Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 00:59   #368
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cesenni:

Borin:

Kiedy tylko wyrwałeś topór z przedostatniego przeciwnika, opuściłeś broń, patrząc na ostatniego wroga.
Ten wybitnie niechętnie patrzył na ciała poległych, zaś na ciebie jeszcze mniej chętnie, lecz mimo wszystko musiał ciebie obserwować.

Stał ze smętną miną, patrząc na ciebie spod krzaczastych brwi, częściowo zasłaniających oczy.
Cofnął się jeden krok do tyłu, stawiając prawą nogę jako nogę zakroczną.

Twój nagły skok do przodu, odbicie w bok, zamach twój, rywala!

Żaden z was nie mógł już wycofać się z podjętej decyzji! Nie było na to czasu!

Twoje ostrze spadało już na głowę Krasnoluda! Będziesz pierwszy! Pozbawisz go siły! Nie dosięgnie!
Gdy twój topór był tuż przy jego głowie, zauważyłeś...

Poczułeś ból na policzku! Klinga miecza przejechała przez prawą część twojej twarzy! Co prawda rana była dosyć płytka, ale wystarczająca by wytracić ci część siły.
Jednocześnie pod bronią poczułeś opór...

Odskoczyłeś gwałtownie i oceniłeś zagrożenie, które... już nie istniało?
Czaszka wroga została przebita, zaś on sam leżał na ziemi z mieczem w wyciągniętej ręce.

Rozejrzałeś się i stwierdziłeś, że już tylko jedna para walczy! Był to Rwend z jakimś Człowiekiem Górskim!
Na podłodze leżało pełno ciał napastników, wśród których nie było Arena.
Oczywiście musiał się gdzieś schować.

W pojedynku wygrywał Rwend... Nagle miecz wbił się w ciało twojego byłego szefa!

Rozległo się donośne pstryknięcie palcami. Iluzja rozwiała się, ukazując przy okazji, że to dwaj napastnicy walczyli samu ze sobą, nie zdając sobie z tego sprawy!

Dopiero teraz to spostrzegli, tak samo jak rzeź, która odbyła się w tym pokoju.

Tymczasem zarówno Aren jak i jego przyjaciel siedzieli na podłodze, oglądając cały spektakl.
Przy tym iluzjonista szczerzył się perfidnie.

Ty jednak zobaczyłeś, że Rwend również nie próżnował. Był pochlapany krwią, natomiast ostrza jego toporów były czerwone. Dyszał lekko. Do czasu.
Gwałtownie poderwał się na nogi i po jednym skoku znalazł się przy jedynym przy życiu wrogu.
Błyskawicznie zamachnął się...

Przeciwnik padł na ziemię, lecz kilka sekund wcześniej zrobiła to jego głowa.

-Tak się wygrywa walki nie do wygrania-iluzjonista wyszczerzył się do ciebie.

-Lepiej zniknij stąd jak najszybciej-mruknął wojownik, wspierając się na toporze.

-Chyba mogę w tym pomóc.

-Nie, nie chodzi mi o niewidzialność.

-Mnie też o to nie chodzi. Taki okrąg stanowi idealną drogę do otworzenia bramy teleportacyjnej-wzruszył ramionami, po czym patrząc na was, roześmiał się.

-To wy o tym nie wiedzieliście?!-roześmiał się ponownie.

-Wyobraź sobie, że nie-warknął Rwend.

-To nie moja dziedzina, więc będzie ciężko, ale dam radę-wyszczerzył się, po czym zamknął oczy, zaczynając kiwać głową.

Już po kilku chwilach poczułeś w stopach delikatne mrowienie, które zaczęło rozszerzać się na całe ciało.
Spojrzałeś pod nogi i stwierdziłeś, że... masz pod sobą coraz bardziej wyraźną, niebieską plamę, obejmującą cały okrąg!
Podłoga stawała się coraz mniej wyraźna, zaś ty zacząłeś powoli zapadać się!

Nagle żołądek podskoczył ci do gardła, a w oczach pociemniało! Zamrugałeś kilka razy... Pokoju dookoła ciebie już nie było. Był tylko niebieski, walcowaty tunel...

***

-Gdzie go wysłałeś?-zapytał Rwend z zainteresowaniem w głosie.

-Eeee... To nie mówiłem?-odpowiedział nieśmiało, pytaniem.

-Co znowu?-załamał się wojownik.

-Nie mam pojęcia gdzie go wyrzuci. Nie kontroluję tego. Może go wyrzucić nawet jakieś dwadzieścia mil nad ziemią, pod oceanem... Być może nawet w innym wymiarze... Może tym piekielnym-spekulował, kiedy jego rozmówca zrobił się czerwony na twarzy i wyszedł ze słowami na ustach:

-Posprzątaj to! Tylko nie iluzją!

-Dobrze!-krzyknął za nim z diabelskim uśmieszkiem na ustach. Zaczął wrzucać ciała do kręgu...


Wary:

Aylis, Cień:

Powoli zmierzałeś do karczmy. Byłeś w połowie drogi, co było niewątpliwie pocieszające. Duża część drogi już za tobą i ciągle maleje.

