się Herfa, ale sukkub zniknął jej już z pola widzenia. Miała zresztą ważniejsze rzeczy do roboty, choć liczyła na powrót ten dziwnej tei'ner - informacje o współczesnym świecie były im potrzebne w walce z thanem. Miała tylko nadzieję, że jej naród nie stał się niewolnikami thana - ta dziewczyna była na prawdę dziwna...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-01-2010 o 20:23.
Sayane jest offline  
Stary 29-01-2010, 22:56   #162
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Liliel szła wkurzona...wręcz się w demonicy gotowało. Miała ochotę coś lub jeszcze lepiej, kogoś rozwalić. Póki co jednak nie napatoczył się, żaden milusi króliczek, którego można by było zmasakrować. Zaciskała dłonie na drągu szukając morderczym spojrzeniem potencjalnych celów. I natknęła się na...Selenę. Kobieta zawróciła i szła w jej kierunku, co nieco zdziwiło succuba. Liliel niestety nie mogła pozwolić na rozszarpanie jej gardziołka, więc zatrzymała się i spytała.- To już odwiedziłaś małe wskrześ-party Anzelmika? Szybko to ci zeszło.
- Co ty był za huk? Co zrobiłaś z bohaterami?
- ostro spytała Selena. Na twarzy demonicy pojawił się lisi uśmieszek, sprawdzała czystość paznokci mówiąc obojętnym tonem.- To czego ty nie potrafiłaś. Uwolniłam ich.
Selena drgnęła zaskoczona słowami succuba, po czym rzekła: - Nie wierzę. Gdybyś to potrafiła, to czemu nie uwolniłaś ich w mojej obecności? Byłaś tak samo bezradna jak ja, a nawet bardziej - dodała uszczypliwie.
-Och...doprawdy?- succub podszedł bliżej czarodziejki i dotknął jej dekoltu palcami.- Może potrafimy więcej po...doładowaniu się mocą. Co tak naprawdę wiesz o nas succubach, że wydajesz tak pośpieszne osądy?
- Wystarczająco wiele, by nie dać się zwieść, zwłaszcza słodkim słówkom. -
odparła chwytając dłoń Liliel i ściskając ją mocno. - Nie pamiętasz już jak przebiegło nasze pierwsze spotkanie? Mios powiedział, że nasze zjednoczone siły pokonają thana, tak więc będę z tobą współpracować. Ale nie licz na nic więcej. A teraz chciałabym zobaczyć Versunga i innych, których ponoć "uwolniłaś", a potem podejrzanie pośpiesznie opuściłaś. - to powiedziawszy odsunęła się od Liliel chcąc ją wyminąć i ruszyć w stronę sfery.
-Ale wystarczająco mało, by wiedzieć co naprawdę potrafię.- odparła Liliel i gdy Selena ją wymijała, klepnęła ją lekko w pośladki drągiem.- Więc nie lekceważ mojej potęgi czarodziejko.
- Nie mam zamiaru - wycedziła zimno tei'ner. - W końcu nie bez powodu than sprowadził sobie do pomocy takich jak ty. -To powiedziawszy pobiegła w stronę grupki pradawnych bohaterów.
- Babsztyl.- rzuciła cicho Liliel, patrząc na odchodzącą tei’ner poczym ruszyła dalej. Zamierzała dotrzeć do Anzelma i reszty ...i tu się jej kończyły koncepcje. A furia w jej sercu, żądała rozlewu krwi.

Ruszyła dalej, krok za krokiem rozglądając się po gruzowisku. Zabawne było patrzeć na gruzy miejsca, które znała tak dobrze. Chociaż i tęsknota za dawnymi dobrymi czasami...przewijała się w umyśle Liliel. Lecz nie pamiętała, co było w nich dobre.
Zbliżając się do wieży Liliel usłyszała znajomy hałas. Dźwięk z przeszłości, szczęk uderzających o siebie kości i broni. Zza wieży wymaszerowało równym krokiem sześć szkieletów. Sukkub niejasno pamiętał, że w tamtym miejscu znajdowało się wejście do piwnic thana i opuszczonych podziemnych korytarzy. Idące trupy z pewnością należały do "starych zapasów" thana - Zuithów. Były wysuszone na wiór, jedynie strzępy skóry i resztki zasuszonej tkanki powiewały w klatkach z żeber. Niosły miecze, tarcze i halabardy. Liliel pamiętała, że ten rosły naród był wyjątkowo zaciekły w walce - nawet po śmierci. Prócz tego poczuła silny swąd spalenizny, a wejście do wieży lśniło czerwono od płonącego w jej wnętrzu ognia. W drzwiach, tyłem do niej, stała jakaś nieznana jej postać. Lecz na to nie zważała. Przed nią był bowiem cel na którym mogła się wyżyć.

Zaślepiona chęcią wyładowania się Liliel nie baczyła na nic. Pognała na szkielety, zaciskając dłonie na drągu. Łamać kości, niszczyć...tego pragnęła i potrzebowała. Doskoczyła do pierwszego szkieletu i wykonała szybki i silny zamach by zmiażdżyć jego kręgosłup powyżej miednicy.
Szkielety zatrzymały się zaskoczone - zaatakował je demon, z którym do tej pory nauczone były współpracować. Jednak wróg to wróg - gdy cios Liliel dosięgnął jednego z nich, pozostałe skierowały broń przeciwko succubowi. Kij sucho trzasnął o zbroję, która wgięła się trochę, kości jednak pozostały całe.
Stojący obok zaatakowanego szkielet zamachnął się halabardą - szpikulec drasnął delikatną skórę niby-tei'ner, z rany na boku i polała się krew.
To jednak wystarczyło by Liliel odskoczyła, z jej pleców wystrzeliły skrzydła i biczowaty ogon. Kilka ruchów skrzydeł i succub uniósł się w powietrze. Ból z rany przyćmił wściekłość i ratowanie skóry okazało się ważniejsze, od zemsty.
Unosząc się na błoniastych skrzydłach Liliel wypowiedziała słowa mrocznej magii i splunęła na „głupca” który ośmielił się ją zranić. A jej plwocina nabrawszy zielonkawej barwy stała się kwasowym pociskiem.
Żrący pocisk trafił "bezczelnego" szkieleta w pancerz, który błyskawicznie zaczął się rozpuszczać i kruszyć, podobnie jak znajdujące się pod nim kości. Jednak jako że nieumarli nie czują bólu, trafiony przeciwnik, podobnie jak jego towarzysze, pokręcili się chwilę pod latającym demonem, po czym ruszyli w stronę wejścia do wieży.
- Hej! Wracać mi tu, wredne kupy kości!- krzyczała Liliel, obleciała dookoła wieżę kilka razy, po czym uniosła się do jej szczytu. Nie miała chęci do walki ze szkieletami, mając do dyspozycji tak marną broń, jaką okazał się jej drąg.

