Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2010, 21:37   #11
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Que?
Dziwna to doprawdy była sceneria, jakby przejaskrawiona, iście sparodiowana - a na pewno alternatywna wersja stworzenia świata przez demiurga według Biblii.

Zwierzęta - takie dziwne: rodem wyjęte z baśni, które słuchała, gdy była małym dzieckiem. Lecz owy berbeć dawno podrósł, stając się powabną kobietą, która miała na dobre wkroczyć w świat dorosłych. To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania i po prostu zatkało ją na tak zwane amen. Malutkie, świetliste panienki ze skrzydełkami biły jej w pejzażu tym całym swoim blaskiem. Atmosfera w powietrzu także niepokojąca - pachniało tu magią i urzeczywistnieniem wiejskich zabobonów.

Obok ciała złotookiej przebiegło stworzonko o popielatej sierści, do złudzenia przypominające gronostaja - z tą różnicą, iż było mniejsze i miało dłuższe uszy, które łopotały za nim jak żagielki. Najwyraźniej szukało pożywienia w pobliżu tej dwójki ludzi, lecz gdy tylko młodziczka odrobinę się ruszyła, "zwierzątko" uciekło w popłochu.

To nie jest sen... Argh, niech no ja zdobędę tylko ubranie, to dorwę tego pieprzonego chochlika!

Dojrzała jedno słońce, takich rozmiarów, jakie znała z własnego świata, a drugie było czerwone jak wiśnia i wielkości nieco mniejszej niż księżyc. Mimo to światła owych ciał niebieskich raziły ją w oczy, a kolce iglaków kuły niemiłosiernie. Nie piszczała z bólu, choć siedzisko nie należało do najwygodniejszych.
Jednak perspektywa tego, że nie posiada własnego ubioru przelała ostatecznie czarę goryczy.

Dobra, na razie będę chyba musiała zerwać te gałęzie i zabawić się w buszmena.

I uczyniłaby tak natychmiast, gdyby nie jeszcze jedna przeszkoda...
Tamten mężczyzna.
Natręt, bezczelnie gapiący się na jej biust.
Może i była ładna, może i była kształtna (a wiemy wszakże, iż morze jest głębokie i szerokie), ale nie znosiła, kiedy obcy pan, w dodatku starszy, tak bezczelnie do potęgi n-tej gapił się na jej gołe piersi, a potem począł jeździć wzrokiem po ciele.

Sytuacja postawiła ją w iście niezręcznym położeniu.
Nie znała jegomościa i nie wypadało pyskować starszej osobie, z drugiej strony emocje pchały ją do tego, by komuś tutaj przywalić z liścia za zbyt lepkie spojrzenie.

- Uważaj pan, bo oczka mogą wylecieć z orbit. Kto wie, gdzie jeszcze potem skończą… - uśmiechnęła się kwaśno, po czym odhaczyła dodatkową porcją sarkazmu, taksując spojrzeniem resztę ciała „towarzysza” golasa - …albo można też dostać w delikatne miejsce czymś niezbyt przyjemnym. Więc nie radziłabym tak przyszpilać gałek.

Zasłoniła swój biust rękoma, po czym wstała i złamała kilka gałęzi drzewa przypominającego jałowiec. Wytrzepała je porządnie, żeby nie oblazły ją pająki, mrówki, kleszcze i inne niepożądane brzydactwa, po czym „okryła się” nimi, żeby golizna jej nie prześwitywała – bynajmniej na jakiś czas. Nie obchodziły ją jakieś śmieszne wróżki – ona jest człowiekiem: żadna z niej naturystka, ekshibicjonistka i nimfomanka.

Siedzącemu obok mężczyźnie również podała „cenzora”.
- Masz, nie świeć mi tu golizną – „zlitowała” się nad chłopakiem, nie spoglądając w jego stronę. – Wystarczy, że one gorszą dzieci. - skwitowała z ironią.

Wskazała skinięciem głowy na nagie, skrzydlate elfki, które tańczyły pośród konarów różnobarwnych drzew. Słodkie kolory spuszczały łomot granatowowłosej, która nie była przyzwyczajona do takiej jaskrawości, cieplutkiego wiaterku i widoku dziwnej flory, fauny oraz dwóch słońc na nieboskłonie.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 01-02-2010 o 21:39.
Ryo jest offline  
Stary 01-02-2010, 23:47   #12
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Kap...

kap…

kap....

- denerwujący, jednostajny dźwięk wprowadził ją w tryb czuwania.
Cholera, coś znowu przecieka. Z niechęcią pomyślała, że raczej nie da rady dalej spać przy akompaniamencie spadających z plaskaniem kropelek. To chyba w łazience – majaczyła w rozleniwieniu. Kapaniu towarzyszył dziwny podźwięk, jakby echo. W dodatku zrobiło jej się strasznie zimno. Czyżby ogrzewanie wysiadło? Dyskomfort był zbyt wielki, by marzyć o ponownym zapadnięciu w sen. Do świadomości budzącej się dziewczyny poczęły dobijać się tłumnie kolejne wrażenia. Bodźce były na tyle silne i nieprzyjemne, iż otrzeźwiała niemal natychmiast, podrywając się jak oparzona. Siedziała w czymś śliskim i mlaskatym, rozjeżdżającym się jej pod pupą i stopami. Za plecami miała równie mokrą i zimną, lecz szorstką powierzchnię, a o nogi otarł się jej właśnie jakiś wilgotny sierściuch. Cuchnęło przy tym, jak w ścieku, a gdzieś pod nogami rozlegał się jeżący włosy chrobot i skrobanie.

Otwarte szeroko oczy zarejestrowały jedynie sprężysty wyskok podobnego do szczura stworzenia, który nastąpił w odpowiedzi na jej gwałtowne szarpnięcie. Podobnego, bo w życiu nie przypuszczałaby, że szczur może być taki wielki. Pogoniła za nim spłoszonym wzrokiem, odkrywając przy tym kolejne, przykre niespodzianki. Otaczał ją śmierdzący, przesycony wilgocią półmrok rozjaśniany tu i ówdzie mdłym światłem pojedynczych, nieosłoniętych niczym żarówek przytwierdzonych tuż u sufitu i ciągnących się szeregiem w głąb niewysokiego, łukowatego kanału.
Spojrzała niżej, pod stopy, gdzie w głębokim na jakiś metr kanale zauważyła podejrzany ruch. Wychyliła się mocniej. Bllehhggrrhh! – Wzdrygnęła się z obrzydzenia, kucając z plecami niemal wkomponowanymi w zimną ścianę. Zesztywniała prawie, kiedy do jej świadomości dotarł dźwięk głośnego, uporczywego kłapania. Ponownie włosy zjeżyły jej się na całym ciele. Objęła rękami dygoczące z zimna i przerażenia ramiona i dopiero wtedy zorientowała się, że to kłapią jej własne, dzwoniące o siebie w niepowstrzymanym odruchu zęby. Zacisnęła szczęki, zmuszając je do względnego bezruchu.

I chyba dopiero teraz zaczęła oddychać. Nie, nawet nie oddychać. Wręcz dyszeć, jak zgoniony pies, krótkimi urywanymi haustami wtłaczając do płuc małe porcje powietrza, łypiąc przy tym na wszystkie strony rozbieganym wzrokiem. Dopiero co obudzony umysł, w żaden sposób nie mógł poskładać w logiczną całość niczego, co przekazywały mu oszalałe zmysły. Skuliła się jeszcze bardziej, ślizgając się w śmierdzącym mulistym osadzie na kamiennej posadzce. Jęknęła przeciągle zgarniając z bioder oblepiającą je, ohydną ciemną maź. Nie miała na sobie niczego oprócz niej. Rozsądek głośno protestował, niemal namacalnie próbując uciec ze skołatanej głowy. Stwierdziła stanowczo, że jeśli w ciągu kilku chwil nie zmusi się do opanowania ogarniającej ją paniki, oszaleje.

