Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2010, 18:01   #361
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Obudził się. Wszystko go bolało jak cholera. Zwłaszcza szyja.
Był zmęczony, mimo iż dopiero co wstał. Chwilę później dopiero spostrzegł że leży w jednym łóżku z Cieniem i że w pomieszczeniu znajduje się człowieczek, który wyglądał jak gryzoń.

- Ładnie z-szyly. Bardzo ładnie żem z-szyly - wyświszczał do samego siebie, po czym odszedł.

Ronir nie czekał. Odrzucił koc i usiadł na łóżku. Całe ciało eksplodowało bólem, nawet w pozycji siedzącej musiał się podtrzymać ręką by się nie przewrócić.

- Hej ty... człowieku? - krzyknął niepewnie Ronir. - Co to za miejsce?
- Medyczny łośrodek wypoczynkowo-habiratacyjny - wyłonił się ze swojego pokoju człowieczek.

- W środku lasu? Czy gdzie my jesteśmy? I jak się tu znalazłem?
- A gdzieżby tam las! Czyżby na łoczy się rzucily? Toż to najprawdziwsze sanaktorium... sanatkorium... sanktuatium! A we Warach żeście. A nie wiedzielymy?! Ot pod derzwiami leżelywy wy zabralymy. Elegancko zeszylymy!

- Ta... Wary... A czemu położyliście nas w jednym łóżku? Przecież są jeszcze inne tutaj, jak widzę, niezajęte?
- Pierwszo: Bo bliżej, a ciężkie wy. Drugo: insze ludziska też kco.

- A faktycznie. W pierwszej chwili nie zauważyłem tych tłumów wpychających się tutaj wszelkimi możliwymi sposobami, by użyć tych łóżek...
– odrzekł Ronir nie skrywając sarkazmu. - Macie może jakieś leki tutaj? Coś na wzmocnienie by się zdało... i czymś do jedzenia bym nie pogardził.
- Jużeście dostaly. Więcej ni da rydy. A do jedzonka coś i momyly. Świeżuśka, smaczniuśka korka. Jeszcze mokra.

- Rozumiem, że jesteś tutaj lekarzem... Może jakaś diagnoza? Na przykład kiedy będę mógł stąd wyjść i cieszyć się znów życiem?
- Mogiesz wyjśćly już, ale najlepij za jakiś... miesiąc.

- MIESIĄC?! No żartujesz sobie chyba. Nie macie tu jakich kapłanów, czarów, czy coś co przyspiesza leczenie?!
- Eeee... Nie. Czory to nie jo.

- Jak nie? Nie kłamcie, przecież dopiero wczoraj rozmawiałem z kapłanem... Zimnej Dziewicy. Oni przecież umieją leczyć, nie?
- Nie.


Ronir zaklął pod nosem i zainteresował się otoczeniem. Zwłaszcza szafą, która stała obok jego łóżka – przysunął się bliżej i otworzył ją.

Wszystko się wysypało – rzeczy jego i Cienia. Odskoczył nieco, bowiem dźwięk wypadającej, pełnej płytowej zbroi był co najmniej… głośny.

Westchnął ciężko i wziął kilka topornie wyglądających kijów, które nadawałyby się na wędki. A następnie poszedł na spacer po „ośrodku”.

Powoli i ostrożnie wstał, a następnie zrobił kilka kroków. Jednak nie zaszedł daleko – zaczepił go Cień na kolejną pogawędkę.

Ta, tak samo jak poprzednia w karczmie, nie spodobała się Ronirowi.
„Jestem przyzwyczajony do bólu. Tępak. Jakby nie umiał odróżniać bólu od fizycznej niedysponowaności…”
Wtedy dopiero poczuł, że nogi mu drżą… zaśmiał się z lekka. Nie mógł również przestać myśleć o tamtej krwi i tym jak… smakowała. Zastanawiał się czemu jej właściwie spróbował. Co w niej było takiego, że smakowała lepiej, niż najprzedniejsze wino.

Znów się zaśmiał. Może był wampirem? Nie, przecież jest dzień… szkoda czasu.

Podszedł do medyka, by zapytać się o wózek.
 
Gettor jest offline  
Stary 14-01-2010, 01:10   #362
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cesenni:

Borin:

Nim ostrza zdążyły spaść bądź przebić cię, szybko sam sprowadziłeś się do parteru, odskakując w lewą stronę.

Był to plan prosty, a jednocześnie miał dużą szansę powodzenia przy założeniu, iż twoi wrogowie również nie mogą wyjść z okręgu.
Oni nie mieli jak odskoczyć. Mogli próbować jedynie uniku, lecz kiedy tylko miecze opadły, ty znajdowałeś się już przy pierwszym z przeciwników.

Cios dotarł do celu, zaś Krasnolud nagle zmalał, kurcząc się z bólu. Szybko uderzyłeś rękojeścią Człowieka Górskiego, ledwo zdążając przed ustawieniem bloku.
Gdy twój cios dosięgnął celu, wróg zachwiał się, próbując utrzymać równowagę, przez co zrezygnował z pozycji obronnej.
Wiedział, iż upadek oznacza śmierć... Nagle uderzył plecami w niewidzialną barierę!

Jeden moment wyglądał tak, jakby właśnie spadła mu przed nos skrzynia ze złotem, lecz w następnej już tak, jakby ktoś mu tą skrzynię zabrał, gdy on wyciągał po nią rękę. Zdał sobie sprawę ze swej odsłoniętej postawy.

Ty byłeś przygotowany na takie odsłonięcie się. Nie zamierzałeś zostawiać tego tak, jak było w tej chwili. Chciałeś wykorzystać sytuację i...
Ostrze topora poleciało wprost na pierś mężczyzny! Wbiło się w klatkę piersiową, ale ty już dłużej go nie obserwowałeś.

