Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2010, 21:34   #61
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Był podekscytowany. Bardzo podekscytowany, jak zawsze, kiedy robił takie rzeczy. Oczywiście nie zamierzał tego po sobie pokazać, jego towarzysze nie mogli wiedzieć, że cieszy się z tego, co robili. Taka była duża część żywota Rudigera i chociaż rzadko natrafiał na tak potężne grobowce jak ten, to jednak nie dało się ukryć samych faktów. I nie przekreślała tego nawet jedna wpadka, która tak bardzo zaważyła na dalszym życiowym celu. To tutaj przypomniało mu Sylvanię, ale odpędził ją potężnym wysiłkiem woli. Nie teraz! Drzwi ustąpiły już i choć zdawał sobie sprawę, że nie pomógł za bardzo ze swoją marną krzepą, to starał się jak mógł. W środku czekał skarb, jakikolwiek by on nie był. Był od nich uzależniony.

Nie spodziewał się tam niczego dobrego, a tak na prawdę spodziewał się nieumarłych. Tylko oni mogli tam zostać, nieważne w jakiej formie. W upiornej krainie nauczył się o nich dużo, nie wywoływali u niego większego przerażenia niż chociażby zwierzoludzie lub inne stwory Chaosu. Czasem miał wrażenie, że tylko ONA przeraża go do szpiku kości. Zadrżał, skupiając się. Nie mógł zostawić tu kobiety, wrócił więc do niej. Wyłuskał z pamięci jej imię. Wziął ją za rękę.
-Chodź, Agnes. Nie mamy pewności, że będziemy mogli wrócić tę samą drogą, a obiecałem, że cię nie zostawię.
Uśmiechnął się słabo, samemu zdając sobie sprawę, że nieprzekonująco. Musiał jednak zaryzykować. Jeśli zginą, kobieta i tak nie przeżyje w tych korytarzach. A szybsza śmierć była lepsza. Weszli do mrocznej sali.

Zamknięcie drzwi było zaskoczeniem, ale nie większym, niż zgaszony płomień w lampie górniczej! Szybko wziął się za ponowne rozpalanie, dzięki temu znalazł się nieco z tyłu grupy. Gdy płomień rozbłysł, zapaliła się też jakaś pochodnia u kogoś z jego kompanów, ujrzeli stwory, nieumarłe szkielety, wymachujące bronią z resztką dawnych umiejętności. Prawdę mówiąc, spodziewali się króla, bez obstawy. Nie myślał, nie było czasu na zastanawianie się. Ustawił lampę na jakimś kamieniu i pchnął kobietę za jakieś zagłębienie.
-Poradzimy sobie, nie wychodź!
Łatwo było mówić, a walka już miała swoje pierwsze ofiary. Krasnolud z dziwaczną bronią w postaci kilofa nie zdołał uniknąć pierwszego wrogiego ciosu, chociaż powinien widzieć całkiem nieźle w ciemnościach! Może po prostu nie umiał walczyć. Rudiger zrzucił na ziemię swój plecak i wyciągnął szybko to co zawsze miał na wierzchu - linę z hakiem.

Nie był silny, a sieczne ciosy mieczem nigdy nie działały na tych upartych martwiaków. Należało je przewracać i gruchotać, a pewne sposoby były lepsze niż inne. Blaise stawał już naprzeciwko króla, który zresztą był na razie poza zainteresowaniem Rudigera. Niestety trochę zawodziła komunikacja i koordynacja, a bez tego było ciężko. Nie mieli dowódcy? Trudno, Rudiger miał zamiar wziąć tę rolę na swoje barki. Zaczął rozkręcać hak, jednocześnie mówiąc podniesionym, nieco rozkazującym tonem. Byłoby idiotycznie, gdyby nagle postanowili się sprzeciwiać i robić, co im do łba przyjdzie!
-Blaise, Karl, Barglin! Zajmijcie się królem, my załatwimy resztę! Zajdźcie go z kilku stron i nękajcie, póki nie wykończymy obstawy i nie pomożemy!
Rudiger zawsze uważał, że trzeba było być pewnym siebie. Inna sprawa, że łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.
-Siegfried weź tych z prawej! Gustaw, wal po łbie!
Wypuścił linę.

Szkielet próbował trafić lecący hak swoją buławą, ale próżny wysiłek, machnął tylko w powietrzu. Hak przeleciał trochę obok żeber, ale ruch dłonią zaplątał ją o linę, a szarpnięcie unieruchomiło kościstą rękę z bronią. Gustaw doskoczył niemal od razu, tym razem nie łamiąc kilka żeber, a solidnym toporem rozwalając plugawy czerep. Kości rozsypały się nagle, a Rudiger wydobył hak.
-Szybko, następny! Musimy mieć czyste flanki zanim się zabierzemy za tego twardego skurczybyka!
Znów zakręcił liną, a kawał metalu świszczał w powietrzu, rozpędzając się szybko. Sam Rudiger jeszcze nie oberwał, ale czuł, że to chowanie się za plecami kompanów nie sprawdzi się przez całą walkę.
 
Sekal jest offline  
Stary 01-02-2010, 23:24   #62
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Karl wkroczył za resztą do komnaty. W nozdrza uderzył go zapach stęchłego, pachnącego śmiercią powietrza. W pomieszczeniu panował mrok… a oni wchodzili w niego co raz głębiej. Przystanęli, gdzieś w ciemnościach coś się poruszało, jakby jakieś twarde tworzywo ocierało się o siebie, szuranie połączone ze skrzypieniem. Szchultzowi wydawało się, że słyszy jak istoty, które wydawały te dźwięki, otaczały ich.

Nagle rozbłysło światło, a wraz z nim pojawiło się uczucie bólu. Ostrym zardzewiały oręż rozciął mu skórę na biodrze, poczuł jak krwawa pręga pulsuje tępym bólem. W mgnieniu oka, jego towarzysze rzucili się na szkielety, które ich atakowały. Za plecami usłyszał dyspozycje wydawane przez Rudigera. Przyznał rację towarzyszowi.

Rzucił tarczę na kamienną posadzkę, a zza pasa wyjął naładowany pistolet. Choć oświetlenie w sali było kiepskie, szybko ocenił dystans jaki dzielił go od budzącego respekt nieumarłego króla, w pradawnej zbroi. Wokół toczyła się walka… spokojnie odciągnął oba kurki i po chwili obie lufy plunęły ogniem. Efekt jednak był daleki od zamierzonego. Jedna kula roztrzaskała upiornemu gwardziście, który stanął na drodze pocisku, żuchwę wraz z dużą częścią czaszki. Druga trafiła w przywódcę nieumarłych, ale ześlizgnęła się po wytrzymałym hełmie.

Król zauważył go, z daleka ujrzał złowrogi, czerwonawy blask w martwych oczodołach, kiedy pocisk ześlizgiwał się po jego osłonie. Żołnierz nie miał zamiaru czekać na dalszy rozwój sytuacji. Wprawnym ruchem podrzucił do ramienia rusznicę, uprzednio opartą o nogę i wypalił, ponownie celując w króla. Tym razem ołowiany posłaniec śmierci ześlizgnął się po napierśniku i rykoszetował, niszcząc kawałki kości czaszki. Nadal efekt był mizerny. „Chyba, że zaliczymy do tego – myślał gorączkowo Karl – to, że udało Ci się go wkurwić nie na żarty”. Nieumarły władca szarżował wprost na niego, przecinając pole bitwy. Żołnierz zdążył tylko schylić się po porzuconą tarczę. Ujął ją oburącz, zasłaniając się nią. Miał zamiar przetrwać natarcie Starego Króla, ewentualnie uskoczyć o ile refleks mu na to pozwoli.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 02-02-2010, 10:13   #63
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Barglin miał pewne obawy gdy otwierali drzwi grobowca, w końcu naruszali spokój zmarłych i jeszcze ta przysięga krwi. Krasnoludzcy mędrcy twierdzili że taka przysięga potrafi w razie potrzeby wyrwać duszę krasnala, nawet z samego piekła chaosu. Młody krasnolud, odpędził jednak z głowy te obawy pozytywnym myśleniem:
"Starożytni nie pisaliby o możliwości podjęcia walki z Królem, gdyby pragnęli by grobowiec został pozostawiony sam sobie. Hmm... prędzej Stary Król złożył przysięgę, że będzie pilnować artefaktu by nie wpadł on w niepowołane ręce i tylko mężne i prawe ramię może przejąć dalej ten przywilej i obowiązek.

