Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2010, 11:06   #482
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Wtorek, 16 X 2007, wydział 13 , godz. 11:40

To, że opuszczała zbrojownię nie było podyktowane chęcią ucieczki przed Will ani uprzejmością wobec gospodarza, który postanowił ulegać harpii na każdym kroku. Ot Amy potrzebowała cukru. Opuszczenie swego krzesełka, albowiem uważała je już za swoje prawem zasiedzenia, okazało się o tyle frapujące, iż rzeczony mebel nie zawierał na swej powierzchni runicznego brulionu który winien był pełnić rolę przekładki między nim a siedzeniem młodej detektyw. Podejrzliwie przyjrzała się podstępnemu kawałkowi wystroju który nikczemnie pożarł zeszyt i gdyby nie przelewające się wewnątrz brzuszka soki coraz konkretniej domagające się atencji skończyło by się niechybnie na rozpruciu siedziska i wyflaczeniu gąbki w poszukiwaniu zaginionych notatek. Jednak trzeba było usłuchać wewnętrznego miernika cukru.

Samo przechwycenie ją przez inspektorka było do przewidzenia na sam widok otwartych drzwi. Jedyną szansą było ciche przemknięcie przez światło otworu licząc, iż drzemiące wewnątrz niegodziwe zło nie trafi jej swym petryfikującym spojrzeniem. Daremnie. Tak oto sypały się plany powrotu w celu odzyskania czytadła i całkowicie przypadkowego podsłuchiwania i przeszkadzania odbywającej się w zbrojowni schadzce minionych pokoleń. Pozostawało radosne konferowanie z "górą".

- W sumie to powinnam przygotowywać... ale to może poczekać na Esme, nie chciała by tego przepuścić. No i jest raport tej cywilnej konsultant od rana mnie napastuje bym go przeczytała i wyraziła opinię. Wypali się dziewczyna normalnie. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, ot co. A tak poza tym to nic a nic, bardzo istotnego. - Wzruszyła ramionami pokazując że przecież zawsze trzydziesto sześcio godziny grafik dniówki można było naciągnąć i do czterdziestu ośmiu. W między czasie trwała wewnętrzna analiza dająca dość rychłe rezultaty. - Co do zgłaszania się na ochotnika jest to uzależnione od tego kto płaci za ciastka, bo jak ja to wolę do Elwiry, jej kubatura będzie bezpieczniejsza dla mojego portfela. - Popatrzyła z naglącym oczekiwaniem na wymiętego jegomościa. - Z czystej ciekawości... czego potencjalnie mieli byśmy szukać? -
- Zwłok...podejrzanych śladów, krokodyli.- wzruszył ramionami mężczyzna nazwany Bykiem. Zmierzył Amy od stóp do głów mówiąc.- Doszło do paru zaginięć w metrze. Jakiś gnój tam miesza, a my to gówienko znajdziemy i wygarniemy na powierzchnię. Mniejszej to już mamusia nie miała?
- Jej prawie tak sympatyczny jak Willhelmina. Wydział 13ty ma prawdziwe szczęście skupiając w jednym miejscu taką plejadę gwiazd. Na razie punkt dla pani psycholog. U niej przynajmniej nie trafią się żadne obleśne zwierzęta. - pozwoliła sobie na dwuznaczne podsumowanie. Dlaczego nie mógł trafić jej się jakiś normalny facet? Widząc Bulla dochodziła do coraz głębszego przekonania, że musi położyć łapki na tym całym Dawkinsie. Wydawał się przynajmniej właściwie ułożonym.
-Nie płacą mi za bycie miłym.- odparł Bull schylając się tak by jego głowa znalazła na wysokości twarzy Amy.- Gdy coś wyskoczy na ciebie z ośmiocentymetrowymi szponami i dwiema paszczami pełnymi długich kłów nie zabawiasz tego wykładami na temat etykiety. Tylko albo strzelasz, albo spierdalasz...albo jedno i drugie. A tak w ogóle skąd cię wytrzasnęli i jak masz na imię?
- Więc muszę złożyć do Pana Inspektora podanie by przestał płacić ci za bycie niemiłym. - nie uciekła od przetłuszczonej twarzy choć z tej odległości świeciła się jeszcze bardziej. - Wystarczy "detektyw Walter" lub "Locksmith" jeśli musisz mnie już już jakoś nazywać. tak mnie wołali w poprzednim przydziale. - Przewróciła oczami. - Co do rzeczy zębatych i pazurzastych ostatnie okazywały się aż za nadto elokwentne. Ale to pewnie kwestia preferowanych rewirów. - Wprawdzie nie zamierzała wspominać o tym przy Rock'u ale tak jakoś samo się powiedziało. Ważne, że przynajmniej w teorii, Esme nie było na Wydziale i wielki hegemon miał mniejsze możliwości pogwałcania prywatności cudzych myśli.
- A już myślałem że będzie z ciebie jedynie przynęta na tunelowe szczury ...masz jaja dziewczynko. - facet uśmiechnął się zadowolony z jej wypowiedzi. Po czym zaplątał się w swojej.- Cóż...w metafizycznym sensie, chyba.- wyciągnął wielkie łapsko w kierunku Amy mówiąc.- Harvey Bullit...alias Bull. Najtwardszy skurczybyk na trzynastce.
Zaznaczam, że ta dłoń może mi się jeszcze kiedyś przydać. -odwzajemniła zapewne lepki uścisk jednak nie starając się prowokować mocowania na dłonie. - Amanda Walter najbłędniej przydzielona do Trzynastki niewiasta. Lepiej nie spekulować czyja to sprawka. - dodała niby nie zauważając inspektora. - To jak z tymi pączkami? -
-Jak się wykażesz...może nawet fundnę ci jednego czy dwa ze zaskórniaków.- rzekł Harvey, podrapał się po podbródku i waląc dłonią po swym brzuchu dodał.- Na więcej nie licz, każdy płaci za własne pączki osobno.
Niestety ten na poły rubaszny, na poły śmieszny zwał tłuszczu okazał się też przysłowiowym skąpcem.
- I to ma być zachęta i remedium na twe kadrowe problemy? Bull... nie chcesz postawić głupiego kartonika ciastek a w zamian proponujesz tylko brud, smród i zmutowane jaszczurki. Tyle jest warte dla ciebie chroniące ci pupsko wsparcie, czy rzeczywiście zamierzasz "ochotników" puścić samopas i kierować się śladami hemoglobiny na torowisku? -
Licytowała się dalej nie bacząc na obecność zwierzchnika. Tu w grę wchodziło przetrwanie więc sentymenty należało odsunąć na bok.