Szybko odwróciłeś się do ostatniego przeciwnika, który właśnie wyprowadził poziome cięcie, mające na celu nogi!
Udało ci się zablokować ten cios jedynie dzięki nieświadomej pomocy dogorywającego wroga. Szarpnął się on do tyłu, pomagając ci w oswobodzeniu broni.

Wykorzystałeś siłę rozmachu, nadając jej właściwy kierunek, dzięki czemu mogłeś zbić miecz. W następnej chwili kopnąłeś przeciwnika w... piszczel.
Krasnolud odsunął się szybko, ucząc się na błędzie jednego ze swoich towarzyszy, obecnie leżącego na ziemi bez życia.
Dalej jednak stanowił przeszkodę, choć tym razem w nieco innym sensie.

W tym czasie pierwszy zaatakowany zdążył już powrócić do jako takiej gotowości do walki, tak jak twój ostatni rywal.

Nagle zauważyłeś coś dziwnego... Zgromadzonych w pokoju było jakby... mniej?


Wary:

Cień, Ronir:

-Wózek? Take na kółkach? Do siedzenia? Nie, w naszym konlepksie nie mielymyly niczego takego-powiedział medyk, powracając do mamrotania do siebie.
Nie zwracał już na was najmniejszej uwagi, poświęcając się wyplataniu czegoś, co przypominało nici, którymi byliście opatrzeni.
Wydawał się zapomnieć o całym świecie i nawet nie zdziwilibyście się, gdyby nie wiedział, iż wychodzicie.

Kiedy to zrobiliście, waszym oczom ukazało się wzgórze. Całkiem bliskie miejscu, w którym byliście.
Domek wręcz stał u podnóża góry od strony wyjścia ze wsi, a także karczmy. Mogliście dostrzec również szczyt. Raczej jego maleńki kawałek, ponieważ kąt obserwacji był zbyt duży.

Dzień rozgościł się w najlepsze, oświetlając otoczenie. Trawa wydawała się jakby bardziej soczysta, zaś ptaki latały po niebie, ćwierkając, jakby z radości.
Wiejący lekko wiaterek był inny od wichru dnia poprzedniego. Był ciepły, całkiem przyjemny.

Wy jednak postanowiliście udać się do świątyni, więc ruszyliście od razu, by nie tracić czasu.
Ów budowla miała znajdować się tuż przy centralnym wzniesieniu wioski, ale nie widzieliście niczego, co mogłoby przypominać budynek sakralny.
Rada była jedna. Obejść.

Łatwo było powiedzieć, trudniej wykonać, ponieważ upływ krwi dał się we znaki każdemu z was, choć Ronir znosił to wyraźnie lepiej ze względu na w miarę równomierne obciążenie kończyn dolnych oraz górnych.
Okazało się to sporym ułatwieniem oraz dobrym wyborem, ponieważ kiedy, w połowie drogi, musieliście przystanąć, by odpocząć, rycerz wyglądał na tylko lekko zmęczonego.
Nie dało się tego powiedzieć o Cieniu, który zbladł wręcz niewyobrażalnie. Ponadto snuł się. Gorzej znosił konsekwencje przechadzki.

Ledwo okrążyliście połowę wzgórza. To potwierdzało, iż już na powrót sił by wam nie wystarczyło.
Na szczęście dostrzegliście coś. Wysoką, kamienną budowlę wciśniętą niemal na siłę między zbocze wzniesienia w kształcie nieco bardziej kwadratowej litery "U".

Spadzisty dach sięgał do trzech czwartych wysokości wzgórza, natomiast na ścianie znajdującej się przodem do wolnych terenów, tuż pod dachem, znajdowała się wielka rozeta.
Oprócz niej nie było żadnych okien.
Wielkie podwójne wrota z portalem były na oścież otwarte, wpuszczając świeże powietrze do środka, gdzie weszliście.

Waszym oczom ukazało się duże wnętrze z kolumnami. Dokładnie naprzeciwko wejścia, na końcu, do którego prowadził zniszczony, długi dywan, znajdował się posąg wyobrażający młodą, naga kobietę z małymi rogami na głowie.
Była nawet podobna do Sily'i, choć nie identyczna.
Rzeźba usytuowana była nad ołtarzem złożonym z kamiennego stołu.

Po dwóch stronach tkaniny na kamiennej podłodze, rozmieszczone zostały ławki. Nie było ich wiele, a te stojące posiadały wiele defektów. Głównie estetycznych.

Świątynia była pusta. Jeśli nie liczyć kapłana lezącego na brudnej podłodze, przed wizerunkiem Zimnej Dziewicy wyrytym w skale...

Aylis:

Syn oberżysty natychmiast przystąpił do działania, błyskawicznie znikając na zapleczu.

-Bujda. Żadnego ducha nie ma. Podobno tą wieś nawiedza jakiś duch Hrodbert si'Pkrizowaen. Jak żyję takiego nigdy nie widziałem, a widziałem wiele... Oj wiele. Czy na pewno chcesz o nim słuchać, o Pani?-zapytał, zaś chłopak wyłonił się z zaplecza, niosąc kubek z winem.
To, jak mogłaś się przekonać, było chłodne.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-01-2010, 21:36   #363
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Borinowi udało się zabić jednego z przeciwników, wbijając swój topór w jego klatkę piersiową. Mężczyzna spojrzał w tył, zauważając kolejnego przeciwnika. Umierający człowiek szarpnął się w tył, co ułatwił oswobodzenie topora z ciała mężczyzny. Broń przecięła powietrze i zablokowała nadciągające cięcie.
Krasnolud wykorzystał siłę rozmachu i zbił miecz na tyle daleko, że odsłonił sobie przeciwnika. Natychmiast wymierzył mu kopnięcie w piszczel. Chciał przewrócić przeciwnika a następnie rozwalić jego głowę swoim ostrzem.

Ten jednak wyciągnął wnioski ze śmierci swego towarzysza. Gdy tylko poczuł ból w nodze
odskoczył w tył.
W tym samym momencie przeciwnik, który jako pierwszy oberwał zdążył się otrząsnąć i ponownie zaatakował Borina.

