Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2010, 23:51   #41
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Potok Słów.
Tak jednym zdaniem można byłoby określić Rachel Kessler. Gdy drzwi łazienki zatrzasnęły się za wychodzącą kobietą, Johny usiadł ciężko na sedesie. Deska była podniesiona toteż wstał szybko i przyjrzał się mokrym śladom na spodniach. Pokręcił głową, opuścił deskę i usiadł ponownie. Siedział chwilę mierzwiąc włosy i myśląc o wszystkim i o niczym, gdy nagle doszedł go odgłos gwizdka. Herbata gotowa, pomyślał.

[...]Jesteś coś winien Benowi za Tamto.[...]

Czyż miał teraz płacić swoją wolnością za uratowanie, jakże zresztą marnego, swego życia przez Agneta Bena? Toż on się o to nie prosił. A teraz, co za różnica...? Nie, to nie tak, pomyślał. Rzucał ukradkiem spojrzenie na okno. nie tak.
Podszedł do umywalki. Wielka jak na jego standardy - chociaż nie równa się z miejską fontanną. Odkręcił kurek i przyglądał się jak spokojnie brud spływa z dłoni zanurzonych w wodzie. Ani razu nie spojrzał w lustro. Dużo bardziej wolał patrzeć na innych niż na siebie. Nie bez przyczyny rzecz jasna. Nie bez przyczyny.



Chlapnął wodą po twarzy i nie wycierając ruszył do okna z zamiarem opuszczenia mieszkania. Zatrzymał się jeszcze zanim zdążył rzucić okiem na zewnątrz. Zapach ciasta przebijał się przez zamknięte drzwi.

- Herbata i ciasto gotowe. Pośpiesz się. - usłyszał głos Rachel.

Stał chwile kosztując powonieniem wypieki. Nie wiedział ile spał tam na schodach ale głód jaki poczuł świadczył, że to nie była godzinka. Echo odgłosów wydawanych przez pracujące jelita zawstydziły Johnego momentalnie. Nie było szans by kobieta usłyszała burknięcia żołądka lecz King mimo to szybko puścił wodę w zlewie by zagłuszyć to i owo. Wtem rozległo się pukanie.

- Żyjesz? Herbata i ciasto stoją na stole
- Tak, tak. - odparł szybko spanikowany.

Zakłopotanie. Skąd ono? Że wejdzie? Że go zobaczy? Że próbuje pomóc? Że co?! Nie wiedział jak się zachować. Co powinien zrobić? Panicznie chciał uciec. Okno wydawało mu się jednym z najlepszych rozwiązań. Wręcz perfekcyjnym gdyby nie to, że tam mogą czaić się Oni. Oni stanowili zagrożenie przeważnie na świeżym powietrzu. Kiedyś nawet myślał, że tylko. Ale tedy zobaczył Je w środku swojego pokoju. Zobaczył nachylone nad swoim łóżkiem. Szybko porzycił zamiar nie opuszczania murów. A jeszcze szybciej zorientował się, że po wypiciu kilku szklanek whisky nie przychodzą już wcale. Gdy przestał pić jakiś czas temu, widział je sporadycznie. Po drugiej stronie ulicy, za winklem, w parku. Ale siedząc bezpiecznie w schronisku było tych "widzeń" mniej. Znacznie mniej.

Chwycił za klamkę drzwi. Uchylił je ostrożnie by nie zapiszczały. Zapiszczały. Lecz Johny się tym nie przejmował. Miał zamiar zobaczyć gdzie stoi kobieta, wyskoczyć i ruszyć w stronę drzwi. Skończyło się jednak na kobiecie. Zobaczył jak kroiła kolejne ciasto (albo jeszcze te samo). Raptem poczuł się jak tchórz. Jak taki mały śmierdzący, nieznający powagi sytuacji tchórz. Uczucie było na tyle silne, że wrócił się i zamknął drzwi na zamek. Rozebrał się i wszedł do kabiny prysznicowej.

Wyszedł w samych spodniach i z ręcznikiem na głowie. Koszulkę miał zmiętoloną w kieszeni. Stał chwilę w drzwiach młócąc rękoma włosy. Jego jasna, nie znająca od lat słońca skóra nie czuła świeżości od dawna. Mimo, że w przytułku mają prysznice, to bywa w nich brudniej niż w rzekach czy strumieniach. Dlatego też kąpiel brał sporadycznie. Na pokrytym pieprzykami i plamami wątrobowymi torsie widniały dwie blizny. Mniejsza - pamiątka po wyrostku robaczkowym, i większa - spotkanie z dobermanami na złomowisku na obrzeżach Chicago. Psy pogryzły mu tylko łydki, natomiast za ogrodzeniem, z którego zeskakiwał uciekając leżał rozwalony rower. Rower miał już zwoje lepsze lata za sobą to też wystawały z niego różne części nie w tych kierunkach co planowali producenci. Niechybnie Johny odkrył upadając, że zębatka jest właśnie jedną z tych części.

Tarmosił włosy zastanawiając się co ma począć. Jak się zachować? Doszedł do wniosku, że chyba najlepiej będzie usiąść do stołu. Tak też zrobił - rozlewając przy okazji herbatę. Zanim jednak Rachel zdążyła cokolwiek począć, on zlizał herbatę z blatu, a ten bohaterski czyn zwieńczył wycierając pozostałość ręcznikiem.

- Wyśmienita.

Nie wiedząc jak się zachować i co począć. Wziął do ręki herbatę i pił spokojnie przyglądając się Rachel przy pracy. Co za różnica gdzie będzie na niego czekał?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 27-01-2010, 12:28   #42
 
Rewan's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodze
Zawód?