Wrota grobowca zaskrzypiały przeraźliwie, gdy je zaczęli otwierać. Nikt się nie odzywał, a i żaden dźwięk nie dobiegał ze środka. Barglin przygotował swój ogromny kilof i razem z resztą kompanii wkroczył do środka. Nagle wrota jak za dotknięciem magicznej różdżki zatrzasnęły, wywołując głośny huk, a na dobitkę latarnia Rudgiera zgasła.
Ciemność zalegająca komnatę po zamknięciu się drzwi była tak duża, że Barglin ledwie co widział, nawet swych towarzyszy. W mroku coś się czaiło. Dopiero naprędce zapalona ponownie latarnia, rozświetliła trochę przestrzeni i ukazała zbliżające się szkielety.

"Cholera" - zaklął krasnolud w myślach, jednocześnie parując kilofem cios, który na pewno rozpłatałby mu głowę, a teraz jedynie ześliznął się po broni i obdarł mu skórę na ramieniu. Przeciwnicy byli szybcy, jednak krasnolud uzyskiwał powoli kontrolę nad sytuacją. Sparował kolejny cios i biorąc boczny zamach uderzył w przeciwnika, gruchocząc mu żebra i kręgosłup. Zachęcony sukcesem zaatakował z furią kolejny szkielet, akurat w tym samym czasie co Gustaw. Szkielet rozleciał się niczym domek z kart. Huk wystrzału, zgłuszył krzyczącego coś Rudgiera.

Nagle gdzieś z głębi komnaty, wydobył się straszliwy ryk. Barglin przez chwilę poczuł jak krew ścina mu się w żyłach.

"Bogowie co to było"

Z mroku wyłoniła się krępa i przerażająca istota. Stary Król przybył. Kolejny huk i ożywieniec ruszył na Karla.

-Grimnir!-krzyknął krasnolud i przeciął drogę szkieletowi, a następnie uderzył kilofem celując w korpus Króla.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 02-02-2010 o 19:01.
Komtur jest offline  
Stary 03-02-2010, 01:44   #64
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
W momencie postrzelenia Starego Króla, ciężki już do tej pory bój, przerodził się w istną rzeź. Rozsierdzony monarcha ruszył jak szarżujący byk, rzucając się na pechowego żołnierza. Na nic nie zdała się tu wystawiona do obrony tarcza, ani próbujący zastąpić mu drogę towarzysze strzelca. Bretoński rycerz, który wszedł między nich, odrzucony został jednym potężnym uderzeniem tarczy, lądując ciężko plecami na pobliskiej kolumnie. Krasnoludzki górnik ledwo drasnął kilofem gnającą ku ofierze postać. Jeden z wierzchołków improwizowanej broni nieznacznie wbił się w skorodowaną zbroję, nie spowalniając jednak krwiożerczej szarży. Wydawało się, że odrzucenie honorowego pojedynku na rzecz ostrzału z broni palnej wprowadziło widmo w istny amok. Z rozpędu wpadło na próbującego uników Karla, powalając go jednym ciosem na ziemię. Ciężki topór zadzwonił o wystawioną w obronnym geście tarcze, gnąc ją niczym młot kowalski. Po paru ciosach spod żelastwa chlupnęła krew. Przytrzaśnięty do ziemi Karl zawył bezsilnie.

Mylili się ci, którzy sądzili, że zajęty kuciem monarcha odsłoni się na ataki reszty grupy. Ten odchylał się szybko jak demon, okładając sowicie wszystkich próbujących obejść go wrogów. Rzucony w jego stronę hak zatrzasnął na tarczy, szarpiąc niespodziewanie za trzymaną nadal linę. Błyskawiczna reakcja wytrąciła Rudigera z równowagi. Zdążył on puścić linę, wpadł jednak pod ostrze gwardzisty, który wyskoczył nagle zza pobliskiej kolumny, mając pierwotnie za cel walczącego obok drwala. Szkielet skorzystał z szansy. Cios trafił skroń. Krew zalała Rudigerowi oczy, zaś głowa zapiekła ostrym bólem, odbierając mu świadomość.

W tym samym czasie, Blaise, próbujący odciągnąć Króla od wykrwawiającego się Karla, przyjął potężne uderzenie na tarcze. O dziwo, tym razem oręż zadzwonił głucho, nie przebijając nadwyrężonej już blachy. Szybkie spojrzenie zza ochronnego metalu wyjaśniło sprawę. Stary, nadwyrężony oręż widm pod wpływem intensywnego boju zaczynał się rozpadać, przemieniając się stopniowo w gołe drzewce i tępe, wyszczerbione kikuty stali.

Gdy z topora monarchy został już tylko chłopski kij, który nie miał szans przebić się przez tarcze leżącego żołnierza, ten zaryczał w furii, rozglądając się za nowym celem. Wyrwał wyszczerbiony miecz jednego z pokonanych obok szkieletów i ruszył do ataku. Prosto na Barglina. Gdzieś w tle, komnatę wypełniała modlitwa kapłana Sigmara. Najwyraźniej jednak tego dnia, jego Pan nie obdarzył go łaską. Akolita leżał w rogu sali z pogruchotanym, krwawiącym ramieniem, otoczony przez dwa zbliżające się do niego szkielety. Blaise i Gustaw usilnie próbowali zaś odciągnąć uwagę pozostałych trupów od zemdlałej, grupowej niewiasty.

Przez moment krasnoludzki górnik mierzył się więc sam na sam ze Starym Królem. Po przyjęciu pierwszego, potężnego ciosu wiedział już jednak, że nie ma najmniejszych szans. Przeciwnik był nieporównywalnie potężniejszy, nawet z uszkodzoną bronią. Bawił się nim. Uderzał raz po raz jak szmacianą lalkę, raniąc płytko i haniebnie. W końcu zamierzył się do ostatecznego ciosu. Barglin pożegnał się w myślach z przodkami. I wtedy zauważył coś w mimice zgniłej, poranionej twarzy monarchy. Jakby... powolne przytaknięcie? Broń atakującego zwolniła, dając górnikowi szansę na zadanie ciosu. Wierzchołek kilofa wbił się głęboko w przegniłe mięso, omijając odchyloną tarczę.

W jednej chwili, wszystkie ożywione trupy w komnacie rozsypały się w pył. Wypuszczony z pogniłych rąk oręż zadzwonił o zimne kamienie posadzki. Bitwa ze Starym Królem dobiegła końca.

*****

Dopiero po tygodniu mogli ruszyć w dalszą drogę. W tym czasie, ci, którzy mieli na to siły, zwiedzili pobliskie komnaty, sprowadzając rosnącą w pobliżu odmianę jadalnego, podziemnego grzyba. Ani Rudiger, ani Barglin nie wiedzieli o nim zbyt dużo. Podobne gatunki, hodowane obecnie pod krasnoludzkimi twierdzami, były bardzo pożywne i miały lekkie właściwości lecznicze, były jednak bardzo ciężkostrawne dla wszystkich poza krasnoludami. Nie było jednak rady. Obecne zapasy się kończyły, a zdrowiejący potrzebowali dużych nakładów energii. Nie wszyscy byli w stanie też podjąć od razu dalszą podróż. Zamienili więc życie na bardzo przykre niestrawności, trzymające się przez następne paręnaście dni.


Dalsza podróż prowadziła przez iście bajeczne, podziemne krajobrazy. Wielkie, wypełnione lawą groty ustępowały podziemnym jeziorom i tajemniczym szczelinom, ciągnącym się daleko wgłąb ziemi. Na szczęście dla ludzkich podróżników, po drodze pojawił się też normalny pokarm. Ślepe, jaskiniowe ryby i jaszczurki okazały się wcale niezgorsze od ich powierzchniowych odpowiedników. Przydatne okazały się też skupiska świecących lekką zielenią grzybów, które jeszcze na godziny po zerwaniu mogły posłużyć jako awaryjne latarnie. W końcu korytarze zakończyły się szeroką szczeliną, z góry jej sączyły się ciepłe promienie wiosennego słońca. Nareszcie słońce.


