Wątek: [DnD FR]Okruchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 21:05   #32
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Dom Uciech


Reakcja Anny nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Po pierwsze Alanris lekko zdziwiony zaczął się śmiać.

-Brawo! Zachowujesz się jak prawdziwa drowka! Widać to jednak podmrok tak działa na każde żywe stworzenie! - władcza, obojętna wobec niższych istot, Anna rzeczywiście przypominała drowkę w tej chwili.

No i była druga sprawa, znacznie, znacznie mniej przyjemna. Wśród tłumów impów rozniósł się hałas, piski, przekleństwa. Gruby Imp zaczął syczeć, jego samice wyklinać Annę.

-Ty zdziro, jak śmiesz obrażać mnie i moje męża! – słyszała kobieta.

-Oczy ci powydzieram dziwko- kolejna krzyczała.

Hałas ciągle narastał, ale z wyrazem dumy Anna spokojnie szła dalej, a nikt nie ważył się jej czegokolwiek zrobić. Do czasu. Zwykle bywa tak, że w tłumie, motłochu, znajdzie się jeden, w tym przypadku jedna odważna, która coś zrobi. Owe coś bywa wybitą szybą, atakiem na strażników, czy jak w przypadku Anny kamieniem rzuconym w jej stronę. Uderzył ją w udo, niezbyt mocno, ale poczuła jego siłę. Po chwili wszystkie impy, a było ich naprawdę wiele, zaczęły rzucać kamieniami z ruin w kobietę. Istny grad kamieni poleciał w stronę kapłanki. Zbroja, umiejętności częściowo ją broniły, ale ogromna ilość kamieni nie dawała szansy na całkowitą ochronę.

- Nie powinnaś nie doceniać impów, moja droga. Bywają bardzo uciążliwe.- zwrócił się do niej Alanris, który rozpostarł nad nimi jakąś magiczną barierę, która powstrzymywała kamienie. Następnie chwycił ją w pasie, a bariera skurczyła się, delikatnie migocząc na konturach pary.

-W ten sposób zaoszczędzę nieco energii – dodał.

Po pewnym czasie impom znudziło się rzucanie kamieniami, a para mogła, choć pod ich bacznym wzrokiem, przyjrzeć się domowi uciech.

Nie zajęło im zbyt wiele czasu znalezienie ciał zabitych. Część była nadgryziona, właśnie wśród nich był Diegros. Po przeszukaniu jego zwłok para odkryła, że nie ma nic przy sobie.

-Ktoś go okradł. Nie ma przy sobie nawet sakiewki, do domu uciech nie wchodzi się bez sakiewki kochanie, jeśli nie wiedziałaś rzecz jasna. – dodał flirtownie się uśmiechając.

- Ja ją mieć! – odparła jakaś imprzyca.

-A ja mieć jego pierścień, ładny on, lśni na palcu.- wkrótce odezwało się wiele głosów impów, każdy coś miał lub chciał komuś zabrać. Wyglądało na to, że jednak trzeba będzie z nimi się dogadać lub... walczyć.

~*~

Targowisko, niespalona część miasta


-Czy możesz rozproszyć jakoś tę ciemność?- spytał Cario, Iru kiwnął głową na tak.

Zaklęcie, które rzucał nie było typowym. Drowi łotrzyk widział już zaklęcia, splatanie znaków, recytowanie słów... te zaklęcie było czymś odwrotnym. Ręce z doskonałych wzorów przechodziły w chaos i pustkę, słowa łamały się z każdą sylabą. Biały promień wystrzelił z dłoni maga, poleciał w ciemność... i nic. Ciemność dala tam była. Zaklęcie nie miało żadnego wpływu.

-To nic nie da – odparł głos w ciemności śmiejąc się. Po chwili doszło do starcia z ich pierwszym przeciwnikiem. Cario znowu miał prośbę do maga, tym razem mag nawet nie musiał jej spełniać, potwór łaskawie sam to zrobił. Stwór ruszył w stronę Iru zostawiając po sobie ślad spalonego kamienia. Na zakończeniach jego odnóży znajdowały się potężne pazury, których nie omieszkał użyć w starciu z magiem. Pazury cięły mięso niczym ostrze miecza, pozostawiając po sobie krawawy ślad na rozdrapanej szacie.

Drowi mag krzyknął z bólu, udało mu się jednak zachować na tyle przytomności umysłu, że cofnął się jak najdalej od tego stwora i zaczął inkantować swoje zaklęcie, dysząc i krwawiąc bał się jednak że może pomylić słowa zaklęcia.

W tym czasie Cario zaszedł stwora „od tyłu” choć tylko w teorii gdyż stwór nie posiadał on fizycznie czegoś takiego jak tył. Z każdem strony miał oczy, kończymy, macki i paszcze. Drow się jednak tym nie przejmował, chwycił swój czarny miecz.

Ostrze drżało ze szczęścia, miało właśnie znowu posmakować ciepłej, lepkiej krwi, którą się żywiło. Bez oporu miecz ciął ciało bestii, rany jakie zadał były głębokie, a ślady po nich zaczęły dymić jakby coś je paliło. Kwas, stwór go wytwarzał, ale sam nie był odporny na inne jego rodzaje. Szpon najwidoczniej zdawał sobie z tego sprawę. Klinga była tak samo czysta jak przed atakiem, ostrze od razu wyssało krew, nie tracąc czasu na być może nieco bardziej dramatyczny wygląd.

W tym momencie Iru skończył zaklęcie i... w okół niego pojawiło się kilka jego kopi poruszających się chaotycznie. Lustrzane odbicie było niezłą sztuczką obronną, ale mimo, że stwór rzeczywiście nie trafił maga to kwas z jego macek trafił wszystkie iluzje, wszystkie z nich krzyczały z bólu i znowu zaczął uciekać od potwora.

~*~
[ukryj=Icarius,Qumi]
W tym samym mieście


Głos, demon, jego kochanka, sztylet, śmierć Shemshala – wszystko tak nagle się wydarzyło. Akty odwagi, akty desperacji – czy coś jeszcze czekało na Thyrionusa?

-Tak i to całkiem sporo-znowu odezwał się głos. -Czas wstawać, czas zadbać o swoje bezpieczeństwo, to pole już dłużej nie wytrzyma- dodał.

I rzeczywiście, pole zniknęło zostawiając Shiverę i Thyrionusa bezbronnych.

-Spotkamy się na placu Lolth, przed jej świątynią, ruszaj. – ponaglił.

Oczywiście pytanie teraz brzmiało: Czy powinien mu zaufać? Co z Shivere? Wciąż nie mogła chodzić, a przecież nie zostawi jej tutaj samej?

-Potrzebuję czasu na uleczenie ran, nie dam rady tam dojść- w końcu wyrzuciła z siebie driderka. Bała się zostać sama, Thyrionus widział to po niej. Oczywiście wiedział o tym, że iść dalej nie mogła, ale ta oczywistość w jej ustach zabrzmiała jeszcze bardziej... dotkliwie.

Musiał być jakiś sposób. Drow rozejrzał się dookoła, wszędzie tylko ruiny, w oddali krzyki i dym. Nie miał i tak co liczyć na pomoc innych drowów, po co mieliby? Jemu? Driderce? Wyśmiali by go raczej. Niemniej, jakiś sposób musiał istnieć.

-Ty go też słyszysz? – w końcu zdał sobie sprawę, że driderka też słyszy głos, jak inaczej mogłaby wiedzieć gdzie kazał on mu się udać?

-Tak... od samego początku... ale nie wiem kim lub czym jest, nie wiem po co każe nam iść do świątyni w moim stanie... oh, on kazał tylko tobie iść, sukinsyn on chce abyś mnie poświęcił! Został abym umarła jak robak, którym się stałam! – kobieta była bliska furii, ale przy gwałtownych ruchach jej nogi znowu zaczęły boleć, więc przestała. Nic już nie mówiła, tylko uważnie przypatrywała swojemu partnerowi.[/ukryj]
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 03-02-2010 o 21:08.
Qumi jest offline