Krasnolud rozejrzał się szybko dookoła i ku jego zdziwieniu, zauważył, że w pokoju robi się coraz luźniej. Liczba osób znajdująca się w nim momentalnie spadła. Może to iluzja rzucona przez chłopaka przestawała działać, albo właśnie rzucił kolejne zaklęcie… Czort wiedział. Mężczyzna miał inne zmartwienia na głowie. Przed nim była jeszcze dwójka przeciwników, o ile któryś z innych napastników nie wpadnie na pomysł wejścia do kręgu. Mała możliwość ruchu nie pozwalała mu na szybkie i skuteczne ataki. Był zmuszony do bawienia się w „kto kogo zaskoczy” czego nienawidził. Zawsze wolał otwartą przestrzeń, kilka tysięcy kompanów i tyle samo oponentów… Stare, dobre czasy.

Krasnolud ruszył wielkim susem do przodu rycząc przy tym dodając sobie motywacji. Wziął szeroki zamach toporem i uderzył od boku w krasnolud, który był bliżej niego. Napiął wszystkie mięśnie i wykrzesał z siebie tyle siły i tylko mógł znaleźć i uderzył. Chciał uderzyć tak potężnie, żeby przebić się przez ewentualny blok przeciwnika i otworzyć toporem jego klatkę piersiową.
Taka akcja pozbawiał go możliwości sparowania innych ciosów wymierzonych w niego, więc jedyną obroną, jaka mu pozostała były uniki. Chciał jednak zrobić to szybko i na tyle precyzyjnie na ile pozwalała mu jego sytuacja.
 
Zak jest offline  
Stary 25-01-2010, 11:45   #364
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Po odnalezieniu świątyni spostrzegł dopiero jak bardzo siebie przecenił. O ile w domu medyka jeszcze wszystko było dobrze, to już po zabraniu swojego ekwipunku i opuszczenia domostwa bóle ostro zaczęły dawać się we znaki. Początkowo znosił mordęgę z nie zszarganą wyniosłością i dumą, wypływającej ze słów jakie skierował do Ronira. Nie miał zamiaru dawać poczucia satysfakcji temu głupiemu harcerzykowi. Być może za ten stan odpowiedzialne było to, iż Ronir miał dobry pomysł i dzięki temu radził sobie wyraźniej lepiej podczas wędrówki. Długotrwałe lekceważenie skutków ostatniej walki wreszcie stało się nie tylko wyczuwalne, ale też widoczne. Schował dumę w buty i wyciągnął kostur.

Chłód i surowość bijąca z wnętrza świątyni nieco zaskakiwała. Fanatycy powinni bardziej dbać o swoje miejsca kultu, przynajmniej taki wniosek wysnuł po krótkiej obserwacji mieszkańców wsi. Nie było widać żadnych ozdób, kosztowności, obrazów, jedynie pomnik Zimnej Dziewicy (nieco przypominającej Silyę swoją drogą). Kiedy nieraz głodował, korzystał z dobrodziejstw świątyń dostępnych dla każdego… kto nie dał się złapać. Gdyby jego ojciec został zamordowany w miejscu takim jak to, jego żywot byłby jeszcze cięższy. Cóż mogło doprowadzić świątynię do takiego stanu? Zobligowanie do skromności, ubóstwo czy też może najzwyklejsze szachrajstwo? Możliwości są nieograniczone.

Kapłan leżał na podłodze modląc się zapalczywie. Pytaniem jakie wciąż zadawał sobie Cień było czy ta jego niby-wiara jest prawdziwa czy tylko na pozór. Wstrzymał się w pół kroku i usiadł na ławce obok.
- Wiedząc jakim skurwysynem jest, wyobraź sobie jaki będzie jak przeszkodzimy mu w środku modlitwy – szeptem wyjaśnił Roninowi.
Siedząc przyglądał się rzeźbie Zimnej Dziewicy. Nagle na jej głowie przycupnął mały czerwony ptaszek o niebieskich skrzydłach. Za drzwiami rozlegały się krzyki i śmiechy bandy dzieciaków biegających koło świątyni. Nie miał dzieciństwa, ani rówieśników, z którymi mógłby się bawić. W obliczu śmierci widział jak bardzo wybrakowane i bezsensowne jest jego całe życie. Szukał czegoś co mogło zmienić ten pogląd, lecz niczego takiego nie znalazł. W drodze do tej wioski spotkał żebraka, w którym rozpoznał ostatniego żyjącego zabójcę swojego ojca. Kilka lat temu ktoś go ostrzegł i zdołał umknąć, dopiero teraz dosięgło go ramię zemsty. Domknął ostatni rozdział swej przeszłości i zamiast radości zrodziło to poczucie bezcelowości jego działań. Poza tym nie czuł niczego więcej. Dlaczego miał umrzeć skoro tak naprawdę nigdy nie żył?