Ze szczytu wieży słychać było wrzaski i czuć było odór... Co świadczyło o jednym, harpie. Ów obszar zamieszkiwała duża, śmierdząca kolonia harpii. Koszmarne stworki były zbyt liczne, by demonica mogła sobie z nimi poradzić. Ale succub potrafił być podstępny...
Liliel przyczaiła się zaczęła szybko tworzyć kolejne zaklęcie i nad kolonię przyfrunął spory zielony smok, rycząc głośno. Była to co prawda iluzja, ale bardzo skomplikowana i realistyczna.


Dwa-trzy ryki wystarczyły, żeby spod dachu wyfrunęło duże stadi harpii. Z głośnym wrzaskiem rozpierzchły się na wszystkie strony, siejąc odchodami, uważając zapewne, że smok zaraz osiądzie na dachu lub spali ich gniazda. Stare, młode i nawet kilka piskląt - wszystkie tworzyły pokaźną kolonię. I cała ta kolonia latała w panice wokół rozwścieczonej „bestii” kierowanej umysłem succuba.

Liliel użyła iluzji smoka, by rozgonić harpie na cztery wiatry, przy okazji zionąc za pomocą trujących oparów, które szczęśliwie nie dosięgły żadnych harpii. Dopiero wtedy wleciała do siedliska stworów by się po nim rozejrzeć.
Ale czegóż można by się spodziewać po tak prymitywnych potworach? Wszędzie walały się kupy odchodów, kości, resztki pożartych przez harpie zwierząt, gałęzie, siano i tym podobne rzeczy. Jednakże harpie - jak sroki - lubiły gromadzić błyskotki, toteż w gnojowisku gdzieniegdzie połyskiwało złoto i srebro, czasem jakieś brudne klejnoty. Ptaszyskom udało się przytargać nawet wysadzany rubinami hełm; nie mówiąc już o kawałkach luster, miedzianych talerzach i tym podobnych "skarbach". Było tego wiele, zbierane przez pokolenia harpii, lecz wszystko tak brudne i zagrzebane w śmieciach, że na pierwszy rzut oka nie można było rozpoznać co jest co i do czego służy.
Liliel chwyciła za hełm i zaczęła grzebać po gniazdach wyszukując co ciekawszych przedmiotów. Przyglądnęła się też barierze oddzielającej gniazda harpii od reszty wieży.
Przetrząsanie gniazd harpii było brudną i śmierdząca robotą, ale demonica nie była paniątkiem obawiającym się odrobiny brudu za palcami. Wkrótce jej łupem padł diadem, jakaś kolia ze złota i szafirów, kilka sztyletów, pas - a raczej metalowe części i zetlała skora.
Zebrawszy te zdobycze razem hełmem, skupiła się na reszcie wieży... Zauważyła drzwi, leżące nieco na ukos. Drzwi były mocno spróchniałe, a Liliel nie pamiętała dokąd prowadziły.
Była sama i raniona. Była więc ostrożna...ostrożnie podeszła i uchyliła drzwi.

W owym pomieszczeniu pusto i dość jasno. Na środku zaś stał wielki kryształ wróżenia, rzucający się w oczy.
Liliel uśmiechnęła się złowieszczo, szybko wypowiedziała zaklęcie , tworząc olbrzymią kulę iskrzących się błyskawic którą cisnęła w kryształ. Zaklęcie uderzyło w kryształ wywołując drżenie przedmiotu. Na krysztale pojawiła się drobna sieć pęknięć, po czym z głośnym trzaskiem artefakt rozsypał się na drobne kryształki, a z misy uniosła się delikatna smużka dymu. Succub uśmiechnął się z satysfakcją i odfrunął z wieży by zrealizować swoje plany...które właśnie uknuł.

Przede wszystkim potrzebował znaleźć i zdominować jakąś harpię. Liliel znała zaklęcie mogące uleczyć jej ranę. Problem polegał na tym, że to zaklęcie wymagało innego żywego stworzenia, na które obrażenia zostaną przeniesione. Po uleczeniu swej rany, miała zamiar zaszyć się gdzieś w ruinach twierdzy thana zidentyfikować swe skarby, by sprawdzić czy znalazła coś wartościowego, czy może same śmieci. A potem...odnaleźć Anzelma i resztę. Ileż można przepytywać kupę rozsypujących się kości?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-02-2010 o 13:24.
abishai jest offline  
Stary 04-02-2010, 16:00   #163
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Anzelm podniósł się z ziemi klnąc na czym świat stoi. Owszem spodziewał się potężniejszego przeciwnika, lecz nie kolejnego zawszonego magika. Płomienie liznęły jego nowy płaszcz, który tlący się natychmiast odrzucił. Bez żalu, w walce i tak tylko ograniczał ruchy. Szczęściem wciąż w dłoni dzierżył miecz.