Tak... Chyba właśnie tak można opisać uczucie jakie ogarnęło Feniksa, gdy dumnie rozprostował skrzydła i zapłonął i gdy wszystko miało się udać, część przeznaczenia Feniksa dopełnić, ból... Kątem oka dostrzegł najpierw zielone, zaraz potem przemieniające się w czerwone, światło i poczuł wtedy narastającą ekscytację, by zaraz potem coś boleśnie go uderzyło w odsłonięty tors. Nie zdążył porządnie zaskrzeczeć, a atak został ponowiony w skrzydło. Feniks automatycznie skulił się w sobie, osłaniając łeb skrzydłami, ale zaraz coś znowu go walnęło i potem jeszcze raz na dokładkę. Przeszywające pasma bólu paraliżowały Hane ze strachu, aż skrzek uwiązł mu w gardle. Wszędzie panował chaos, ale i jeszcze coś...

Pośród miotających się splotów kotki zwanej Grau, wokół zapanowało pewnego rodzaju skupienie i wyczekiwanie. Otóż wszystkim ukazała się wizja i każdy co do jednego ciekaw tego co ukaże. Hane był conajmniej dziesięciokrotnie ciekawszy niż inni. Pomimo strachu o kolejne obrażenia, podniósł łeb i przyglądał się obrazom...

*

Każda akcja niesie za sobą konsekwencje. Gdy akcja zakończyła się, nadeszły konsekwencje. Przy ciszy i uspokojeniu splotów Grau, ból zdawał się potęgować. Feniks zaskrzeczał przeraźliwie, miotając się na wszystkie strony. Rzucał łbem to w prawo, to w lewo, wpadając w wszechogarniającą panikę. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę na co się rzucił. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, jak realne i namacalne są skutki konsekwencji. Z początku strach zszedł na dalszy plan, gdyż wszystko co wiedział o tej wyprawie opierało się na legendach i opowieściach. Chciał zyskać prestiż, chciał poznać ludzi i nowe opowieści, chciał poznać nieodgadnione, zagadkę najbardziej kuszącą spośród wszystkich. Lecz jego wcześniejsze życie, choć ciągnące się przez wieki, było niezachwiane i spokojne, bezpieczne. Dopiero teraz zetknął się z realnością zagrożenia i to go przeraziło. Wyprawa zaczęła go naprawdę przerażać. Pióra na karku nastroszyły mu się ze strachu.

Gdy tak rzucał się niespokojnie, spłoszony, w końcu poczuł dotyk. Dotyk nie zwyczajny, lecz niezwykły jak żaden. Delikatny i spokojny. Najpierw rzucił jeszcze niespokojnie głową, uwalniając się od dotyku, by zaraz obie dłonie objęły jego łeb i pogładziły po piórach, uspokajając Salartusa. Opiekunka opatrzyła jego rany, a on uspokoił się przy niej. W końcu, gdy ta odeszła on spokojnie przystanął gdzieś z boku, obserwując innych. Jedni wpadli w szał bitewny, inni szukali drogi ucieczki w popłochu. Tylko nieliczni zachowali spokój, a Hane patrząc właśnie na nich, poczuł ogromny wstyd. Zniżył głowę, spoglądając ku ziemi. Powinien był zachować się lepiej... Skarcony sam przez siebie, do końca pozostał cichym obserwatorem. W końcu musiał zregenerować się, by rany zaszły mu sklepione i skupił się na tym. Po chwili ogień go okrywający wzmógł się na chwilę...



Hane wpada najpierw w panikę, pod wpływem opiekunki się uspokaja.
Używa daru: Regeneracja I.
 

Ostatnio edytowane przez Rewan : 06-02-2010 o 00:50.
Rewan jest offline  
Stary 29-01-2010, 22:15   #43
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Argo nie brał udziału w bójce i rad był, że Opiekunki rozdzieliły walczących.

Odejście zaś aerdanida zasmuciło skrzadło. Przez chwilę walczył z chęcią, aby towarzyszyć swemu bratu, lecz powstrzymał się. Nie skreślał bowiem grupy, w której była sprytna gatti, szanowany mądry feniks i inni mniej znani mu bracia. Wyrzuty Az'khasa przypomniały ognikowi o lustrze, które zaniepokoiło go od razu. Uznał w końcu, iż nastała dogodna chwila, by podzielić się swymi wątpliwościami.

- Czy lustro nie sprowadza tylko kłopotów? - zapytał, troszkę nierozważnie, wodząc przy wzrokiem za bratem - Przemieniając braci, uzdrowimy ich, lecz skarzemy na wygnanie.

Śmierć bowiem była owszem straszna, lecz o wiele straszniejsza zdawała się rozłąka. Jako skrzadło ufał, że część jego będzie kiedyś żyła w młodszych pokoleniach ogników, opuszczony natomiast byłby tej szansy pozbawiony, jak również obecności swych sióstr i braci. Z tego też powodu, z samotności, grota i zamrożone w niej istoty wzbudzały strach i współczucie w ogniku.

- Nie mamy innego wyjścia. - ucięła twardo Babcia - Tylko lustro jest w stanie wyleczyć kogokolwiek. Leczenia innych Salartus nie pomagały, a zdarzały się przypadki w których próby leczenia przez potężnych Salartus, kończyły się śmiercią bądź odejściem od zmysłów leczących i leczonych. Jako gatunek mamy tylko możliwość znalezienia Lustra. - podsumowała.

Druga z Opiekunek dodała krzepiąco:
- Nie mamy pewności, czy proces przemiany jest konieczny i... - spauzowała w poszukiwaniu odpowiedniego słowa - nieodwracalny. Dlatego też będziemy kontynuować eksperymenty, choć jak dotąd nie przyniosły żadnych pozytywnych rezultatów. A trwają już ponad pół roku. Może lustro to odmieni.