Na początek postanowiła się uszczypnąć. Mocno… za mocno, aż oczy zaszły jej łzami. A więc to nie jest żaden parszywy koszmar. Widzi i czuje na jawie. Naprawdę jest w kanale z setkami szczurów. Pamięta, jak się nazywa, kim jest, gdzie pracuje. Potrafiła sobie przypomnieć większość szczegółów ze swojego nudnego życia. Więc chyba nie oszalała? Chyba, że jest jakąś chorą lunatyczką i nic o tym dotąd nie wiedziała. We śnie wylazła z domu i wpadła do kanału. Nie, to niemożliwe. Jest styczeń! Pamiętała ponad dwadzieścia stopni mrozu. Obejrzała się dokładnie, obmacując tu i ówdzie. W kanale nie było aż tak zimno. Przy takim mrozie jaki wskazywał termometr zanim zasnęła nie przeżyłaby długo spacerując nago i boso po mieście. Więc jak się tu znalazła!? Wszystko było bez sensu.

Wciąż zaciskając zęby, stanęła ostrożnie na dygoczących nogach. Błocko rozłaziło się pod stopami w obrzydliwy sposób przeciskając się między palcami. Badając przed sobą maziste podłoże, lekko schylona, ponieważ sufit znajdował się tu na wysokości nie więcej niż półtora metra, przysunęła się bliżej żarówki. Wydawało się, że daje więcej ciepła, niż światła. Mimo wszystko ta odrobina blasku pozwalała lepiej zorientować się w niewesołej sytuacji. Oczy przyzwyczajone do mroku, zaczęły z wolna wyławiać z niego szczegóły otoczenia. Starała się nie patrzeć w ciągnący się środkiem kanału rów. Jego dno poruszało się.

Coś dużego leżało po drugiej stronie pod ścianą, tuż na granicy światła i cienia. Coś jasnego. Wytężyła wzrok i zmartwiała. To było ludzkie ciało. W pierwszej chwili pomyślała, że to trup. Wokół spoczywającej bezwładnie w błocku ręki człowieka, drepcząc w tę i z powrotem, węszył wielki okaz miejscowej futrzastej fauny. Po chwili jednak z ulgą stwierdziła, że pierś leżącego unosi się i opada w spokojnym oddechu. Musiał być nieprzytomny, albo tylko spał tak, jak ona jeszcze przed chwilą. Wtedy to bydle go ugryzło. Mężczyzna szarpnął ręką i gwałtownie odwrócił głowę. Zobaczyła jego przerażone oczy.

- Michał?! Michał!! – krzyknęła z radości. – O mój Boże! - dodała z przerażeniem ogarniając wzrokiem całokształt, bądź co bądź bratniego, lecz niczym nie osłoniętego, bardzo męskiego ciała. Zapadła chwila niezręcznej ciszy…
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 09-02-2010 o 13:50.
Lilith jest offline  
Stary 02-02-2010, 21:53   #13
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
- Cholera, zapomniałem wyłączyć Foobara. - powiedział sam do siebie słysząc folkową muzykę. Przewrócił się na drugi bok, po czym automatycznie sięgnął ręką po poduszkę, aby zagłuszyć głośne dźwięki. Jednak zamiast miękkiego puchu namacał twardą, zimną skałę. Miałki piasek ewidentnie tarł opuszki palców.
- Muszę w końcu załatać tą dziurę w ścianie. - Zamruczał ponownie pod nosem i otworzył oczy.

Rozejrzał się dookoła. Głowa obracała się bez władzy, pchana jakąś wrodzoną, ludzką ciekawością. Usta rozwarły się mimowolnie, nadając Kubie wygląd idioty. Rzeczywiście, czuł się trochę zagubiony.

- Łał. - skomentował otaczający go widok. Siedział na polanie o kształcie okręgu, otoczoną przez wielkie, rozłożyste drzewa, przypominające połączenie dębu i baobabu. Mimowolnie wzdrygnął się na ich widok. Miał gęsią skórkę. Siedział na głazie dotykając skały gołymi pośladkami. Nie było zimno, ale leciutki, chłodny wiatr skutecznie schładzał nagie ciało. W dodatku to fioletowe niebo...

Dopiero teraz zauważył stojących dookoła ludzi. Było ich kilkunastu, wpatrzonych w niego wielkimi oczyma. Kobiety, przed chwilą tańczące, powolnymi, ostrożnymi ruchami odgarniały długie, rozwichrzone włosy z czoła pokrytego perlistym potem. Większość z nich ubrana była w długie, białe, lniane sukienki gdzieniegdzie przyozdobione nieregularnymi haftami. Stojący przy nich mężczyźni przypominali nieco średniowiecznych chłopów. Wszyscy nosili spodnie w kolorze zwierzęcej skóry, zrobione z nieznanej, matowej tkaniny. Część mężczyzn objęło opiekuńczymi gestami kobiety. Ich umięśnione torsy lśniły się od potu, dopiero po chwili skryte za białymi, lnianymi koszulami.

W rękach dzierżyli instrumenty sprzed co najmniej 500 lat. Część z nich kojarzył, część widział po raz pierwszy. Gęśle, lira korbowa, flet prosty i poprzeczny. Dalej stał chyba baraban. Każdy z nich bez żadnych wątpliwości wyrabiany ręcznie. Poszczególne elementy różniły się niewielkimi szczegółami. Każde miało inne, charakterystyczne zdobienia. Prawdziwe oryginały.

Czuł zapach świeżej, wilgotnej trawy, palonego drewna i żywicy. Nie wszystko rozpoznawał. Słodycz mieszała się z goryczą i gryzącym dymem.

I wtedy do jego mózgu dotarł nagły impuls. Zapachy! Zaciągnął się mocno, chcąc zweryfikować swoje wyobrażenie. O pomyłce nie mogło być mowy. Jeszcze raz przejechał dłonią po skale, po czym dotknął swojej twarzy i uszczypną się lekko. Czuł ból. Czuł zapachy. Przypomniały mu się słowa kolegi, który swego czasu był pochłonięty przez OOBE - zapachy świadczą o realności. Jeśli ich nie czujesz - śnisz. Jeśli je widzisz lub słyszysz - jesteś naćpany. Natomiast jeśli wszystko z nimi w porządku - witaj w świecie żywych.

- Łał. - powtórzył jeszcze, ale o wiele głośniej. Właśnie wtedy ktoś zamachał mu dłonią przed twarzą. Odruchowo odchylił się do tyłu. Zmrużył oczy nie przywykłe jeszcze do szybkiego odbioru informacji. Stał przed nim najstarszy ze zgromadzenia, z twardym, czarnym zarostem i dziwnymi, jakby runicznymi tatuażami na twarzy. Był zaskoczony jego mocnym, pewnym, basowym głosem. Po drżeniu dłoni i niewielkich, lecz zauważalnych tikach, spodziewał się czegoś bardziej piskliwego.

- Kto ty, duch lasu?

Mózg Kuby zawirował na najwyższych obrotach. Kontrolka sygnalizowała 100% użycie procesora i niebezpiecznie rosnącą temperaturę rdzenia. Po pierwsze, jaki duch lasu. Dobra, słuchał neo-pogańskiej muzyki, ale nigdy się nie interesował tą kulturą. Był katolikiem w pełnym znaczeniu tego słowa. "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" wyrażało jedną i bezdyskusyjną opinie. Czyżby przywołali mnie tutaj w sekretnym rytuale? Nic o nich nie wiem, mówią dziwnym językiem. Niektóre wyrazy brzmią jakby po rosyjsku, ale z pewnością żadnego słowa nie da się odnieść do mojej obecnej wiedzy. Mimo to rozumiem tego... szamana bez problemu.

Jeszcze raz. Odprawiali rytuał, być może złożyli ofiarę dla, najprawdopodobniej, ducha lasu. Siedzę właśnie na ołtarzu, przede mną stoi szaman, czy jak ich tam w pogaństwie nazywali. Spytał się mnie o to, kim jestem. To oznacza, że nie wiedzą jak ich ten "bóg" wygląda albo jest w głębokim szoku. Mimo wszystko muszą mieć swoje wierzenia na ten temat. Jakieś atrybuty, symbolika. Ot, chociażby te runy. Mi nic nie mówią, ale duchowi lasu powinny. Ba! Nie mam nawet przyznanego imienia. Może te duchy lasu to coś w rodzaju istot wyższych, ale nie bóstw? Coś jak byty, które osiągnęły stan nirvany w buddyźmie - niematerialne i posiadające moc.