Do wydostania się na powierzchnie posłużyła sfatygowana już nieznośnie, wierna wam do tej pory lina. To co jednak ujrzeliście sprawiło, że zapragnęliście powrócić znów pod ziemię. Cała połowa doliny wypełniona była falującymi zastępami zbrojnych. Z początku myśleliście o ludziach, słońce wyłaniające się gór ukazało jednak zielono-brązową barwę gromadzących się zastępów. Gdzieniegdzie z okropnie wrzeszczącego tłumu wystawały gigantyczne sylwetki trolli i olbrzymów. Kierowali się na północ. W przeciwną stronę niż wy. Szybko zagłębiliście się w pobliskich skałach, znikając z pola widzenia.

Po czterech dniach przeprawy przez graniczne pasmo Gór Środkowych powitał was widok nadrzecznej osady. Wydawała się opuszczona. Poza jedną chatą, w której nadal palił się ogień. Obok niej zakotwiczona była mała, dwupokładowa łódź rzeczna.


Zwiad wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Zasklepiająca się pomału rana na głowie Rudigera od paru dni nie stanowiła już dla niego przeszkody. Ruszył więc, jak za dawnych czasów, bezszelestnie ku zabudowaniom. Będąc blisko usłyszał dwa męskie głosy.

- Lars, zawsze byłeś i pozostaniesz matołem! Powiadam przecie po raz trzeci, że wszyscy zieloni uciekli na północ i możemy zbierać do woli! W Esk mieli cech złotników! Złotników! Kupisz swojej Waltraud co tylko zechce, a i dla dzieci zostanie! Nie bądź takim przeklętym tchórzem! To tylko dzień żeglugi stąd!
- Nnie, Hugo, nnie tym razem! -
zadrżał głos - pamiętasz tę świątynie w ostatniej wiosce? Umierającego kapłana? Przysiągłem, że więcej tego nie uczynię! Bogowie nas pokarzą! Powiadam ci! Miałem sen!
- Bzdury wygadujesz i tyle, od tej świątynnej szkoły ci się wszystko we łbie przewaliło! Toż nic złego nie robimy. To co pozbieramy użyją na południu, by walczyć z wrogiem! Toż to wręcz zasługa dla Sigmara! Poza tym... pamiętasz przecie tego gońca, cożeśmy go znaleźli na drzewie. Wiesz jaką wieść wiózł. Cesarza już nie ma! Zamordowany! Więc i na południu lepiej nie jest! Powiadam ci, jak brat bratu. Już tylko ten jeden raz, a potem wracamy do Talabheim, do rodzinki, co już pewnikiem za nami tęskni, bezpieczna za murami!
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-02-2010 o 14:32.
Tadeus jest offline  
Stary 06-02-2010, 11:56   #65
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
To nie była udana walka. Miał pecha, a może po prostu nie był wystarczająco szybki? Ból i ciemność, to pamiętał najbardziej z tych pierwszych kilku dni po pokonaniu starego króla. Nie miał pojęcia jak poradzili sobie jego kompani, zdawał sobie sprawę tylko z tego, że ktoś wlewa w niego stęchłą wodę i zmienia opatrunek na głowie. Ból był zbyt duży, by kojarzyć coś więcej, dopiero z czasem zaczął myśleć i poruszać się bardziej samodzielnie. Nie był delikatny, ale musiał przyznać, że miał też nieco szczęścia w nieszczęściu. Rana nie zainfekowała się, mimo, że zadana pordzewiałym toporem. Jego hełm już się do niczego nie nadawał, ale nie zgłaszał pretensji do nowego, przynajmniej na razie nie. Bandaże robiły za jego nową ochronę głowy, a miał wrażenie, że umarłby z bólu, gdyby coś ciężkiego założył sobie na łeb. Mieli co jeść, nawet jeśli to pożywienie powodowało biegunkę i wymioty. Znaleźli też nadającą się do picia wodę. Po kilku dniach był gotowy do drogi, ale to nie on był najciężej ranny w tej grupie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zdolność poruszania się.

Początkowo dziwił go fakt, że Agnes trzyma się blisko niego i pomaga, zmieniając opatrunki. Miał wrażenie, że to również ona poiła i karmiła go najczęściej, gdy jeszcze nie mógł utrzymać nic w słabej dłoni. Uwierzyła w jego obietnicę? Naiwność to piękna cecha, ale tylko u dzieci. Nie mógł jednak mieć jej tego za złe, byli jej jedyną szansą, a ona już jakiś czas temu podjęła decyzję co do tego, czy chce żyć.
Gdy już miał więcej sił, zbliżył się do niej, przyglądając bacznie zniszczonej życiem twarzy. Wciąż była ładna, chociaż oczywiście nie umywała się do dziewczyn z większych miast, tych bogatych dziewczyn, chronionych przed trudami.
-Ile masz wiosen?
Wcześniej nie pytał o nic, a ona nie mówiła. Teraz mieli chwilę spokoju, a wrodzona ciekawość Rudigera się wzmagała. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona, przełknęła ślinę. Wciąż się go bała? Całkiem możliwe, że miała go za najgorszego wroga, ale też takiego, który może uratować jej życie. W końcu odpowiedziała, cicho i niepewnie.
-Dwadzieścia osiem.
Zaskoczyła go. Wyglądała na więcej, może nawet znacznie więcej. Życie w Ostlandzkiej wsi musiało być ciężkie i paskudne. W nieznanym sobie odruchu wziął ją za dłoń i skinął lekko głową.
-Dziękuję.
Nic nie znaczące słowa? A może dramatyczne wydarzenia mogły zmienić nawet jego? Przygryzł język, by nie powiedzieć nic więcej. Agnes nie była mu nic winna, a złożona obietnica była w mocy. Nic poza tym. Puścił ją, nie mając odwagi powiedzieć nic więcej. W jego umyśle czaiły się znacznie gorsze cienie, mogące uwolnić się w każdej chwili. A Rudiger wtedy właśnie był ich boleśnie świadom.

Ruszyli dopiero po tygodniu. Czy Chaos zdążył w tym czasie sforsować góry? Lepiej, żeby nie, najlepiej, by w ogóle nie próbował, prąc dalej na zachód. Czy Wolfengurg już padł? Czy przybyła imperialna armia? Wiele pytań, żadnych odpowiedzi. Ból czaszki malał na szczęście, a żołądek przyzwyczaił się nieco nawet do tych ohydnych grzybów, chociaż pragnął czegokolwiek innego. Nawet trawy lub innego zielska! Ale były też plusy, JEJ obecność wycofała się głęboko w cień. Nie podążyła tu za nim! Nie miał nadziei na to, że zgubił ją zupełnie, ale tutaj, pod ziemią, czuł się bezpiecznie. Nawet nie do końca ucieszył się, gdy oślepiło ich światło z wyjścia. A po ujrzeniu orczej armii tylko jęknął. Pierwszy jednak odezwał się błędny rycerz.

- Pani, miej nas w swojej opiece. Jak to mawiają, wypadliśmy z patelni do ognia - stwierdził bretończyk, kuląc się za kamieniem i obserwując armię maszerującą przez dolinę. - Ledwieśmy życie unieśli z tych krasnoludzkich katakumb, teraz przyjdzie nam toczyć bój z orkami. A wiedzieć musicie, że z tym wrogiem już miałem do czynienia. W mej ojczyźnie, Bretonii są oni prawdziwą plagą pewnych rejonów. Szczególnie w okolicach Orczego Masywu, w księstwie Quenelles. Pod tamtejszym księciem, Tancredem, drugim tego imienia, stawałem przeciw orczym zastępom. Na Kielich, wytoczyło się morze orczej krwi. Jednakże nie dane mi było zdobyć tam sławy, gdyż cała ofensywa się załamała. Dlatego też, wówczas wyruszyłem na ziemie tego kraju. Ale dość o tym! Cóż czynić, przecie się samoszóst na nich nie rzucimy. Trzeba też zawiadomić wszystkich w okolicy, wojska poderwać, miasta i wsie ostrzec! Ruszajmy!
- A sobie ruszaj - Rudiger wzruszył ramionami - Ja mam zamiar przeżyć i uciec jak najdalej od tego piekła. Nie nadaję się na wojny.
- Swój do swego ciągnie
- mruknął krasnolud - Zieloni chaos poczuły i ku niemu idą. Ostrzeżemy tych co spotkamy po drodze, a sami udajmy się w bezpieczniejsze rejony.