Z pobliskiego pomieszczenia dobiegł szczęk oręża. Otumaniony szkielet dobrze wykonywał swe zadanie, lecz nie perfekcyjnie. Z komnaty wybiegł jeden z kościanych przeciwników. Najwyraźniej nowemu sprzymierzeńcowi nie udało się wwiązać w walkę obydwu. Wyswobodzony pędził właśnie na Phaere, więc Anzelm szybko podbiegł do czarodziejki stając na jego trasie. Drowka zaznajomiona w czarodziejskich mocach miała większą szanse w starciu z czarownikiem, lecz musiała mieć czas na koncentracje. Przeciwnik nie był głupi zwolnił przyjmując ofensywną pozycję, gotów zamachnąć się swą bronią. Niestety broń drzewcowa miała poważny atuty w starciu na odległość.

Pozostała nieczysta walka. Na podestach po bokach korytarza znajdowały się szczątki rzeźb, ozdobnych mis i przedmiotów. Lewą ręką Anzelm chwycił na wpół rozbitą skorupę starej wazy, zamachnął się i obrzucił nią szkielet. Natychmiast przy tym podbiegł do niego chcąc związać przeciwnika bardziej bezpośrednią walką. Halabarda nie straciła na tym manewrze na obronnych właściwościach. Szkielet mógł łatwo zasłaniać się przed kolejnymi cięciami, jednak wyprowadzenie własnych ciosów nastręczało pewną trudność. Kapłan nie zamierzał pozwolić na ponowne wyrównanie szans. Starał się utrzymywać ten niewielki dystans, a przy tym jak w furii, raz za razem uderzać na przeciwnika. Ciosy dość niecelne za zadanie miały zepchnąć przeciwnika do tyłu na ścianę, gdzie długi drzewiec halabardy zacznie potykać się o mur.

-Czy dam radę ? Głupie pytanie Anz...- Phaere przerwała w pól zdania swoją odpowiedź na plan jaki przedstawił jej kapłan, gdyż Aitar postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zasłoniła rękami swoją twarz kiedy truposz zaczął atakować ich magicznym ogniem. Nie spodziewała się, że umarlak będzie znał czary, skoro prawdopodobnie za życia ich nie poznał. Nagły rozbłysk światła bijącego z ognia całkowicie wybił Phaere broń z ręki, jakim było skupienie pozwalające na zdobycie przewagi nad Aitarem. Za plecami Anzlema przyzwyczajała swoje oczy do blasku oblewającego komnatę, aby móc za chwilę bronić się przed atakami nieumarłego.
-Trzymaj się blisko mnie to czarodziej cię nie skrzywdzi !- krzyknęła do kapłana - mam nadzieję... - dodała do siebie pod nosem. Postanowiła, że najlepszym pierwszym ruchem w tej rozgrywce będzie zapewnienie jakiejś ochrony przeciw umarlakowi bawiącemu się magią. Zaczęła przygotowywać zaklęcie, które powinno uchronić ich przed niektórymi magicznymi atakami - kulę niewrażliwości.


***

Phaere ciężko było objąć swoim czarem towarzyszy: zarówno walczący z halabardnikiem Anlzelm jak i miotający się po sieni Lilend zajmowali stanowczo zbyt dużo miejsca. Czar jednak pochłonął większą część - choć nie wszystkie! - płomieni Aitara oraz wichru lilenda, który najwyraźniej postanowił wypróbować podobną sztuczkę jak w przypadku pogrzebu drowa. Halabardy jednak skutecznie trzymały go na dystans, a wywoływanie wichury w zamkniętym pomieszczeniu było stanowczo złym pomysłem.

Kolejny ognisty atak Aitara - o wiele silniejszy niż poprzedni - zmusił kapłana do ucieczki w stronę drowki. Latien nie zdążył schronić się cały w sferze, której działania zresztą nie rozumiał - płomienie boleśnie liznęły mu ogon, a po parterze rozszedł się swąd palonych łusek. Dym gryzł was w oczy i utrudniał oddychanie. Co gorsza, w drzwiach wejściowych pojawiły się kolejne szkielety, które, gdy dawny pan Rangaard odsunął się robiąc im przejście, rzuciły się w stronę grupki śmiałków, szybkim wspólnym atakiem pokonując zmanipulowany szkielet.

- Na górę! - syknął Anzelm, po czym zmówił krótką modlitwę dotykając każdego z Was. Nie wiedzieliście co zrobił, lecz szkielety nagle zatrzymały się, rozglądając niepewnie, jak gdyby moc kapłana skryła Was przed ich wzrokiem. Mimo to wiedziały, że jesteście w pobliżu - rozstawiwszy się w luźny szereg zaczęły bronią przeczesywać sień, a w dłoniach Aitara zaczęły formować się dwie wielkie kule ognia.

- Chodu! - krzyknął Latien podrywając się w górę, a wy popędziliście schodami w samą porę by uniknąć wybuchu, który stopił posadzkę w miejscu, gdzie przed chwilą jeszcze staliście. Z piętra zobaczyliście oddział thana, który kończył przeczesywanie sieni i rozchodził się po salach.

Tak jak to opisała wcześniej drowka pierwsze piętro było jedną wielką rupieciarnią, do tego śmierdzącą trupem. Układ miała podobny do parteru: trzy połączone ze sobą sale. Wiedzieliście, że kolejne dwa piętra są praktycznie w całości zrujnowane, na czwartym zaś znajduje się biblioteka. Jak zawsze w takich chwilach uciekanie w górę było gorszym z pomysłów - co prawda Latien mógł wyfrunąć przez okno, ale Wy nie mieliście skrzydeł. Co teraz: zrobić zasadzkę tutaj, czy uciekać w górę w nadziei, że tam znajdziecie coś użytecznego? Na decyzję nie mieliście wiele czasu - szkielety wkrótce skończą przetrząsać niższe pomieszczenia, a alarm nie przestawał wibrować.


***

Liliel, zadowolona wyfrunęłaś z wieży. Co prawda przydałaby Ci się teraz kąpiel, ale po tylu latach w podziemiach doliny kto by wybrzydzał nad smrodem harpiego łajna...? Wcisnęłaś kosztowności za pas i poleciałaś szukać ofiary gotowej "poświęcić" się dla większego dobra - czyli uleczenia twoich ran. W międzyczasie usłyszałaś z wieży kolejny wybuch, nie wzbudził on jednak twojego większego zainteresowania. Smok napędził harpiom niezłego stracha, trochę więc trwało nim znalazłaś w ruinach jakąś młodą - za to całkiem zdrową - sztukę. Tym samym rana zasklepiła się w mgnieniu oka, co tak poprawiło ci humor, że nawet nie zezłościł cię bardzo fakt, iż wszystkie znalezione przez Ciebie przedmioty okazały się byle błyskotkami. Teraz pozostawało tylko odnaleźć Anzelma i jego umarlaki.
 