Skłamać czy powiedzieć prawdę? Jak zareagują, gdy przestanę być w ich oczach czymś nadludzkim? Jeśli będę bogiem, wymagać będą rzeczy boskich. Ich rozczarowanie może się skończyć sztyletem, a może włócznią, w plecach. W szczególności, gdy nadużyje ich gościnności.

- Nie, nie jestem duchem lasu. Przywołaliście kogoś innego. - uśmiechną się miło. Tak jak go uczono. Wdech nosem, do dna brzucha, wydech ustami. Otwarte samogłoski, miękkie spółgłoski, dziewiętnaście zasad wpojonych dwuletnim, intensywnym treningiem.Obniżył ton głosu, aby nie słychać było zdenerwowania i niepożądanego drżenia. Myśl o luzie, obrazuj, kręć ósemki, trzymaj kontakt wzrokowy, poddaj się rutynie. Nie wiedział co z tego wyszło, choć nie dosłyszał się większej skazy. - Rozumiecie, co mówię? - dodał po chwili, już nieco bardziej rozluźniony. Starał się brzmieć neutralnie i ciepło.

Tak na prawdę wewnętrznie cały drżał. Ledwo powstrzymywał drżenie kolan, palców i ust. Przygotował się na każdą reakcje. Również na niespodziewany atak.

- O kurwa... - Starzec odpowiedział porzucając maskę mistycyzmu. - To nie jest po kmytkach... - Jego twarz wyrażała zdziwienie.

- Weź to... go... bo ugryzie... albo co gorsza. - Krzyknął jeden ze stojących z tyłu.

- Pokaż łokieć. - Starzec zdecydowanym głosem wydał polecenie.

Zdziwiony niecodziennym nakazem, pokazał prawy łokieć zgodnie z wymogiem.

- Wszystko w porządku? - spytał z nieukrywaną ciekawością, przypatrując się łokciom pozostałych "ludzi". Nie znalazł jednak żadnych istotnych różnic. Ba! Wyglądały zupełnie normalnie.

- Lewy. - Zabrzmiał krótki, beznamiętny rozkaz. - Nie leć w bambuko, zmoro jedna. - Starzec denerwował się nie na żarty.

Mężczyzna obejrzał dokładnie łokieć Jakuba, po czym rzekł:

- Nie wygląda to źle. Teraz powiedz mi... skąd jesteś i co tu robisz. - Po chwili milczenia dodał. - Albo nie, mów ktoś ty, a później to wcześniejsze. Spojrzał na kompanów, którzy przytakowali raz po raz i szeptali między sobą.

- I yyy... Dlaczego leżysz nam tu w świętym miejscu... z gołym wackiem na wierzchu?

Nie za bardzo wiedział co odpowiedzieć. Skąd jestem? Z Warszawy? Coś im to powie? Planeta Ziemia? Nie wyglądają na naukowców. Co tu robię? Sam bym chciał to wiedzieć...

- Mam na imię Kuba, tak możecie się do mnie zwracać. Jestem... licealistą, uczniem? Pochodzę z Warszawy. Znacie takie miasto? Mówi wam coś nazwa Polska? U mnie niebo jest niebieskie, a słońce jedno. - wskazał palcem na nieboskłon. - I nie rosną takie wielkie drzewa. I czci się innego boga. - wstrzymał się na chwilę, aby dokładniej obejrzeć okolicę. Westchnął głęboko i kontynuował. - Nie wiem, co tu robię. Wygląda na to, że musieliście mnie tutaj przywołać. Nie mam pojęcia jak. Może wy mi powiecie... i dacie coś na przepasanie?

Starzec cofnął się o kilka kroków, po czym zamienił parę słów z rosłym mężczyzną bez koszulki.

- Tak, niebo niebieskie... Bogi, Polska, Warszwawa... Poczekaj moment....

Dryblas z gołym torsem zaczął zbliżać się do Jakuba.

- Generał Cię wyleczy. - Głos zbliżającego się ciężkimi krokami mięśniaka nie wróżył nic dobrego...

- Spokojnie, nie jestem nikim złym. Z pewnością możemy dojść do współpracy i porozumienia. Nie mam żadnej broni, jestem nagi, innymi słowy bezbronny. Ja jestem sam jeden, was cały tłum.

- Tak, my jesteśmy chorzy... - Starzec nie ustępował.

Kuba zdążył już otworzyć usta, lecz dokładnie w tym samym momencie ciężka niczym głaz pięść grubego dryblasa bez koszuliny pozbawiła chłopaka przytomności.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]

Ostatnio edytowane przez Jakoob : 08-02-2010 o 23:35.
Jakoob jest offline  
Stary 04-02-2010, 23:54   #14
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Michał doznawał nieprzyjemnego uczucia.

Sen dalej trwał od czasu, gdy przeszedł w nim przez lustro. Teraz jednak powoli zmierzał w kierunku koszmaru. Mężczyzna znajdował się w głębokiej ciemności, a małe igiełki mrozu bezlitośnie wbijały się w jego ciało. Szukał wszędzie jakiegokolwiek źródła ciepła, ale okalający go mrok uniemożliwiał dostrzeżenie czegokolwiek, nawet koniuszka własnego nosa.

A potem, z ciemności wyskoczyła wielka, zębata paszcza i ugryzła go w dłoń!

Michał obudził się, zdając sobie sprawę z kilku szokujących faktów. Przeraźliwe zimno wcale nie było wytworem jego sennej wyobraźni, leżał na czymś twardym i mokrym, sądząc po swoich odczuciach, dotykał owej powierzchni nagim ciałem, a najgorsze w tym wszystkim było to, że NAPRAWDĘ coś go gryzło!

Jabłczyński wzdrygnął się, wstając nagle. Największy szczur, jakiego w życiu widział, uciekł w popłochu, jak najdalej od niego. Student rozejrzał się gorączkowo, starając się zrozumieć, gdzie jest i co tu robi, kompletnie goły.

Ujrzał coś, co mogłoby być lochem z horroru, gdyby nie to, że na ścianach nie wisiały żadne łańcuchy. Kamienne ściany, rów z powoli płynącą wodą i szczury chowające się po kątach sprawiły, że przez chwilę ogarnęła go irracjonalna ochota, by spożyć czosnek na wypadek zostania więźniem wampira. Dopiero rzut oka na jarzeniówkę sprawił, że myśl o wampirach odeszła w niepamięć. Żaden porządny wampir nie oświetliłby tak swej celi. Nie wspominając o tym, że wampiry to czysta fikcja, która dobrze sprzedaje się w Hollywood.

- Michał?! Michał!!- jakaś kobieta krzyknęła z radości. Zaskoczony chłopak odwrócił się w stronę, z której dochodził głos. Przed jego oczami stała jego własna siostra. Naga – O mój Boże!- krzyknęła, widząc, iż jej brat był również pozbawiony wszelkiego odzienia.

- Oh... Monika?- spytał niezbyt przytomnie Michał, patrząc na kobietę. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że wcale nie śni. Odwrócił szybko wzrok, zasłaniając się jednocześnie ręką. Wyglądał, jakby zrobiło mu się niedobrze. Rzeczywiście, na samo wspomnienie swojej nagiej siostry kręciło mu się w głowie.

Dziewczyna stała jeszcze chwilę z na wpół otwartymi ustami, lecz spostrzegłwszy zażenowanie brata otrząsnęła się z pierwszego szoku. Powoli, szorując niemal pupą po ścianie, odsunęła się lekko w półcień, starając się nie zerkać w jego stronę. Przycupnęła w cieniu mniej więcej na wprost Michała, ukrywając co się dało przed jego ewentualnymi spojrzeniami. - Michał, powiedz mi, że wiesz co to za miejsce i co my tu robimy - wydukała dysząc nerwowo i dzwoniąc z lekka zębami. - Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.

- Słucham?- Michał prawie parsknął śmiechem, pomimo niezręcznej sytuacji- Właśnie się obudziłem nagi, podskubywany przez szczura w jakimś lochu czy co to jest, Ty zaś wyglądasz na przytomną od dłuższej chwili. Zasadniczo to ja powinienem zadać to pytanie- stwierdził, drocząc się ze swą siostrzyczką.

- Tak Ci wesoło? Cholera. Zasnęłam u siebie na kanapie, a obudziłam się tu parę chwil przed tobą. - Oburzyła się jego wesołością. - Co tu jest kurde grane?

