Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 01:44   #64
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
W momencie postrzelenia Starego Króla, ciężki już do tej pory bój, przerodził się w istną rzeź. Rozsierdzony monarcha ruszył jak szarżujący byk, rzucając się na pechowego żołnierza. Na nic nie zdała się tu wystawiona do obrony tarcza, ani próbujący zastąpić mu drogę towarzysze strzelca. Bretoński rycerz, który wszedł między nich, odrzucony został jednym potężnym uderzeniem tarczy, lądując ciężko plecami na pobliskiej kolumnie. Krasnoludzki górnik ledwo drasnął kilofem gnającą ku ofierze postać. Jeden z wierzchołków improwizowanej broni nieznacznie wbił się w skorodowaną zbroję, nie spowalniając jednak krwiożerczej szarży. Wydawało się, że odrzucenie honorowego pojedynku na rzecz ostrzału z broni palnej wprowadziło widmo w istny amok. Z rozpędu wpadło na próbującego uników Karla, powalając go jednym ciosem na ziemię. Ciężki topór zadzwonił o wystawioną w obronnym geście tarcze, gnąc ją niczym młot kowalski. Po paru ciosach spod żelastwa chlupnęła krew. Przytrzaśnięty do ziemi Karl zawył bezsilnie.

Mylili się ci, którzy sądzili, że zajęty kuciem monarcha odsłoni się na ataki reszty grupy. Ten odchylał się szybko jak demon, okładając sowicie wszystkich próbujących obejść go wrogów. Rzucony w jego stronę hak zatrzasnął na tarczy, szarpiąc niespodziewanie za trzymaną nadal linę. Błyskawiczna reakcja wytrąciła Rudigera z równowagi. Zdążył on puścić linę, wpadł jednak pod ostrze gwardzisty, który wyskoczył nagle zza pobliskiej kolumny, mając pierwotnie za cel walczącego obok drwala. Szkielet skorzystał z szansy. Cios trafił skroń. Krew zalała Rudigerowi oczy, zaś głowa zapiekła ostrym bólem, odbierając mu świadomość.

W tym samym czasie, Blaise, próbujący odciągnąć Króla od wykrwawiającego się Karla, przyjął potężne uderzenie na tarcze. O dziwo, tym razem oręż zadzwonił głucho, nie przebijając nadwyrężonej już blachy. Szybkie spojrzenie zza ochronnego metalu wyjaśniło sprawę. Stary, nadwyrężony oręż widm pod wpływem intensywnego boju zaczynał się rozpadać, przemieniając się stopniowo w gołe drzewce i tępe, wyszczerbione kikuty stali.

Gdy z topora monarchy został już tylko chłopski kij, który nie miał szans przebić się przez tarcze leżącego żołnierza, ten zaryczał w furii, rozglądając się za nowym celem. Wyrwał wyszczerbiony miecz jednego z pokonanych obok szkieletów i ruszył do ataku. Prosto na Barglina. Gdzieś w tle, komnatę wypełniała modlitwa kapłana Sigmara. Najwyraźniej jednak tego dnia, jego Pan nie obdarzył go łaską. Akolita leżał w rogu sali z pogruchotanym, krwawiącym ramieniem, otoczony przez dwa zbliżające się do niego szkielety. Blaise i Gustaw usilnie próbowali zaś odciągnąć uwagę pozostałych trupów od zemdlałej, grupowej niewiasty.

Przez moment krasnoludzki górnik mierzył się więc sam na sam ze Starym Królem. Po przyjęciu pierwszego, potężnego ciosu wiedział już jednak, że nie ma najmniejszych szans. Przeciwnik był nieporównywalnie potężniejszy, nawet z uszkodzoną bronią. Bawił się nim. Uderzał raz po raz jak szmacianą lalkę, raniąc płytko i haniebnie. W końcu zamierzył się do ostatecznego ciosu. Barglin pożegnał się w myślach z przodkami. I wtedy zauważył coś w mimice zgniłej, poranionej twarzy monarchy. Jakby... powolne przytaknięcie? Broń atakującego zwolniła, dając górnikowi szansę na zadanie ciosu. Wierzchołek kilofa wbił się głęboko w przegniłe mięso, omijając odchyloną tarczę.

W jednej chwili, wszystkie ożywione trupy w komnacie rozsypały się w pył. Wypuszczony z pogniłych rąk oręż zadzwonił o zimne kamienie posadzki. Bitwa ze Starym Królem dobiegła końca.