Ptaszek zerwał się z pomnika i wyleciał na zewnątrz. Jakaś kobieta zawołała dzieci i wreszcie zapadła cisza. Kapłan zakończył modły i wstał. Tak samo postąpił Cień. Szedł środkiem pomieszczenia stąpając na tyle głośno żeby kapłan mógł go usłyszeć. Kapłan na jego widok przewrócił oczami widocznie niezbyt zadowolony z kolejnej wizyty.
- Szukam Zimnej Dziewicy. Jeżeli planujesz wykrętną odpowiedź, to wiedz, że dzisiaj nie ma we mnie ni krztyny humoru.
- Jest gdzieś we wsi, nie wiem gdzie. Poszła gdzieś z kapitanem - parsknął.
- Nie rozmawiałeś z nią przypadkiem o Sercu Nocy?
- Niby po co? - wzruszył ramionami.
- Ten temat ją interesuje. Najwyraźniej nie wiedziała, że posiadasz taką wiedzę. Dalej będziesz stał przy swoim i niczego mi nie ujawnisz? Twoja Pani byłaby bardzo wdzięczna gdybym jej to przekazał.
Spojrzał na niego, lecz nic nie powiedział. Wzruszył jedynie ramionami, po czym podszedł do posągu, gdzie zapalił kadzidło oraz trzy świeczki. Najemnik nie zamierzał dać za wygraną.
- Każdy normalny człowiek powiedziałby, choćby tylko po to żeby mieć święty spokój. Uparte milczenie jak na ironię źle o tobie mówi. Jakie mroczne tajemnice może skrywać kapłan?
- Zawodowo zabijam ludzi w obronie Zimnej Dziewicy - warknął, nie przerywając zajęć.
- Wcale nie będę zdziwiony jeżeli to okaże się prawdą. Gdzie mógł ją zabrać ten cały kapitan?
- Nie mam pojęcia. Skąd mam wiedzieć?
- Nie zabrałby jej ze sobą bez powodu. Być może oczekuje od niej pomocy. Ma jakieś problemy?
- Niby jakie ma mieć problemy jak wszystko załatwia mu sołtys?
- Chyba nic więcej z ciebie nie wycisnę. Bywaj.

Poczekał jeszcze na Ronira, następnie wyszedł na zewnątrz.
- Rozmowa z sołtysem przekreśli moje kontakty z kapłanem. Ty już z nim rozmawiałeś, czyli mógłbyś go wypytać o tego całego kapitana. Chociaż z drugiej strony to może nie być konieczny. Ponoć wiarygodnym źródłem informacji jest karczmarz, a o tej porze powinien już wrócić. Dlatego proponuję udać się do karczmy, bo i tak nic lepszego teraz nie wymyślimy.
Po raz kolejny skierował się do karczmy.
 
wojto16 jest offline  
Stary 26-01-2010, 23:14   #365
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cesenni:

Borin:

Szybko natarłeś od boku. Chyba bardziej przypadkowo niż celowo wykorzystałeś małą przestrzeń okręgu, lecz liczył się efekt.

Nacierając na lewą stronę Krasnoluda, jednocześnie ciałem przeciwnika odgrodziłeś się od drugiego z wrogów, uniemożliwiając mu atak, natomiast twój cel obrócił się razem z tobą, lecz w przeciwieństwie do ciebie, on z obrotem nie wykonał niczego.
Ty w czasie doskoku zamachnąłeś się do ataku i nim tamten zdążył podnieść obronę, ty z całej siły uderzyłeś swoim toporem!

Ostrze wbiło się bardzo głęboko. Musiałeś naprzeć nogą i pociągnąć obiema rękami, by udało się go wyswobodzić.

Ciało wroga uderzyło głucho o ziemię, zostawiając ci jeszcze jednego do walki...


Wary:

Cień:

Po stosunkowo krótkiej wymianie zdań z kapłanem, ruszyłeś powoli w kierunku karczmy.
Z racji kontuzji obejście wzgórza nie było najłatwiejsze, ale konieczne. Co prawda można było próbować przeprawić się przez Święte Wzgórze, jednakże wspinaczka byłaby jeszcze bardziej męcząca.

Tempo należało do tych, które można było zakwalifikować do "spacerowego". Zazwyczaj z podobną prędkością chodziły pary po parku.

Kiedy w końcu udało ci się ominąć przeszkodę, zobaczyłeś na swojej drodze coś wielkiego i kwadratowego. Przypominało to nieco klocek.
Okazało się, iż był to człowiek o potężnej budowie ciała.
Jego kwadratową głowę ozdabiały krótkie włosy, znajdujące się nad posępną twarzą, przywodzącą na myśl typowego zbira, lecz na tyle okrutnego, iż spotkanie go w biały dzień pośród tłumu było koszmarem.

W sumie nie wiadomo było czy łatwiej go ominąć czy obejść...

-To ty od Pani?-warknął niskim głosem, po czym wysmarkał się i splunął.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-01-2010, 14:37   #366
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Mężczyzna o fizjonomii pospolitego rabusia nie wróżył najlepiej. Dodając do tego wyjątkowo kiepską kondycję fizyczną i zmęczenie sytuacja byłaby wręcz tragiczna. Byłaby gdyby nie słońce jaśniejące na firmamencie. Z doświadczenia wiedział, iż tego rodzaju zbiry nie odważą się zaatakować w biały dzień na terenie zabudowanym i w miarę gęsto zaludnionym. Po pierwsze, za dużo potencjalnych świadków. Po drugie, za mało komfortu. Pomimo tego zachowywał bezpieczny dystans i lekko uniósł kostur przymierzając go do uderzenia w krocze oponenta nim raczył udzielić odpowiedzi:

- Zależy kto pyta. Nie, nie zależy mi na TWOIM imieniu. Wyglądasz mi na takiego kto dzierży sztylet, a nie na takiego kto myśli kogo dźgnąć. I dokładnie o tą osobę mi chodzi.
- Nie mam zamiaru nikogo dźgać. W żadnym sensie. Więcej roboty mi nie potrzeba. To ty od Pani?
Z tej odpowiedzi wynikało, że facet nie był zbyt bystry. Pocieszające o tyle, iż w przypadku ludzi o takiej aparycji i takim poziomie inteligencji mózg smaży się przy każdym bardziej zaawansowanym procesie myślowym wliczając w to okłamywanie innych. Jeżeli ktoś taki mówił o „daniu w mordę” to dawał w mordę bezpośrednio, bez zbędnego lania wody. Wiele złego można o takich ludziach powiedzieć, ale zdecydowanie nie można im zarzucić nieszczerości.