Sayane jest offline  
Stary 08-02-2010, 23:43   #164
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm

Fortelem zdołali wydostać się na piętro. Pojawienie się tu szkieletów było nieuniknione, lecz zyskali trochę czasu na zorganizowanie kontrataku. W końcu martwe truchła, pozbawione zdolności postrzegania swych nieprzyjaciół, musiały bardzo uważnie przeglądać każde pomieszczenie. Rozejrzał się po rupieciarni. W pomieszczeniu panował niesłychany bałagan, co także mogło działać na korzyść uciekinierów. Nieprzyjaciel dłużej będzie je przetrząsać jeśli zechcą uciekać w górę. To właśnie najbardziej zastanawiało mężczyznę, czy uciekać w górę, czy też ukryć się tutaj i przygotować zasadzkę. Z tego co wspominały czarodziejki trzecie piętro wieży było zawalone, na czwartym zaś były kolejne szkielety. Anzelm nie sądził, aby potrafiły latać, więc raczej zostały na straży biblioteki. Z drugiej zaś strony stał spory oddział, kto wie czy nie wzmocniony o kolejne napływające posiłki. Uciekli, lecz tym samym dali się schwytać w pułapkę. Zwłoka, choć pozwalała odetchnąć, tak na prawdę działała na ich niekorzyść. Pewnym było, że kapłan nie podda się bez walki. Wciąż ich atutem było zaskoczenie wynikające z ukrycia przed wzrokiem przeciwnika, lecz i ono pryśnie, gdy tylko wdadzą się w wir walki.

Wśród nadgryzionego czasem sprzętu walały się szczątki różnych istot. Przypominały Anzelmowi o celu wędrówki do wieży. Byli od niego dosłownie na wyciągnięcie ręki, choć z pościgiem trudno przeszukiwać ruiny, a tym bardziej odprawiać jakikolwiek rytuał. Kości jednak mogły posłużyć dla wyrównania liczebnie szans, ale wpierw musiał się upewnić, że nie użyje najcenniejszej czaszki na bezużyteczne mięso armatnie. Tak, najpierw potrzebował znaleźć czaszkę czarodzieja, pomocnika thana, do tego zaś potrzeba przede wszystkim więcej czasu. Szybki rzut oka po pomieszczeniu podsunął mężczyźnie pewien pomysł.

-Szybko znudzą się parterem. Latienie, czy byłbyś w stanie mocą wiatru przesunąć większość mebli do drzwi? Stworzenie barykady da nam trochę więcej czasu.

Kapłan zaplanował kolejny półśrodek, nie rozwiązujący problemu, lecz odkładający go w czasie. Drzwi prowadzące na klatkę schodową choć stare, ze zmurszałego drewna i przerdzewiałych żelaznych okuć sprawią trochę problemu, zanim wraz z zaporą zostaną porąbane na kawałki. Niech teraz czarownik spróbuje użyć swego ognia. Nad jeziorem płomień nieźle radził sobie z nieumarłym ciałem. Zanim kompani zaczęli kwestionować decyzję, wyjaśnił ją szybko.

-Przyszliśmy tu w poszukiwaniu zwłok czarownika. Jesteśmy w dobrym miejscu i możemy nie mieć okazji przybyć tu ponownie. Chcę zająć naszych wrogów, by w tym czasie przeszukać te pomieszczenia. Szukamy czaszki człowieka. Jeśli wierzyć legendom, ludzie nie brali udziału w pierwszej wojnie - kapłan spojrzał oczekując potwierdzenia u lilenda - Ludzki kościec jest odróżnialny od lilenda, czy tei'ner, o demonich pomiotach nie wspominając. Jeśli macie wątpliwości przypatrzcie się mojej czaszce, bowiem jeśli ma się powieść, wszyscy musimy szukać. Zważmy także, czy któryś szkielet nie ma na sobie strzępów czarodziejskich szat. W razie wątpliwości weźmiemy więcej próbek i przejrzymy w spokojniejszym miejscu. Nie chcę z tym zwlekać, gdyż możemy być zmuszeni uciec zamiast pokonać wrogów. Już zebrało się ich wielu, kto wie, czy nie schodzą się następni.

Zamilkł nasłuchując uwag kompanów, jak również dźwięków z dołu. W końcu rozpoczął rozważania nad tym, co najbardziej było im potrzebne - planie ucieczki.

-Kiedy oddziały przebiją się tutaj, wciąż nie będą nas widzieć, więc nie radzę od razu rzucać się z szarżą. Proponuję raczej spróbować się wymknąć. Mogę powołać do nieżycia leżące tu kości i nakazać im, by narobiły zamieszania na piętrzę wyżej. Sami zaś ukryjemy się tutaj i spróbujemy przemknąć na dół. Jeśli będzie trzeba pokonując szybko strażników pilnujących przejścia. Pamiętajcie, że pierwszego ataku nie dostrzegą, musi więc być celny prosto w szkarłatne serca. Możemy również zmierzać w górę, kolejne z pięter jest zawalone, więc jeśli zdołasz nas Latienie choć pojedynczo unieść, to uciekniemy pościgowi. Wtedy zaś można spróbować uciec przez dach wieży, lub we wróżebnym zwierciadle zaobserwować sytuację na dole upewniając się ile jeszcze wrogów zgromadziło nasze wtargnięcie. Szkieletów na górze bym się nie obawiał póki nie zaalarmujemy ich o naszej obecności. Gdybym miał wybierać, wolałbym drogę w dół, niż w górę. Przynajmniej jest znana, choć przepełniona nieumarłymi. Pójście w górę może okazać się albo przydatnym przystankiem, pamiętając o dużym zwierciadle i bibliotece, albo równie dobrze ślepym zaułkiem z zawaloną klapą na dach wieży.
 
