Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2010, 09:29   #50
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Wiedział, że zadanie nie będzie łatwe. Wiedział, że może zniszczyć swoje życie. Wiedział, że może nawet je zakończyć. Wiedział również, że wycofanie się zniszczy życia Bena. Głos Karen wyrwał go z zamyślenia.
- Spokojnie, ten problem na pewno da się jakoś załatwić – odpowiedziała ciemnowłosa. Nik musiał przez chwilę zastanawiać się, co powiedział wcześniej. Racja, nocleg. Miło z jej strony.
- Mam nadzieję. Najwyżej firma zbankrutuje na hotelach.

Rozmowa, choć znów się zbytnio nie kleiła, trwała. Czekali jedynie na milczącą Rose. Kobieta wyciągnęła papierosa i odpaliła go. Nik skrzywił się, czując woń dymu. Przed przyjazdem do Chicago zdecydował się rzucić, papierosy psuły wizerunek firmy. A na cygara nie miał kasy.

Dźwięk rozbitego szkła przyciągnął prawie wszystkie spojrzenia w barze. Nik, patrząc na barmana, zaczął wsłuchiwać się w jego myśli. Strach. Zaskoczenie. Co się stało? Ja nie rozumiem.Wiedząc, że nic z nich nie wyłowi, zajął się ponownie niezwracaniem uwagi na dym.

- Wchodzę w to – usłyszeli od blondynki. Nik skinął tylko głową, potwierdzając, że słyszał. Karen była niespokojna. Co jakiś czas spoglądała gdzieś w głąb baru i szybko odwracała wzrok. Już po chwili Nik widział oczyma umysłu niewyraźną, rozmytą sylwetkę. Rozpoznał męską sylwetkę, łysina też była dość łatwa do rozpoznania. Znikał z jego umysłu, gdy tylko Karen przestawała na niego patrzeć. Słyszał, że to niemożliwe, żeby on tu był, że może lubił kiedyś to miejsce, że mogło się tu zmienić. Nik zobaczył go na drodze do łazienki. Wiedział, że tam się kieruje, gdy usłyszał myśli pełne obawy. Szybko wycofał się z jaźni kobiety, żeby nie naruszać intymnej sfery jej bytu.

- No to zostaje nam tylko czekać, aż Ben w końcu przyjdzie – powiedział w powietrze Nik. Chwilę po tych słowach rzeczywiście wyszedł. Podszedł do nich spokojnym krokiem.
- Przepraszam, że tak długo, ale miałem ważny telefon. Jesteście tu jeszcze. To znaczy, że chcecie mi pomóc, czy może dzwoniliście po gliny, by mnie wsadzili, hm? - Ben zasiadł ponownie razem z nimi. - A może macie jakieś pytania?
- Bardzo dużo pytań.– Rose, jak zwykle, wyrwała się do odpowiedzi pierwsza. Nik powstrzymał się od sprawdzenia, co myśli o agencie.
- Może przeniesiemy naszą małą naradę w gdzieś gdzie jest choć trochę dyskretniej? – zaproponowała Karen. - Zdaje mi się, że nie powinno się planować napadów na ludzi w miejscu publicznym. Zwłaszcza, że tutaj zaraz może zrobić się nieprzyjemnie. A teraz wybaczcie mi na chwilę.

Nik wzruszył ramionami, wyrażając niemą zgodę na wyjście. Spojrzał na Karen.
- Byłby pan na tyle uprzejmy, przestał dyszeć mi w kark i poszedł terroryzować kogoś innego? - zapytała w pustkę. Nik domyślał się, do kogo mówi.
- Pani Feary – odezwał się obdarzony – skoro planujemy się wynieść, to czy czyjaś chwilowa obecność naprawdę nam przeszkadza? Możemy po prostu ominąć tego pana i wyjść, mając nadzieję, że tu zostanie.

Wyobrażał już sobie minę Karen.
 
Aveane jest offline