- Tak, to ja. A wcześniejsze stwierdzenia stanowiły fundamenty fundamentalnego pytania jakim jest: kto cię przysyła? Bo własną inicjatywę w twoim przypadku trudno jakoś przyjąć do wiadomości.
- Przysyła mnie zwolennik spokoju w wiosce. Mówił, że pomoże ci, ale wtedy, kiedy wykonasz dla niego kilka prac.
Jakżeby inaczej. Cały ten świat opierał się na ludziach w maskach ukrytych za zasłoną przed oczami maluczkich. Maluczcy nie mieli pojęcia o istnieniu siły wyższej kierującej wszystkim co ich otacza, której nie można nadać tytułu „boska”. Ta siła istniała wyłącznie w cieniu i osobnicy Cieniowi podobni od wieków stanowili tajną armię pilnującą prywatnych interesów, kształtowania się struktur władz państwowych, a także przebiegu reform gospodarczych. Tacy zleceniodawcy nigdy nie żądali roboty zgodnej z prawem, które, nawiasem mówiąc, sami ustalają. Ich zlecenia były opłacalne, lecz jednocześnie strasznie ryzykowne, dlatego też Cień nigdy nie krył się z wątpliwościami dotyczących „szarych eminencji”.

- Praca dla anonimowych typów przypisujących sobie wzniosłe cele w moim fachu nigdy dobrze się nie kończy. Obawiam się, że dopóki nie dowiem się kto zacz pozostanę nie zainteresowany.
- Więc nie masz co liczyć na pomoc – podsumował kolejnym splunięciem i zaczął zbierać do odejścia.
- Wydaje mi się, że to on potrzebuje mojej pomocy. Inaczej nie zlecałby mi kilku prac do zrobienia. Tak z ciekawości, co to za prace? – powiedział niefrasobliwym tonem.
- Pozbyć się kapłana - odparł krótko drab.
Powinien tego był się spodziewać. Nawet nie spodziewając się wcale zaskoczony nie był. Trudny charakter kapłana spojony z ogromnym posłuchem wśród szarych mas musiał zapewnić mu grono zagorzałych wrogów. Przypadkowo zasłyszane informacje pozwoliły mu na domysły w sprawie tożsamości enigmatycznego „zbawcy Warów”.
- Nie ukrywam, że z przyjemnością bym się tego podjął. Jednakże pozostaje jeszcze jedna kwestia. O jakim rodzaju pomocy mówimy?
- Dowolnej. Szef stawia cel, a wykonanie go nie obchodzi. Kapłan może umrzeć we śnie, zostać zasztyletowany, ośmieszony i pozbawiony wiarygodności... Nie jest to ważne. Cel jest jasny. Wykonanie to twoja sprawa. Nikt z Warów nie może o tym wiedzieć, dopóki kapłan nie stanie się mniej aktywny. Mnie i szefa gówno obchodzi jak to zrobisz. Mam to w dupie czy pochowam jego czy ciebie. Informacje tu rozchodzą się szybko. Jak TO przedostanie się do uszu kogokolwiek, szef też się dowie. Wtedy pochowam ciebie - warknął, po czym bezceremonialnie się wysmarkał.
- Ucieczka z wioski i informacje o Sercu Nocy zaliczają się do owej „dowolnej” pomocy?
- Wszelkie negocjacje po wykonaniu zadania, ale szef takiej pomocy nie wykluczył.

Ważył przez chwilę wszystko czego się dowiedział. Ryzyko było stanowczo za wysokie. Próba unicestwienia kapłana mogła doprowadzić do jego unicestwienia jeśli prawda wyszłaby na jaw. Zresztą miał zamiar rychło zostawić tę zasraną wieś za plecami. Nie miał ochoty zostawać tu dłużej niż należało.
- Mam gdzieś wszelkiego rodzaju igraszki polityczne. Jeżeli Sołtys nie potrafi się dogadać z kapłanem niech wynajmie sobie kogoś innego do brudnej roboty.

Spodziewał się wybuchu gniewu. Drab zamiast tego tylko uśmiechnął się, a był to uśmiech szaleńca lubującego się w zadawaniu cierpienia bliźnim.
-W takim razie nie było sprawy. A jeśli była to znaczy, że jej niedługo nie będzie - powiedział, odchodząc.

Cień wpatrując się w plecy odchodzącego zbira miał lekki uśmiech na twarzy. Tak kwitował wszelkiego rodzaju groźby ciśnięte w jego stronę. Brak zaprzeczenia oznaczał, że podejrzenia okazały się słuszne i tym kto chce wyeliminować kapłana z gry jest Sołtys. Nie był zaniepokojony zadarciem z wpływowym człowiekiem. Wpływowy robak sprawujący władzę w kupie gówna w żaden sposób nie rozszerzy swej jurysdykcji. Zaraz po znalezieniu Silyi i wyciągnięciu czego trzeba od kapłana nigdy już tu nie wróci.
Podpierając się kosturem zółwim tempem wyruszył dalej w stronę karczmy żywiąc nadzieję na szybkie odnalezienie dziewczyny i skorzystanie z jej magicznych zdolności leczniczych.
 
wojto16 jest offline  
Stary 01-02-2010, 20:54   #367
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Topór Borina wbił się w klatkę piersiową przeciwnika z wyraźnym, charakterystycznym dźwiękiem łamanych kości. Krasnolud zaparł nogę o martwe ciało przeciwnika i z całej siły pociągnął obiema rękami trzon broni, aby ją oswobodzić.
Ostrze wyskoczyło ze zwłok, chlapiąc przy tym krwią ofiary. Krasnolud wiedział, że ma jeszcze jednego przeciwnika. Miał tylko nadzieję, że krąg zaraz zniknie i odzyska swobodę ruchu. Miał dość tej klatki.

Mężczyzna spojrzał z parszywym uśmiechem na ostatniego stojącego oponenta. Wiedział, że ma szansę złamać jego psychikę jeszcze przed starciem, co znacznie ułatwiło by mu zadanie.
Stał tak szczerząc się do niego z opuszczonym w dół toporem, aż w końcu po kilku sekundach bezruchu, skoczył krok do przodu, a następnie w bok, aby zaskoczyć rywala i odepchnąć go na ścianę pułapki. Wtedy musiał już tylko dokończyć dzieła wbijając swój topór w krasnoluda.
 