Argo nie oponował, zamigotał tylko na znak, że zrozumiał.

Babcia w końcu sprowadziła dyskusję do głównego tematu wizji. Jeszcze raz wspomniała o niebezpieczeństwach i możliwości rozstania, które w żadnym wypadku nie przysparzało ujmy na honorze. Na podróż podarowała im również niezwykły skarb. Zwróciła się z prośbą do Asco i lykarynów, pozostałym rasom dając czas do namysłu nad uczestnictwem w wyprawie.

Argo bynajmniej nie zrezygnował z dalszej wędrówki. Ostrożnie nawet postanowił zabrać głos w temacie wizji, choć zdawał sobie sprawę, że w grupie są bardziej doświadczeni od niego Salartus. Zdecydował się mówić otwarcie, choć ich grono powiększyło się o kolejnych braci i siostry. Skoro jednak Babcia nie wyrzuciła nikogo z groty uznał, że nie sam również nie ma powodów do niepokoju.

-Przepowiednia nie pomaga nam wielce - uznał niepewnie ognik - Choć wciąż pozostaje świeża w mej pamięci i mógłbym ją na życzenie raz jeszcze odtworzyć, nie znajduje w niej przydatności. Nie większej niż gdybym zobaczył zamiast niej tą grotę i nas zebranych. -wyznał szczerze, gdyż nie potrafił dostrzec tej nikłej różnicy między teraźniejszością, a przyszłością.

-Nie gniewajcie się Opiekunki, lecz czy nie warto się przyjrzeć sprawie z drugiej strony? Powiadano, że wodni Salaryni, płynęli pod prąd wielkiej rzeki, by tam założyć swe królestwo. Mawiali, że u źródła leży mądrość, nie zaś morskich odmętach - równie odległych, co niepewnych i mętnych. - skrzadło wygłosiło kolejny fragment z opowieści gromadzonych przez swe plemię.

-Nimfą z wizji musiała być Broo. - podjął szybko wątek - Może odwiedzając miejsca związane z nią lepiej zrozumiemy tak nimfę, jak i przepowiednie. Czy wiecie Opiekunki, wśród jakich bagien żyła Broo?

-Jest nam znane to miejsce. - po chwili milczenia i wymiany spojrzeń głos zabrała jedna z Opiekunek - Nimfy żyły na skraju gór i nizinnych dolin. Pośród bagien, przez które przepływała potężna rzeka. Bagienne siostry Silesia zwały swą krainę.

-A czy...?

-Nie - Babcia przerwała, jakby odgadując myśli skrzadła - od dawna nie widziałyśmy żadnej z nich. Nie wiemy gdzie i czy jeszcze żyją na tym świecie, ani tym bardziej, gdzie mieszkają.

-Może Broo wróciła tam, skąd odeszła? - powiedział z nadzieją - Ja bym wrócił do mych dziecięcych miejsc, gdybym miał ku temu okazję. A może ludzie z którymi się zadała właśnie tam mieszkają. Nas już tam nie ma, ale domy pozostały. Musiało być tam sporo pięknych drzew, a przecież nawet człowiek nie pogardziłby chyba dobrym chroniącym od deszczu i wiatru pniem starego drzewa. Myślę, że powinniśmy odwiedzić to miejsce jeśli nadarzy się okazja.

Gdy sprawa zeszła na samą wizję lustra skrzadło ponownie zabrało głos.
-Niepokojący był flakonik odbity w tym lustrze. Skoro zwierciadło było tylko szkatułką i zostało rozbite, jak dowiemy się czego szukać? - stwierdził Argo, zapominając, że widzieli przyszłość, nie przeszłość - Wewnątrz natomiast było coś, czego nie zdołałem dostrzec, albo ktoś. Czy możliwe, żeby istniały Salartus nawet Wam nieznane? Takie umiejące zmieniać jedne stworzenie w drugie? Tak, wszak jeśli to się opanuje, czemu nie potrafić zamieniać chorego ciała na zdrowy odpowiednik.

-Znamy wszystkie rasy, które mogliście poznać, a także te, które zaginęły przed wiekami. - odparła Opiekunka - Lecz wciąż, nawet w dzisiejszych czasach odkrywamy związki między braćmi i siostrami, które przysparzają wielu korzyści naszej społeczności. Nie, nie potrafimy potwierdzić, lub zaprzeczyć, że istniała istota lub istoty zdolne do opisywanych czynów.

-Amure wiedziała - przerwała siostrze Babcia - Znała istotę zdolną stworzyć przedmiot który znamy pod postacią Lustra Amandy. Niestety tylko ona, nikt nie potrafi odtworzyć jej dzieła, a czasu jest coraz mniej. Miałam nadzieję, że podczas rytuału zobaczymy naszą siostrę, lecz Amure nie pojawiła się. Nie mamy innych wskazówek niż legenda o lustrze i dzisiejsza wizja.

-Może zamiast lustra poszczęści nam się znalezienie śladów jego twórcy. - wysnuł pokrzepiający wniosek ognik - Musi żyć z dala od wszystkich, skryty pośród ludzi. Gdyby był wśród nas, nie wierzę, że nie ujawniłby się wiedząc o cierpieniu swych braci. Nie zaszkodzi na powierzchni mieć oczy otwarte.

*
Jeśli ktoś potrzebuje, ognik mógłby powtórzyć obrazy z wizji.
Argo rozważa odwiedzić miejsce gdzie mieszkała nimfa.
Proponuje, by wypatrywać również w wędrówce śladów bytności innych Salartus na powierzchni opanowanej przez ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 30-01-2010 o 20:14. Powód: Troska o wyskubywane ziarenka piasku :)
Glyph jest offline  
Stary 29-01-2010, 23:03   #44
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Raven przysłuchiwał się rozmowom.