Krasnolud miał rację. Armia szła w innym kierunku, a próba ostrzeżenia tych, których miała przed sobą, byłaby idiotycznym samobójstwem. Inna sprawa, że chętnie wysłałby na taką misję tego rąbniętego Bretończyka, zanim zabije w jakiejś głupiej szarży całą ich grupę. Na szczęście zieloni byli na tyle daleko, że nie myślał o bezpośrednim ataku. Kto wie co mu we łbie siedziało?
Rudiger pomógł kobiecie zejść, pośpiech był wskazany. Któryś z tamtych mógł mieć dobry wzrok. Dopiero, gdy schowali się za skałami, odetchnął. Mogli ruszać dalej. Niestety przeszła tędy horda, pozbawiając ich większości potencjalnego pożywienia. Był cholernie głodny! I nie czuł się już bezpiecznie. Jego oczy znów zaczęły wypatrywać potencjalnego zagrożenia, a on sam najczęściej szedł na czele grupy, by móc zareagować jak najszybciej. Dopiero jednak po czterech dniach napotkali żywe dusze. Szabrownicy. W sumie nic do nich nie miał i pewnie wolałby ominąć. Ale może coś wiedzieli? Wrócił do reszty, zdając im raport.
 
Sekal jest offline  
Stary 06-02-2010, 15:44   #66
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
To był moment. Walka błyskawicznie zmieniała swe oblicze. W mgnieniu oka, to krasnoludzki król był górą, nacierając niczym jaka maszyna parowa. Gustaw znieruchomiał widząc grad ciosów, jakim zasypywał Karla. Skorodowana broń krasnoluda po kilku chwilach intensywnego użytkowania rozsypała się w drobne kawałki żelastwa. Król warknął i sięgnął po miecz jednego z zniszczonych szkieletów. Chwilę po tym wartko pokierował się w stronę Barglina, atakując go z równą zawziętością, co Karla. I wtedy... Niespodziewanie król został pokonany. Wraz z nim pozostałe ożywieńcy rozsypały się w kupę kości. Brodaty drwal wciąż spoglądał z niedowierzaniem na pobojowisko, jakie stworzyły truposze i jego kompani. Gustaw puścił topór i usiadł na twardej, zakurzonej posadzce. Miał już dość wszystkiego. Był zmęczony. Chciał usiąść przy palenisku przed swoją chatką w lesie, napić się gorzały i zjeść kęs suszonego mięsa, które tak uwielbiał. Towarzysze, potrzebowali pomocy, zatem żale postanowił odłożyć na kiedy indziej. Najgorzej było z Karlem, Rudiger też miał dość pokaźną ranę. Drwal wartko zbliżył się do młodszego człowieka i przyłożył mu rękaw z futra do głowy, by zatrzymać toczącą się wciąż krew. -Szybko, dajta mi jakąś szmatę najlepiej jak najbardziej czystą!- krzyknął.

***

Blady Gustlik wrócił do miejsca, w którym cała grupa zbierała siły na dalszą wędrówkę. Twarz jego była znacznie szczuplejsza. Pod bujną, rudą brodą można było doszukać się odznaczających się kości policzkowych. Miał podkrążone oczy i minę, jakby ujrzał jednego z bogów chaosu. -Jeszcze trochę tego cholerstwa i wysram swój żołądek...- stęknął siadając na ziemi, obok swojego plecaka. -Mój zadek jest cały opszczypany, aż siedzieć się nie da...- dodał po chwili kładąc się na boku.
Pobliskie jaskinie skrywały w sobie połacie jadalnej odmiany grzyba, który przyspieszał regenerację ran, niestety kosztem żołądków. Gustlik wziął głęboki wdech i pokręcił głową.

***

Widoki, które podziwiali w czasie dalszej wędrówki robiły na nim spore wrażenie. Był przyzwyczajony do lasu i jego uroków, widok gór i jaskiń były wspaniałą odmianą. Jedynie strach o nieznane nikomu stwory, mogące zamieszkiwać te tereny, sprawiał Gustawowi sporo dyskomfortu i ciągłe uczucie, że jest obserwowany. Z każdym dniem tracił więcej sił i masy ciała. W końcu jednak udało im się opuścić podziemne korytarze. Drwal spotkał kiedyś samotnego, zabłąkanego orka w lesie. Rozjuszony barbarzyńca niemal go nie zabił, gdyby nie odrobina szczęścia i wstawiennictwa bogów. Doskonale pamiętał jak bardzo śmierdział zielonoskóry. Teraz zdawało mu się, że czuje ten zapach spotęgowany. Dopiero po chwili oczy potwierdziły przypuszczenia leśnika, które wysnuł na podstawie węchu. Spore zastępy orków i towarzyszących im stworów kierowały się na północ, w kierunku zupełnie przeciwnym niż Gustaw i jego kompani. Choć widok był przerażający, drwal czuł ulgę że orkowie idą w przeciwnym im kierunku. Ruszyli dalej.

***

Na ich drodze znajdowała się mała opuszczona wioska. -Ktoś tam się ostał.- skomentował mężczyzna, gdy dostrzegł unoszący się z komina dym. Jak się niebawem okazało w środku znajdowała się dwójka szabrowników, którzy zastanawiali się nad dalszymi celami. Grupa miała okazję by dowiedzieć się najnowszych wieści od mężczyzn. Podeszli pod chatę. Ostrożne spojrzenie przez uchylone okiennice pozwoliło poznać wreszcie właścicieli głosów. Ci nadal zdawali się debatować. Głośniejszy z nich, zapewne Hugo, dziko gestykulował, próbując przekonać drugiego do swojej racji. Na plecach zawieszoną miał lekką kuszę, za jego pasem zaś tkwił połyskujący nowością pałasz. Druga, naładowana kusza, leżała na stoliku obok szabrowników. W rogach pokoju dało dostrzec się zestaw skrzyń różnych wielkości, z wyłamanymi zamkami. Cenna zawartość, pod postacią srebrnej zastawy, biżuterii i drogocennych futer leżała porozkładana na stołach obok - zapewne gotowa do wyceny. W drugim rogu na kupce stłoczono przeróżne elementy pancerza i broni. Sprawne i uszkodzone.