- Nie wiem- odparł brat, starając się zamaskować uśmiech. Nie chciał zdenerwować swojej siostry, ale jej oburzenie, (które swoją drogą uważał za niepotrzebne) bardzo go rozbawiło- Nie wyglądamy jednak na uwięzionych, więc nie jest tak źle, prawda? Pewnie jakiś żartowniś wpadł na "genialny" plan połączenia rozłączonego rodzeństwa. Niech go tylko znajdę...- ostatnie słowa sprawiły, że Michał przestał się uśmiechać, w myślach planując zemstę dla idioty, który postawił go i jego siostrę w tak nieprzyjemnej sytuacji.

- Myślisz, że nas porwano? – Monika z niedowierzaniem wybałuszyła na niego oczy po czym rozejrzała się z niepokojem. - Bez sensu. Kto zadawałby sobie tyle trudu? I po co? - przerwała. - Brat? - zapytała podejrzliwie. - Chyba nie wdepnąłeś tam u siebie w jakiś czarny interes?

Jedno krótkie pytanie zadane tonem sugerującym winę, które padło z ust Jabłczyńskiej, sprawiło, że nastawienie jej brata zmieniło się diametralnie. Do tej pory uśmiechnięty, kpiący z całej sytuacji i reakcji kobiety, teraz był szczerze obrażony. Można było o nim powiedzieć naprawdę wiele- bywał leniwy, zawsze miał specyficzne poglądy na życie i niezbyt się przejmował opinią innych na temat swojej osoby, ale podejrzewanie go o „czarne interesy” było nie na miejscu.

- Monika!- tym razem to Michał był oburzony- Na kogo Ci ja wyglądam? Jestem artystą, a nie jakimś handlarzem bronią. Boże, wystarczy jedno dziwne zdarzenie a wysuwasz takie podejrzenia? Chryste, pewnie jestem najlepszym tematem plotek na rodzinnych obiadkach?

- Żebyś wiedział. Cały świat obraca się wokół Michałka. - zżymała się dziewczyna, jakby cała ta irracjonalna sytuacja, rzeczywiście wyniknęła z jego winy. Utkwiła w nim groźne spojrzenie. Wyglądało na to, że mówił szczerze. - Czyli mam rozumieć, że nie umoczyłeś w tym paluszków?

- Oczywiście, że tak!- prawie krzyknął z wyraźną nutą ironii- Jestem zboczeńcem, który marzy o tym, by być sam na sam z swoją nagą siostrą w jakimś obskurnym, wilgotnym lochu z gigantycznymi szczurami. To moje najskrytsze marzenie erotyczne, dążyłem do jego zrealizowania od kilku lat. Czy ta odpowiedź Ciebie zadowala?- spytał zdenerwowany Michał. Naprawdę nie rozumiał tych irracjonalnych podejrzeń Moniki.

- Dobra! - wrzasnęła i zerknęła z przestrachem w dół. Szczury smyrgnęły na boki przestraszone hałasem.- Dobra -ściszyła głos - Wierzę w każde twoje słowo. Tyle, że dalej nic z tego nie rozumiem. Znów zapadła martwa cisza, przerywana skrobaniem, piskami i chrobotaniem pazurów na kamieniach- To co? Będziemy tu tak siedzieć i deliberować? - Podniosła się lekko i zmierzyła wzrokiem odległość- Kurcze, szeroki ten kanał...

- Wiesz?- zagadnął Michał, podążając za wzrokiem Moniki- może to jakaś ukryta kamera? Może jak zaczniemy krzyczeć, że poznaliśmy się na tym żarcie, nie chcemy się w to dłużej bawić i podamy ich do sądu, to nas wypuszczą? Chyba, że ktoś chce wyciągnąć od naszych rodziców pieniądze, a my jesteśmy zakładnikami...- dodał niepewnie, patrząc z przestrachem na swą siostrę. Nie był teraz wcale taki pewny, czy mogą się czuć bezpiecznie.

- No jasne- siostra popatrzyła na niego z politowaniem- Takich "milionerów jak my, ze świecą szukać. Z renty może nas wykupią.

Słowa Moniki wcale nie były takie uspokajające. Emeryci z innych krajów mieli naprawdę dużo pieniędzy, więc jeśli zostali porwani przez francuskich bandziorów, to mogli mieć naprawdę wielkie kłopoty. Michał mógł sprawiać wrażenie wychowanka bogatych artystów, a nie rodziny Jabłczyńskich, która wyprowadziła się ze wsi kilkanaście lat temu.

- A jak to inaczej wytłumaczysz?- spytał- To zbyt świńskie na jakiś głupi dowcip, zbyt podejrzane, zbyt... och, popatrz tylko!- rzucił rozżalony, wskazując na wszystko wokół siebie- Jak nie kryminaliści, to kto nas tu uwięził?

- Dupa tam, kryminaliści! Nieważne! – Monika z uwagą lustrowała szeroki na jakieś dwa metry rów zasiedlony gęsto, mało zróżnicowanym życiem (chociaż, kto wie, co tam się jeszcze gnieździ prócz długoogoniastych gryzoni). - Myślisz, że dałoby się to przeskoczyć?

- Jakbyś miała ochotę- stwierdził ostrożnie- Ale to zły pomysł, już widzę, jak nagą stopą trafiasz w kałużę, wywijasz orła i w pięknym stylu lądujesz w kanale...- na ustach Michała znów zagościł uśmieszek.

- Masz rację. Za daleko. Gdyby jeszcze było miejsce na jakiś rozbieg... poza tym pioruńsko ślisko, no i nie chciałabym wpaść niespodziewanie w to kłębowisko...

- Ehhhh...- westchnął Michał. Jak znał swoją siostrę, zapewne będzie chciała się stąd wydostać na wszelkie możliwe sposoby. Jak się uparła, to potrafiła być naprawdę męcząca- Możemy pójść w tą samą stronę, to nic, że jesteśmy po obu stronach kanału. Tylko... może trzymajmy się na pewną odległość, dobrze?- spytał, boleśnie świadom swej nagości.

- Nie ma mowy- wedle przewidywań Michała, Monika była uparta- Może gdzieś dalej rów będzie węższy. Wolałabym znaleźć się z Tobą po jednej stronie. Nawet gdybym miała przejść dołem.

- Moniś...- chłopak delikatnie przeciągnął słowo, patrząc z czułością na siostrę- Naprawdę chcesz się narażać na wylądowanie na dole tylko dlatego, żeby być ze mną po jednej stronie? Słodka jesteś, naprawdę. Ale nie- Michał pokręcił przecząco głową- Nie zgadzam się na to. Bez tonięcia w jakiejś breji i tak mamy zbyt wiele problemów.

- W końcu to tylko... szczury? - to stwierdzenie, a może bardziej pytanie (sama nie wiedziała co) zabrzmiało mocno niepewnym głosem.

- A jak na dole jest Nessie?- spytał Michał z delikatnym uśmieszkiem, unosząc brew- Ale nie, masz rację. Tam może być wszystko, choćby potłuczone szkło. Lepiej nie ryzykować.

- Michał - westchnęła płaczliwie Monika- ja nie chcę tu zostać sama.

- Moniko, nie będziesz sama. Będę szedł po drugiej stronie równo z Tobą, dobrze? Chyba, że chcesz, żebym to ja przeskoczył?- spytał z troską w głosie.

Chęć na wyrażenie zgody walczyły w kobiecie przez chwilę z lękiem o bezpieczeństwo brata. - Może masz rację. Przejdźmy chociaż kawałek, może gdzieś dalej da się przejść bezpieczniej. Tylko w którą stronę? -zamilkła rozglądając się. - Wydaje mi się czy tunel ma lekki spadek?

- Nie wiem. Może. Zdam się na Twoją kobiecą intuicję- odparł chłopak. Prawdę mówiąc, mało go interesował potencjalny spadek tunelu.

- W górę czy w dół?- spytała Monika.

- W górę- odparł bez zastanowienia.

- Dlaczego?

-A czemu nie? Dobrze, możemy iść w dół- powiedział Michał, przewracając oczami. Kompletnie nie rozumiał, czemu siostra pyta go o powód wyboru, skoro był zupełnie przypadkowy. Czy myślała, że wie coś więcej od niej?

