Que?
Dziwna to doprawdy była sceneria, jakby przejaskrawiona, iście sparodiowana - a na pewno alternatywna wersja stworzenia świata przez demiurga według Biblii.
Zwierzęta - takie dziwne: rodem wyjęte z baśni, które słuchała, gdy była małym dzieckiem. Lecz owy berbeć dawno podrósł, stając się powabną kobietą, która miała na dobre wkroczyć w świat dorosłych. To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania i po prostu zatkało ją na tak zwane amen. Malutkie, świetliste panienki ze skrzydełkami biły jej w pejzażu tym całym swoim blaskiem. Atmosfera w powietrzu także niepokojąca - pachniało tu magią i urzeczywistnieniem wiejskich zabobonów.
Obok ciała złotookiej przebiegło stworzonko o popielatej sierści, do złudzenia przypominające gronostaja - z tą różnicą, iż było mniejsze i miało dłuższe uszy, które łopotały za nim jak żagielki. Najwyraźniej szukało pożywienia w pobliżu tej dwójki ludzi, lecz gdy tylko młodziczka odrobinę się ruszyła, "zwierzątko" uciekło w popłochu. To nie jest sen... Argh, niech no ja zdobędę tylko ubranie, to dorwę tego pieprzonego chochlika!
Dojrzała jedno słońce, takich rozmiarów, jakie znała z własnego świata, a drugie było czerwone jak wiśnia i wielkości nieco mniejszej niż księżyc. Mimo to światła owych ciał niebieskich raziły ją w oczy, a kolce iglaków kuły niemiłosiernie. Nie piszczała z bólu, choć siedzisko nie należało do najwygodniejszych.
Jednak perspektywa tego, że nie posiada własnego ubioru przelała ostatecznie czarę goryczy. Dobra, na razie będę chyba musiała zerwać te gałęzie i zabawić się w buszmena.
I uczyniłaby tak natychmiast, gdyby nie jeszcze jedna przeszkoda...
Tamten mężczyzna.
Natręt, bezczelnie gapiący się na jej biust.
Może i była ładna, może i była kształtna (a wiemy wszakże, iż morze jest głębokie i szerokie), ale nie znosiła, kiedy obcy pan, w dodatku starszy, tak bezczelnie do potęgi n-tej gapił się na jej gołe piersi, a potem począł jeździć wzrokiem po ciele.
Sytuacja postawiła ją w iście niezręcznym położeniu.
Nie znała jegomościa i nie wypadało pyskować starszej osobie, z drugiej strony emocje pchały ją do tego, by komuś tutaj przywalić z liścia za zbyt lepkie spojrzenie.
- Uważaj pan, bo oczka mogą wylecieć z orbit. Kto wie, gdzie jeszcze potem skończą… - uśmiechnęła się kwaśno, po czym odhaczyła dodatkową porcją sarkazmu, taksując spojrzeniem resztę ciała „towarzysza” golasa - …albo można też dostać w delikatne miejsce czymś niezbyt przyjemnym. Więc nie radziłabym tak przyszpilać gałek.
Zasłoniła swój biust rękoma, po czym wstała i złamała kilka gałęzi drzewa przypominającego jałowiec. Wytrzepała je porządnie, żeby nie oblazły ją pająki, mrówki, kleszcze i inne niepożądane brzydactwa, po czym „okryła się” nimi, żeby golizna jej nie prześwitywała – bynajmniej na jakiś czas. Nie obchodziły ją jakieś śmieszne wróżki – ona jest człowiekiem: żadna z niej naturystka, ekshibicjonistka i nimfomanka.
Siedzącemu obok mężczyźnie również podała „cenzora”.
- Masz, nie świeć mi tu golizną – „zlitowała” się nad chłopakiem, nie spoglądając w jego stronę. – Wystarczy, że one gorszą dzieci. - skwitowała z ironią.
Wskazała skinięciem głowy na nagie, skrzydlate elfki, które tańczyły pośród konarów różnobarwnych drzew. Słodkie kolory spuszczały łomot granatowowłosej, która nie była przyzwyczajona do takiej jaskrawości, cieplutkiego wiaterku i widoku dziwnej flory, fauny oraz dwóch słońc na nieboskłonie.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania.
Ostatnio edytowane przez Ryo : 01-02-2010 o 21:39.
|