-Nie podsuwaj mi pomysłów mała.- zaśmiał się Bullit, po czym rzekł.- Tam w kanałach i tunelach metra, jedyne ocalenie to twój partner, więc..
Założył rękę za rękę mówiąc.- Po to przyszłaś do policji, ratować to miasto przed upadkiem do rynsztoka. Więc nie ma co marudzić nad ubrudzeniem sobie rączek.
- Taaak... no ba... ja pracuję nawet w wolne weekendy. - ciężko było trafić na tym wydziale kogoś bez fanatycznego błysku w oku. - Tak a pro po. Skoro tam jedyne ocalenie to twój partner, to zapytam bez ogródek: jakim typem freaka jesteś? Bo ciężko na tym wydziale trafić staromodną sztukę homo sapiens. -wolała z marszu usłyszeć złe wieści i zacząć uciekać. W końcu nie można było oczekiwać od niej iż odda swe życie w ręce nieznanego freaka przesiadującego w gabinecie Rocka.
-Freaka?- zdziwił się Bullit, podrapał za uchem.-Co to jest freak?
-Panna Walter pyta czy masz jakieś nadnaturalne zdolności.-
podpowiedział Rook, a Harvey Bullit rzekł.- Nie bardzo jestem fraekowaty. A ty kruszynko?
- PFF! - fuknęła gniewnie Amanda przeskakując od razu na DEFCON 1 swej skali agresji, tuż na krawędzi mordowania w afekcie - Żeby to było jasne: Nienawidzę wszystkiego co freakowe! Widzieć freaków! Rozmawiać z freakami! Myśleć o freakach! A nawet polować na freaki! Tym bardziej gadać o freakach. Przemogłam się i zapytałam by potem nie być niemile zaskoczoną nagłym ujawnieniem prawdziwej natury. Więc jak masz dla mnie jakąś uczciwą policyjną robotę to idziemy, a jak chodzi znowu o jakieś freakowe dyrdymały to robię w tył zwrot i idę dać się podzielić na słoiki Elwirze. -
- Co z ciebie? Rasistka?- mruknął Bullit przyglądając się kobietce. Podrapał się po nieogolonej twarzy i rzekł w końcu chowając dłonie do kieszeni.-Idziesz ze mną mała, choćbym miał cię pod pachą zanieść. A co do freakofobii, Elwirka chętnie z tobą o tym pogada.
- Pfff... miłośnik freaków. To nie rasa tylko ślepe ogniwa ewolucji zaburzające pulę genową. - mruknęła mocno nieukontentowana Walter - To na co polujemy. DOKŁADNIE. I jak mam się ubrać? chyba nie każesz mi po tych swoich włościach chodzić w podkoszulku i tenisówkach. -
- Miłośnik pączków maleńka. Nie ma dla mnie znaczenia czy łapię gangstera, kultystę, czy coś z dodatkową parą szponiastych łap. Łamiesz prawo, Bullit łamie ci szczękę.- odparł dumnie detektyw. -Poza tym nie wiem co łapiemy. Zaginęły osoby w nowojorskim metrze, a my mamy odkryć co się za tym kryje. A to oznacza łażenie po tunelach metra, zabierz jakąś kurtkę, latarkę i buty co łatwo nie przemakają.
- Pyyysznie. Kogo mamy w trójkącie? Bo przed przyklejeniem mnie tu na chińskiego ochotnika ekscytowałeś się że jest was aż dwóch. - może partner Byka będzie bardziej akceptowalnym społecznie osobnikiem, choć widząc podejście potliwego jegomościa do freaków jego partner musiał być jednym z nich. - Mamy w metrze szanse na jakąś łączność radiową? Bo jak rozumiem kicamy każdy sobie? Inaczej bzdurą było by zaciąganie mnie do zabawy... -
-Idziemy w parach, ty ze mną, a ten drugi z Johnem. Łączność radiowa nie działa w tunelach metra.- rzekł w odpowiedzi Bullit, wyjaśniając sprawę.
No cóż wyglądało na to, iż jej właśnie określona para miała dość nadmiarową definicję słowa dwa, lub nie udało jej się wliczyć samego siebie. Bywa. Delikatne niedokrwienie mózgu oznaczało stan typowy dla rzesz amerykanów. Normalność.
- Mamy dwunastą, kiedy wymarsz? -
- Za dziesięć minut.-spojrzał na zegar i dodał.- Spotkamy się w garażu.