Ponadto słońce przyjemnie grzało, ty chodziłeś wśród traw, z dala od ludzi, natomiast paskudny typ już odszedł. Czego chcieć więcej?
No tak, żeby cel był bliżej, ale czego poza tym?

Na niebie leniwie mknęło kilka chmurek, ani myśląc zasłaniać źródło światła dziennego.
Gdzieś w oddali śpiewały ptaki, latające wesoło, jakby ścigały się ze sobą w niewinnej zabawie. Jak dzieci.
Przed tobą skakały koniki polne, pierzchając szybko, byś nie nadepnął ich przez nieuwagę.

W końcu wyszedłeś zza wzgórza, zaś w oddali dostrzegłeś znajomy budynek. Karczmę.
Niedaleko znajdowała się... Ruda, która właśnie zmierzała w kierunku domów w wiosce.
Jej czerwone włosy widać było w słońcu jak światło latarni morskiej nocą, więc zauważyłeś, że przystanęła. Najwyraźniej na coś patrzyła, choć były to jedynie domysły. Była zbyt daleko.

Tak niespodziewanie jak się zatrzymała, ruszyła ponownie. Szła zdecydowanie szybciej niż ty, dlatego też stosunkowo prędko zniknęła ci z oczu.

Nim dotarłeś pod drzwi karczmy zdążyło minąć kilka minut, podczas których zdołałeś dostrzec na niebie klucz kaczek zmierzający w kierunku północnym.
Był też jakiś wielki, czarny pies biegnący z wywalonym językiem i iskierkami rozbawienia w inteligentnych oczach, wracający do wołającego go pana.
Grom. Tak wołał go jego właściciel.

Ty jednak wolałeś zakończyć podróż.

Kiedy wszedłeś do pomieszczenia, nie zobaczyłeś niczego nowego poza zwiększoną ilością osób w niej przebywających. Był ten sam młodzik, ale również inny mężczyzna, zapewne karczmarz. Rozmawiał on z... Sily'ą? Wyglądała jakby trochę inaczej. Jej rogi stały się krótsze, zaś skrzydła były jakby połączeniem Wróżki i Demona.

-... Podobnież jak najprawdziwszy diabeł jest i dotknąć do nie można, bo jak powietrze jest, chociaż go widać. Jak... duch. Okrutne i złośliwe to jest. Ludziska mówią, ze im krowy pożera, kozy napastuje, żeby chucie dzikie zaspokajać.
Zobaczenie takiego śmierć może oznaczać. Chociaż nie musi...
-przerwał nagle, patrząc w kierunku drzwi.

-Obsłuż gościa-rzucił do swojego syna.

-Witam znowu, młody-powiedział Cień kuśtykając do lady.

-Tak się składa, że przyszedłem do twojego ojca... i Zimnej Dziewicy.

-Tym razem utrafiliście. Jedno i drugie na miejscu, ale widzę, że coś się stało? Potwora jakaś?

-Każda potwora znajdzie swego amatora. A jak amator dałem się poszarpać. Zresztą wczoraj jeszcze chyba ci o tym wspominałem. Najwyraźniej tamten potwór wydzielał jakąś toksynę albo coś. A tak swoją drogą o czym gada teraz twój ojciec?

-O duchu Hrodberta si'Pkrizowaena. Ojciec twierdzi, że nic takiego nie istnieje, ale niektóre ludzie mówią, że widzieli i że do tej pory budzą się z krzykiem w środku nocy. Taki jegomość jest.

-Ciekawe po ilu kielichach go widzieli. Zresztą nie jest to istotne. Zaprowadź mnie do swojego ojca i przedstaw.

Chłopak skinął głową, po czym wyszedł zza lady. Powoli podszedł do ojca i powiedział:

-Był tutaj w nocy i chciał z tobą porozmawiać-powiedział, po czym odszedł, zostawiając ciebie z karczmarzem. Nie zdążyłeś jednak wypowiedzieć ani jednego słowa, gdyż...

Pod sufitem otworzył się portal!

Aylis, Borin, Cień:

Nagle spod sufitu spadł Krasnolud z hukiem uderzając o podłogę!
W pierwszej chwili musiało mu pociemnieć w oczach od uderzenia, lecz szybko doszedł do siebie, próbując wstać z toporem w dłoni...

Łup!

Nagle spadł na niego... Drugi Krasnolud! Problem polegał na tym, iż ten drugi był zdecydowanie mniej żywy.

Łup! Łup! Łup!

Do gromadki dołączali nowi Krasnoludowie oraz wyrośnięci Ludzie! Zapewne Ludzie Górscy.
Wszyscy byli martwi... Oprócz tego pierwszego, leżącego na spodzie. Tego samego, który był przygniatany przez nowe warstwy, zsuwające się z górki, która zdążyła już urosnąć.

Kiedy spadło ostatnie ciało, portal zamknął się, zaś syn karczmarza patrzył na wszystko z otwartymi ustami.
Do czasu. Jego białka uciekły w głąb czaszki, kiedy ich właściciel stracił przytomność, z łoskotem upadając na podłogę.

-Już! Pomogę!-powiedział gruby karczmarz odgarniając ciała na boki. Nie wiele zdążył pomóc, ponieważ jedyny żywy przybysz sam zdołał wygrzebać się spod góry trupów. Zdołał również wyciągnąć swoją broń...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline