Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 20:26   #356
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Poranek Ragnar miał pracowity. Wstał trochę późno, bo i sen późno nadszedł – ale od razu wziął się do roboty. Przegimnastykował bark dokładnie, bo najgorzej po magicznym leczeniu mięśnie zastać. Ramię było trochę spięte, ale rozmasował je porządnie i po dłuższej chwili po skutkach zranienia nie było śladu. Dopytał zaraz Falkona jak się ze Sulem sprawili, a gdy kompan powiedział mu w krótkich słowach, o tym co się dowiedzieli skinął tylko głową i klepnął przyjacielsko mężczyznę po ramieniu. Polubił faceta pomimo tego, że chodził po cichu jak duch. W razie czego mieczem się umiał zastawić, Gallagera też sprawił jak wieprzka. Dopytał się tylko o kilka szczegółów odnośnie Nikkolasa, ale kompan powtórzył tylko słowa Sula. Ragnar nie przejął się tym zbytnio, bo raz że to nie była jego sprawa, a z drugiej strony była taka możliwość że Sulo łgał do końca.

Na podziękowania Erytrei skinął głową z uśmiechem i powiedział:
- Tyle on mi winien, co ja jemu. Gdyby nie ta jego kula rozszarpałoby mnie to bydlę na strzępy.
Kiedy magini powiedziała mu o możliwości teleportu przez bagna bezpośrednio do wioski, o mało jej nie wyściskał z radości. Minąć przeklęte bajoro, jest sprawiedliwość na tym świecie. Zbadał też Nikkolasa odwijając bandaże i sprawdzając dokładnie żebra. Nic niepokojącego nie zauważył, Livia świetnie się sprawiła. Dobrą nowinę zakomunikował zaraz szczęśliwej parce, uśmiechając się pod wąsem. Sukkub, taaa jasne. Po tym jak stawał w obozowisku, no i po nowinie z teleportem mógłby nawet mieć w sobie kwaterkę krwi tego śmierdziela z katakumb pod Palischuk, a Ragnar jakby się go kto pytał i tak by się upierał, że porządny z niego chłop.

Kiedy skończył, narychtował zaraz sobie na zewnątrz elfiego miasta wody i umył się chlapiąc i prychając naokoło jak źrebak. Zmówił krótką modlitwę do Kapitana Fal i ruszył w dół zbocza, odwiedzając miejsca, w których wczoraj z Falkonem dokazywali. Zdzierał z pobitych zbroje i zabierał broń pamiętając o przeszukaniu kieszeni i sakiewek. Obładowany zaszedł aż do obozowiska, gdzie powtórzył proceder na usieczonych najemnikach. Łupy zwalił na kupę i zaczął przeglądać na spokojnie. Ragnar chciał upłynnić je u wioskowego kowala, nie było sensu targać tego żelastwa w dalszą drogę. Tyle tylko że na plecach tego przecież nie poniosą. W końcu palnął się łapą w czoło i poszedł poszukać Eliota.
Ragnar podszedł do maga i pokazując na spory stosik powiedział:
- Zmieścisz te graty w swojej sakwie? Szkoda żeby się to marnowało, grosz zawsze się przyda. U kowala w wiosce można byłoby opchnąć i gotowizną wszystkich obdzielić. Nikkolasowi pewnie ciężko będzie to teleportować razem z nami, ale jak będzie w sakwie, problemów nie powinno być.
- Hm -
zastanowił się czarodziej. - Wszystkiego, to pewnie nie, ale chyba tego badziewia - wskazał na kilka porozrywanych ciosami mieczy kolczug - nie weźmiemy. Reszta, powinna wejść, ale już nic oprócz tego.
- Dobra, wybiorę co lepsze, bo złomu i tak nikt nie kupi. Ceny pewnie nie dostaniemy dobrej, ale lepsze to niż nic.

Siadł zaraz i zaczął przeglądać żelastwo jeszcze raz, odrzucając od razu porżnięte skórznie i porozrywane kolczugi. Eliot układał wyselekcjonowaną resztę w swojej sakwie, wypełniając ją po brzegi. Po chwili koczownicy poczęli obciążać ciała i topić je w bagnisku, zgodnie z poleceniem Arai.

