Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2010, 16:10   #201
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zoi szybko zebrała swoje graty i osiodłała swoja klacz. Przygotowana do drogi, obejrzała dalsze przedstawienie już z siodła. Powstrzymując się od jakichkolwiek komentarzy dotyczących aktualnych sytuacji, mając nadzieje że będzie ona dzięki temu krótsza. I chyba trochę to pomogło. Dwóch mężczyzn popędziło resztę by ruszyć dalej.
Na to hasło dziewczyna dała znać kasztance do truchtu i zaczęła wyprzedzać resztę jeźdźców by wybadać drogę.
 
Obca jest offline  
Stary 27-01-2010, 20:20   #202
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Theodor wyjął z swojej sakwy butelkę wina i podając Hasvidowi powiedział.
- Z Agroland, ma około trzynastu lat, mam nadzieję, że ci zasmakuje - za moment, powstawali wieśniacy, i podniosło się larmo, bo dowiedzieli się, że Red uciekł. Przywołał konia i wskoczył na siodło, i rzucił do reszty.
- Wątpię aby odważył się wrócić sam, a kompanów raczej nie ma. Ruszajmy. - Powiedział i popędził konia aby, dogonić Zoi.
 
deMaus jest offline  
Stary 31-01-2010, 17:42   #203
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Droga do Kamiennego Grodu zajęła cały boży dzień. Blake trzymał lejce i poganiał konie ciągnące wóz, na którym leżeli Thobius oraz trubadur Mikhail. Odjeżdżającą kompanię żegnali wszyscy mieszkańcy wiochy, okazujący efekty uboczne upojenia alkoholowego chłopi, niewyspane kobiety, wciąż radosne dzieci i hasające między chałupami kundle wesoło poszczekujące za stępującymi gościńcem wierzchowcami.
Po ostatnim rozwidleniu, gościniec był na tyle szeroki że cztery rumaki mogły swobodnie jechać równolegle do siebie. Słońce wesoło słało promienie zza kłębiastych chmur, delikatny wiaterek rozwiewał końskie grzywy i kołysał drzewami.
Niebawem oczom wszystkich ukazały się połacie złocistych pól, a na nich pracujący w pocie czoła chłopi. Teraz, kiedy wojna wisiała na włosku, należało jak najszybciej zebrać co się dało i sporządzić zapasy. Zakonnicy starali się otoczyć sprawę niebezpieczeństwa gęstą mgłą, dlatego wieśniakom wpajano, iż niebawem do Grodu przybędą kupcy z Północy, gdzie panowała klęska nieurodzaju i zakupią zboże po przednich cenach. Zdeterminowani chłopi, rządni mieszków wypełnionych monetami pracowali od rana do wieczora, do zmierzchu, kiedy to jak mówiły ludowe legendy, na pola wychodziły duchy zmarłych.