Nagle, nieopodal chaty rozbrzmiało głośne szczekanie. Doskonały węch psiego strażnika łodzi wreszcie podjął ich zapach. Szabrownicy zamilkli i chwycili za broń, wybiegając przed chatę. Na progu prawie wpadli w wycofującą się kompanię. Palec Larsa nerwowo zadrżał na spuście wycelowanej kuszy.
-Kkim jesteście?!- zająknął się, mierząc liczną kompanię spanikowanym wzrokiem.
Drugi z szabrowników milczał, zagryzając nerwowo wargę. Zaciśnięte kurczowo na rękojeści pałasza knykcie zbielały mu z braku dopływu krwi.
-Opuść broń chłopcze...- burknął niezadowolony z widoku drwal. Nie lubił, gdy się do niego celowało.
-Zostaw! Celuj w nich!- odwarknął Hugo, widząc, że jego towarzysz ma zamiar posłuchać się rosłego drwala. - Czego tu chcecie?!-
Drwal odchrząknął głośno i wzruszył ramionami.
-Wiesz, że możesz nie trafić? Pewnie wiesz. A wiesz, że zanim załadujesz następny bełt mój kolega...- wskazał spokojnym ruchem ręki krasnoluda -Zdąży podskoczyć do Ciebie, rozłupać Ci czaszkę i jeszcze zaśmiać się z plamy krwi, jaką po sobie pozostawisz.- rzekł spokojnie -Opuść broń.- powtórzył stanowczym, lecz nie uniesionym tonem.
Na te słowa na czoło młodzieńca wystąpiły grube krople zimnego potu. Jego uparty dotąd towarzysz począł płochliwie rozglądać się w poszukiwaniu drogi ucieczki. W końcu i do niego dotarła jednak smutna prawda. W tym starciu nie mieli szans. - Dobra, Lars, opuść to żelastwo.- rzekł zrezygnowany. Dostrzegając w kompanii kapłana Sigmara wyraźnie stracił resztki nadziei. - No to nas dorwali.- wycedził przez zęby, wzdychając ciężko. Gustaw oparł topór głowicą o ziemię, zaś końcem drewnianego trzonka, o biodro. Na szczęście walka miała się nie odbyć.
-Jakie wieści możecie nam przekazać?- spytał drwal.
- Nie aresztujecie nas?- wypalił wyraźnie zdziwiony młodzik. -Tośmy myśleli, że wy za tę świą...-
- Zawrzyj gębę Lars! - wykrzyknął drugi z nich, zakrywając mu usta. -Wieści?- uśmiechnął się szeroko i fałszywie. - Ależ oczywiście... A co waszmościów interesuje? Dużo się tu nie dzieje. Zieloni wystraszyli wszystkich w podgórskich osadach ogniem i żelazem i pognali w góry. Od tego czasu nikt ich więcej na oczy nie ujrzał. Powiada się też, że wojsko tutejsze się formuje.-
-Gdzie to wojsko?- spytał chłodno. Miał świadomość, że drużynowy Sigmaryta może nie odpuścić szabrownikom rabowania świątyni.
- Ponoć stary baron Auerbach gromadzi wszelkich dostępnych w prowincji zbrojnych. Jednak, jeśli mnie pytacie, to on już jest za sędziwy i zbyt pomylony, by przewodzić tą cała twierdzą. Powiada się, że ze swoimi strachami u samego Księcia Elektora był. Cały dwór go wyśmiał. Że niby z północy przybywają mroczne wojska, ha! Poprzednio twierdził, że potrzebuje zbrojnych na wyprawę przeciwko jakimś ludziom-szczurom. Pomyleniec i tyle. Złota nie dostał od Elektora, o dziwo stanowiska też nie stracił. Nie mnie to jednak rozsądzać. Ponoć za kiesę własnego rodu teraz zbrojnych zbiera. A gdzie?- przyjrzał się uważnie przybyłym -Wy chyba nietutejsi co? - Fortu Denkh nie znacie?- spojrzał po minach.
-Tydzień drogi rzeką w dół.- wskazał burzliwy nurt nieopodal. -Ponoć najpotężniejsza forteca Hochlandu, choć żem sam nie widział. Większy jest już tylko Talabheim. Tylko pewnie ciężko teraz dostać się poza Hochland, po tym wszystkim, co ponoć stało się w stolicy, wiece... z Cesarzem... bo chyba z południa przybywacie?-
Gustaw chwilę się zastanawiał, po czym opuścił luźno ręce wzdłuż tułowia i wejrzał na tego który celował z kuszy.
-A wy gdzie teraz idziecie, skoro w Forcie Denkh będzie najbezpieczniej?-
Obaj mężczyźni bezradnie popatrzyli po sobie. W końcu młodszy spróbował.
- No... Krewniak nasz tu mieszkał. A że byliśmy na rzece jedyne pięć dni drogi stąd, to myśleliśmy, że może przetrwał i gdzieś tu się schronił...- rozłożył bezradnie ręce -Ale go nie ma, więc pewnie wrócimy na południe. Może do Denkh albo i dalej do Talabheim, jeśli się uda.- Po zakończeniu wywodu spojrzał niepewnie na przybyszy, jakby chciał wybadać po ich minach, czy uwierzyli w bajeczkę.
- Chyba, że jeszcze z dzień albo dwa poszukamy.- drugi walnął go łokciem w żebra -W końcu jeszcze parę wiosek tu jest, w których mógł się schronić.-
-To zatem zabierzcie się z nami.- zaproponował entuzjastycznie Gustlik -W twierdzy pewnie będą rycerze, którzy zdołają nas uchronić przed jeźdźcami chaosu. No i będą Sigmaryci, u których będzie można ukoić modlitwą skołataną duszę, oraz prosić o wybaczenie za wszystkie przewinienia, których dokonaliśmy za życia.- dodał.
- A krewniak?- wtrącił desperacko starszy - Toż nie godzi się tak po prostu odpływać! Może ranny leży tu gdzieś w jednej z pobliskich mieścin...-
- Zamknij się Hugo!- wypalił nagle młodzik. - Ja... nie zdzierżę więcej kłamstw!- rzucił się do kolan Siegfrieda, zalewając się łzami.
- Złupiliśmy świątynie Obrońcy! I... nie tylko! Nasze dusze są potępione na wieki! Wybaczcie, święty ojcze!-
Hugo tylko zmielił przekleństwo w ustach i ukrył twarz w dłoniach.
- Matoł...- wycedził.
Gustlik uśmiechnął się szczerze, spoglądając pierwej na klęczącego mężczyznę a następnie na stojącego obok Sigmarytę.
-Myślę, że jeśli oddacie wszystko co żeście zrabowali, nie tylko z świątyni, to dobrotliwi i wyrozumiali klerycy darują wam wasze grzechy, prawda?- spojrzał na drużynowego kapłana.
 
Nefarius jest offline  
Stary 06-02-2010, 15:54   #67
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Uch! Ale boli - jęknął Blaise, tuż po tym, jak starając się osłonić towarzyszy, został odrzucony potężnym ciosem królewskiej tarczy, plecami wprost na kamienną kolumnę. Na chwilę odebrało mu oddech, jednak w miarę szybko pozbierał się z ziemi i z krzykiem na ustach powrócił do boju. Sytuacja nie przedstawiała się dobrze. Większość z nich była ranna, a nieumarły przeciwnik nie wykazywał jakichkolwiek oznak osłabienia. Wszystkie swoje ataki skupił na Karlu, wojowniku, który starał się go ustrzelić z broni prochowej. „I na cóż to Ci było?” - zapytał w myślach Blaise. „Tyle huku i smrodu, a efekt mizerny... Rozsierdziłeś tylko Starego... Tradycyjnie trzeba, metodycznie”. I metodycznie działał. Natarł na nieumarłego, osłaniając zdezelowaną tarczą zarówno siebie, jak i leżącego na ziemi, krwawiącego Karla. Parował cios za ciosem, mimo iż tarcza ledwo się trzymała, a zraniona niedawno ręka, tak bolała, że Blaise aż syczał przez zęby przy każdym uderzeniu. Jednak opłaciło się. W końcu stary, pordzewiały topór krasnoludzkiego szkieletu uległ zniszczeniu w zderzeniu z bretońską tarczą.

Zdesperowany szkielet odrzucił trzonek i podniesionym z ziemi mieczem zaatakował inny cel. Nie było czasu na odpoczynek. Komnatę wypełnił wysoki krzyk, towarzyszącej drużynie niewiasty. Jedynej osoby jaka pozostała z grupy uciekającej z fortu. Blaise skoczył na pomoc. Agnes, bo tak chyba się zwała wieśniaczka wybrała właśnie ten moment, aby zemdleć w obliczu zbliżających się do niej szkieletów. Bretończyk, wraz z Gustavem skoczyli na ratunek. Zaatakowane szkielety odwróciły swoją uwagę od kobiety i ruszyły do boju. Już po chwili Blaise doczekał się kolejnej rany. Tym razem zardzewiałe ostrze szkieletu, omijając rozpadającą się tarczę trzymaną obolałą ręką, zagłębiło się w udzie rycerza.

- Kurwa!
- zaklął zupełnie nie po rycersku Blaise i grzmotnął wychylonego szkieleta głowicą miecza w zardzewiały hełm. Wykorzystał moment rozproszenia na cofnięcie się o krok i poprawienie gardy. Zaraz też spadły na niego kolejne ciosy... A potem szkielet rozsypał się. Kości ze stukotem upadły na posadzkę, miecz i resztki zbroi zadzwoniły głucho w zetknięciu z kamieniem.