Jak do tej pory, najciekawszą wymianę poglądów przeprowadził Argo z Opiekunkami. Był naiwny, niedojrzały, w opinii Kruka kompletnie nieprzygotowany do tego, co może ich spotkać w świecie ludzi. Dumny Hane, silny Zaur, przebiegła Grau czy mądry Lauheemasielu, oni wszyscy idealnie pasowali do misji, która ich czekała. Natomiast Strzagło z dziecinnym poglądem na życie…

Salartus westchnął, lecz milczał do czasu, aż Argo skończył snuć swoje wywody. Gdy to się stało, wzleciał na środek Sali (co było możliwe tylko dzięki szybkiej interwencji jednej z Opiekunek) i przemówił:

- Nie, nie, nie!- zaskrzeczał, chcąc, by jego głos rozniósł się nie tylko po komnacie, ale także wnętrzach głów zebranych- To wszystko nie tak!- pokręcił rozpaczliwie głowa, spojrzał z wyrzutem w stronę stropu, jakby oczekując od niego pomocy, po czym spuścił dziób, zastanawiając się, jak odkręcić te wszystkie głupoty, które zostały wypowiedziane przez ognika.

- Broo nie mogła wrócić na tereny, które wcześniej zamieszkiwała. Była człowiekiem, istotą, która rani inne Salartus, także jej siostry, bagienne nimfy. Nie zrobiłaby tego, choćby z powodu więzi, która łączyła ją z swą rodziną. Poza tym, porzuciła nie tylko swe stare życie, ale też i swą starą egzystencję dla człowieka. To chyba oznacza, że nie mieszkałaby dalej na bagnach, tylko z swym mężem w jego domu, pośród innych ludzi. Jeśli zaś bagienne nimfy wyginęły, to przeszukiwanie starych domów tych istot kompletnie mija się z naszym celem- powiedział przemądrzałym tonem, drepcząc na krótkich nóżkach to w jedną, to w drugą stronę.

- Co do istoty zdolnej stworzyć Lustro Amandy, nie mamy żadnej pewności, że kiedykolwiek istniała. Ludzie osłabiają wszystkich, nawet legendarne smoki. Nie mamy żadnych logicznych podstaw, by sądzić, że jakikolwiek przedstawiciel naszego gatunku unika cierpień w obecności ludzi. Nawet, gdyby tak było, w co szczerze wątpię- Raven zadarł dziób wysoko górę, jakby chcąc oznajmić, że jego opinia w tej sprawie wszystko rozsądza- to byłby od nas tak skrajnie odizolowany, że najpewniej nie zrozumiałby naszych zmartwień i problemów. Amure musiała wymieszać z sobą jakieś niezwykle rzadkie indegrencje pochodzące od potężnych Salartus i odkryć w ten sposób napar zmieniający w człowieka. Po prostu z sobie znanych powodów nie podała innym tej receptury, być może bojąc się końca gatunku- wyjaśnił, zamyślając się.

Teraz dochodził do najważniejszych rozmyślań. Gdyby znaleźli Lustro i użyli go, by uzdrowić wszystkich wokół siebie, nagle staliby się ludźmi. Wszyscy, wszelkie odmiany Salartus. Odnalezienie Lustra oznaczałoby samozagładę ich rasy. Czy to dlatego Amure je ukryła? Z troski o swą nację? Czy mogła przewidzieć, że będzie w posiadaniu jedynego leku na degenerację gatunku, a mimo to schowała go, wierząc, iż tak będzie lepiej? Czy uważała, że lepiej jest zginać jako Salartus, niż umrzeć jako człowiek, zaprzeczając swojej tożsamości? A może stawiała prawdziwą miłość wyżej niż chęć przetrwania?

- Taaak…- Kruk przeciągnął słowo, przekonując samego siebie- Pomyślcie, większość z nas skorzysta z Lustra. Nawet, gdybyśmy znaleźli Salartusa, który by nie cierpiał, to nasza obecność po transformacji zabiłaby go… chyba, że on też stałby się człowiekiem.

Raven zamilkł na dłuższą chwilę, obserwując zebranych. Czy tylko on zauważył, jaka jest główna właściwość Lustra i cena jego użycia?

- Jeśli Opiekunki wam tego jeszcze jasno nie powiedziały, to je wyręczę. Niezależnie od tego, czy uda nam się znaleźć dzieło Amure, Salartus znikną z tego świata. Musicie być świadomi tej prawdy, zanim podejmiecie jakąkolwiek decyzję- rzucił, po czym wzbił się z powietrze i wyleciał z komnaty. Głowa dosłownie pulsowała mu od wszystkiego, czego się dowiedział i do czego sam doszedł.

Potrzebował dosłownie kwadransa dla siebie, by wszystko to sobie uporządkować.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 05-02-2010 o 23:55.
Kaworu jest offline  
Stary 29-01-2010, 23:54   #45
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Sposób w jaki został potraktowany Lauhelmaasielu, wzburzył nim jeszcze bardziej. Dlatego, gdy ten Salartus siłą posadził go na ziemi i trzymał za dziób, musiał zareagować. I bynajmniej nie chodziło mu o dalszą walkę, bo nie miałby szans w starciu z kilkoma Lykarynami (a właściwie miałby, ale czuł się teraz słabo). Po prostu złapał łapami dłoń przytrzymującą dziób i gdy sytuacja się uspokoiła, zdjął ją i kłapiąc dodał;
- Nie mam zamiaru robić już nic więcej, głupi!
Wstał w momencie, gdy jeden z Salartus rzucał oskarżenia, ale nie dbał o to specjalnie. Przytaczając w myślach najgorsze przekleństwa, zbliżył się znów do starszych. Cały czas próbował ochłonąć. Unikał spojrzenia w kierunku diabła i zielonego mutanta. Rozmowa jaka wywiązała się ze Starszymi, zaciekawiła Sadesyksa na tyle, by wziąć w niej udział.

