Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 19:08   #107
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Vautrin odwrócił się wreszcie, jego wzrok spoczął na Liselotte, ale Daree miał wrażenie, że i tak obserwuje kątem oka również i jego.

Dziewczyna skłoniła głowę z uśmiechem.

- Cóż tu można dodać...? Doprawdy, można by sądzić po tej przemowie, żeście jednym z nas, słów splataniem się trudniących... Dobrze się składa, bo wszak właśnie ten przekaz wpleść się staramy w Opowieść, odkąd prace zaczęliśmy...
- Nie żartuj, Pani...- uśmiechnął się - Słowo oddaję w ręce, które lepiej nim władają. Co do przekazu, właśnie dlatego Cesarz jest tak usatysfakcjonowany...Chylę czoła...

- Stanie się podług Jego woli ... - rzekł Arwid. Z naszej strony postaramy się jeno aby poziom owego strachu stopniować ... Postaramy się aby lud bał się mroku ale także widział możliwość jego przezwyciężenia. Zwycięstwo będzie dopiero wstępem do właściwej nagrody ... spokojnego żywota, które nastąpić może po pokonaniu złego. Czy jeszcze przywiozłeś nam jakieś zalecenia mości Vautrinie? ... A czy Cesarz nie nakazał poczynić starań i zaprosić nowego artysty do powstającej Opowieści skoro zginął Jasper?

- Cesarz pozostawił mi wolną rękę w tym względzie...- odparł Vautrin - Dobrze zresztą, że poruszyłeś ten temat, Mistrzu. Wygląda bowiem na to, że będzie to nieodzowne. Jasper nie pomoże już z pewnością Opowieści, przynajmniej nie jako autor. Ale również pewne inne przyczyny sprawiają obecnie, że krąg piszących znacznie się przerzedził. Mości Konstatnin, jak mi doniesiono, słabuje - dlatego to niestety nie oczekujemy go dzisiejszego wieczoru. Przyczyną jego stanu jest zapewne to nierozmyślne, ale i nierozważne użycie ziół przez Panią Aravię, o którym opowiedział mi kapitan Schwarzenberger. Niestety, muszę tu zgodzić się z twoim osądem, Arwidzie, który jak słyszałem wygłosiłeś - wielce ryzykownym jest aplikowanie ziół przez osoby, które nie posiadają w tym względzie wieloletniego choćby doświadczenia, zioła, choć z pozoru niegroźne, mogą z pewnych dawkach lub mieszankach powodować nieprzewidziane przez medycynę skutki, tak też to chyba miało miejsce w naszym przypadku. Wasze organizmy poradziły sobie lepiej, jak widzę, ale mości Hoening niestety nadal gorączkuje w stopniu, który uniemożliwia mu obecnie pracę nad tekstem.

Zamyślił się przez moment, a następnie kontynuował:

- Szczęściem wygląda na to, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Opiekują się nim dniem i nocą dwie służki, które najwyraźniej mają na niego dobry wpływ. Rozmawiałem z nim krótko, kazał was pozdrowić i przyobiecać, że jak tylko wyjdzie z łoża, powróci i dalej swoimi pomysłami i piórem Opowieści będzie służył. Na razie jednak pozwólmy mu wydobrzeć.

Vautrin usiadł i podparł głowę na dłoni, zasępiony.

- Jeden temat pociąga nieuchronnie drugi. Postawiony zostałem przed wyborem, jako strażnik prawa w tym zamku, co uczynić w sprawie osoby, która takie skutki, oczywiście w dobrych jak najbardziej intencjach, ale jednak poczyniła. Tutaj, między nami, mogę wam powiedzieć jedno: wasza postawa była dla mnie przykładem, wasze przebaczenie i brak żądań satysfakcji za doznane krzywdy, zwłaszcza brak takich żądań ze strony mości Konstantina, który ucierpiał chyba najbardziej, wpłynęły na moją decyzję. Dla dobra Opowieści, postanowiłem że i to co stało się podczas tamtej kolacji, pozostanie między nami. Nie będę nadawał tej sprawie biegu, jeśli i wy milczeć o niej będziecie. Złej woli w działaniu Aravii chyba nikt z nas nie dostrzega. Jednak muszę wam rzec, że ostatnie wydarzenia sprawiły, że Pani Aravia sama zastanawia się nad dalszym udziałem w tworzeniu Dzieła i opuszczeniem zamku. Czekam na jej ostateczną decyzję, tak więc możliwe jest że przynajmniej chwilowo połowa tylko z pierwotnej grupy nad zamówieniem dla Cesarza pracować będzie...

Mężczyzna wyprostował się i podniósł kielich.

- Zanim rozpoczną podawanie dań...- powiedział - Przejdę do sedna. Jak widzimy, uzupełnienie grupy stało się koniecznością. Do tego, wybranie i sprowadzenie nowego artysty jest zadaniem niezwykle czasochłonnym. Wszystko to nieuchronnie prowadzi mnie do pewnej myśli, którą stworzyły dziwnie układające się okoliczności. Albo zaiste jakieś wyższe siły czuwają nad naszym Dziełem, czy też przypadek ukazuje nam swoje najbardziej niesamowite oblicze, albo jednak ktoś, być może nam wrogi, tak układa niewidoczne dla nas nici byśmy brali je za zrządzenie losu właśnie. Wiecie, o czym mówię. O KIM mówię. Muszę zadecydować, a Was dwoje, na których barkach spoczywa obecnie ciężar tak wielkiej sprawy będącej wolą Cesarza, proszę o szczerą radę. Czas, byś udzielił mi odpowiedzi na zadane na początku rozmowy pytanie, Mistrzu. Czy jest to człowiek, któremu powierzyć można tajemnicę? Czas, byś i ty Liselotto poradziła, czy ewentualne przyjęcie do współpracy człowieka podającego się za Jaczemira przyniesie nam wszystkim tryumf, czy też zgubę...