Kolejne dni upłynęły na rekonwalescencji i leniuchowaniu w opuszczonej krypcie i jej okolicach. Bretoński rycerz wymienił swoją wysłużoną i zniszczoną tarczę na tą, którą posługiwał się Stary Król. W kształcie była nieco staroświecka, okrągła. Podobnie rzecz się miała z materiałem. Zrobiona była chyba z brązu, jednak Blaise nie był tego pewien. Mimo iż w kilku miejscach metal był odłupany, to sprawiała solidne wrażenie. Jakiekolwiek próby jej uszkodzenia spełzły na niczym. Na obwodzie tarcza miała wyryte jakieś symbole. Barglin stwierdził, że nie są to ani osławione krasnoludzkie runy ani zwyczajne khazadzkie pismo. Blaise spędził wiele godzin na polerowaniu swojego nowego nabytku, tak że tarcza lśniła w promieniach światła docierających do podziemnej komnaty poprzez system luster.

Blaise kilkakrotnie wybrał się pomyszkować w grotach i korytarzach, jednak nic godnego uwagi nie znalazł. W końcu ruszyli dalej, w stronę wyjścia z podziemnego, opuszczonego kompleksu. Te kilka dni, jakie spędzili w podróży, głęboko zapadło młodemu bretończykowi w pamięć. Napatrzył się na najróżniejsze cuda. Rzeczy o jakich nigdy mu się nie śniło. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że podziemny świat jest tak pełen barw i niezwykłości. Wiedział, że jeśli przeżyje ten exodus, będzie miał co opowiadać na starość wnukom. Jeśli przeżyje... A najgorsza w tym wszystkim była sraczka. Sraczki nabawili się niemal wszyscy, po zjedzeniu specyficznego gatunku grzyba, który był ważną, poza jaszczurkami i rybami, częścią ich diety. Do ciemności można się było przyzwyczaić, do ciasnoty korytarzy też. Do sraczki nie!
Blaise obiecał sobie nigdy już nie tknąć grzybów. Żadnych.

W końcu jednak dotarli na powierzchnię. Jednak to co ujrzeli po wydostaniu się przez szczelinę z głębi ziemi, nie napawało ich serc otuchą. W ciepłych promieniach słońca ujrzeli maszerującą armię. Armię zielonoskórych. Dolina wypełniona była kierującymi się na północ zastępami goblinów, orków i trolli, którym towarzyszyło kilkudziesięciu gigantów. Wszystko to pod wojennymi sztandarami. Blaise’owi od razu przed oczami stanęły sceny walk z zielonoskórymi, jakie toczył w Quenelles. Wraz z Jacenem walczyli w wojskach księcia Tancreda. Teraz Jacen był martwy, a on, Blaise Roland D’Lacoleur-Montfort uchodził przed wrogiem jak pies, z podwiniętym ogonem. No, może nie do końca, gdyż wróg miał zdecydowaną przewagę liczebną.
Aby nie zostać dostrzeżonym przez zielonoskórych, ukryli się pomiędzy skałami i gdy wroga armia oddaliła się, podjęli swoją podróż na południe. Kolejne cztery dni zajęło im opuszczenie Gór Środkowych. Wokół szczyty stawały się coraz łagodniejsze i niższe. Skały i hale ustąpiły lasom, aż w końcu dotarli do siedzib ludzkich. A konkretnie niemal opuszczonej siedziby. Rudiger ruszył na zwiad do wsi.

- To szabrownicy, ani chybi - stwierdził Blaise, po tym jak Rudiger wrócił i przedstawił zasłyszaną w wiosce rozmowę. - Opuszczone domy chcą rabować. Czy słyszeliście co on mówił? Świątynię obrabowali. Nie godzi się taki proceder. Musimy im przeszkodzić. Jako żywo. Na nich!
Rudiger wytrzeszczył na niego oczy i złapał go za ramię.
- W łeb żeś się trzasnął po drodze, Bretończyku?! No i co z tego, że kradną? Nie mi umierać za kilka monet, pochłonie ich zaraz zbliżające się piekło. Poczekajmy aż pójdą, albo omińmy ich. Pożywienie można zdobyć na wiele sposobów, nie trzeba od razu walić się po łbach! - prychnął wściekle.
- Sam się nie trzasnąłem, jeno ostatnio pary razy po głowie dostałem. Czyż można od tego zgłupieć? - odparł Rudigerowi. - A przecie mówiłeś, że ich dwu tylko. Nas większa kupa. Wiem, że to i nie po rycersku ale przecie nie można dopuścić, żeby bezbronnych rabowali. I czyż nie mierzi Cię fakt, że świątynie Sigmara złupili? Przecie to Wasz bóg, założyciel i obrońca Imperium...
- Chaos łupi ich co chwilę całą masę, paląc i gwałcąc to co się rusza. Świat się kończy, a ja chcę to przeżyć, każde ryzyko to potencjalna śmierć. Ale jak chcecie, możemy z nimi porozmawiać. Nie zabijać, porozmawiać!
- Rudiger spojrzał mu w oczy - Mam jeszcze kilka strzał, możemy trzymać się w odległości, dowiedzieć co i jak w okolicy.
Westchnął, zdejmując z pleców łuk i sprawdzając cięciwę.
- I nie możemy tak debatować przy każdej okazji, kto chce dowodzić i się na tym zna? - rozejrzał się po towarzyszach - Wspólnie możemy ustalić teraz tylko główny cel podróży. Talabheim? Tam możemy się rozdzielić.

Blaise nie miał żadnych pomysłów co do drogi jaką powinni obrać, nie znał też wystarczająco geografii Imperium. Wolał zdać się na innych. Jednak nikt nie wysuwał propozycji. Cisza była trochę denerwująca. Nie było chętnych? Rudiger wzruszył ramionami.
- Brak ochotników? Trudno, mogę być i ja. Chodź Gustav, zajdziemy ich z drugiej strony. Reszta niech podejdzie od przodu. Nie wywijajcie żelazem od razu, dobra? Informacja jest znacznie ważniejsza od ochrony jakiegoś głupiego złota.
 
xeper jest offline  
Stary 07-02-2010, 20:58   #68
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Staremu Królowi nie spodobało się zbytnio, gdy zamiast kogoś kto podejmie honorowy pojedynek, otrzymał strzał z samopału. Jego gniew skupił się szybko na strzelcu i Karl padł pod naporem ciosów ożywieńca. Przeżył tylko dla tego że Rudgier i Blaise cudem odwrócili uwagę przeciwnika, ale i im także się oberwało. Barglin, któremu wcześniej nie udało się powstrzymać szarży Króla, po odparciu ataku jednego ze szkieletów, ponownie przyłączył się do walki z najpotężniejszym wrogiem. Zamachnął się kilofem celując w nogi martwiaka i mimo że włożył w ten cios całą swą siłę i umiejętności to broń tylko przecięła powietrze. Krasnolud stracił równowagę i w tym momencie dosięgnęło go cięcie przeciwnika. Barglin przewrócił się, a jego plecy zapiekły żywym ogniem. Podniósł się szybko, ale kolejne jego ataki przynosiły mu tylko następne piekące rany.

"Cholera już po mnie! Wytrzymaj, wytrzymaj!" - powtarzał w myślach - "Może inni ocaleją"

Gdy Barglin już prawie całkowicie opadł z sił, Stary Król przymierzył się do zadania ostatecznego ciosu. Wzniósł miecz i wtedy krasnolud ze spokojem istoty pogodzonej ze swym losem, spojrzał w twarz upiora. Ich oczy spotkały się i górnik mógłby przysiąc, że ożywieniec uśmiechnął się pobłażliwie. Nadzieja wstąpiła w jego serce i ostatnim desperackim atakiem, uderzył w korpus przeciwnika. Stary Król rozsypał się w proch, dopełniając tym samym swej przysięgi.