Wypełzając z gabinetu, przepełniona gorejącym brakiem entuzjazmu dla zadań nie przynoszących w efekcie darmowego jedzenia miast w stronę szatni powróciła na trasę wiodącą do mekki czekolady, orzeszków i szeleszczących opakowań. Przez chwilę kontemplowała opuszczoną przez wszystkich machinę by w ramach buntowniczego wandalizmu podtrzymać palcem rządzącą mechanizmę zapadkę i obrabować automat nie pokusiwszy się nawet o wrzucenie jakiegoś drobniaka. Ot Rock i tak pewnie miał tu gdzieś kamerę a w dodatku każdego wieczora przeliczał zawartość półek i kasy w poszukiwaniu niezgodności. Znając życie w miesięcznym rozliczeniu znajdą się więc i te bezgotówkowe zakupy.
Pozostawało wrócić do szatni w celach ogólno garderobianych. Policyjne ciuchy nie były złe. Wytrzymałe, schludne. Tylko wielkość krojona była wedle jakichś chorych, nie pasujących do niczego standardów. Usiadła na ławeczce rozważając dopchanie luźnych butów miętą gazetą czy inszym kawałkiem szmaty. Problem w tym, iż nikt w policyjnym ekwipunku nie przewidział zdezaktualizowanej prasy mogącej pomóc w takich sytuacjach. Ikk! Wstała porażona świadomością siedzenia na tak poszukiwanym papierze. Zaginiony runopis patrzył na nią z wyrzutem zagiętym rogiem okładki. Tak. Tego jeszcze jej brakowało. Ciekawe czy dwa mopsy z gabinetu buchnęły po jej wyjściu śmiechem widząc ją z przylepionym do tyłów zeszytem. Wredne małpy. Wrzucenie zguby do wewnętrznej kieszeni kurtki z mocnym zamiarem uchowania go przed światem zdradziło straszniejszą prawdę. Po chwili kieszeń była pusta! Zbrojmistrz wcisnął jej freakowe czytadło nie wspominając o jego niepokojących właściwościach! Kończył jej się czas. Chwytając latarkę ruszyła ku garażom z niemą nadzieją, iż papierowy potwór w chwilach agresji nie raczy miewać użytecznych zębów.

***
- Jestem. -

Ogłosiła zebranym swoje stawienie się tak na wszelki wypadek, gdyby udało im się przeoczyć szorującego w ich stronę rozczochranego nietoperza ubranego w sięgające kolan getry i nadmiarowe gumofilce. Zamachała przydługawymi rękawami niczym skrzydłami by mogli upewnić się co widzą.

- Ruszamy? -
 
carn jest offline