- Każdy kij ma dwa końce, a kanał wlot i wylot. Tyle, że wlot może być bliżej powierzchni, a wylot? Kto wie gdzie. Chcę mieć tylko poczucie brat, że myślimy i postępujemy w miarę logicznie.

Michał pokręcił głową, zmęczony "logiczną” argumentacją siostry- Wiec wybrałem górę, gdyż tak znajduje się wlot tunelu. Idąc tam, natrafimy na drzwi, wyjście, miasto, zakład oczyszczania miasta czy coś podobnego. Rozumiesz?- spytał. Mówił powoli i wyraźnie, starając się ukryć irytację.

- Jeśli chcesz wiedzieć, to tak naprawdę nadal nic nie rozumiem. Wiem tylko, że chcę się stąd wydostać. W miarę możliwości... natychmiast.... Dobra idziemy w górę.... Ale jeśli chodniki zaczną się jeszcze bardziej oddalać nie zrobię ani kroku dalej- ostrzegła Jabłczyńska.

Michał westchnął. Miał wrażenie, że od początku tej rozmowy Monika wyszukała sobie z dwadzieścia problemów, które nie istniały. Dla niego sprawa była prosta, trzeba było iść. Dla niej…

- Już do Ciebie skaczę, tylko się odsuń- rozkazał. Tylko w ten sposób mógł uwolnić się od wyimaginowanych problemów swej siostry.

- Boże! Nie! - zawyła i zrywając się z ziemi podreptała tuż pod rozświetlającą mroki tunelu żarówkę. - Idę do ciebie. Najważniejsze, to zachować spokój. - Usiadła na brzegu rowu i spuściła nogi w dół. - Będę ostrożna. Powolutku. Przecież nic mi nie zrobią, jeśli ich nie przestraszę, prawda szczurki. - Ześlizgnęła się powoli w głąb, wymacała palcami stóp w miarę stabilne i równe miejsce i stanęła szukając miejsca na postawienie pierwszego kroku.

Jak się okazało, „szczurki” mogły coś zrobić Monice, i zrobiły. Biedne zwierzęta przestraszyły się, gdy kobieta weszła do kanału i postanowiły uciec. Niestety, niektóre z nich zostały przez nią przyciśnięte do ściany i postanowiły zaatakować, być może bardziej przestraszone niż sama kobieta.

- Gryzą!- krzyknęła, wyciągając błagalnie ręce do Michała. Chłopak widział w nich ten strach, niema rozpacz i bezradność. Nie czekał ani chwili, chwytając dziewczynę i przyciągając do siebie. Chwycił ją mocno w ramionach i przytulił, pragnąc uspokoić.

Gdy był młodszy, Michał często patrzył na swą siostrę jak na bohaterkę. W miarę dorastania, zdał sobie sprawę, że jest tak w istocie. Problem w tym, że była bohaterką małego kalibru…
 
Kaworu jest offline  
Stary 12-02-2010, 11:16   #15
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację


Kiedy przeklęty budzik z łoskotem wylądował na ziemi, a zakończenia słuchowe Patrycji zarejestrowały ten dźwięk, jej świadomość pożegnała się ze stanem błogiego letargu i zmuszona została brutalnie do pracy.

Głośne mruknięcie właścicielki owej świadomości wyraźnie wskazywało na jej niezadowolenie z tego faktu. Mazzini leżała przez chwilę, jeszcze między snem a jawą zastanawiając się co właściwie się stało.

Coś jej się śniło. Tego była pewna. Ale co? Hmmmm... Próbowała przemielić myśli i przywołać wspomnienia ale nie była w stanie sobie niczego przypomnieć.

Najpierw delikatnie zadrgały powieki i jak motyle uniosły się ku górze...
Patrycja spojrzała tego dnia po raz pierwszy mrucząc ponownie w geście niezadowolenia.

Mrrrrhhhmmrrhmmmmm ooooooooo nieeee...

Wtuliła twarz w poduszkę.

Prooooszę, dzisiaj nieeee... - stłumiony przez poduszkę głos zabrzmiał niemal płaczliwie.

Zapowiadał się kolejny zwykły, pracowity dzień. A ona nie miała na to ochoty. Klinika - dom - klinika - dom. Ileż tak można? Miała dzisiaj co prawda drugą zmianę, ale...

Była zła.

Wymyśliła sobie, że nie pójdzie dzisiaj do pracy! O!

Spróbowała się jeszcze raz umościć w łóżku, ale tylo wierciła się w pościeli.



No nie! - krzyknęła rozzłoszczona. Obróciła się na wznak i spojrzała najpierw na znajome jej sprzęty i cztery ściany, a potem w okno, przez które wpadały do sypialni promienie słońca.

Niebo było fiołkowe... Cooooooooooo? Aż usiadła ze zdziwienia. Co gorsza widziała DWA słońca. Co do kur...??

DWIE złociste, jarzące się kule!! Przecież to niemożliwe?!

Może śni? Uszczypnęła się w policzek. Zabolało. Dotknęła łóżka, pościeli, siebie... Przeciez we śnie nie czuje się aż tak wyraźnie!

Wyskoczyła z pościeli do okna i przytknęła nos do szyby. Ani dwa słońca, ani fiołkowe, do tego falujące jakby, niebo nie chciały zniknąć.



Co się stało?? Efekty globalnego ocieplenia? Może miało się wydzrzyć jakieś zjawisko meteorologiczne, a ona o tym nie słyszała?? Ale skąd te DWA słońca??
A może to najazd obcych??

Ale w takim razie dlaczego wszystko na ulicach wygląda jak zawsze??
Ludzie krążyli po mieście, nikt jakby nie zauważał odmienności!

O co tu chodzi, przeciez nie zwariowałam chyba?!

Myśli kłębiły się w głowie, zimny dreszcz wstrząsnął jej ciałem, a włoski na karku zjeżyły się ze strachu.

Co się ze mną dzieje?!

Czuła się obco we własnym domu! Własnym??

Zaraz, myśl Mazzini - motywowała się na głos- przecież musi być dla tego jakieś logiczne wyjaśnienie. Może kogoś zapytać?

Skupienie na twarzy i nagły rozbłysk w oczach... Komórka! Mama! Rodzona matka jej nie oszuka przecież, a i nie zbłaźni się gdyby nic wielkiego się nie działo.

Podbiegła do szafki nocnej i sięgnęła po telefon. Automatycznie wybrała numer do matki ...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 12-02-2010, 22:46   #16
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Kuba otworzył oczy, rozejrzał się po otoczeniu.
- No nie źle - powiedział z zachwytem oglądając olbrzymie drzewa, trawę, podwójne słońce i tym podobne. Za chwilę ujrzał też, jakieś latające wróżki, przez chwilę go to szokowało, ale uznał iż musi to być sen. Co prawda zaskakujące, że sobie to uświadomił, ale w końcu czasem i we śnie mamy świadomość.

Po chwili jakieś dwa metry od niego coś zaszumiało, błysnęło oślepiające, różnobarwne światło i pojawiła się całkiem naga, młoda dziewczyna o ciemnofioletowych włosach. W tej samej chwili uświadomił sobie, że on także jest nagi, albo w tej chwili stał się nagi, bo wcześniej nie zwrócił na to uwagi, a wydawało mu się, że to dość istotny szczegół.

Kuba przez moment przyglądał się dziewczynie, ale z racji swojego naturalnego szacunku dla kobiet odwrócił wzrok, jednak w tej samej chwili dziewczyna odezwała się.
- Uważaj pan, bo oczka mogą wylecieć z orbit. Kto wie, gdzie jeszcze potem skończą albo można też dostać w delikatne miejsce czymś niezbyt przyjemnym. Więc nie radziłabym tak przyszpilać gałek.-
- Nie pochlebiaj sobie, nie ma w twoim wyglądzie nic, co by mnie zainteresowało - Odciął się szybko, zadziwiające, jak to teraz małolaty uważały, że wszyscy je pragną, i każdy facet ma tylko jeden cel w życiu, podziwianie i pragnienie ich. Pomijając fakt, że Kuby nie pociągała, żadna kobieta poza jego żoną, to nawet gdyby był samotny, to nie miał w zwyczaju gapić się na piersi i tyłki obcych kobiet. Raz że potrafił nad sobą panować, dwa że takie traktowanie kobiet było okazaniem braku szacunku, trzy dla niego zawsze bardziej liczyło się wnętrze, inteligencja i zdolność do myślenia, a nie ciało. To że pamiętał o Agacie i uczuciu do niej było tu bardzo niepokojące, bo nie przypominał sobie żadnego ze snów, w którym tak mocno czuł, że kocha swoją żonę. Odruchowo sprawdził czy ma na palcu obrączkę i choć jej nie było, to dostrzegł na palcu bielszą skórę w miejscu gdzie powinna być obrączka. To go uspokoiło.

Dziewczyna krzątała się i szukała jakiegoś prowizorycznego zakrycia, po chwili podeszła zakrywając się gałęziami zerwanymi z drzewa.
- Masz, nie świeć mi tu golizną – powiedział podając Kubie jedną gałąź – Wystarczy, że one gorszą dzieci. - dodała wskazując na latając wróżki.
- Dzięki, nazywam się Kuba - odpowiedział biorąc gałąź i wstając, co prawda nie zamierzał się specjalnie dokładnie zakrywać, bo raz, że nie miał się czego wstydzić, a dwa nie wydział takiej potrzeby, jednak dla spokoju nieznajomej, trzymał gałązkę tak, aby zakrywała go od pasa w dół. Rozejrzał się dookoła i próbując określić kierunek według słońca ruszył na północny zachód, zakładając, że w ten sposób będzie miał najdłużej słońce dziś i najwcześniej jutro.
Odwrócił się do dziewczyny i zapytał.
- Idziesz? -
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 12-02-2010 o 22:56.
deMaus jest offline  
Stary 14-02-2010, 21:39   #17
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Nie pochlebiaj sobie, nie ma w twoim wyglądzie nic, co by mnie zainteresowało - odparował sztych słowny. W tym czasie oglądał palec, na którym jakby mógł być niegdyś pierścień.

Dziewczyna parsknęła śmiechem, jednak nie dlatego, że wypowiedź ją rozbawiła, lecz bardziej zażenowała. Nie należała do typu słodkich idiotek, a to, że facet nie dostrzegł cienia ironii w jej wypowiedzi - nie było przecież jej winą.
Zadziwiające też było to, iż panowie, którzy podobno więcej ironii używają, potrafią nie odnaleźć kwintesencji sarkazmu. Ryoku nie była być może przyjemna w odbiorze, aczkolwiek palnęła to, co miała na myśli.

- Nie zrozumcie mnie źle, panie. Nikt tu sobie nie pochlebia i najwyraźniej mnie z kimś pomylono - odparła dobitnie i poważnie, dodając nieco chłodu, otrzymując "wstrząśnięte, lecz nie zmieszane". - Nie obchodzi mnie, czy się komuś podobam, czy nie. Na razie mam na głowie wystarczająco problemów, żeby sobie głowę zawracać aparycją.
Zamilczała i wzruszyła ramionami.

Wynalazek mowy, zwany ironią, doskonale pokazał, że nie zawsze człowiek, jego stwórca, potrafi przewidzieć jego obecność. W przypadku tego faceta mogło nie być inaczej. Odzywka mężczyzny nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Wszak ani jej w głowie były igraszki czy flirty i inne miłosne zabawki. Była w zupełnie obcym miejscu: miejscu, do którego nie życzyła sobie trafić. W miejscu, gdzie natura zmieniła nieco swoje oblicze i - być może także - prawa.
Srebrna wiewióreczka przemknęła koło szczupłych nóg Ryoku. Aczkolwiek... w tym czasie dziewczyna spojrzała przelotnie na Jakuba, który powstał i zaczął szukać dobrego kierunku na podstawie obserwacji nieboskłonu. Dwa słońca trochę mogły zamieszać orientację w terenie, więc granatowowłosa spojrzała bardziej na krajobraz i przez moment się zamyśliła.

Złotooka często popada w zamyślenie i jej duch wówczas jakby uciekał z ciała. Medytacja bowiem posiadała magiczny tryb zatrzymywania czasu. Fizycznie człowiek nie mógł go pokonać - najczęściej musiał mu się poddać. Istotnie, największy wróg tych, którzy chcieli zatrzymać młodość. Ale taka kontemplacja, nawet kilka głupich minut pozornie przeznaczonych na sterczenie jak pomnik i gapienie się w dal bądź inny punkt zaczepienia wzroku, pozwalała oderwać się od rzeczywistości, by na większość spraw spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Czas nie grał tu często istotnej roli, bo jego skutków najczęściej w tym stanie się nie odczuwało.

Po rozdaniu cenzorów naturalnego pochodzenia mężczyzna przemówił:
- Dzięki. Nazywam się Kuba.
- Ja się zwę Ryoku - skinęła głową, gdy powróciła do drugiej, kolorowej rzeczywistości. - Myślę, że pełne dane osobowe na razie sobie możemy podarować.
Nie lubiła o sobie za wiele mówić. Nie wiedziała bowiem, czy może zaufać komuś, kogo po raz pierwszy w życiu widzi. Chociaż tamten nie wyglądał na bandytę - to w końcu pozory mogą mylić. Z doświadczenia wiedziała, że przez zbytnie opowiadanie o sobie można było wpakować się w niepotrzebne zawiłości i problemy.

Usłyszała niebawem pytanie, które padło z ust mężczyzny.
- Idziesz?
- Zależy gdzie - odpowiedziała od niechcenia. - Do paszczy dzikich zwierzaczków czy może wpadniemy na obiad do tubylców w charakterze głównego dania?
Dodała po chwili:
- Ale też nie uważam, że stagnacja ma rację bytu. Więc jeżeli jednak masz pomysł, dokąd możemy pójść, to chętnie posłucham. Z drugiej strony nie wiem, czy obserwacja terenu coś da... - skinęła głową na dwa słońca. - Jedyne, co nam pozostaje, to iść na czuja.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 16-02-2010 o 16:53.
Ryo jest offline  
Stary 18-02-2010, 17:13   #18
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Rozdział Pierwszy: Pytania