*****

Dopiero po tygodniu mogli ruszyć w dalszą drogę. W tym czasie, ci, którzy mieli na to siły, zwiedzili pobliskie komnaty, sprowadzając rosnącą w pobliżu odmianę jadalnego, podziemnego grzyba. Ani Rudiger, ani Barglin nie wiedzieli o nim zbyt dużo. Podobne gatunki, hodowane obecnie pod krasnoludzkimi twierdzami, były bardzo pożywne i miały lekkie właściwości lecznicze, były jednak bardzo ciężkostrawne dla wszystkich poza krasnoludami. Nie było jednak rady. Obecne zapasy się kończyły, a zdrowiejący potrzebowali dużych nakładów energii. Nie wszyscy byli w stanie też podjąć od razu dalszą podróż. Zamienili więc życie na bardzo przykre niestrawności, trzymające się przez następne paręnaście dni.


Dalsza podróż prowadziła przez iście bajeczne, podziemne krajobrazy. Wielkie, wypełnione lawą groty ustępowały podziemnym jeziorom i tajemniczym szczelinom, ciągnącym się daleko wgłąb ziemi. Na szczęście dla ludzkich podróżników, po drodze pojawił się też normalny pokarm. Ślepe, jaskiniowe ryby i jaszczurki okazały się wcale niezgorsze od ich powierzchniowych odpowiedników. Przydatne okazały się też skupiska świecących lekką zielenią grzybów, które jeszcze na godziny po zerwaniu mogły posłużyć jako awaryjne latarnie. W końcu korytarze zakończyły się szeroką szczeliną, z góry jej sączyły się ciepłe promienie wiosennego słońca. Nareszcie słońce.


Do wydostania się na powierzchnie posłużyła sfatygowana już nieznośnie, wierna wam do tej pory lina. To co jednak ujrzeliście sprawiło, że zapragnęliście powrócić znów pod ziemię. Cała połowa doliny wypełniona była falującymi zastępami zbrojnych. Z początku myśleliście o ludziach, słońce wyłaniające się gór ukazało jednak zielono-brązową barwę gromadzących się zastępów. Gdzieniegdzie z okropnie wrzeszczącego tłumu wystawały gigantyczne sylwetki trolli i olbrzymów. Kierowali się na północ. W przeciwną stronę niż wy. Szybko zagłębiliście się w pobliskich skałach, znikając z pola widzenia.

Po czterech dniach przeprawy przez graniczne pasmo Gór Środkowych powitał was widok nadrzecznej osady. Wydawała się opuszczona. Poza jedną chatą, w której nadal palił się ogień. Obok niej zakotwiczona była mała, dwupokładowa łódź rzeczna.


Zwiad wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Zasklepiająca się pomału rana na głowie Rudigera od paru dni nie stanowiła już dla niego przeszkody. Ruszył więc, jak za dawnych czasów, bezszelestnie ku zabudowaniom. Będąc blisko usłyszał dwa męskie głosy.

- Lars, zawsze byłeś i pozostaniesz matołem! Powiadam przecie po raz trzeci, że wszyscy zieloni uciekli na północ i możemy zbierać do woli! W Esk mieli cech złotników! Złotników! Kupisz swojej Waltraud co tylko zechce, a i dla dzieci zostanie! Nie bądź takim przeklętym tchórzem! To tylko dzień żeglugi stąd!
- Nnie, Hugo, nnie tym razem! -
zadrżał głos - pamiętasz tę świątynie w ostatniej wiosce? Umierającego kapłana? Przysiągłem, że więcej tego nie uczynię! Bogowie nas pokarzą! Powiadam ci! Miałem sen!
- Bzdury wygadujesz i tyle, od tej świątynnej szkoły ci się wszystko we łbie przewaliło! Toż nic złego nie robimy. To co pozbieramy użyją na południu, by walczyć z wrogiem! Toż to wręcz zasługa dla Sigmara! Poza tym... pamiętasz przecie tego gońca, cożeśmy go znaleźli na drzewie. Wiesz jaką wieść wiózł. Cesarza już nie ma! Zamordowany! Więc i na południu lepiej nie jest! Powiadam ci, jak brat bratu. Już tylko ten jeden raz, a potem wracamy do Talabheim, do rodzinki, co już pewnikiem za nami tęskni, bezpieczna za murami!
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-02-2010 o 14:32.
Tadeus jest offline