***

Wiele dni kompania spędziła na dojściu do siebie, przeżycie zapewniając sobie dzięki diecie z podziemnych grzybów, które nawet u przyzwyczajonego do takich specjałów, krasnoluda wywołały niestrawność. Barglin nie przejmował się jednak tym zbytnio, bardziej martwił się tym jak została podzielona magiczna zbroja Starego Króla. Gdy już doszedł do siebie po walce okazało się że tarczę zabrał Blaise, a hełm Rudgier. Jemu zostawiono naramienniki opisane runami, gdyż i tak nie pasowały na nikogo innego. Co do Blaise'a to nie martwił się, że tarcza zostanie wykorzystana do niegodziwych celów, bardziej przejmował się jak użyje swoją część łupu Rudigier. Krasnolud po dłuższym namyśle postanowił więc, że będzie się trzymał blisko niego, by w razie czego uniemożliwić mu użycie hełmu w złych celach.

***

Ledwie drużyna wynurzyła się z katakumb, a o mały włos znów nie wpadłaby w kłopoty. Armia zielonoskórych przemierzała dolinę w kierunku z którego uciekali.
- Pani, miej nas w swojej opiece. Jak to mawiają, wypadliśmy z patelni do ognia - stwierdził bretończyk, kuląc się za kamieniem i obserwując armię maszerującą przez dolinę. - Ledwieśmy życie unieśli z tych krasnoludzkich katakumb, teraz przyjdzie nam toczyć bój z orkami. A wiedzieć musicie, że z tym wrogiem już miałem do czynienia. W mej ojczyźnie, Bretonii są oni prawdziwą plagą pewnych rejonów. Szczególnie w okolicach Orczego Masywu, w księstwie Quenelles. Pod tamtejszym księciem, Tancredem, drugim tego imienia, stawałem przeciw orczym zastępom. Na Kielich, wytoczyło się morze orczej krwi. Jednakże nie dane mi było zdobyć tam sławy, gdyż cała ofensywa się załamała. Dlatego też, wówczas wyruszyłem na ziemie tego kraju. Ale dość o tym! Cóż czynić, przecie się samoszóst na nich nie rzucimy. Trzeba też zawiadomić wszystkich w okolicy, wojska poderwać, miasta i wsie ostrzec! Ruszajmy!
- A sobie ruszaj - Rudiger wzruszył ramionami - Ja mam zamiar przeżyć i uciec jak najdalej od tego piekła. Nie nadaję się na wojny.
- Swój do swego ciągnie - mruknął krasnolud - Zieloni chaos poczuły i ku niemu idą. Ostrzeżemy tych co spotkamy po drodze, a sami udajmy się w bezpieczniejsze rejony.

Barglin choć nienawidził orczego plemienia,teraz wolał uspokoić zapędy rycerza, nic nie mogli zrobić przy tak ogromnej masie zielonych.

***
Kolejna przygoda na trasie ich ucieczki, spotkała ich w opuszczonej wiosce. Dwóch szabrowników, których łatwo według Barglina można było wyminąć, ale potrzebowali żywności i informacji, a poza tym Blaise nie chciał im puścić płazem kradzieży. Chłopcy byli bardzo nerwowi, ale dzięki przewadze liczebnej i persfazji Gustawa udało się uniknąć rozlewu krwi. Ich wiedza na temat działań władz imperium nie była imponująca, ale przynajmniej kompania wiedziała, które rejony są jeszcze bezpieczne, a łódź tych łotrów wydawała się dla zmęczonego Barglina idealnym środkiem transportu.
 
Komtur jest offline  
Stary 09-02-2010, 09:48   #69
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Rudiger pozwolił mówić innym, Gustaw poradził sobie dobrze - był chyba najmniej agresywny z całej tej bandy. A to i lepiej. Z drugiej strony tamci nie mieli co dyskutować, nie im było się mierzyć ze znacznie liczniejszą grupą zbrojnych, którzy na dodatek noszoną bronią najwyraźniej umieli się posługiwać. Ostatecznie wylądowali więc na łodzi, a szabrownicy pokazali swoje "towary", część z nich oddając od razy sigmarycie. Rozmowa ciągnęła się jeszcze przez jakiś czas, już mniej nerwowo.
- A więc Imperator nie żyje? - Blaise w końcu przezwyciężył niechęć do szubrawców i zaczął z nimi rozmawiać. - To któż sprawuje teraz władzę? I jak zginął? Czy stawał mężnie do boju przeciw krwiożerczym hordom Chaosu? Czy też może zginął od skrytobójczego ciosu w plecy? A może trucizna, co?
- A macie, szubrawcy może jakieś wieści o wojnie? Co się dzieje? Gdzie wrogie armie? Który z dowódców sukcesy odnosi w bitwach z Chaosem? Pod takiego bym się zaciągnął.

Obaj spojrzeli po sobie, wyraźnie zdziwieni.
- Nam nic o żadnej wojnie nie wiadomo. Ino zieloni tędy przeszli, ale to przecie w tych stronach nie pierwszyzna. Nawet za naszego żywota parokrotnie palili tu ziemię i znów czmychali w góry.
- A co do, Cesarza, niech mu Sigmar w zaświatach sprzyja, to wiemy ino że nieboszczyk. Pismo żeśmy znaleźli do Księcia Elektora wiezione, że do Altdorfu, stolicy znaczy, zaproszony na wybory nowego. Oj powiadam ja wam, że wojenka jakaś się szykuje, pewnikiem na tron wielu chętnych się znajdzie. Może i dlatego baron się zbroi? Któż to może wiedzieć... Nam tym bardziej trzeba do rodzin, w bezpieczne mury Oka Lasu, nim zbrojni wkroczą na trakty.
- Swoją drogą.
.. - wtrącił Hugo - może waszmościowie zechcieliby kupić trochę uratowanych przed orczą pożogą przedmiotów? Zawsze łatwiej nam będzie złożyć w świątyni pokutę w złocie niż w żelastwie - wyszczerzył zęby prezentując kupę rynsztunku w rogu. - Dla was wyjątkowo korzystne ceny. W końcu nasza głowa w tym, byśmy podróżując razem byli dobrze dozbrojeni. Precjoza znalezione w świątyni oczywiście zwrócimy za darmo, obecnemu tu świętemu wojownikowi Sigmara.
Rudiger wzruszył ramionami na nowiny.
- Plotki jak to plotki, że idzie wojna widzieliśmy, a sam cesarz to sprawa drugorzędna. To co szło, to może pochłonąć całe Imperium, razem z cesarzem takim czy innym.
Przyjrzał się temu, co proponowali. Jego dłoń przy okazji wykonała szybki ruch, ginąc za chwilę w kieszeni. Natychmiast wskazał też na kołczan.
- Wezmę strzały i ubranie. Dla siebie i kobiety. - rzucił im siedem koron - To i tak za dużo, ale w końcu wspaniałomyślnie przewieziecie nas łodzią prawda?
Barglin przeglądał rzeczy starając wybrać jakieś łachy, które mogłyby pasować na niego. Nie było to łatwe, ale kilka rzeczy udało się dobrać, na przykład lniane portki, flanelową koszulę i płócienny płaszcz. Dodatkowo zainteresowała go prawie nowiuśka lina.
-Ile chcecie za te łachy i linę? - zapytał szabrowników.
Hugo podrapał się po twardym zaroście.
- Będzie pół korony za zestaw fatałaszków, a linę możecie brać od ręki. Na nic ona nam się już nie zda i mało warta do tego. Wszystkie potrzebne są już na pokładzie.
- No dobra biorę
- i krasnolud wysupłał im monety.