Glyph jest offline  
Stary 10-02-2010, 11:18   #165
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Biedna przestraszona harpia, kuląca się ze strachu przed iluzją smoka. Bezbronna ofiara, taką jaką Liliel lubiła. Nie stanowiło problemu złamać wolę stworka i potem zaklęciem przenieść ranę ze swego ciała. Po zaleczeniu pozostało tylko usunąć świadka. Liliel kucnęła przy młodej harpii i pocałowała ją. Z początku stworzenie się wyrywało, z czasem jednak z lubością poddało się pieszczocie ust succuba... jak mucha pochwycona przez rosiczkę.
Z początku walczy o życie próbując się wyrwać z śmiertelnej pułapki. Potem siły się wyczerpują, umysł usypia i z czasem poddaje się nieuchronnści swego losu. Z każdą sekundą ciało harpii wiotczało, schło....jakby Liliel w akcie namiętności wypija siły życiowe stwora. W końcu demonica odrzuciła od siebie zmumifikowane zwłoki harpii.

Uśmiechnęła się z satysfakcją i zaczęła identyfikować przedmioty, które okazały się bezużytecznym szmelcem.
Nie była co prawda specjalnie tym poirytowana, ale i radości ten fakt w niej nie zbudził. Poświęciła więc kilka chwil, by ubrać harpię owe „skarby” i ruszyła w kierunku wieży. Czas odszukać Anzelma i resztę obiboków. Kołowała dookoła wieży, by wreszcie wlecieć w okno na korytarzu pomiędzy biblioteką a niższymi poziomami wieży.

Siedząc na parapecie wieży rozejrzała się nieufnie. Była sama w twierdzy wroga. Trzeba było tu być ostrożnym. Liliel wszak zmarnowała już sporo zaklęć ze dostępnej jej magii. Zamierzała udać się do biblioteki sądząc, że tam właśnie pójdzie kapłan, a za nim reszta.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-02-2010, 16:47   #166
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Plan Anzelma jak zawsze był konkretny i dobry... no, czy dobry można było mieć w tym momencie wątpliwości - ostatecznie dzięki niemu znaleźliście się w wieży. Jednak czyż można narzekać, gdy samemu się niewiele robi? Chyba nie... Toteż sprawnie zabraliście się do roboty: Latien ostrożnie i w miarę cicho przeniósł wszystkie graty, skutecznie blokując schody, podczas gdy pozostała dwójka, z nozdrzami pełnymi kurzu, przeszukiwała komnaty. I wyglądało na to, że paradoksalnie mieliście szczęście: gdyby nie atak szkieletów nie zrobilibyście barykady, a gdyby nie barykada, nie znaleźlibyście przywalonego meblami ludzkiego szkieletu. Co prawda szaty były zetlałe nie do rozpoznania, natomiast błyskotki, jakimi był obwieszony wyraźnie sugerowały magiczną prominencję. Kapłan bez wahania wziął czaszkę obcego maga i schował ją do torby.

Potężny wybuch wstrząsnął budynkiem, a po piętrze rozeszły się kłęby dymu. Najwyraźniej Aitar postanowił rozprawić się z barierą. Mając do wyboru ucieczkę, upieczenie lub uduszenie nie wahaliście się długo - ku radości drowki ruszyliście do góry, mijając zawalone piętra i a na czwartym omal nie zderzając się z Liliel, która wleciała właśnie oknem i teraz rozglądała się czujnie wokoło...

- Nawet na chwilę nie mogę zostawić was samych - wiedziałam że wpakujecie się w kłopoty - oznajmiła Liliel zadowolonym głosem. Nie mieliście jednak czasu na przegadywanki zwłaszcza, że Phaere ciągnęło do biblioteki: olbrzymiego pomieszczenia bez okien, pełnego regałów, zmurszałych książek, migoczących płomieni świec i... szkieletów, które nie zwracały na Was uwagi. Pełnego wiedzy, którą moglibyście wykorzystać - gdybyście mieli czas i wiedzieli, czego i gdzie szukać. Jedynie drowka dzięki swej wizji i snom miała jakie-takie pojęcie jak poruszać się w tym labiryncie.
Latien natomiast z obawą spoglądał w dół, skąd dochodziły Was kłęby gryzącego dymu. Gwałtownym uderzeniem powietrza wypchnął dym przez okna na niższych piętrach; niestety pomogło to jedynie tymczasowo. Potem rzucił okiem na okno korytarza, na którym siedział sukkub.
- Może... może dałbym radę unieść was oboje i w miarę bezpiecznie wylądować. Bardziej niż szkieletów boję się jednak, że spotkamy tutaj thana. A te poczwary - wzdrygnął się na samo wspomnienie o szkieletach - na pewno będą nas ścigać nawet na zewnątrz...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 11-02-2010 o 16:55.
Sayane jest offline  
Stary 15-02-2010, 21:14   #167
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm sięgał już po rękojeść miecza, gdy usłyszał sukkuba. Opuścił dłoń zaskoczony. Spodziewałby się każdego innego demona, ale nie Liliel, w dodatku samej. Przez usta już miało się przeciskać pytanie, czy Selena jest z nią, lecz kapłan szybko ugryzł się w język. Oczywistym było, że sukkub dotarł tu korzystając z usług swego skrzydlatego ciała.
W końcu znaleźli się w bibliotece, gdzie po naleganiach drowki zatrzymali się na dłużej.

-Selena jest na grobie Versunga? - zapytał Liliel, próbując odgadnąć ich poczynania - Raczej nie przeżyli?
Kapłan raczej stwierdził niż spytał. Czym innym było przeżyć tysiące lat w bezpiecznej świątyni, czym innym tutaj pod samym nosem wroga.