Pierwszy głos zabrał Skrzadło, ale Sadesyks nie zgadzał się z nim w kilku kwestiach. W większości popierał zdanie Kruka, za wyjątkiem pewnej kwestii, która w swojej absurdalności nie mogła mu przejść przez myśl;
- Salartus nie wymrą! - krzyknął za wylatującym Krukiem.
Następnie zwrócił się do zebranych w sali. Była to mowa spontaniczna, możliwe, że nawet zupełnie bezsensowna, ale Sadesyks chciał wyjaśnić pewne zagadnienie.
- Towarzysze! Bez względu na wszystko musimy znaleźć Lustro. I nie chodzi tutaj wyłącznie o jakąkolwiek możliwość wyleczenia naszej rasy. Czuję po prostu, że Lustro jest pewnym elementem, które ma szansę dać nam informację na temat przywrócenia dawnej siły Salartus. Może to naiwne, ale... Towarzysze! Nie osiągniemy nic na dalszych teoretycznych dywagacjach. Jak na razie opieramy się na legendach, niepewnych wizjach i przede wszystkim, niejasnym przekazom co do ludzi. Według moich przemyśleń, przynoszą wstyd naszej planecie i należy ich usunąć, ale możemy odkryć prawdę dopiero po wyjściu na powierzchnię.
Westchnął, przerywając jałowy monolog i dodał;
- Chociaż Kruk dobrze stwierdził, że Broo nie będzie na terenie dawnego miejsca zamieszkania, proponuję tam zacząć poszukiwania. Pomysł Skrzadła aby chociaż w cząstkach odtworzyć możliwą wędrówkę Broo, a przynajmniej znaleźć jakieś pogłoski o jej działaniach - jest całkiem sensowny. Być może się mylę, ale wolę już próbować niż gnić dalej w podziemiach. Poza tym musimy przyjąć ostateczną wersję naszego działania w przypadku ewentualnego znalezienia Lustra.
I zamilkł. Sam nie wiedział co zrobić z Lustrem. Nie był pewien, czy w ogóle je znajdą. To było praktycznie bez wyjścia. Najbardziej Lauhelowi pasowało zniszczenie Lustra i wybicie ludzkości. Zamiana w człowieka... nie wchodziła w grę.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 30-01-2010, 05:31   #46
 
Eileen's Avatar
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
Gdy została uwolniona z uścisku w końcu mogła złapać głębszy oddech. Rozdzielona grupa postanowiła wysłuchać opiekunek i zgromadziła się na środku groty. Ustawiła się w strategicznym punkcie - dość daleko, by nie razić Brata ani innych (w szczególności Puryfikanina) swym zapachem, a jednocześnie widząc zza pleców innych całą sytuację. Jednocześnie była dość daleko od tego dziwnego brata, który ją zaatakował.

Złość rozpierała ją. Nikt nie zdecydował się powiedzieć jej co właściwie się dzieje, chociaż to ona była tak naprawdę poszkodowana całą sytuacją. Nie prosiła się tu. Została tu sprowadzona i obudzona z tego dziwnego letargu, który zmienił ją w poczwarę. Zatrzymała się na chwilę w swych rozmyślaniach. Dialog ciągle toczył się wokół jakiegoś jaja. Wściekłość do niczego nie prowadzi i nie daje zachować czystych myśli. Brzęczenie mówiącego Skrzadła uspokoiło ją trochę.

Cała rozmowa wydawała się jej jakby snem. Lustro? To lustro!? Źrenice rozszerzyły się jej z zaciekawienia i zdziwienia. Więcej nie dała sobie poznać. Słuchała. Słowa takie jak misja, zadanie, wizja i fragmenty legendy, przelatywały jej przez myśli wzbudzając echo.

Skrzadło skończyło swoją mowę pełną niepewności. Oczywiście skrytykował ją Kruk. Chociaż jego słowa miały wiele sensu wydawały się tylko koleją interpretacją legendy - niczym więcej. Rozumiała, że mają jeszcze jakieś inne solidne podstawy, nim rozpoczną poszukiwania wiatru w polu. Ale to było nie ważne. Gra była tego warta i dla niej stawką było życia. Straciła już co miała do stracenia - braci, swój piękny wygląd którym się szczyciła, nawet zapach nie rażący Braci. Teraz ma tylko siebie i to co potrafi i albo może się przydać wykazując swoją wartość, albo też usiąść i po prostu płakać. Na to też miała ochotę.

Kruk wyleciał. Nie wiedziała czy odszedł z grupy, czy też tylko odszedł na bok sfrustrowany sprawą. Sadeksysy wtrącił się. Nie wiedziała jak się ustosunkować do jego osoby ani jego przemowy. Widziała przedstawiciela tej rasy tylko raz i to przelotem. Ich rasy nie łączyła jakaś specjalna zażyłość. Niektórzy Bracia wyrażali się o nich z brakiem szacunku i gniewem. Może to był właśnie ich błąd? Nie osądza się nikogo poglądami innych. Choć przemowa wydała się jej chaotyczna. Miał rację co do tego, że rozważania legendy są puste. Motorem wygłoszenia tej przemowy musiało być wzburzenie. On w końcu też został poturbowany i potraktowany identycznie jak sprawca bójki. Ale nie to było najważniejsze. Przecież on był członkiem tej drużyny, nie ona. Ja mogę tylko się przyglądać, nie wyrażać opinie. Trzeba to zmienić, wszak nie mogę zostać tu nieprzydatna. Dwie sekundy ciszy po tym jak Sadeksys skończył zdecydowała się podjąć głos.