Co chwila bohaterowie mijali wleczące się wozy wypełnione sianem, wszystkie ciągnące ku bramom miasta. Czasem przy drodze dało się zauważyć popasujących wędrowców, nieduże grupki po zęby uzbrojonych wojowników oraz najwyraźniej mało zamożnych kupców odpoczywających w cieniu rozłożystych drzew.
Późnym popołudniem Karanic i Zoi ujrzeli potężne mury znajdującego się na niewielkim wzgórzu grodu. Niebawem cała drużyna była pod wrażeniem znakomicie ufortyfikowanej konstrukcji. Do wnętrza osady prowadziła mocna brama, z basztami po obu jej stronach, na szczytach których łopotały błękitne flagi. Mury, imponującej grubości, obsadzone były licznymi łucznikami i patrolującymi strażnikami odzianymi w lekkie zbroje i dzierżący halabardy.
Po lewej stronie płynęła bystra Silea, a nad nią monumentalny, wykonany całkowicie z kamienia most, po obu stronach którego tłoczyli się żołnierze. Panował tam gwar i szum, nie mniejszy od tego przy wjeździe do grodu. Kilku wyposażonych w włócznie i tarcze z herbami Zakonu mężczyzn powstrzymywało tłum od bezładnego wtargnięcia do osady. Potężnej budowy Grey Wolf ujrzał, iż po drugiej stronie bramy ustawiono stolik, na nim zaś leżała sterta zapisanych papierów i buteleczka inkaustu. Na drewnianym pieńku siedział kapitan straży najwidoczniej władający elitarnymi umiejętnościami czytania i pisania. Sporządzał listy ludności wchodzącej do grodu i tenże gród opuszczającej.
Gdyby nie konie, wóz i obecność krzepkich wojów drużyna zapewne czekałaby z wejściem do zachodu słońca. Jednakże chłopi, którzy stanowili zdecydowaną większość kłębiącej się ciżby woleli poczekać kilka chwil niż oberwać po głowie.
- Witamy w Kamiennym Grodzie – rzekł znudzonym, wymuszonym głosem kapitan straży. Był mężczyzną o szerokich barach, siwiejących włosach i tłustych policzkach. Spod krzaczastych brwi bacznie obserwował stojącą przy stole kompanię. Rzucił pióro na stół, poklepał się po kolanie i zaśmiał się tylko widząc jak rozjuszony strażnik uderza trzonkiem włóczni w czerep najbardziej pchającego się chłopa. – Cóż was sprowadza, zacna drużyno? Interesy, sława, chęć odnalezienia domowego ogniska? A może nasz nowy zamtuz? Od razu przestrzegam, że jedyna karczma „Dziki dzik” niemal pęka w szwach. Oberżysta z trudem uzupełnia zapasy piwa. No więc? – kapitan nie spuszczał wzroku szczególnie z barbarzyńcy jakby obawiając się, iż ten za chwilę przewróci stół i zirytowany zbędną gadaniną bezczelnie przekroczy mury grodu.
 
Kirholm jest offline  
Stary 31-01-2010, 18:03   #204
 
Joppcio's Avatar
 
Reputacja: 1 Joppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodze
Blake patrzył na mury miasta. "Wysokie, nikt się raczej nie przedrze" - rozmyślał mężczyzna. Pociągnął porządny łyk z flaszki, którą zawsze miał przy sobie. Już od czasów pamietnej uczty nie pił nic mocniejszego, więc rozkoszował się wybornym trunkiem. Blake zaśmiał sie pod nosem. "Wybornym trunkiem...Zwykła gorzała kupiona na targu" - myślał wojownik i popatrzał na butelką - "Takie tanie, a ile radości daje." Rozmyślania przerwał mu kapitan straży ze swym pytaniem.
- A no witaj, witaj. Blake jestem. Ja i moja kompanija tak tylko przejeżdża. Zatrzymać się gdzieś trzeba, a tu jest nawet zacnie. Nie mamy konkretnego celu, tak się włóczymy, może ktoś sypnie groszem za jakąś robótkę. - mówił Blake - Mówicie, że ten wasz...eee...Dziki Dzik, to tak naprawdę pełny? Bo byłoby niemiło, jakbysmy mieli jechać dalej bez noclegu. No nic, jak nie sprawdzimy to się nie dowiemy. Dla nas znajdzie się miejsce zapewne.
 
Joppcio jest offline  
Stary 01-02-2010, 20:52   #205
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Theodor spojrzał na Blake i pokręcił głową. Zeskoczył z konia, podszedł do kapitana, i z sakiewki przy pasie, wyjął list polecający, podając go kapitanowi. Poczekał aż kapitan, przeczyta papiery i powiedział
- Mamy rannych i dla nich potrzebujemy noclegu, a może i opieki na dłużej, to określi Maldred, dla nas wystarczy nocleg, może być jakakolwiek strażnica, nie pogardzimy też noclegiem choćby w stajni, byle było względnie spokojnie. Jutro wyruszymy z samego rana. - po czym czekał na jego reakcję.