Zak jest offline  
Stary 03-02-2010, 00:59   #368
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cesenni:

Borin:

Kiedy tylko wyrwałeś topór z przedostatniego przeciwnika, opuściłeś broń, patrząc na ostatniego wroga.
Ten wybitnie niechętnie patrzył na ciała poległych, zaś na ciebie jeszcze mniej chętnie, lecz mimo wszystko musiał ciebie obserwować.

Stał ze smętną miną, patrząc na ciebie spod krzaczastych brwi, częściowo zasłaniających oczy.
Cofnął się jeden krok do tyłu, stawiając prawą nogę jako nogę zakroczną.

Twój nagły skok do przodu, odbicie w bok, zamach twój, rywala!

Żaden z was nie mógł już wycofać się z podjętej decyzji! Nie było na to czasu!

Twoje ostrze spadało już na głowę Krasnoluda! Będziesz pierwszy! Pozbawisz go siły! Nie dosięgnie!
Gdy twój topór był tuż przy jego głowie, zauważyłeś...

Poczułeś ból na policzku! Klinga miecza przejechała przez prawą część twojej twarzy! Co prawda rana była dosyć płytka, ale wystarczająca by wytracić ci część siły.
Jednocześnie pod bronią poczułeś opór...

Odskoczyłeś gwałtownie i oceniłeś zagrożenie, które... już nie istniało?
Czaszka wroga została przebita, zaś on sam leżał na ziemi z mieczem w wyciągniętej ręce.

Rozejrzałeś się i stwierdziłeś, że już tylko jedna para walczy! Był to Rwend z jakimś Człowiekiem Górskim!
Na podłodze leżało pełno ciał napastników, wśród których nie było Arena.
Oczywiście musiał się gdzieś schować.

W pojedynku wygrywał Rwend... Nagle miecz wbił się w ciało twojego byłego szefa!

Rozległo się donośne pstryknięcie palcami. Iluzja rozwiała się, ukazując przy okazji, że to dwaj napastnicy walczyli samu ze sobą, nie zdając sobie z tego sprawy!

Dopiero teraz to spostrzegli, tak samo jak rzeź, która odbyła się w tym pokoju.

Tymczasem zarówno Aren jak i jego przyjaciel siedzieli na podłodze, oglądając cały spektakl.
Przy tym iluzjonista szczerzył się perfidnie.

Ty jednak zobaczyłeś, że Rwend również nie próżnował. Był pochlapany krwią, natomiast ostrza jego toporów były czerwone. Dyszał lekko. Do czasu.
Gwałtownie poderwał się na nogi i po jednym skoku znalazł się przy jedynym przy życiu wrogu.
Błyskawicznie zamachnął się...

Przeciwnik padł na ziemię, lecz kilka sekund wcześniej zrobiła to jego głowa.

-Tak się wygrywa walki nie do wygrania-iluzjonista wyszczerzył się do ciebie.

-Lepiej zniknij stąd jak najszybciej-mruknął wojownik, wspierając się na toporze.

-Chyba mogę w tym pomóc.

-Nie, nie chodzi mi o niewidzialność.

-Mnie też o to nie chodzi. Taki okrąg stanowi idealną drogę do otworzenia bramy teleportacyjnej-wzruszył ramionami, po czym patrząc na was, roześmiał się.

-To wy o tym nie wiedzieliście?!-roześmiał się ponownie.

-Wyobraź sobie, że nie-warknął Rwend.

-To nie moja dziedzina, więc będzie ciężko, ale dam radę-wyszczerzył się, po czym zamknął oczy, zaczynając kiwać głową.

Już po kilku chwilach poczułeś w stopach delikatne mrowienie, które zaczęło rozszerzać się na całe ciało.
Spojrzałeś pod nogi i stwierdziłeś, że... masz pod sobą coraz bardziej wyraźną, niebieską plamę, obejmującą cały okrąg!
Podłoga stawała się coraz mniej wyraźna, zaś ty zacząłeś powoli zapadać się!

Nagle żołądek podskoczył ci do gardła, a w oczach pociemniało! Zamrugałeś kilka razy... Pokoju dookoła ciebie już nie było. Był tylko niebieski, walcowaty tunel...

***

-Gdzie go wysłałeś?-zapytał Rwend z zainteresowaniem w głosie.

-Eeee... To nie mówiłem?-odpowiedział nieśmiało, pytaniem.

-Co znowu?-załamał się wojownik.

-Nie mam pojęcia gdzie go wyrzuci. Nie kontroluję tego. Może go wyrzucić nawet jakieś dwadzieścia mil nad ziemią, pod oceanem... Być może nawet w innym wymiarze... Może tym piekielnym-spekulował, kiedy jego rozmówca zrobił się czerwony na twarzy i wyszedł ze słowami na ustach:

-Posprzątaj to! Tylko nie iluzją!

-Dobrze!-krzyknął za nim z diabelskim uśmieszkiem na ustach. Zaczął wrzucać ciała do kręgu...


Wary:

Aylis, Cień:

Powoli zmierzałeś do karczmy. Byłeś w połowie drogi, co było niewątpliwie pocieszające. Duża część drogi już za tobą i ciągle maleje.

Ponadto słońce przyjemnie grzało, ty chodziłeś wśród traw, z dala od ludzi, natomiast paskudny typ już odszedł. Czego chcieć więcej?
No tak, żeby cel był bliżej, ale czego poza tym?

Na niebie leniwie mknęło kilka chmurek, ani myśląc zasłaniać źródło światła dziennego.
Gdzieś w oddali śpiewały ptaki, latające wesoło, jakby ścigały się ze sobą w niewinnej zabawie. Jak dzieci.
Przed tobą skakały koniki polne, pierzchając szybko, byś nie nadepnął ich przez nieuwagę.

