Muminek wyobraził sobie, że jest Buką. Zgięty wpół posuwał się wolno przez stosy martwych liści, a potem stanął, rozpościerając wokoło siebie mgłę. Wreszcie westchnął i spojrzał tęsknie w okno. Czuł się najbardziej samotnym stworzeniem na świecie.
— Tove Jansson
Apartament Charly i Lindy, Tokyo, wczesne popołudnie
Huk, brzęk i jakby stęknięcie.
Otworzyła oczy i przez kilka chwil nie wiedziała, gdzie się znajduje, jaki dzień należałoby oznaczyć w kalendarzu a nawet, jak się nazywa. Świadomość wracała powoli, a wraz z nią kształty, które przecież znała na pamięć do obrzydzenia.
Spojrzała na stojący obok łóżka budzik elektroniczny. Była 13:45.
"I co z tego?" - pomyślała -
"Po co w ogóle wstawać? ... I co to do cholery za hałas?"
-
Czy to Ty Linda?? - zawołała trochę ochrypłym głosem.
Do sypialni zajrzała młoda, elegancko ubrana rudowłosa kobieta.
-
Przepraaaszam Charly, ta cholerna doniczka wyleciała mi z rąk - powiedziała melodyjnym, ale skruszonym głosem, uśmiechajac się przy tym przepraszająco
-
Już i tak nie spałam - skłamała -
wychodzisz gdzieś?
-
Tak, dziś mam sesję nowych strojów kąpielowych... wiesz ta najnowsza kolekcja Daxa Martina. Acha, w kuchni w ekspresie masz świeżo zaparzoną kawę, a w piekarniku rogale. Sama piekłam.
-
Mhmmm - zamruczała -
wiesz jak mnie obudzić bandytko - puściła do Lindy oczko
Ta zaśmiała się głośno i odparła
-
No dobra, zmykam, bo mnie Suki obedrze ze skóry. Emmmm... Charly... a jeśli znowu mnie o Ciebie zapyta?
-
Powiedz, że sama do niej zadzwonię, wiesz.... z Anglii...
-
Ok... niech będzie, ale gdybyś jednak zechciała pogadać, to wiesz, że ja...
-
Uciekaj już Mała, dzięki za wszystko - mówiąc to wtuliła głowę w poduszkę i machnęła ręką na znak prostestu. Rudowłosa opuściła pokój. Wkrótce słychać było trzask zamykanych drzwi.
Charly powoli zwlokła się z łóżka. Wcale nie miała ochoty na kawę czy rogale. Nie chciała tylko dodatkowo martwić Lindy. Przecierając oczy poczłapała do łazienki i spojrzała w lustro.
Spoglądała na nią śliczna, mimo śladów zaspania, dwudziestokilkuletnia blondynka o szafirowych oczach.
Odwróciła ze smutkiem twarz.
Zdjęła koszulkę nocną i weszła po prysznic. Strumienie wody powoli zmywały z niej resztki snu.
"Żeby tak wszystko można było spłukać, zapomnieć, skreślić...." "Echhhhh..." czuła, że dzisiaj znowu popłynie... w morzu alkoholu...
Około godziny 23:00, Shibuya, okolice Shiroi Kami
-
Jest pan pewnien, że to tutaj? - spytała taksówkarza po raz drugi, spoglądając w mroczny zaułek
-
Tak, bar Shiroi Kami znajdzie pani parę metrów dalej
Wzruszyła ramionami, zapłaciła za kurs i wysiadła z auta.
" No to sprawdźmy to magiczne miejsce"
Była już trochę wcięta, ale jej chód był w miarę prosty. Ubrana była jak zwykle na takich eskapadach w czarne, obcisłe skórzane spodnie, długie do kolan czarne kozaki na obcasie, czarną koszulkę i czarny, długi skórzany płaszcz.
Pomyślała z ironią, że to jak świętowanie żałoby po samej sobie.
Mijała skupiska cuchnących koszy na odpadki i rozglądała się trochę niespokojnie na boki.
Dopiero będąc przy drzwiach poczuła powracajace otępienie.
Dudniącą muzykę słychać było już od progu. Stanęła na metalowych schodkach i z góry spojrzała na kolorowy, spocony tłum na parkiecie.
"Taaak... tutaj na pewno nie spotka nikogo ze znajomych"
Zeszła na dół i dopasowując się do rytmu falującego tłumu przedostała się do baru.
-
Podwójne martini, wstrząśnięte, nie mieszane - zakpiła naśladując Bonda
Czekając na drinka usadowiła się na wysokim stołku, bokiem do baru i dokladnie lustrowała tańczących ludzi przeróżnego pokroju...
Przypomniały jej się słowa przeczytane w jakiejś książce:
Któż to jest Zwyczajny Człowiek?
Ktoś, kto nigdy nie stanie się zjawą...