Podczas, gdy Phaere próbowała zgłębić księgi, kapłan postanowił przeprowadzić rozmowę ze zmarłym. Miejsce było w końcu dobre jak każde inne, a i tak utknęli tu na jakiś czas. Czaszkę umieścił na stole służącym niegdyś czytającym. Skupiając się odmówił modlitwę.
- Przyzywam mocą mi nadaną.
Duchem już dawno opuszczone,
lecz mające w ciele wiedzę wciąż nie zapominaną.
Dni przeszłe, życie minione,
przede mną niech się odsłoni.


W czaszce z pozoru nic się nie zmieniło, wciąż leżała nieruchomo. Mimo to kapłan był przekonany, że rytuał się powiódł.
-Czy jesteś magiem, który pomógł thanowi stać się liszem? Odpowiedź! - rozkazał stanowczym tonem.

Między stronnicami ksiąg zaszeleścił nagle leciutki powiew, choć w sali nie było żadnego okna. Z czaszki natomiast wydobyło się cichutkie sapnięcie.

- J... magiem z... ...deep... Liczem sam...

Anzelm, choć nie okazywał tego po sobie, ucieszył się. Nie miał wątpliwości, że wybrał właściwą czaszkę. Nawet gdy zrozumiał, że mag nie zna procesu przemiany wciąż był dobrej myśli. Szybko, zanim przywołany czar zaniknie zadał kolejne pytania.

-Filakterium. Czy wiesz jak otworzyć filakterium?

Czaszka długo milczała, wreszcie z trudnością zdołała wypowiedzieć słowa, z których tylko kilka było zrozumiałych. Wiele wieków minęło odkąd ciało to zamieszkiwała dusza.
- ...sza... tylko than...

- Czy wiesz więc jak je zniszczyć? - zapytał rozumiejąc, iż jak mógł się spodziewać tylko twórca potrafi uwolnić swą duszę. Nastąpiła chwila ciszy jeszcze dłuższa niż poprzednio, gdy nagle wicher w pomieszczeniu wzmógł się jakby przesłuchiwany usiłował zebrać siły na udzielenie odpowiedzi.

- ...księga z... czerni... usta... albo ...fakty... ...tężne...

- ...księga z czerni, księga z czarami - kapłan próbował dopasować pourywane słowa. Gdy usłyszał o tężnych faktach gniew wezbrał w słudze Nerulla. Potężne artefakty, jakaż to użyteczna rada? Gdyby mieli przy sobie oręż na tyle potężny, by przebić się przez magiczne zasłony, nie zadawałby teraz głupich pytań. W afekcie cisnął nieprzydatną czaszką w kąt. Huk odbitej od ściany kości rozległ się po komnacie niepokojąc stojące tu szkielety. Na krótko, w końcu nie widząc niczego niepokojącego nie miały powodów do podejrzeń, a popadająca w ruinę wieża często się sypała.

Pozostała wzmianka o księdze. Anzelmowi przyszła na myśl księga, o której opowiadały czarodziejki. Zamierzał ją obejrzeć, jeśli Phaere jeszcze tego nie zrobiła.

Kapłan rozejrzał się także po bibliotece. Powierzchownie tylko, gdyż czas naglił. Przede wszystkim policzył szkielety. Skorzystał również z faktu, iż nieumarli nie mogli ich wypatrzeć. Podszedł do jednego z nich przyglądając się umieszczonemu w sercu kryształowi. Przyszło Anzelmowi do głowy, że gdyby zdobyć taki klejnot, zdolny alchemik mógłby spróbować go unieszkodliwić. Czasem najprostsza, ale odpowiednia mikstura, wibracje nawet, mogą skazić magiczne komponenty.
Wypytał też pod tym kątem Latiena. Podejrzewał, że nieznany minerał dawniej musiał być wykorzystywany, gdy jeszcze kopalnie były pod kontrolą zhuitów.
 
Glyph jest offline  
Stary 16-02-2010, 21:21   #168
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere pochłonięta zamiarami przeszukania zbiorów thana, początkowo nie zauważyła nawet brakującej Seleny. Na zaczepkę Liliel również nie znalazła chwili. W końcu kilka kroków dzieliło ją od ksiąg, które przez lata mógł przeglądać tylko licz. W końcu jego słudzy nie wyglądali na przykładowych czytelników.
Od zakurzonych regałów odciągnął ją jednak zachrypnięte pomrukiwanie zmarłego maga. Podeszła bliżej, gdyż gadająca czaszka zawsze była ciekawym zjawiskiem.
Przesłuchanie rozwiało wątpliwości co do księgi widzianej w wizji. Zapewne czaszkowy mag mówił o tej pięknie obłożonej, wielkiej księdze, którą Phaere miała w najbliższych planach dołączyć do swojej biblioteczki.

-Księga z czerni... Bardzo mądre. - zadrwiła z domysłów Anzelma. Ach, ci kapłani... Niby mądrzy, a jednak nie do końca.
Odsunęła się, aby nie dostać rykoszetem z czaszki kiedy kapłan ze złością rzucił nią w kąt.
-Skąd w tobie tyle złości, Anzelmie? Przecież dowiedziałeś się wszystkiego czego chciałeś. Co więcej jesteśmy o krok od ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy licza. Powinieneś się cieszyć. - uspokajała mężczyznę, gdyż sama wiedziała już, że księga jest w tym pomieszczeniu.
-Jeśli wszyscy już opanowali swoje mocje to zapraszam, na krótką wycieczkę po bibliotece. Zwiedzających prosi się jednak o nie dotykanie eksponatów pod groźbą pożarcia przez tych - tu wskazała głową nieumarłych - miłych panów. - drowka odwróciła się na pięcie i ruszyła wprost miejsca, w którym ostatnio widziała najważniejszą księgę w całej tej zakurzonej wieży. Mijając zastygłych w miejscu nieumarłych czuła się po części jak w jednym ze swoich snów, lub wizji. Obawiała się, że na krok od księgi obudzi się, albo przeniesie do innego miejsca.