W końcu wyszedłeś zza wzgórza, zaś w oddali dostrzegłeś znajomy budynek. Karczmę.
Niedaleko znajdowała się... Ruda, która właśnie zmierzała w kierunku domów w wiosce.
Jej czerwone włosy widać było w słońcu jak światło latarni morskiej nocą, więc zauważyłeś, że przystanęła. Najwyraźniej na coś patrzyła, choć były to jedynie domysły. Była zbyt daleko.

Tak niespodziewanie jak się zatrzymała, ruszyła ponownie. Szła zdecydowanie szybciej niż ty, dlatego też stosunkowo prędko zniknęła ci z oczu.

Nim dotarłeś pod drzwi karczmy zdążyło minąć kilka minut, podczas których zdołałeś dostrzec na niebie klucz kaczek zmierzający w kierunku północnym.
Był też jakiś wielki, czarny pies biegnący z wywalonym językiem i iskierkami rozbawienia w inteligentnych oczach, wracający do wołającego go pana.
Grom. Tak wołał go jego właściciel.

Ty jednak wolałeś zakończyć podróż.

Kiedy wszedłeś do pomieszczenia, nie zobaczyłeś niczego nowego poza zwiększoną ilością osób w niej przebywających. Był ten sam młodzik, ale również inny mężczyzna, zapewne karczmarz. Rozmawiał on z... Sily'ą? Wyglądała jakby trochę inaczej. Jej rogi stały się krótsze, zaś skrzydła były jakby połączeniem Wróżki i Demona.

-... Podobnież jak najprawdziwszy diabeł jest i dotknąć do nie można, bo jak powietrze jest, chociaż go widać. Jak... duch. Okrutne i złośliwe to jest. Ludziska mówią, ze im krowy pożera, kozy napastuje, żeby chucie dzikie zaspokajać.
Zobaczenie takiego śmierć może oznaczać. Chociaż nie musi...
-przerwał nagle, patrząc w kierunku drzwi.

-Obsłuż gościa-rzucił do swojego syna.

-Witam znowu, młody-powiedział Cień kuśtykając do lady.

-Tak się składa, że przyszedłem do twojego ojca... i Zimnej Dziewicy.

-Tym razem utrafiliście. Jedno i drugie na miejscu, ale widzę, że coś się stało? Potwora jakaś?

-Każda potwora znajdzie swego amatora. A jak amator dałem się poszarpać. Zresztą wczoraj jeszcze chyba ci o tym wspominałem. Najwyraźniej tamten potwór wydzielał jakąś toksynę albo coś. A tak swoją drogą o czym gada teraz twój ojciec?

-O duchu Hrodberta si'Pkrizowaena. Ojciec twierdzi, że nic takiego nie istnieje, ale niektóre ludzie mówią, że widzieli i że do tej pory budzą się z krzykiem w środku nocy. Taki jegomość jest.

-Ciekawe po ilu kielichach go widzieli. Zresztą nie jest to istotne. Zaprowadź mnie do swojego ojca i przedstaw.

Chłopak skinął głową, po czym wyszedł zza lady. Powoli podszedł do ojca i powiedział:

-Był tutaj w nocy i chciał z tobą porozmawiać-powiedział, po czym odszedł, zostawiając ciebie z karczmarzem. Nie zdążyłeś jednak wypowiedzieć ani jednego słowa, gdyż...

Pod sufitem otworzył się portal!

Aylis, Borin, Cień:

Nagle spod sufitu spadł Krasnolud z hukiem uderzając o podłogę!
W pierwszej chwili musiało mu pociemnieć w oczach od uderzenia, lecz szybko doszedł do siebie, próbując wstać z toporem w dłoni...

Łup!

Nagle spadł na niego... Drugi Krasnolud! Problem polegał na tym, iż ten drugi był zdecydowanie mniej żywy.

Łup! Łup! Łup!

Do gromadki dołączali nowi Krasnoludowie oraz wyrośnięci Ludzie! Zapewne Ludzie Górscy.
Wszyscy byli martwi... Oprócz tego pierwszego, leżącego na spodzie. Tego samego, który był przygniatany przez nowe warstwy, zsuwające się z górki, która zdążyła już urosnąć.

Kiedy spadło ostatnie ciało, portal zamknął się, zaś syn karczmarza patrzył na wszystko z otwartymi ustami.
Do czasu. Jego białka uciekły w głąb czaszki, kiedy ich właściciel stracił przytomność, z łoskotem upadając na podłogę.

-Już! Pomogę!-powiedział gruby karczmarz odgarniając ciała na boki. Nie wiele zdążył pomóc, ponieważ jedyny żywy przybysz sam zdołał wygrzebać się spod góry trupów. Zdołał również wyciągnąć swoją broń...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-02-2010, 23:00   #369
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Wszystko działo się zbyt szybko, żeby cofnąć zamierzony atak. Borin przyśpieszył, aby zadać cios jako pierwszy i wybić przeciwnika z pędu, aby nie zostać trafionym. Ostrze topora wbiło się w krasnoluda, wysysając z niego życie.
Cios oponenta pomimo zmniejszonego pędu i siły sięgnął celu. Krasnolud poczuł na policzku, jak klinga tnie skórę. Wiedział, że nie była to głęboka rana, jednak od razu poczuł stróżkę ciepłej krwi na twarzy.

Borin zauważył, że ostatnim walczącym był Rwend, który starał się zabić ostatniego z Górali. W końcu mężczyzna wygrał pojedynek, pozbywając się ostatniego z wrogów. Sekundę później on sam został przebity mieczem, który pojawił się nie wiadomo skąd.
Borin podniósł szybko topór, spodziewając się ataku na jego osobę, jednak zamiast tego usłyszał donośne pstryknięcie palcami, po której zabity Rwend zmienił się w jednego z przybyszów.
Dopiero teraz dostrzegł prawdziwego Rwenda i młodego iluzjonistę, siedzących na ziemi. Przybysze musieli wyrżnąć się nawzajem, będąc ofiarom iluzji.