- Babciu... - powiedziała Spea cicho i potem dopiero nieco głośniej ku zwróconej w swoją stronę grupie stwierdziła - Nie do końca rozumiem co właściwie zamierzacie. Jednak, jeśli mam umrzeć od choroby, w którą popadłam, proszę - nie dajcie mi umrzeć bezczynnie. Chcę być przydatna i w miarę mocy pomóc, gdziekolwiek wyruszycie, skoro uratuje to braci Salartus. Jeśli to - tu się zawahała. Bała się użyć tej legendarnej nazwy - czego szukacie ma taką straszliwą moc będzie można sprawdzić ją na mnie, nim się je sprowadzi do naszych siedzib... Niewiele zostało mi już do stracenia... - dodała ciszej, osłaniając się lekko skrzydłami i spuszczając głowę w milczeniu. Ponownie uderzył ją własny zapach. To moja próba. Jeżeli mnie odrzucą, znaczy, iż nic więcej w życiu nie osiągnę...
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...

Ostatnio edytowane przez Eileen : 30-01-2010 o 05:34. Powód: Brakująca kursywa...
Eileen jest offline  
Stary 31-01-2010, 12:09   #47
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Hane poczuł się jak nowo narodzony Feniks, dosłownie i w przenośni. Każdy noworodek wszakże musi na nowo uczyć się swoich zdolności, również i Hane teraz musiał od nowa poznać swoje umiejętności. Pocieszający pozostawał fakt, że nic go już nie bolało po zregenerowaniu obrażeń jakich doznał w czasie rytuału.

Grau cicho wsłuchiwała się w przeprowadzaną rozmowę. Wypowiadane przez jej przyjaciela wątpliwości wprawiły ją w stan zaciekawienia i konsternacji.

Wallow ze zdziwieniem stwierdził, że zimno jakie poczuł na sobie tarzając się wraz z innymi było równie nie przyjemne jak ogień. Odtrącony przez diabła na bok miał chwilę aby się rozgrzać, jednak to wypowiedziana przez Opiekunkę prośba wlała do jego jaźni zastrzyk adrenaliny, który momentalnie pozwolił mu zapomnieć o zimnie. Specyficzna prośba wprawiła go w osłupienie i póki co pozostawał milczący.

Opiekunka pomagająca Puryfikowi z zadowoleniem zauważyła, że rozkład tkanek macki przestał rozchodzić się po jego ciele. Martwa kończyna leżała bezwładnie na ziemi. Sam Puryfik pozostawał zaś bezpieczny. Nie groziła mu już utrata żadnej z macek.

- Przebudzeni chorzy. - Odpowiedziała bardzo cicho Puryfikowi zaciekawiona Babcia choć z lekkim opóźnieniem, gdy Spei zakończyła swoją przemowę. - Nie wiem, czemu, jak, ale udało im się wyjść z ostatniej fazy choroby. Choć nie wyglądają najlepiej.

- Moje dziecko. - Zwróciła się do Spei Babcia. - Obawiam się, że jesteś zbyt słaba aby w ogóle myśleć o podróży. Jednak jeśli się upierasz, może masz rację. Jeśli udałoby wam się znaleźć Lustro mogłabyś sprawdzić jego działanie. Tym bardziej, że - przeszła wzrokiem po obudzonej trójce Salartus. - Jak do tej pory nikt, nigdy nie obudził się z lodowego letargu. Jesteście pierwsi i wygląda na to, że silniejsi niż przed zapadnięciem w hibernację.

- Jeśli pozwolicie, byłoby to niezmiernie pomocne, gdyby ktoś z was zechciał zostać z nami i poddać się badaniom. Może jest coś co uda nam się poznać po dokładniejszej analizie waszego stanu zdrowia, co pozwoli na przyspieszenie badań nad lekarstwem. - Dodała jedna z Opiekunek.

Trzecia Opiekunka podeszła do Lykaryna, który odstawił Sadesyksa na bok. Pogładziła łagodnie jego skórę i z szacunkiem w głosie powiedziała do zebranych.

- Sposób transportu Lustra , tak aby nie było ono groźne dla innych, jest możliwy. A przynajmniej tak mi się wydaje. Moglibyśmy skorzystać z torby uszytej ze skóry Lykarynów. Uważam, że jeśli w niej znajdować się będzie lustro to nikt go nie ujrzy i dzięki temu będzie możliwe bezpieczne przetransportowanie jego do nas. Uważam, że po skończonej dyskusji albo nawet i teraz powinniśmy udać się do, któregoś z bezpiecznych miejsc spoczynku. Odpocząć tam i przedyskutować sytuacje. A także skorzystać z naszych zapasów i oddać wam kilka przedmiotów, które mogą okazać się pomocne podczas waszej podróży. Chyba też nie muszę nikomu mówić, jak cieszy nas to, że nie odeszliście jak Az'khas.


Tak żeby każdy usłyszał zdanie Zaura, Lykaryn włączył się do rozmowy.

- Kruku śmierci. Czemu wysuwasz tak poważne zarzuty o wyginięciu naszego gatunku? Gdyby nie było dla nas żadnej nadziei Opiekunki nie wysyłałyby nas na tą misję. Uważam, że przesadzasz.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 31-01-2010, 17:23   #48
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Właściwie powinna się przejąć. Nawet bardzo. Przynajmniej tymi spojrzeniami, które nagle przeszyły jej widoczne (niestety) ciało.

I tak było.

Przez tak krótki moment, jaki potrzebny był na wysunięcie pazurków. Uśmiechnęła się paskudnie.