Kapitan wytarł karwaszem ściekająca po skroni krople potu i wyciągnął rękę po zawinięty list. Uniósł brwi, pytającym wzrokiem przeleciał po całej kompanii, jakby niedowierzająco, iż papier wieńczy znak Zakonu Słońca. Złamał pieczęć i rozłożył list na stole, krawędzie przygniatając buteleczka inkaustu i kubkiem pełnym chłodnego piwa. Chociaż władał umiejętnością czytania to zapewne niezbyt biegle, ponieważ przebycie dosłownie kilku linijek schludnie napisanego tekstu zajęło mu dłuższa chwile.
- Ach tak... - rozpoczął nieco łagodniejszym głosem, pociągnął łyk z kubka i beknął głośno - W takim razie zapewne znajdzie się dla was kwatera w oberży. Zostałem poinformowany o grupie rzezimieszków niosących w jukach zakonne pismo. Może was to zadziwi ale - tu nieco ściszył ton, rozejrzał się wkoło jakby wypatrując w kolejce szpiegów i zdrajców - mam dla was wieści. Nazwijmy je kolejnymi instrukcjami. Może zostaliście zapoznani z planem działania, może nie. Nie mi to oceniać. W każdym razie wytężcie teraz słuch i nie każcie mi powtarzać. Otóż, musicie działać szybko. Sytuacja podobno nieco się zaogniła. Nie ma czasu do stracenia, dlatego rad jestem mogąc widzieć wasze twarze. Tak, powinniście rozdzielić się czym prędzej. Musicie udać się do głównego dowództwa rezydującego w twierdzy, w centrum grodu. Bez problemu tam traficie, prowadzi tam główna droga, o ta brukowana. Sądząc po tych kalekach na wozie, winniście również odwiedzić lazaret. No, i jeszcze pokoje w karczmie. O zmroku, spanko w stajni, to luksus - kapitan oddal Theodorowi list i westchnął głęboko widząc tłum ludzi czekających na zameldowanie. - Bywajcie - mruknął, chwycił pióro, zamoczył je w inkauście i z wyrzutem w glosie wrzasnął - Następny!


Theodor odebrał list i skinął głową kapitanowi.
- O kogo pytać w dowództwie? bo chyba nie mamy rozpowiadać o powodzie przybycia na lewo i prawo? -

Mężczyzna niechętnie wstał od stołu, ale perspektywa gaworzenia z kimś kto dzierżył pisma od samego Wielkiego Mistrza była zdecydowanie bardziej kusząca niż użeranie się z półinteligentną ciżbą
- po prostu pokażcie te pismo straży przy wejściu i poproście o audiencję u kasztelana grodu. Wybaczcie, mam jeszcze dużo pracy, bywajcie -

- Dziękuję, mam jeszcze jedną prośbę, ale teraz prywatną więc i prywatnie się odwdzięczę, - Hess sięgną do sakwy i wyjął jeden z pierścieni, pokazał go kapitanowi, odwracając się plecami do reszty - Nie przechodził przez tą bramę czarnoskóry wojownik z takim sygnetem? -

- Panie, może... jeśli to prywatna sprawa to spotkajmy się o północy w tawernie, pogaworzymy o tym i owakim -

- Będę, - Wyjął z sakwy, jeden z mieczy zabranych bandytom, oceniając, że jest wart trochę grosza, - myślę że wartość tego miecza będzie dobrą zaliczką za trudy? - zapytał podając go kapitanowi.

- Dziękuję Panie, - odpowiedział kapitan biorąc do ręki miecz, jak teraz zauważył Theodor o wiele lepszej jakości niż ten, który miał przy pasie, kapitan uśmiechnął się lekko, ale w tej samej chwili z tłumu chłopów za nimi, odezwały się pojedyncze głosy, niezadowolenia z zatrzymania kolejki, a nawet o skorumpowanej władzy, to też na ustach kapitana zagościła ponownie groźna mina. Theodor nie chciał sprawiać kłopotów, więc wrócił do swego konia, wskoczył na siodło i ruszył do przodu, zatrzymując się kawałek dalej i czekając na resztę.
- Maldred, czy Mikhali i krasnolud poradzą sobie bez twojej opieki przez dwie godziny? Jeśli tak, to chciałbym abyś ty rozmawiał w dowództwie, Hasvid chciałbym abyś ty także tam pojechał, jeśli jesteś kupcem, to przydasz się przy negocjacjach zapłaty za nową robotę. Grey i Blake jeśli wyrażą zgodę mogli by zająć się zabraniem rannych do lazaretu, a Zoi i Karaniec zbieraniem plotek i zabezpieczeniem noclegu. Spotkamy się wieczorem w gospodzie, żeby wymienić się informacjami i ustalić plan. - Czekał na reakcję innych i liczył, że się zgodzą. Najbardziej obawiał się reakcji Karanica, choć może perspektywa konkretnej pracy, zamiast nudnych negocjacji zachęci go na tyle, że nie będzie oponował.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 01-02-2010 o 20:58.
deMaus jest offline  
Stary 01-02-2010, 22:19   #206
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Dziękuję Ci, magu - Hasvid schował butelkę do juków. - Wypijemy przy najbliższej okazji.

Podróż przez rolniczą krainę minęła spokojnie. Po elfach czy innych rozbójnikach nie było śladu. Przez całą drogę mijali pracujących na polach chłopów, wozy wypełnione sianem i spyżą, ciągnące w kierunku grodu.

W końcu i oni dotarli do otoczonego murami miasta, ulokowanego nad opływającą wzgórze, Sileą. Rzeka błyszczała czerwienią w promieniach zachodzącego słońca. Ponad bystrymi wodami rzeki wznosił się kamienny most, od którego miasto wzięło swoją nazwę. Zarówno most, jak i okolica bramy miejskiej tonęły w ludzkiej ciżbie. Głośnej, cuchnącej, falującej... Drużyna z trudem dopchała się do zajmującego miejsce przy drewnianym stoliku, kapitana straży.

Po zapoznaniu się z listem noszącym pieczęć Zakonu, kapitan udzielił stosownych instrukcji. Teraz trzeba się było udać do twierdzy, do dowódcy garnizonu. Mag chcąc wyciągnąć od kapitana więcej informacji przekupił go jednym ze zdobycznych mieczy i umówił się na nocną schadzkę w karczmie. Potem Theodore przejął dowództwo. „Coś mi się widzi, że samorzutnie wyłonił się nam przywódca” - pomyślał Hasvid. - „Dobrze, że on”.

- Tak jest, szefie - odparł z uśmiechem i mrugnął okiem do maga, gdy ten zaproponował podział grupy. Skierował się w kierunku widocznej w centrum miasta twierdzy, siedziby dowództwa lokalnego garnizonu. Będąc już na miejscu, poza asystowaniem Maldredowi, chciał dowiedzieć się, gdzie znajduje się jakiś drewniany fort, wzniesiony przez najemników. To tam miał spotkać się z człowiekiem o imieniu Mestor.
 
xeper jest offline  
Stary 01-02-2010, 23:29   #207
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Maldred rozejrzał się po gotowych do drogi towarzyszach.
- Myślałem, że śniadanie jecie. Ale nie to nie. W drogę zatem.
Po tych słowach podszedł do Szafira, osiodłał go, przytroczył gotowe już juki i wskoczył na siodło. Już wkrótce dogonił resztę drużyny i jadąc spokojnie na końcu najpierw zjadł śniadanie, a później oddał się zadumie i modlitwie.
Dzień był pogodny i nawet można by rzec upalny, toteż starzec niejednokrotnie ścierał z czoła sperlony pot.
W końcu pod wieczór, gdy już chłodny wiatr zwiastował rychłe nadejście mroku, dotarli do miasta dużego, warownego i imponującego - Kamiennego Grodu. Poczucie sprawiedliwości Maldreda kazałoby mu stanąć w kolejce i grzecznie poczekać, ale pchały ich sprawy wyższej wagi i należało uniknąć kolejnej zwłoki. Przecisnęli się zatem do przodu i podjechali do kapitana straży siedzącego przy stole.
Gdy po przydługiej rozmowie Theodore'a z żołnierzem cała drużyna ruszała dalej, Maldred powiedział jeszcze dość głośno, żeby kapitan go usłyszał:
- Ale ten zamtuz też musimy sprawdzić. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zmarnował taką okazję.
Nieco zmieszana mina kapitana świadczyła o tym, że zrozumiał błąd jakim było uraczenie ich standardowym powitaniem.
Po wysłuchaniu rozkazów Theodore'a Maldred wyciągnął rękę po list polecający.
- Nie wiem, czy lazaret jest najlepszym pomysłem, ale tym się zajmę później. Co Ty będziesz robił w tym czasie? Pokaż ten sygnet, może się czegoś dowiem po drodze.
Po chwili ruszył z Hasvidem w górę brukowanej uliczki.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 02-02-2010, 12:01   #208
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Co do zdrowia rannych to ty masz decydujący głos. - Powiedział ruszając za Maldredem i Hasvidem - Ja zamierzam wybrać się z wami do dowództwa, ale zamierzałem poobserwować, ewentualnie zadziałać tak jak ostatnim razem i załatwić kilka drobiazgów, takich jak te papiery. - Zrobił pauzę, i dodał ściszonym głosem - O sygnecie porozmawiamy w gospodzie, ostatnio dostałem ostrzeżenie, że każdy kto ma odwagę szukać właścicieli tych sygnetów, ginie dość tragicznie, a nie chciałbym was narażać dopóki czegoś nie ustalę. -
 
deMaus jest offline  
Stary 02-02-2010, 17:37   #209
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po otrzymaniu polecenia służbowego dziewczyna ruszyła w stronę bramy. – No chodź partnerze. – rzuciła do Karanica mijając go. Nie chcąc wytykać Theodorowi, że może ich dwójka nie jest najlepszym wyborem do zdobywania plotek z uwagi na ich mhm, jakby to określić. Raczej podobne poglądy dotyczące kontaktów z innymi ludźmi. No, ale w najgorszym wypadku po prostu zdobędą te informacje po swojemu, używając siły fizycznej.
 