-Tak się wygrywa walki nie do wygrania.- rzekł Aren.

-Lepiej zniknij stąd jak najszybciej.
- dodał Rwend.

Iluzjonista zaproponował, że przeniesie krasnoluda za pomocą kręgu, w którym się znajdował. Borinowi nie podobał się zbytnio ten pomysł, jednak było to jedyne rozwiązanie na wydostanie się z miasta bez narażania się na kolejne ataki. Westchnął głęboko i przytaknął a mag zabrał się do roboty.
Po chwili po jego ciele przeszedł dreszcz. Wszystko dookoła stawało się mniej wyraźne, a on poczuł, że zaczyna się coraz bardziej zapadać w podłogę. W żołądku poczuł nieprzyjemne uczucie, zrobiło mu się niedobrze.
W końcu wszystko zniknęło.

***

Nagle poczuł, że nic pod nim nie ma, a on spada w dół. Zanim zdążył się zorientować co się dzieje uderzył z impetem w podłogę. W brzuchu ponownie mu się przewróciło, co spowodowało dobrze znane uczucie. Wstał z ziemi i donośnie beknął. Zadowolony z pozbycia się tego co zalegało w brzuchu rozejrzał się i dopiero teraz zauważył ludzi stojących dookoła. Nie zdążył nic zrobić, gdy nagle spadł na niego kolejny krasnolud, zwalając do z nóg. Zaraz pojawił się kolejny, a za nim jeszcze jeden. Po chwili wszyscy walczący w domu Rwenda leżeli na Borinie, który klnąc pod nosem. Zaczął wygrzebywać się spod ciał.
W pierwszej chwili jakiś gruby mężczyzna rzucił się krasnoludowi z pomocą, jednak on zdążył oswobodzić się sam. Kiedy stał już na nogach szarpnął topór, który nadal znajdował się pod jakiś ciałem. W końcu stanął, trzymając opuszczony topór i dopiero teraz zorientował się jak dziwnie musi wyglądać ta scena.

- Panowie wybaczą- odezwał się do zgromadzonych – Ale może mnie ktoś uświadomić, gdzie żem wylądował?- zapytał zmieszany.- I przepraszam za bałagan, ale to nie moja wina…- dodał zażenowany wiedząc, że coraz bardziej się pogrąża.
 
Zak jest offline  
Stary 09-02-2010, 16:17   #370
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Widok kilkorga krasnoludów spadających z sufitu na ziemię nie należał do codziennych. Niedawna krótka znajomość z podróżowaniem poprzez portal sprawiała, że widok magicznego okręgu przywoływał wspomnienie, na które odpowiedzią było nieprzyjemne bełtanie w brzuchu. Wszystkie krasnoludy leżały nieruchomo sprawiając wrażenie pogrążonych we śnie wiecznym, co nie było dalekie od prawdy. Jedynie jeden krasnolud dawał oznaki życia i wreszcie stanął na nogach.

Mierząc mało przyjaznym wzrokiem dziwnego krasnoluda zwrócił się do Silyi:
- Czy posiadasz zdolności lecznicze?
- A jeśli tak to co? - zapytała spoglądając na niego ze słodkim uśmieszkiem.
- Pewien wyjątkowo upierdliwy znajomy ostro mnie poharatał. A sprawne ciało będzie niezbędne jeżeli dojdzie do... ostateczności.

Patrząc na niego wzruszyła ramionami i zamknęła oczy. Przez chwile wyglądała tak, jakby usilnie próbowała coś sobie przypomnieć. Chwilę później zarysowała w powietrzu kilka kształtów, które zawisły w powietrzu. Gdy zaczęły blaknąć, poczuł się wyraźniej lepiej, natomiast kiedy zniknęły zupełnie, poczuł się prawie dobrze. Był jeszcze trochę osłabiony, lecz mógł już powrócić do właściwego rytmu. Gdy spojrzał na Silyę, ona już nie patrzyła w jego kierunku.
- Dziękuję. I przepraszam jeśli moje dawne słowa kiedykolwiek cię zabolały.

Czemu to powiedział? Sam tego nie wiedział. Może jednak poczuł, że wypada przeprosić za dawne mocno bezpośrednie oświadczenie zaraz po dotarciu do wioski. A może nie ma żadnego powodu i po prostu tak mu się powiedziało. Gdyby to w istocie miało znaczenie byłby pewny swego.
Silya wzruszyła ramionami.
-Było, minęło, nie ma co rozpamiętywać - powiedziała z lekkim roztargnieniem.
Faktycznie, sensu w rozpamiętywaniu przeszłości nie było, ale zbliżająca się nieuchronnie śmierć przywoływała obrazy dawno już zapomniane i bezpowrotnie dla niego zatracone. Czyżby dopiero teraz zrodził się w nim żal i coś na wzór wyrzutów sumienia?

Krasnolud wyglądał na zdezorientowanego i dość przyjaznego, ale pozory mogły mylić.
- Jesteś we wsi Wary, w karczmie… jakiejś tam. Może nie jesteś całkowicie i bezpośrednio odpowiedzialny za ten bałagan, ale na pewno nie urosłeś poprzez to w niczyich oczach. Tak się złożyło, że jesteś ostatnim żywym krasnoludem mającym w tym swój udział i dlatego możesz mieć problemy z tutejszymi stróżami prawa. Wiesz, skupisko martwych krasnoludów w twoim towarzystwie nie świadczy o tobie najlepiej. Wyjaśnij lepiej szybko kim jesteś i skąd się tu wziąłeś. Odpowiedź, że od rodziców raczej nie zostanie przyjęta zbytnio entuzjastycznie.
 
wojto16 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172