Doprawdy, o co im chodzi? Diabeł trochę się wyżył, to coś zielonego i tak nie należy do naszej drużyny, a opiekunki jak zwykle się rządzą.

Tak, rytuał ewidentnie podziałał również na psyche kota (to, czy pozytywnie należałby się dwa razy zastanowić), gdyż wyszła spokojnie ze swojej kryjówki, wspięła się kilkoma susami na bardziej wystającą półkę i z przyjemnością obejrzała pobojowisko, jakie zostało po krótkiej bójce. Doprawdy, nie mogło jej obchodzić mniej to potępiające spojrzenie jednej z Opiekunek. Żałowała tylko, że kolega czterołapy odszedł, bo jego pazury mogłyby się przydać do kolejnych wizji.

A potem słuchała, co ją zupełnie i całkowicie wypełniło nudą. Aż po koniuszki wąsów. Jej sploty zamarły w jakiejś niezwykłej figurze, jakby skrzydeł.



Poczekała, aż wszyscy skończyli.
- Lustro-śmrustro. - mrukliwy głos kocicy rozszedł się w chwili napięcia, kiedy towarzysze czekali na jakieś deklaracje. - W obecnych warunkach to jakakolwiek interpretacja nie wchodzi w grę.

Zeskoczyła z gracją na ziemię i podeszła do Sadesyksa, ocierając się o jego nogi, po czym wspięła się na jego ramiona. - Wybacz bracie - rzuciła do Kruka. - Ale tym razem muszę zgodzić się z Argo i Lau. Jedyny punkt zaczepienia to bagna. I im należy się przyjrzeć.

Nie znoszę tracić czasu.

- Dywagacje filozoficzno-etyczne pozostawmy sobie na jakieś nudniejsze okazje. - mlasnęła z dezaprobatą. - Albo przynajmniej na drogę. Podjerzewam, że nie mamy zbyt dużo czasu.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 01-02-2010, 23:25   #49
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Skrzadło zamrugało przyjaźnie i okrążyło nieznajomą. Powietrze wokół zadrgało i zawirowało, gdy ognik budzony ciekawością mocno zaciągnął się zapachem roznoszonym przez anielicę. Natychmiast po tym zatrząsł się w spazmatycznie, czując jak zapach drażni całe jego ciało. Dla takich właśnie sytuacji natura wykształciła większości Salartus nosy, by mogły sobie lepiej radzić z kichaniem i innymi tego typu dolegliwościami. Skrzadło musiało radzić sobie na swój sposób więc drżało przez chwilę rozsypując wokół musujący proszek, na który przyczepiały się aromaty.

-Czy jesteś pani krewną lub sąsiadką nimf z bagien? - zapytało niepewnie, gdy już odzyskało panowanie nad ciałem - Może potrafisz rozpoznać to miejsce? Nie zaszkodzi jeszcze raz spojrzeć na bagno, prawda Grau? - usprawiedliwił się przed Gatti i na ułamek sekundy zawahał - Tak lepiej porównamy je z tym, które zastaniemy.

Zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować skrzadło rozbłysło białym światłem i wyświetliło odbitą w nim wizję. Zaczął od samego początku - bagna.
Ognik był przy tym rozdrażniony niedawnymi słowami kruka. Jak mogło tak przeinaczyć jego słowa to śmierciące ptaszysko. Nawet nie pomyślał, aby nimfa wróciła do swych sióstr, czyż nie mówili chwilę wcześniej o miejscu opuszczonym przez Salartus? A wredny kruk wszystko zmienił, wyśmiał jego słowa i gdyby nie odleciał, skrzadło z pewnością zechciałoby się odgryźć. Teraz jednak uporczywie wpatrywało się w wizję, chcąc zobaczyć człowieka, potwierdzić swe przypuszczenia. Za nic miał fakt, iż nimfa była sobą, nieprzemieniona. Przecież właściwie nie wiedział zupełnie jak wygląda człowiek, może był bardzo podobny do niej, może nie zauważali kilku subtelnych zmian w bagiennej nimfie. Próbował wyciszyć choć trochę hulający po bagnie wiatr, wsłuchać się w rechot żab, bzykanie owadów, bulgot wody i w ten sposób usłyszeć ten głośny metaliczny warkot ludzkiego języka. Oczywiście nic nie osiągnął, nieważne jak mocno się starał, człowieka nie spostrzegł.

Przy okazji wydało się, że obraz był bardziej plastyczny niż można było sądzić z pierwszego spojrzenia. Skrzadło obracało lekko wzrok niewidocznego obserwatra pokazując dziejącą się scenę z innych punktów widzenia. Dość szybko powtórzyło wszystkie wizje, co nie było trudnym wyczynem. Wszak każda trwała bardzo krótko. Zatrzymało się na dłuzej przy wizji skrzadła, zatrzymało obraz, usiłując zajrzeć przez mrok. Może w duchu sądząc, że patrząc dostatecznie długo jego wzrok przyzwyczai się do ciemności. Ognik doszedł wreszcie do końca projekcji. Najbardziej wartościowym skutkiem pokazu, z braku odnalezionego człowieka, była możliwość spokojnego obejrzenia wizji przez wszystkich uczestników wyprawy. Teraz już nie przeszkadzały atakujące macki Gatti, każdy mógł skupić się na szukaniu śladów. Jeśli tylko chciał oczywiście. Nikogo nie można przecież zmuszać, co pokazywał po sobie ziewający Grudon.