Popatrzył na nich oboje poważnie. Odstawił kielich i oparł dłonie na stole. Błyskawica uderzyła bardzo blisko, wszyscy zmrużyli oczy w oczekiwaniu potężnego grzmotu. Dopiero gdy ten przetoczył się nad zamkiem i znów było słychać tylko szalejącą ulewę, Vautrin znów się odezwał.

- Zanim odpowiecie...- powiedział cicho, jakby ze smutkiem - Przemyślcie to dobrze. Pamiętajcie, że wasz głos jest wyrokiem dla całego istnienia tego człowieka...

- Mości Vautrinie, odkąd zadałeś mi to pytanie gdy wszedłem jako pierwszy do komnaty, cały czas zastanawiałem się nad odpowiedzią na nie … Czy człek ten jest zaginionym dawnymi laty Jaczemirem Pomiryczem Denhoff … wiele na to wskazuje … kislevski akcent, który sam w rozmowie sprawdziłem. Mojego ucznia dopytywał także o Kislev twierdząc, że to jego ojczyzna. Wiek tego człowieka oraz znaleziona przy nim ręcznie zapisana księga z imieniem Jaczemir na okładce także wskazują na niespotykane wręcz zrządzenie losu, że tu pośród ukrytego w borach zamku odnalazł się zaginiony mistrz. Wiele z zapisków w jego księdze to z całą pewnością dzieła Jaczemira, innych nie znam ale mogę stwierdzić, że nie są to zapiski wioskowego byle bajarza … to arcydzieła … próba jakiej przy wszystkich obecnych poddał go Schwarzenberrger również dowiodła, że mamy do czynienia z wielkim artystą. Tego możemy być pewni … ale nie możemy z całą pewnością stwierdzić czy jest to Jaczemir Pomirycz Denhoff czy też inna wielce uzdolniona persona. – Arwid zawiesił głos, zwilżył usta małym łykiem wina, po czym kontynuował.

- Czy jego umiejętność przydałaby nam się? Z całą pewnością tak, pod warunkiem tylko, że w jego umyśle oraz ciele zagości harmonia. Ten człowiek wiele przeszedł, nie wiem czy ktoś z nas zniósłby tyle co on. Nie ufa ludziom … w szczególności tym w zamku … został pobity, poniżony przez strażników. Aby więc móc skorzystać z jego umiejętności powinniśmy wzbudzić w nim zaufanie … przygotować dla niego komnatę … żywić go … dać mu jakieś godne mistrza zadanie … hmmm może namalowanie sceny z powstałej już części Dzieła … oczywiście bez informowania o szczegółach…. - Z dopuszczeniem do Opowieści wstrzymałbym się jeszcze jakiś czas. Jeśli pójdzie na współprace, będzie wykazywał oznaki zainteresowania wtedy dopiero poznałby tajemnicę. Może to nastąpić niebawem, a może też nigdy do tego nie dojść … niezbadane są zawiłości ludzkiego umysłu ... - filozoficznie zakończył Daree.

Zapadło milczenie. Oczy Vautrina obróciły się ku pieśniarce. Ta skrzyżowała dłonie na stole, splotła palce, rozplotła; po chwili podniosła wzrok na gospodarza.
- Cóż mogę rzec ponad to, co mistrz Arwid powiedział? I jakie argumenty dodać do tych, które przytoczył? Daleko mi do jego znajomości ludzi i świata. Ja - cóż, ja wierzę temu człowiekowi. Patrzyłam w jego oczy, gdy ze stanu swego, obłędowi bliskiemu, jak z głębiny jakiej na świat wychynął... Wierzę mu, i wierzę w niego. Mógłby naszej Opowieści wielce dopomóc. Istotnie, trzeba by wpierw oswoić go, zbudować zaufanie; sądzę jednak, że to zupełnie możliwe. I chętnie w tym dopomogę.

Vautrin siedział jakiś czas, zadumany nad słowami artystów.

- Dziękuję wam. - powiedział wreszcie - Pomogliście mi radą. Po pierwsze, niezależnie od tego, czy to rzeczywiście człowiek za jakiego się podaje - wasze słowa upewniają mnie o jednym: jest artystą, więc istotnie mógłby nam pomóc. Po drugie, myślę, że dobrym pomysłem jest zadanie próbne przed objawieniem tajemnicy, zresztą człowiek ten wcale niekoniecznie musi przejawiać wolę pracy artystycznej, a do natchnienia nie da się chyba nikogo zmusić, jak sądzę...Myślę, że najprościej poprosić go będzie o jakiś pozornie niepowiązany z niczym fragment lub jak sugeruje Arwid obraz, po prostu jako ćwiczenie na dany temat. Choćby: zarys bohatera. Albo coś jeszcze innego...

Wstał i podszedł jeszcze raz pod portret Kaisera, jakby szukał u niego potwierdzenia.

- Podjąłem zatem decyzję, sprawdźmy go. - powiedział, wciąż z pucharem w dłoni - Jeśli eksperyment się uda, wtajemniczymy go głębiej. Na razie prosiłbym was o próbę poznania go, przekonania do wybranej przez siebie lub uzgodnionej razem z nim formy ćwiczenia, wreszcie zbudowanie zaufania...Zacznijcie, proszę, od teraz...

Kiedy tylko to powiedział, przeszedł powoli pod drzwi, otworzył je i wydał spokojne polecenie gwardzistom oczekującym po drugiej stronie:

- Zaproście mi zaraz Mości Jaczemira na kolację...Jeśli zechce zaszczycić nas swoją obecnością...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline