Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 22:05   #210
Duch
 
Duch's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znany
Karanic przyglądał się beznamiętnie Theodorowi kiedy ten wyznaczał zadania każdemu z członków druzyny.
-No chodź partnerze - tropicielka minęła zwiadowcę udając się w bliżej nie określonym kierunku. Karanic kiwnął krótko głową po czym ruszył za dziewczyną doganiając ją w kilka chwil.
-Potrzebuję uzupełnić swój ekwipunek więc najlepiej byłoby udać się w mniej przyjazne okolicę niż ta - nałożył kaptur rozglądając się wokoło.
Złośliwy uśmieszek zawitał na twarzy dziewczyny. - Uważasz, że produkty zakupione w cieniu ślepych alejek będą służyć ci dłużej niż te kupione na targu? Choć to ciekawe nie zauważyłam by oprócz jedzenia coś znikało z twojego ekwipunku. - przedstawiła swoje uwagi do jadącego już obok niej zwiadowcy. - Gdzie chcesz iść najpierw?
-Nie chodzi o to co zużyłem, tylko o to co jeszcze na takiej wyprawie może mi się przydać. Przygoda w wiosce uświadomiła mi, że potrzeba mi kilku rzeczy których na pewno nie kupię na targu pod okiem straży miejskiej - Zwiadowca spojrzał na dziewczynę po czym rozejrzał się wskazując bardziej zaniedbaną uliczkę - myślę, że tam powinniśmy się udać najpierw. Może też uda się dowiedzieć innych przydatnych rzeczy o których pospolity strażnik, czy polityk w mieście nie ma zielonego pojęcia. - możliwe, że tropicielce się wydawało ale Karanic jakby się w nieco w mieście ożywił - mysz widzi najwięcej samej będąc niezauważoną - Skręcił w uliczkę którą wcześniej pokazywał cały czas lustrując zaułki i dachy okolicy.
- Oczywiście mistrzu mrocznych alejek, co tylko powiesz. - zadrwiła z niego dziewczyna, ale podążyła za nim. Mroczne alejki, były takie same jak w każdym mieście, ciemne śmierdzące i zazwyczaj bezludne, okna które wychodziły na nie zawsze były zamknięte by przypadkiem nie zauważyć przez nie czegoś co później mogłoby być kłopotliwe dla właściciela okna.
- Szukasz kogoś kto wygląda na dostarczyciela twoich potrzeb czy znasz tu kogoś? - spytała zaciekawiona, kiedy wjechali w kolejną pustą uliczkę.
- Szukam ich - Karanic zatrzymał się wskazując na czwórkę męższczyzn wychodzących z zza rogu i stających im na drodze. Gestem ręki kazał dziewczynie zostać - bądź w gotowości - rzucił cicho po czym zeskoczył z grzbietu konia udając się w kierunku postaci.
- Mhm, szczęśliwi my. - Powiedziała do siebie, sama też zsiadła z konia i wzięła uzdę konia Karanica by ten miał wolne ręce. Obserwowała jak zbliża się pewnie do czwórki mężczyzn. Byli bardzo przeciętnymi przedstawicielami czarnego miejskiego rynku i doskonałego źródła informacji. Ciekawe czy uda się mu zdobyć wszystko czego potrzebuje czy będą mieli ciąg dalszy spaceru po obrzydliwych ulicach miasta.
Tropicielka zauważyła iż Karanic podszedł do nich po czym wymienił kilka zdań z jednym. Po chwili człowiek dość mocno gestykulując zaczął coś tłumaczyć kręcąc głową i wskazując na tropicielkę. Po chwili zwiadowca odchylił płaszcz wręczając coś człowiekowi i odwracając się na pięcie ruszył w kierunku partnerki.
-Mam podjechać wieczorem - wziął od tropicielki wodze po czym wskoczył na konia zerkając na dziewczynę z góry - to co teraz do karczmy?
-Czyli rozumiem że nasza wycieczka po miejskich ściekach skończona co? Cudnie. - Powiedziała dziewczyna sama wsiadając z powrotem na konia. Ruszyli w drogę powrotną, wybrali inne uliczki niż te którymi przyjechali, wrócili na główną aleje. Zoi od razu spytała się o drogę do ich miejsca noclegu, pewną parę dzieciaków, kiedy ci pokierowali ją precyzyjnie do ich celu dziewczyna rzuciła im w nagrodę monetę. A odjeżdżając słyszała jak zaczęli się przepychać o prawo własności nad monetą i przekrzykiwać w pomysłach co z nią zrobią.
-Na razie skończona - kiwnął głową przytakując - przynajmniej dla mnie, będę musiał wrócić wieczorem - Karanic przyjrzał się dziewczynie lekko zaskoczony jej niechęcią do gorszych dzielnic miasta. Podążał za nią w kierunku karczmy i starał się nie wtrącać w pytania tropicielki o drogę. Można było też zauważyć iż przygląda się bardzo uważnie każdemu mijanemu patrolowi straży miejskiej na ich drodze. Kiedy dotarli do karczmy Karanic zsiadł z konia czekając aż zrobi to tropicielka po czym wziął od niej wodze i przywiązał oba wierzchowce do drewnianego mocowania znajdującego się niedaleko wejścia.
- To chyba tutaj - przyjrzał się średniej wielkości budynkowi który sprawiał wrażenie dość zadbanego.
 
__________________
Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.
Duch jest offline