- Chyba nie muszę tłumaczyć, że skoro licz osobiście nie pilnuje księgi oznacza, iż jest ona chroniona siecią zaklęć...lub jednym potężnym. - zwróciła się do swoich towarzyszy. -Dlatego zanim zabierzemy się za ratowanie tej krainy musimy uzgodnić, co zrobimy, kiedy wszyscy zebrani w tej wieży rzucą się nam do gardeł. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby przeglądnięcie jej na zewnątrz. - zakończyła swoją wypowiedź spoglądając na resztę zebraną wokół księgi. Uznała swój pomysł za najrozsądniejszy, rozprawią się z liczem na odległość, po czym będą mogli wrócić do wieży po łupy.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 17-02-2010, 17:10   #169
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Selena jest na grobie Versunga? Raczej nie przeżyli?- słowa te wywołały pogardliwe prychnięcie Liliel i wypowiedź.- Nie...większość przeżyła. I pewnie teraz idą zrobić coś głupiego, jak zabić thana na przykład. Oby się nawzajem wyrżnęli.
Trudno było stwierdzić, czy słowa succuba były prawdziwe, czy były kłamstwem. Jedno było pewne. Cokolwiek się zdarzyło tam, wzbudziło gniew Liliel widoczny w jej oczach.


Na dalsze rozmowy, nie było czasu zresztą. I Liliel podążyła za kapłanem i drowką oraz lilendem do celu, do którego zmierzali...biblioteki.
Była ona spora i robiła imponujące wrażenie. Nie przybyli tu jednak, by podziwiać. Kapłan zaczął przepytywać czaszkę trupa, Phaere przeszukiwać księgozbiór.

A Liliel nudziła się uderzając ogonem o półki, wreszcie westchnęła i...wzięła przykład z drowki. Jednak z innych powodów niż Phaere. Drowka szukała nowej potęgi, nowych czarów, Liliel przeglądała księgi oddając się wspomnieniom. Była tu już kiedyś...spędziła wiele dni i nocy wertując księgozbiór w oczekiwaniu na rozkaz swego pana. Wspominała te dni z nostalgią, mimo że wtedy nudziła się strasznie.
Niemniej nie odczuwała wtedy takich uczuć jak obecnie. Nie musiała się bać, nie musiała wątpić.

Kątem oka spoglądała na swych sojuszników. Lilend, draewka oraz kapłan... mrówki pod stopami dwóch walczących gigantów, thana oraz grupy Versunga.
A co najgorsze, ona była jedną z tych mrówek.
-„ Naprawdę nisko upadłaś Liliel”- westchnęła w myślach demonica. Odwróciła się twarzą do książki z półkami chcąc ukryć przed pozostałymi członkami drużyny, płynące po policzkach łzy. Nie mogła okazać słabości... oni tylko na to czekali.

Anzelm okazał gniew...odpowiedzi jakich udzieliła mu czaszka zmarłego maga, były niepełne. I przyjął tego zbyt dobrze. Phaere była uszczypliwa, ale Liliel ograniczyła się do ironicznego uśmieszku. Nie zamierzała stawać po stronie drowki przeciw Anzelmowi. Z ich dwojga, kapłan był użyteczniejszym sojusznikiem.
Tym razem o dziwo, to właśnie Phaere objęła inicjatywę, najpierw uspokajając kapłana potem wskazując kierunek, co bynajmniej nie zmartwiło Liliel. Succubowi było wszystko jedno... przynajmniej na razie.

Udali się pod jej przewodnictwem do księgi, przy której Phaere zaczęła mówić o magicznych zabezpieczeniach. Drowka wydawała się niemal fizycznie pożądać tej księgi. Mimo to panowała nad głosem i wspomniała o zagrożeniu jakie stanowią szkielety.
Liliel kiwnęła z politowaniem głową mówiąc.- Czyżbyście nie potrafili sobie poradzić z czymś tak prymitywnym, jak banda ożywionych kości?
Westchnęła niemal teatralnie, dodając.- Po prostu zajmij się zdejmowaniem magicznych barier z księgi, tak byś mogła zabrać ją ze sobą. A ja z Latienem i Anzelmem zajmiemy się truposzami. Być może mnie jeszcze pamiętają. Jeśli tak, to wydam im rozkaz do odwrotu. Jeśli nie... moja magia nie jest tak słaba jak twoja, Phaere.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-02-2010 o 17:15.
abishai jest offline  
Stary 20-02-2010, 19:19   #170
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
[media]http://panasonicvs3.wrzuta.pl/sr/f/82fQmYjfbps/danny_elfman_-_opening.mp3[/media]Danny Elfman - Opening

Anzelm w końcu naliczył pięć szkieletów. Nie były to przeważające siły wroga, pilnowały jednak skarbnicy wiedzy - mogły więc być niebezpieczne. Ku zdumieniu kapłana księga nie była jednak chroniona. Choć w zasadzie przed kim than miałby ją chronić? Pomocnik licza obrócił się w pył, a wyspie nie było poza nimi żadnego maga zdolnego wykorzystać zawartą w niej wiedzę. Aż do tej pory - teraz Phaere aż drżała z niecierpliwości. Może gdyby była z Wami Selena i ona umiałaby wykorzystać księgę - Seleny jednak nie było.

Latien niestety nie umiał pomóc Anzelmowi odnośnie kryształów. Imilskie kopalnie zamknięto zaraz po wojnie, a nigdzie indziej nie wydobywano tego typu minerałów. Jednak z tego co lilend mógł stwierdzić na pierwszy rzut oka, wnioskował, że jest to jakaś odmiana kryształu górskiego, typowa dla tych nadmorskich terenów i dość krucha. Nigdy nie interesował się jubilerstwem, widział jednak misę z tego kryształu w którejś ze świątyń. Może miał jakieś właściwości wzmacniające lub absorbujące moc?

Na razie przygotowaliście się do porwania księgi - to było ważniejsze. Kapłan ubezpieczał drowkę, widoczna dla nieumarłych Liliel stała w środku, lilend zaś przy drzwiach, gotowy do przejęcia tomu. Phaere dotknęła księgi - i oczywiście nieumarli ruszyli wprost na nią. Nie musieli jej widzieć - byli tu tylko po to, by bronić artefaktów. Liliel wrzasnęła na nich rozkazującym głosem - bez efektu. Z duszą na ramieniu drowka cisnęła cenny tom sukkubowi, który uniósł się z nim pod powałę i, poza zasięgiem łap szkieletów, wyleciał na korytarz.