Obca jest offline  
Stary 03-02-2010, 22:05   #210
 
Duch's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znany
Karanic przyglądał się beznamiętnie Theodorowi kiedy ten wyznaczał zadania każdemu z członków druzyny.
-No chodź partnerze - tropicielka minęła zwiadowcę udając się w bliżej nie określonym kierunku. Karanic kiwnął krótko głową po czym ruszył za dziewczyną doganiając ją w kilka chwil.
-Potrzebuję uzupełnić swój ekwipunek więc najlepiej byłoby udać się w mniej przyjazne okolicę niż ta - nałożył kaptur rozglądając się wokoło.
Złośliwy uśmieszek zawitał na twarzy dziewczyny. - Uważasz, że produkty zakupione w cieniu ślepych alejek będą służyć ci dłużej niż te kupione na targu? Choć to ciekawe nie zauważyłam by oprócz jedzenia coś znikało z twojego ekwipunku. - przedstawiła swoje uwagi do jadącego już obok niej zwiadowcy. - Gdzie chcesz iść najpierw?
-Nie chodzi o to co zużyłem, tylko o to co jeszcze na takiej wyprawie może mi się przydać. Przygoda w wiosce uświadomiła mi, że potrzeba mi kilku rzeczy których na pewno nie kupię na targu pod okiem straży miejskiej - Zwiadowca spojrzał na dziewczynę po czym rozejrzał się wskazując bardziej zaniedbaną uliczkę - myślę, że tam powinniśmy się udać najpierw. Może też uda się dowiedzieć innych przydatnych rzeczy o których pospolity strażnik, czy polityk w mieście nie ma zielonego pojęcia. - możliwe, że tropicielce się wydawało ale Karanic jakby się w nieco w mieście ożywił - mysz widzi najwięcej samej będąc niezauważoną - Skręcił w uliczkę którą wcześniej pokazywał cały czas lustrując zaułki i dachy okolicy.
- Oczywiście mistrzu mrocznych alejek, co tylko powiesz. - zadrwiła z niego dziewczyna, ale podążyła za nim. Mroczne alejki, były takie same jak w każdym mieście, ciemne śmierdzące i zazwyczaj bezludne, okna które wychodziły na nie zawsze były zamknięte by przypadkiem nie zauważyć przez nie czegoś co później mogłoby być kłopotliwe dla właściciela okna.
- Szukasz kogoś kto wygląda na dostarczyciela twoich potrzeb czy znasz tu kogoś? - spytała zaciekawiona, kiedy wjechali w kolejną pustą uliczkę.
- Szukam ich - Karanic zatrzymał się wskazując na czwórkę męższczyzn wychodzących z zza rogu i stających im na drodze. Gestem ręki kazał dziewczynie zostać - bądź w gotowości - rzucił cicho po czym zeskoczył z grzbietu konia udając się w kierunku postaci.
- Mhm, szczęśliwi my. - Powiedziała do siebie, sama też zsiadła z konia i wzięła uzdę konia Karanica by ten miał wolne ręce. Obserwowała jak zbliża się pewnie do czwórki mężczyzn. Byli bardzo przeciętnymi przedstawicielami czarnego miejskiego rynku i doskonałego źródła informacji. Ciekawe czy uda się mu zdobyć wszystko czego potrzebuje czy będą mieli ciąg dalszy spaceru po obrzydliwych ulicach miasta.
Tropicielka zauważyła iż Karanic podszedł do nich po czym wymienił kilka zdań z jednym. Po chwili człowiek dość mocno gestykulując zaczął coś tłumaczyć kręcąc głową i wskazując na tropicielkę. Po chwili zwiadowca odchylił płaszcz wręczając coś człowiekowi i odwracając się na pięcie ruszył w kierunku partnerki.
-Mam podjechać wieczorem - wziął od tropicielki wodze po czym wskoczył na konia zerkając na dziewczynę z góry - to co teraz do karczmy?
-Czyli rozumiem że nasza wycieczka po miejskich ściekach skończona co? Cudnie. - Powiedziała dziewczyna sama wsiadając z powrotem na konia. Ruszyli w drogę powrotną, wybrali inne uliczki niż te którymi przyjechali, wrócili na główną aleje. Zoi od razu spytała się o drogę do ich miejsca noclegu, pewną parę dzieciaków, kiedy ci pokierowali ją precyzyjnie do ich celu dziewczyna rzuciła im w nagrodę monetę. A odjeżdżając słyszała jak zaczęli się przepychać o prawo własności nad monetą i przekrzykiwać w pomysłach co z nią zrobią.
-Na razie skończona - kiwnął głową przytakując - przynajmniej dla mnie, będę musiał wrócić wieczorem - Karanic przyjrzał się dziewczynie lekko zaskoczony jej niechęcią do gorszych dzielnic miasta. Podążał za nią w kierunku karczmy i starał się nie wtrącać w pytania tropicielki o drogę. Można było też zauważyć iż przygląda się bardzo uważnie każdemu mijanemu patrolowi straży miejskiej na ich drodze. Kiedy dotarli do karczmy Karanic zsiadł z konia czekając aż zrobi to tropicielka po czym wziął od niej wodze i przywiązał oba wierzchowce do drewnianego mocowania znajdującego się niedaleko wejścia.
- To chyba tutaj - przyjrzał się średniej wielkości budynkowi który sprawiał wrażenie dość zadbanego.
 
__________________
Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.
Duch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172