Zofia Głowska

Wir nabierał prędkości. Powiększał się, zmieniał barwę, grzmiał. Małe tornado raz po raz wypluwało z siebie błękitne pioruny, lecące gdzieś w przestworza, poganiające chmury, może wymierzone w któreś ze słońc.
Trąba powietrzna co chwila stawała się zielona, szara, czerwona, czy złota. Barwy zdawały się zmieniać równie szybko, co co wyraz twarzy Zofii. Odkąd dziewczyna włożyła dłoń w wir, jej twarz stopniowo przemieniała się z zaintrygowanej w wystraszoną, aż pojawił się na niej grymas bólu. Ręka utkwiła na dobre, nie dało się z nią nic zrobić.
W gruncie rzeczy, to dziewczyna nie wiedziała nawet, czy posiada jeszcze dłoń. Nie czuła nic oprócz rwącego bólu w nadgarstku.
Stało się to nagle. Gdy jej ręka złamała granicę pomiędzy światem, w którym się znajdowała, a wnętrzem trąby, tornado oszalało.
Początkowo objawiało się to wyrzucaniem z niego błyskawic i pojawieniem się dźwięku, potężnego, niczym odgłos startowy odrzutowca. Huk był nie do zniesienia, chwilowo Zofia myślała nawet, że za moment popękają jej bębenki w uszach, nic takiego się jednak nie stało. Tornado hałasowało nadal, a słuch dziewczyny ani chciał się poddać. Wtedy Głowska nie cierpiała jeszcze bólu w nadgarstku. Obszar czucia dziewczyny zdawał się kończyć kilka centymetrów powyżej dłoni, w miejscu, gdzie kończyło się tornado. Żadnego pędu powietrza, żadnego zimna, bólu, łaskotania, zwyczajnie nic. Dokładnie, jakby nie miała już dłoni.
Jak się później okazało, hałas i pioruny były jedynie preludium. Tornado kręciło się coraz szybciej, zaczynając oddziaływać na otoczenie. Już nie tylko Zofia zdawała sobie sprawę z istnienia trąby powietrznej. Trawa została powyrywana, kwiaty zdmuchnięte, wielkimi drzewami trzęsło, jak patyczkami, po chwili zaczęły także być wyrywane z korzeniami z ziemi.
Trudno było nie zdziwić się na widok tego, co dotychczas skrywane było pod powierzchnią ziemi. Ogromne drzewa były bardziej niezwykłe, niż można było się spodziewać. Głęboko pogrzebane w czarnym gruncie nie znajdowały żadne tam poskręcane korzenie, przesiąkłe wilgocią i cuchnące trzewia rośliny. Skądże znowu! Pod ziemią znajdowały się lustrzane odbicia drzew, leciutko wygięte w kąt rozwarty. Drzewa z korą, liśćmi, igiełkami, kwiatami i owocami, bez żadnych zabrudzeń, wolne od śladów kontaktu z ciemną, wilgotną ziemią. Niezwykłe rośliny fruwały teraz dookoła powiększającego się wiru, niczym groteskowe bumerangi, tracąc co chwilę jakąś gałąź, lądującą gdzieś nieopodal Zofii, czy łamiąc się wpół.
Co dziwne, chociaż Zofia odczuwała jedynie podmuch silnego wiatru na ciele, to był to podmuch nieporównywalny z tym, co działo się dookoła niej. Póki co zdawało się, że dziewczyna jest bezpieczna. Gdyby nie ręka uwięziona w wirze, można by nawet rzec, że była w komfortowej sytuacji.
Wtedy poczuła ból. Jakby miliony ostrych kawałeczków piasku przeżerały jej nadgarstek, wbijały się coraz głębiej i głębiej... Ciało bez żadnego oporu poddawało się działaniu wiru. Zofia czuła ból coraz wyżej, wciąż będąc w potrzasku, nie mogła zrobić nic więcej, niż krzyczeć.
Kiedy ból dochodził już ponad nadgarstek, a Zofia w dziwny sposób nie mogła stracić przytomności, wszystko ustało. Tornado znikło, drzewa z hukiem spadły na gołą ziemię, a deszcz gruntu i trawy zrosił ciało Głowskiej.
Leżała przed nią naga, młoda kobieta. Zdawało się, że jest przytomna, gdyż miała otwarte, żywe oczy.
Zofia spojrzała w dół, jej prawa ręka zwyczajnie zniknęła. Pozostał po niej jedynie dziwacznie zabliźniony kikut. Nie odczuwała żadnego bólu, jedynie lekki brak symetrii. Dziewczyna dokładnie obejrzała rękę, na bliźnie widniał niebieski znak, wypisany jakby linią błękitnych żył. Blizna była gorąca w dotyku.

Nagły szelest trawy zwrócił jej uwagę. To jej ręka, posługując się palcami, niczym pająk odnóżami gnała gdzieś przed siebie. Wyglądało to niczym scena z kiepskiego filmu grozy, jednak dłoń zamiast rzucić się dziewczynie do oczu, biegała niczym opętana po polanie.

Ashino Vangraden alias Ryoku i Jakub Kania

Wędrówka nie okazała się długa. Po jakichś piętnastu minutach marszu wśród majestatycznych drzew, czując pod bosymi stopami dotyk wielkiej trawy, raz po raz jakiś kamień, albo gałązkę, słysząc głosy zwierząt i szum lasu.
Kiedy opuścili polankę, przyjemny chłód ogarnął ich ciała, trawa ustąpiła uschłym gałązkom i zimnej ziemi. Mimo tego, że niewątpliwie znajdowali się pośród głębokiego lasu, nie widzieli żadnych zwierząt.
Czuć było zapach żywicy i igiełek sosnowych, las zdawał się być wielki i nieskończony, jednak drzewa nie rosły zbite w kupę, mieli dużo przestrzeni, czuli się swobodnie.
Po kilku chwilach, pokonawszy może kilometr drogi, Ashino i Jakub natrafili na wąwóz. Jego dnem płynęła rzeka. Żaden leśny strumyk, prawdziwa rzeka, wartka, z przejrzystą wodą, chyba nawet niepłytka.
Zejście na dół wąwozu wcale nie było takie proste. Co prawda nie opadał on aż tak drastycznie w dól, żeby uniemożliwić bezpieczne zejście, jednak jego brzegi porastało mało drzew i dużo mchów. O dziwo, ani Ashino, ani Jakub nie nabawili się podczas zejścia w dół żadnych urazów. Jedyne, co ich bolało, to stopy. Żaden był z nich Cejrowski, bose spacerowanie po lesie musiało przynieść skutki. Podrażnione stopy, dopiero teraz zaczęły dawać o sobie znać. Kiedy stanęli na brzegu rzeki, odezwała się każda igiełka, każdy kamyczek, na jaki stanęli podczas podróży.
Rzeka była rzeczywiście głęboka. Brzeg opadał stromo w dół, ginąc gdzieś w ciemnościach głębin czystej wody. Prąd był silny, a koryto szerokie, na oko miało z dwadzieścia metrów szerokości.
Po drugiej stronie rzeki wąwóz wznosił się z powrotem w górę. Nadal znajdowali się w pełnym lesie, rzeka nie odsłoniła widoku na żadne polany. Dodatkowo coś ciągle szumiało złowrogo. Najwidoczniej gdzieś tutaj znajdował się wodospad.

- Ach, ty gburze! - Wrzasnął jakiś bas za ich plecami. - Ja ci pokażę!
Piechurzy odwrócili się błyskawicznie. Tuż przed nimi, zagrodziwszy im swym wielkim ciałem drogę ucieczki w głąb lasu siedział ogromny, kamienny stwór, aktualnie walczący ze swym ogonem, również posiadającym i głowę i ręce.
- Łotrze! - Ciało obsypało ogon gradem piąch. - Idziemy w górę!
- A właśnie, że w dół! - Ogon również nie pozostawał w cieniu. Idealnie omijał z rzadka utrzymaną gardę korpusu.
- Utopię drania! Trzymajcie mnie, bo utopię! - Korpus zwróci się do Ashino i Jakuba.
- Sam się utop, kamienny łbie! Patrzcie, jaki mądrala! - Ogon również nie był zadziwiony obecnością dwójki prawie nagich ludzi.
Stwór nadal walczył sam ze sobą, kiedy pomiędzy nim, a dwójką ludzi, z ziemi wyskoczył kret. Niby nic w tym dziwnego, jednak malutkie stworzonko, zlustrowawszy sytuację całkowicie wygramoliło się z piachu, po czym głosem silniejszym, niż sam potwór ryknęło.
- Stop! Głupki dwa, idziecie w górę, bo na dole przepaść, ośle móżdżki! - Po czym poprawiwszy małe okularki zwrócił się w stronę ludzi. - A wy co? Pomóżcie im wynieść się z mojego podwórza. - Wskazał łapką na oddalającego się w milczeniu stwora, który na dźwięk tych słów obrócił się i zachęcił Ashino i Jakuba ruchem dłoni, aby poszli za nim.
Po całym tym zajściu kret nie czekając na odpowiedź z powrotem wskoczył do swego tuneliku.

Monika i Michał Jabłczyńscy


Tunel wydawał się nie mieć końca. Smród zgnilizny, piski szczurów, półmrok i dotyk obrzydliwej mazi pod palcami stał się już tak oczywistą częścią otoczenia, jak choćby powietrze.
Szli cały czas prosto, płosząc szczury przed sobą i wydając niemiłe człapnięcia podczas zatapiania stóp w szlamie, albo czymś, co bardzo przypominało szlam.
Przez ponad godzinę na przed oczami mieli tylko niekończący się tunel, żadnego światełka na końcu, jednak kiedy szli tak, pokonując już ładnych kilka kilometrów drogi, w oddali zamajaczyła jasność, wyjście z tego okropnego miejsca. Trudno było nie zbliżyć się do niego przyśpieszonym krokiem. Gdy szli tak w stronę światła, gnali przed sobą już nie lichą gromadkę szczurów, pędzących na złamanie karku dnem koryta.
W momencie, kiedy rodzeństwo znajdowało się około dwudziestu metrów od końca tunelu, gryzonie z piskiem wybiegły na powierzchnię. Ich małe łapki zgrały na bruku, wywołując salwę krzyków. Ludzkich krzyków.
- Co to było? - Błyskawicznie odezwał się głos z powierzchni.
- Coś je spłoszyło! - Odpowiedział drugi, twardy głos.
Po chwili rodzeństwo rażone po oczach światłem latarek, usłyszało wystrzał. Tynk posypał się na głowę Michała.
- Wyłaź bestio, nie zabijemy cię. I nie uciekaj, bo kulka w łeb! - Zawrzeszczał skrzeczący, męski głos z powierzchni.
Światło latarki osłabło, a oczom rodzeństwa ukazał się młody mężczyzna, trzymający wycelowaną w nich dziwaczną flintę. Trudno było dokładnie przyjrzeć się broni z takiej odległości, jednak widać było, że jest bogato zdobiona i pewnie jednostrzałowa, bo młodzieniec po oddaniu strzału błyskawicznym ruchem załadował ją ponownie.
Sam mężczyzna ubrany był dziwacznie, w jakąś szarą kapotę, coś na kształt przydługiego prochowca bez rękawów, pod okryciem wierzchnim miał na sobie płócienną koszulę zawiązaną rzemieniem pod szyję, oraz niebieskie dżinsy, a na nogach nieco zabrudzone glany.
- Wyłaź! - Zagrzmiał ponownie.