Gdy sprawy zakupów były już załatwione, Rudiger wskazał na południe i poklepał jednego z mężczyzn po ramieniu.
-Tam płyniemy, im dalej tym lepiej. Na północy burza, a wszędzie mogą wciąż mogą być jakieś grupy zielonych. Rzeką powinno być bezpieczniej, ale kto wie? W zamian zaś za użyczenie swojej łodzi, zapewnimy wam bezpieczeństwo w podróży, uczciwa wymiana. Za dobrych żołdaków normalnie musielibyście masę złota zapłacić.
Wyszczerzył się do nich i pozwolił zająć się łodzią. W międzyczasie przebrał się i dał proste, acz męski ubranie Agnes. Do niej również się uśmiechnął, humor mu się poprawiał. Najgorsze było już za nimi, a widoki na przyszłość nie były takie złe, o ile inwazja Chaosu zostanie powstrzymana rzecz jasna. Miał nawet ochotę na tę kobietę, ale powstrzymał się, pozwalając się jej przebrać i nie podglądając przy okazji.
-Mało kobiece, ale wygodne. Może jeszcze będziemy musieli uciekać, kto wie. Zostawię Cię w najbliższym dużym mieście, będziesz mogła zdecydować co zrobić ze swoim życiem. - zamilkł, ale potem powiedział coś, czego - był tego pewien - będzie potem żałował - Będziesz mogła pójść ze mną, a moja obietnica pozostanie w mocy. Prawdopodobnie udam się gdzieś do Averlandu, jest tam ciepło i wystarczająco daleko.
Gdy już mieli na sobie nowe ubrania, Rudiger zebrał wszystkich i rozdzielił trochę zebranego na łodzi żarcia. Suchary i tłusty, wędzony boczek były teraz rarytasami. Popatrzył po zmęczonych twarzach.

-Jedno z nas w nocy nie śpi, będziemy się zmieniać. Nie ufam tym naszym przewoźnikom na grosz.
Jedzenie szybko się skończyło, ale Rudiger wciąż czuł się świetnie. Uciekli zagrożeniu, a co najważniejsze, na rzece ONA nie mogła do dostać! Był tu zupełnie bezpieczny, na czas tej podróży lęki gdzieś zniknęły. Za to zrobił się gadatliwy.
-Może opowiecie coś o sobie? Podróżujemy już całkiem długo, a wcześniej nie było okazji.
Zastanawiał się przez chwilę, potem się uśmiechnął.
-Pewnie zastanawiacie się, skąd ktoś taki jak ja zna khazalid? - zaśmiał się krótko - Pochodzę z Reiklandu, Bogenhafen dokładniej. Miastowy, powiecie. Ale na życie to na początku zarabiałem jako kanalarz. Dokładnie tak.
Pokręcił głową, wciąż rozbawiony wspomnieniami.
-Paskudna robota, a i dostać pod żebra było można. Cuchnęło się cały czas i jedyne co można było robić to chlać. Moim sierżantem był wtedy krasnolud, pieprzony zapijaczony krasnolud. Coś musiał zrobić, że tak wylądował, ale nie wygolił głowy. Trochę mówił o swojej rasie, a jak był wstawiony - uczył mnie języka. Wiecie, kobity nas nie chciały, trzeba było zabić czas, to się uczyłem. A potem... hm, odkryłem w sobie duszę podróżnika.
Znów się roześmiał, oczywiście tu było wiadomo, że nie mówił pełnej prawdy.
-Byłem w Altdorfie, Nuln, przeszedłem przez Stirland aż do Sylvanii, a stamtąd jeszcze dalej, przez Ostermark i Talabekland aż do Ostlandu, gdzie dorwała mnie chaotycka burza. Burzliwe, trudne, samotne życie, na które w sumie nie narzekam tak bardzo. Wciąż żyję.
Jakby miał jakąś wódkę, to wzniósłby toast. A tak bezwiednie spojrzał na Agnes, potem na pozostałych. Byli tak blisko, ale Rudiger szósty zmysł wykształcił już dawno temu. To się jeszcze nie skończyło. Był gotowy i miał nadzieję, że pozostali też byli.
 
Sekal jest offline  
Stary 09-02-2010, 14:37   #70
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gustaw spojrzał lekko zdziwionym wzrokiem na Rudigera, który nigdy wcześniej nie był tak wylewny. Brodaty leśnik w zasadzie słuchał kompana jednym uchem, gdyż jego myśli kłębiły się wokół przeszłości. Nikt z jego znajomych i kompanów nie wie i nie wiedział, że Gustaw był kiedyś ułożonym mężem, oczekującym największej pociechy – dziecka.
-Silvania, kraina wiecznych mroków...- skomentował, wyrwane słowo z kontekstu. -Ponoć wieczorami lepiej nie wychodzić na ulice miast, a okiennice i zamki w drzwiach są najważniejszymi elementami domów.- w zasadzie powtarzał to co słyszał niegdyś od pewnego człeka, który kupował u niego drewno i żył na tamtych ziemiach. -Ile w tym prawdy? Tego nie wiem...- zamyślił się na długą chwilę. -Ja to z Nuln pochodzę. Kiedyś pracowałem w magazynie dość bogatego kupca. Nosiłem i ładowałem skrzynie i beczki na wozy.- Gustaw wejrzał gdzieś w dal. Wyglądał jakby coś chciał powiedzieć, ale z całych sił się powstrzymywał. Trwało to kilka długich chwil, ale w końcu się przemógł.
-Miałem kiedyś żonę. Nazywała się Lucy. Była najstarszą córą kowala. Dobrego kowala, specjalizował się w wytapianiu płyt, na zbroje dla rycerzy. Lucy była piękną białogłową. Miała długie, czarne włosy...- opowiadał z niezwykłą pasją, jakby streszczał widziany przed sobą obraz -Była bardzo ponętna i piękna. Zawsze sprzątając w naszym domu ubierała taki niebieski fartuch i białą chustę na głowę, uwielbiałem ją taką...- zamilkł na dłuższą chwilę.

-Jakiżem był szczęśliwy, gdy zaszła w ciąże. Byłem dumny jak paw. W magazynie wszyscy mi gratulowali. Pamiętam nawet tego dnia, kiedy się dowiedziałem musieliśmy zostać dłużej, z powodu ładowanych wozów. Zaraz po skończeniu pracy zaprosiłem wszystkich do gospody i piliśmy gorzałę jak żeglarz po przybiciu do portu.- wciąż spoglądał gdzieś w dal, na jego ustach co chwila pojawiał się drobny uśmieszek, wywołany miłymi wspomnieniami -Wtedy prosto z gospody udaliśmy się z powrotem do magazynu, Lucy była wściekła. Potem zachorowała na ospę...- zamilknął i przełknął ślinę. Gustaw znów toczył w sobie bitwę, czy kontynuować, czy zachować szczegóły dla siebie. -Morr chciał zabrać ją do siebie.- wyjaśnił w końcu, choć po jego zachowaniu, nie trudno było się domyślić, co stało się Lucy. -Umarła wraz z dzieckiem. Wtedy strasznie się rozpiłem. Po dwóch latach straciłem wszystko. Opuściłem rodzinne miasto i udałem się głęboko w las, by tam własnoręcznie postawić leśniczówkę. Zarabiałem robiąc drewno. Co kilka dni przyjeżdżali do mnie wozem kupcy, ja zaś pomagałem im ładować wóz i ruszałem z nimi do najbliższej osady, gdzie za zarobione pieniądze uzupełniałem zapasy, a potem znów wracałem do siebie, do chatki.-

Gustlik wypuścił powietrze z z ust jakby pozbywając się ciężaru żalu, który na nim ciążył. -Potem już nie żyłem a egzystowałem, jak to jakiś mądry kaznodzieja powiedział. Co dzień to samo. Czasami urozmaicenie stanowił jakiś dzik, który zaszedł za daleko, wtedy miałem świeże mięso pieczone. Raz to nawet spotkałem w lesie orka. Był ranny, lecz mimo to zaatakował mnie. Bogowie chcieli bym tego dnia jeszcze nie dołączał do mej ukochanej w zaświatach. Zabiłem go a ciało spaliłem. No i nic więcej w moim życiu się nie działo. Aż do tamtej nocy gdy przybyli zwierzoludzie. Przeklęte bestie...- syknął pod nosem, ściszonym tonem. -Taki staruszek jak ja powinien siedzieć w ciepłym domu, pykając fajkę i opowiadając wnukom o wielkich bitwach z przeszłości, a nie włóczyć się po świecie.- uśmiechnął się -Dobrze, że przynajmniej towarzystwo odpowiednie, bo jest do kogo pysk otworzyć.- uśmiechnął się jeszcze szerzej i wejrzał na Rudigera, oraz tych którzy go słuchali.
 
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172