***

Gdy Araia i Lurien nie wracali długo, kapłan niespokojnie spoglądał wokół, szukając jakiejkolwiek zmiany w otaczającym ich krajobrazie. Obce miasto trwało jednak niezmienione i nieodgadnione dla Ragnara. Byłby już dawno poszedł za nimi, ale coś mu mówiło, że lepiej dać im jeszcze trochę czasu. Gdy Nikkolas wrócił z prowiantem, a Brog zrobił pierwsze rozpoznanie bojem, Ragnar ochoczo ruszył do krasnoluda i przyjął kubek z wdzięcznością.
- UUhhh, wiedzieli bogowie, po co śliwki stworzyli. Dooobra berbelucha.
Krasnolud nie musiał zachęcać, na drugą nóżkę kubek już sam podstawiał. Spełniał toasty po kolei, żłopiąc samogon z lubością. Ciepło powoli rozchodziło się po kościach. Ciężkie mysli ulatywały z głowy. Na koniec dorzucił do brogowej litanii:
- No i tradycyjnie, za tych co na morzu. Nie zapominajmy o chłopakach na rozkołysanych pokładach, hehehe! – kolejna porcja rozlana do kubka zachlupotała w gardle kapłana. Zerknął z rozbawieniem na kurzące się już powoli łby magów, zarechotał na słowa krasnoluda.
Ruszył zaraz do boju, pustosząc na równi z Brogiem zapasy przyniesione przez Nikkolasa. Mag podsunął mu całkiem smaczny pasztet, upierając się że to jakieś fłagra, ale Ragnar wiedział swoje. Czarodziej wysłuchał tyrady że najlepszy pasztet jest z cielęciny i zajęczego mięsa, w ojcowej, jedynie słusznej proporcji jeden do jednego. Znaczy jeden cielak na jednego zajączka. Wódka się kończyła, ale Ragnar nie poddawał się łatwo i zaglądnął ciekawie do koszyków. Znalezisko od razu pokazał Brogowi i odbił fachowo korek łokciem, posmakował i ucieszony rzekł:
- Jałowcówka, jak mi Valkur miły. I to taka, że aż włosy w nosie skręca. Sprawił się nam czarodziej przednio. – z pijackim rozrzewnieniem poklepał Nikkolasa po plecach niedźwiedzią łapą – Ooo i półtorak połtawski, niechże cię chłopie uściskam. Gdzieżeś ty w godzinę taką butelczynę znalazł?
Porwał zaraz kamionkową flaszę i powiedział do Erytrei i Livii:
- Miłe panie, musowo wam z męską hołotą choć jeden toast spełnić, a że Nikkolas o taki specjał się postarał, to i grzech by było abyście nie spróbowały.
Dobył sztylet z cholewy i delikatnie zdarł woskową powłokę oblaną wokół korka. Wyciągnął zaraz go z szyjki i nalał bursztynowego płynu do kubeczków. Płyn opalizująco rozlał się w naczynkach, wrzosowo-kwiatowa nutka mile połaskotała powonienie. Kapłan wyciągnął rękę i w dłoni skrystalizowały się spore kawałki lodu. Wrzucił po jednym do kubków i podał kobietom.
- Widzicie, mówią że miód tak zacny nie powinno się niczym mącić, ale u nas pija się półtoraki z lodem właśnie, tak aby słodycz odrobinę złamać. I furda tam z ekspertami, psia ich mać, kiedy zaraz zobaczycie że tak najlepiej smakuje. Trójniaka to można pić garncem bez nijakich dodatków, ale taki trunek wymaga oprawy, bo przecież połtawskie miody najsłynniejsze w całym Faerunie.
Kompanów od gorzały miodem nie częstował, bo z życiowego doświadczenia wiedział, że takich eksperymentów czynić nie należy. Rozlał natomiast kolejną porcję jałowcówki i na słowa krasnoluda, przepił do niego ostro, po wojskowemu i odrzekł:
- Myślałem brodaczu, żeś jeszcze krzyw na mnie o tą tarczę, com się nią w Palischuk zasłaniał. A demona mi nie żałuj, pewnie jeszcze niejeden taki kurwi syn zastąpi nam drogę, przyjdzie i na ciebie pora – zaśmiał się i podał pełny kubek Brogowi - No bratcy, wasze zdrowie, nieźleśmy się psia jucha spisali. Baranich łbów naszatkowaliśmy jak się patrzy, bez większych strat. Sulo ziemię gryzie, jak było gnojowi w gwiazdach zapisane.
Ragnar poweselał znacznie, porwał jeszcze michę z krewetkami i skrapiając je obficie cytrynowym sokiem pakował sobie do ust. Ehh, żyć nie umierać, teraz nawet elfie miasto wydało mu się nawet znośnie. Z czachy dymiło mu się już trochę, więc wymachując krewetkowym ogonem zaraz zaczął klarować ledwie zipiącemu już Nikkolasowi, jak to z hlodwigiem Hrothgarem i jarlową drużyną zapuścili się na rejzę, aż pod luskańskie wybrzeże. Kiedy skończył, przypomniało mu się coś, spojrzał na Broga i powiedział:
- Coś ich długo nie ma. Luriena i Arai znaczy się… A może oni tam na nasz sukurs czekają, co? Pomocy od załogi wyglądają, co?
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 03-02-2010 o 20:51.
Harard jest offline