Jakub Nicieja


Kuba obudził się w celi. Było to małe pomieszczenie, może dwa na dwa metry. Wyposażenie stanowiły dwa piętrowe łóżka, a gdy spojrzał na dół, ujrzał niedużą zakratowaną dziurę w podłodze. Wszędzie śmierdziało fekaliami i zgnilizną, nie było tu okien, a drzwi stanowił kawał szarego metalu bez klamek, zawiasów, ani wizjera.
Jakub leżał na ziemi, cierpiąc z powodu pulsującego bólu głowy i głosu. Odziany był w coś, co przypominało worek na kartofle, tyle, że wykrojony na kształt kombinezonu.
W celi nie było nikogo oprócz Kani, a na łóżkach leżały gołe wypchane słomą materace. Dopiero po chwili chłopiec zauważył, że podłogę pokrywają kałuże posoki, jednak po oględzinach własnego ciała, stwierdził, że nie może to być jego krew.
Lustrację pomieszczenia przerwał zgrzyt odsuwanych drzwi.
- Na przesłuchanie. - Człowieczek w małych, okrągłych okularkach i czarnym dresie zanotował coś w oprawionym w szary papier kajeciku, po czym skinął dłonią na Jakuba.
Jego rosły pomocnik ubrany w taki sam sposób podszedł do chłopca i podniósł go z ziemi.
-Idź. - Powiedział, pchając go przed sobą.
Podróż nie trwała zbyt długo, doszli jedynie do drzwi po drugiej stronie korytarza. Długiego, ciemnego korytarza.
- Drzwi odsunęły się ze zgrzytem. Pomieszczenie również nie miało okien, jednak było czyste, ściany tworzyły nieotynkowane, pomalowane biała farbą cegły, a na środku pokoju stało biurko i jedno krzesło.
Mały człowieczek w okularach zajął miejsce za biurkiem i zaczesawszy resztę tłustych włosów na bladą łysinę, zaczął mówić.
- Odpowiadajcie na pytania jasno i rzeczowo, to wszystko odbędzie się bezboleśnie. - Powiedział nie odrywając oczu od strony kajeciku.
Jego pomocnik popchnął Jakuba przed biurko, jednak nie opuścił pomieszczenia. Stanął obok drzwi, założywszy mocarne ręce na piersi.
- Kto cię przysłał? - Mały najwidoczniej zaczął przesłuchanie.


Patrycja Mazzini

Dziewczyna ledwie zdążyła wykręcić numer na klawiaturze telefonu, kiedy straciła przytomność. Aparat wysunął się z jej dłoni.
Otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że leży na jakiś pobojowisku. Wszędzie walały się powyrywane kępy trawy, połamane gałęzie i drzewa... Drzewa jakby rosnące w dwie strony. Zamiast korzeni mające swe lustrzane odbicie. Ziemia była wilgotna, widać, że niedawno odsłonięta.
Na fioletowym niebie nadal świeciły dwa słońca, nieprzerwanie grzejąc jej nagie ciało. Wokół nie było nikogo oprócz Patrycji i jeszcze jakiejś osoby. Mazzini nie byłą już sama. Nad nią stała jakaś zupełne naga kobieta, dodatkowo nie posiadająca jednej dłoni. Patrycja także nie miała na sobie żadnego okrycia.
Obca kobieta wodziła wzrokiem gdzieś na lewo od głowy Mazzini, patrząc na biegającą na placach, jak pająk na swych odnóżach dłoń.
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 18-02-2010 o 20:32.
Minty jest offline  
Stary 19-02-2010, 10:50   #19
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
- O jasna cholera - stwierdziła ze zdziwieniem w głosie dziewczyna. Ze spokojem, zdumiewającym ją samą, obejrzała kikut. Przez chwilę zastanowiła się, co to za symbol wykwitł jej na nadgarstku, ale stwierdziła, że nawet jeśli nie jest to przypadkowy kształt, to chwilowo raczej nie ma to znaczenia.
- No i mam za głupotę. Trzeba było nie pchać ręki... Kijem rzucić albo coś... No nic, przynajmniej się nie wykrwawię.

Złapała dłoń biegającą po trawie. Przy okazji zauważyła, że ta kobieta, która pojawiła się tu po jej eksperymencie, najwyraźniej jest przytomna. I na nią patrzy.

Zastanowiła się przelotnie, co też ona widzi... Zupełnie gołą, młodą kobietę o białej (niemal dosłownie) skórze, figurze w kształcie klepsydry, z minimalną nadwagą i włosami do ramion w kolorze czerwonego brązu... Trzymającą w prawej ręce własną lewą dłoń. Zdaje się, dość szokujący obrazek. Zwłaszcza w połączeniu ze sceną dookoła.

Cofnęła się o kilka kroków i usiadła bokiem, zakładając ręce na piersi, mniej więcej zakryta. Nie patrząc na kobietę przed nią, odezwała się:

- Emm... Najwyraźniej to ja cię tu sprowadziłam. Przepraszam, to było niechcący. Mam nadzieję, że podróż nie była nieprzyjemna i że nie przerwałam ci niczego ważnego...
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.

Ostatnio edytowane przez Rhaina : 01-03-2010 o 22:11.
Rhaina jest offline  
Stary 19-02-2010, 14:40   #20
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Miała wrażenie, że nigdy już nie wydostaną się z oślizgłego, zimnego lochu. Noga pulsowała bólem. Mała ranka od ugryzienia na kostce, co krok nurzana w świeżym szlamie szczypała, lecz była niczym w porównaniu ze sporą, krwawiącą dziurą po zębach w łydce. Nie było jej nawet czym opatrzyć. Wpatrzona tępo w kołyszący się jej niemal tuż przed nosem dół pleców Michała, zastanawiała się nad radosną perspektywą zakończenia żywota w podziemnych kazamatach. Kwestię stanowiło jedynie czy prędzej dopadnie ją wycieńczenie, czy też gangrena, tudzież inne zakażenie.

Kanał ciągnął się kilometrami i nic nie sugerowało, aby w najbliższym czasie zmienił zdanie. Zaczęły drętwieć jej plecy od posuwania się we wciąż pochylonej pozycji. Michałowi musiało być jeszcze bardziej niewygodnie. Wzrost zmuszał go do ciągłego uginania nóg i zginania się prawie wpół, by brnąć pod półtorametrowym stropem, mając do dyspozycji zaledwie pół metra szerokości niepewnego podłoża. Nic dziwnego, iż mimo chłodu ciężko dyszał, raczej nie przejawiając ochoty na ożywioną konwersację. Podzielała jego zdanie wsłuchując się w siebie, ciamkanie pod stopami i głośne protesty przestraszonych gryzoni, które pędzili przed sobą.

-Stój -sapnął Michał, nieopatrznie zatrzymując się wpół kroku.

Któryś raz z kolei między rodzeństwem doszło do gwałtownego kontaktu fizycznego.

-Co znowu? -stęknęła odrywając policzek od pleców brata. Delikatnie, żeby nie powiedzieć z niechęcią, oparła dłonie o jego zaplecze i odsunęła się na przyzwoity dystans.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 20-02-2010 o 16:45.
Lilith jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172