Nagle przez okno na korytarzu wpadł silny podmuch wiatru, który powalił Liliel na ziemię, a sekundę później nad Wami rozległ się głośny trzask, jakby cały kryształowy dach rozsypał się w drobny mak. Wieża zadrżała w posadach, ze stropu posypał się kurz. Wiele ksiąg spadło z regałów, rozpadając się w duszący pył. Kilka półek zawaliło się, zrzucając na ziemię zawartość. Świece przewróciły się - leżące na stole papiery zajęły się ogniem. Wszystko to jednak zdominował wściekły, nieludzki wrzask. Than był nad Wami! Zapewne chciał w krysztale sprawdzić kto nachodzi jego dom - tyle, że kryształ był już rozbity. A w ciągu tych kilkunastu minut od uwolnienia bohaterów Selena zdołała przekazać im całą swoją wiedzę - i teraz grupa Versunga atakowała siedlisko licza.

Wy jednak mieliście księgę i filakterium - dwa przedmioty mogące definitywnie zakończyć trwającą nad Wami walkę. Liliel nie czekała - po pierwszym wstrząsie smyrnęła przez okno i, lawirując wśród spadającym odłamków, wylądowała wśród ruin. Lilendowi poszło nieco gorzej - obciążony dwoma osobami nie mógł swobodnie manewrować w powietrzu. Kilka kryształowych odłamków i spadających z góry kamieni uderzyło go w plecy. Z hukiem wylądowaliście na ziemi, niemal łamiąc sobie kości, po czym kuśtykając dobiegliście do schronienia sukkuba.

Phaere zaczęła gorączkowo przerzucać karty tomu - grubej, czarnej księgi z tłoczonym rysunkiem otwartych ust na grzbiecie - w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego. Księga traktowała o nekromancji - jej moc wibrowała w powietrzu, mieszając się z mocą licza i Bohaterów. Wiele stron pokrytych było odręcznymi zapiskami thana. Zaklęcia były trudne, lecz Imil napełniało drowkę nieznaną jej mocą. A może to Księżycowa Panna dodawała jej sił w walce ze złem? Tiloup grzecznie siedział u jej stóp. Strona o przemianie w nieumarłych założona była paskiem niewyprawionej skóry. Anzelm, wyszeptawszy kolejną modlitwę, spoglądał drowce przez ramię. Kapłan całym sobą czuł wszechobecną magię nieumarłego - wabiącą i odrzucającą go równocześnie. Czy to ta moc zabiła Maureen? Świeżbiły go palce do walki, medalion wibrował niespokojnie. Gdzieś tam, na górze, w najwyższej z wież czaił się jego wróg - potężny, niedosięgły... A Anzelm trzymał w dłoniach jego serce - filakterium.

Lilend wyciągał sobie z ciała odłamki szkła, nerwowo popatrując w górę.

A Liliel czuła zew...

Początkowo zew był cichy i niewyraźny. Jak przebiegający po skórze zimny dreszcz. Jak nieokreślony lęk sprawiający, że włoski na karku stawały dęba. Potem stał się bardziej natrętny. Najpierw jak komar. Potem jak wielka mucha. A na końcu zaczął szarpać ciałem demona, nie pozwalając mu usiedzieć w miejscu, sprawiając, że Liliel nerwowo biła ogonem i kręciła się w miejscu. Zew paktu.

A znad gór nadlatywały demony.




Małe i duże, pojedynczo, parami i całymi stadami potwory wylatywały ze swych kryjówek na szczytach imilskich skał, wypełzały z jaskiń, wychodziły ze starych sztolni... Podążały w stronę wieży. Odpowiadały na zew. Najmniejsze zaczęły już atakować Bohaterów. Powietrze przecięło kilka ognistych kul, kilka piorunów. Bestie spadły na ziemię w obłokach dymu i smrodu spalonego mięsa i piór. Drużyna skryła się głębiej pomiędzy zwalonymi murami.

A Liliel czuła zew.

Wiele wieków minęło jednak od czasów świetności thana. Stare zwoje zmurszały i rozpadły się w pył. Rzeki zmieniły swoje koryta. Podziemne strumienie wydrążyły sobie nowe korytarze. Stare vallen spróchniały i zawaliły się robiąc miejsce młodym sadzonkom. Świat się zmienił. I choć mówi się, że demony się nie zmieniają, one również się zmieniły. Wieki izolacji sprawiły, że silniejsze pokonały słabsze, większe mniejsze, pozostałe zawarły pakty i podzieliły terytorium. Zajęły się własnymi sprawami. Ułożyły sobie życie na tyle, na ile potwory potrafią. Moc paktu z liczem słabła, a one stawały się silniejsze. I choć dziś usłyszały znajomy zew, wiele z nich nie przybyło tu by walczyć.

Zwalisty, śmierdzący babau chwiejnym krokiem wchodził do wieży, ale dwa stare marlithy usadziły się na resztkach jednej ze ścian i z zainteresowaniem obserwowały rozgrywającą się na górze walkę. Duże stado drechtów i impów próbowało przebić się przez powietrzną zasłonę Herfy, ale grupa czerwonych abishaiów unosiła się na granicy lasu, najwyraźniej nie zamierzając dołączać do walki. Słabsze demony nie były w stanie oprzeć się mocy paktu, ale większe i silniejsze zachowały własną wolę. Jeszcze... Bijące w ziemię ogony, powarkiwania i nerwowe ruchy świadczyły, że i one czują resztki więzi z thanem. Przybywajcie! Walczcie! Pijcie krew moich wrogów! Pijcie krew dzieci Matki! - dzwonił nieumarły głos w głowach demonów.

- Przybywaj! -
dzwonił głos w głowie Liliel.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-02-2010 o 22:33.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172