Dla poprawienia obecnym humoru skrzadło zabawiło się obrazem zaczynając puszczać wizję raz jeszcze, od końca. Śpiące przy lustrze Salartus obudziły się nagle i przy dźwiękach reperowanego zwierciadła pognały do tyłu. Bardzo szybko zresztą, tak jak i cała następna wizja szybko mignęła. Ognik zatrzymał się na końcu obrazów przedstawiających bagna. Musiał się jednakże zagapić przy tym, gdyż wzrok obserwatora zaczął obracać się na wszystkie strony, w szczególności zaś wznosić się do góry. Rezultatem stało się pokazanie bagna z góry z lotu ptaka. Oczywiście nie całe połacie grzęzawisk, lecz ich nie za duży fragment, w którego centrum znajdowało się drzewne schronienie Resztę zasłaniały nienaturalne chmury. Argo nie pojął od razu, co stało się z obrazem, lecz gdy zrozumiał postanowił nie przyznawać się do błędu. Widok taki był dobrą kartą. Z góry widać było charakterystyczne dość ułożenie starych drzew, przeciętych prześwitem i wyłaniającą się gdzieniegdzie polaną.

-Szlachetny feniksie - w grocie rozległo się echo skrzadlego głosu - Potrafisz unosić się wysoko pośród chmur, może wydają Ci się znajome te tereny? Inaczej może w trakcie podróży łatwiej będzie nam odnaleźć to miejsce wiedząc jak wygląda z góry.

Skrzadło przez chwilę pozwoliło obejrzeć obraz ognistemu ptakowi. Nie miało jednakże wielkich złudzeń, że trudno rozpoznać i przypomnieć sobie krajobrazy, na które prawdopodobnie nie zwracało się większej uwagi. Jeśli zaś nawet obszar ten mógł zmienić się przez lata.

***
Argo ponawia wizję. Na zakończenie wciąż ją wyświetla, gdyby ktoś życzył sobie coś dokładniej obejrzeć. Ewentualnie w trakcie jej puszczania można się wtrącić.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 01-02-2010 o 23:39.
Glyph jest offline  
Stary 02-02-2010, 09:29   #50
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Wiedział, że zadanie nie będzie łatwe. Wiedział, że może zniszczyć swoje życie. Wiedział, że może nawet je zakończyć. Wiedział również, że wycofanie się zniszczy życia Bena. Głos Karen wyrwał go z zamyślenia.
- Spokojnie, ten problem na pewno da się jakoś załatwić – odpowiedziała ciemnowłosa. Nik musiał przez chwilę zastanawiać się, co powiedział wcześniej. Racja, nocleg. Miło z jej strony.
- Mam nadzieję. Najwyżej firma zbankrutuje na hotelach.

Rozmowa, choć znów się zbytnio nie kleiła, trwała. Czekali jedynie na milczącą Rose. Kobieta wyciągnęła papierosa i odpaliła go. Nik skrzywił się, czując woń dymu. Przed przyjazdem do Chicago zdecydował się rzucić, papierosy psuły wizerunek firmy. A na cygara nie miał kasy.

Dźwięk rozbitego szkła przyciągnął prawie wszystkie spojrzenia w barze. Nik, patrząc na barmana, zaczął wsłuchiwać się w jego myśli. Strach. Zaskoczenie. Co się stało? Ja nie rozumiem.Wiedząc, że nic z nich nie wyłowi, zajął się ponownie niezwracaniem uwagi na dym.

- Wchodzę w to – usłyszeli od blondynki. Nik skinął tylko głową, potwierdzając, że słyszał. Karen była niespokojna. Co jakiś czas spoglądała gdzieś w głąb baru i szybko odwracała wzrok. Już po chwili Nik widział oczyma umysłu niewyraźną, rozmytą sylwetkę. Rozpoznał męską sylwetkę, łysina też była dość łatwa do rozpoznania. Znikał z jego umysłu, gdy tylko Karen przestawała na niego patrzeć. Słyszał, że to niemożliwe, żeby on tu był, że może lubił kiedyś to miejsce, że mogło się tu zmienić. Nik zobaczył go na drodze do łazienki. Wiedział, że tam się kieruje, gdy usłyszał myśli pełne obawy. Szybko wycofał się z jaźni kobiety, żeby nie naruszać intymnej sfery jej bytu.

- No to zostaje nam tylko czekać, aż Ben w końcu przyjdzie – powiedział w powietrze Nik. Chwilę po tych słowach rzeczywiście wyszedł. Podszedł do nich spokojnym krokiem.
- Przepraszam, że tak długo, ale miałem ważny telefon. Jesteście tu jeszcze. To znaczy, że chcecie mi pomóc, czy może dzwoniliście po gliny, by mnie wsadzili, hm? - Ben zasiadł ponownie razem z nimi. - A może macie jakieś pytania?
- Bardzo dużo pytań.– Rose, jak zwykle, wyrwała się do odpowiedzi pierwsza. Nik powstrzymał się od sprawdzenia, co myśli o agencie.
- Może przeniesiemy naszą małą naradę w gdzieś gdzie jest choć trochę dyskretniej? – zaproponowała Karen. - Zdaje mi się, że nie powinno się planować napadów na ludzi w miejscu publicznym. Zwłaszcza, że tutaj zaraz może zrobić się nieprzyjemnie. A teraz wybaczcie mi na chwilę.

Nik wzruszył ramionami, wyrażając niemą zgodę na wyjście. Spojrzał na Karen.
- Byłby pan na tyle uprzejmy, przestał dyszeć mi w kark i poszedł terroryzować kogoś innego? - zapytała w pustkę. Nik domyślał się, do kogo mówi.
- Pani Feary – odezwał się obdarzony – skoro planujemy się wynieść, to czy czyjaś chwilowa obecność naprawdę nam przeszkadza? Możemy po prostu ominąć tego pana i wyjść, mając nadzieję, że tu zostanie.

Wyobrażał już sobie minę Karen.
 
Aveane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172