Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2010, 16:00   #163
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Anzelm podniósł się z ziemi klnąc na czym świat stoi. Owszem spodziewał się potężniejszego przeciwnika, lecz nie kolejnego zawszonego magika. Płomienie liznęły jego nowy płaszcz, który tlący się natychmiast odrzucił. Bez żalu, w walce i tak tylko ograniczał ruchy. Szczęściem wciąż w dłoni dzierżył miecz.

Z pobliskiego pomieszczenia dobiegł szczęk oręża. Otumaniony szkielet dobrze wykonywał swe zadanie, lecz nie perfekcyjnie. Z komnaty wybiegł jeden z kościanych przeciwników. Najwyraźniej nowemu sprzymierzeńcowi nie udało się wwiązać w walkę obydwu. Wyswobodzony pędził właśnie na Phaere, więc Anzelm szybko podbiegł do czarodziejki stając na jego trasie. Drowka zaznajomiona w czarodziejskich mocach miała większą szanse w starciu z czarownikiem, lecz musiała mieć czas na koncentracje. Przeciwnik nie był głupi zwolnił przyjmując ofensywną pozycję, gotów zamachnąć się swą bronią. Niestety broń drzewcowa miała poważny atuty w starciu na odległość.

Pozostała nieczysta walka. Na podestach po bokach korytarza znajdowały się szczątki rzeźb, ozdobnych mis i przedmiotów. Lewą ręką Anzelm chwycił na wpół rozbitą skorupę starej wazy, zamachnął się i obrzucił nią szkielet. Natychmiast przy tym podbiegł do niego chcąc związać przeciwnika bardziej bezpośrednią walką. Halabarda nie straciła na tym manewrze na obronnych właściwościach. Szkielet mógł łatwo zasłaniać się przed kolejnymi cięciami, jednak wyprowadzenie własnych ciosów nastręczało pewną trudność. Kapłan nie zamierzał pozwolić na ponowne wyrównanie szans. Starał się utrzymywać ten niewielki dystans, a przy tym jak w furii, raz za razem uderzać na przeciwnika. Ciosy dość niecelne za zadanie miały zepchnąć przeciwnika do tyłu na ścianę, gdzie długi drzewiec halabardy zacznie potykać się o mur.

-Czy dam radę ? Głupie pytanie Anz...- Phaere przerwała w pól zdania swoją odpowiedź na plan jaki przedstawił jej kapłan, gdyż Aitar postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zasłoniła rękami swoją twarz kiedy truposz zaczął atakować ich magicznym ogniem. Nie spodziewała się, że umarlak będzie znał czary, skoro prawdopodobnie za życia ich nie poznał. Nagły rozbłysk światła bijącego z ognia całkowicie wybił Phaere broń z ręki, jakim było skupienie pozwalające na zdobycie przewagi nad Aitarem. Za plecami Anzlema przyzwyczajała swoje oczy do blasku oblewającego komnatę, aby móc za chwilę bronić się przed atakami nieumarłego.
-Trzymaj się blisko mnie to czarodziej cię nie skrzywdzi !- krzyknęła do kapłana - mam nadzieję... - dodała do siebie pod nosem. Postanowiła, że najlepszym pierwszym ruchem w tej rozgrywce będzie zapewnienie jakiejś ochrony przeciw umarlakowi bawiącemu się magią. Zaczęła przygotowywać zaklęcie, które powinno uchronić ich przed niektórymi magicznymi atakami - kulę niewrażliwości.


***

Phaere ciężko było objąć swoim czarem towarzyszy: zarówno walczący z halabardnikiem Anlzelm jak i miotający się po sieni Lilend zajmowali stanowczo zbyt dużo miejsca. Czar jednak pochłonął większą część - choć nie wszystkie! - płomieni Aitara oraz wichru lilenda, który najwyraźniej postanowił wypróbować podobną sztuczkę jak w przypadku pogrzebu drowa. Halabardy jednak skutecznie trzymały go na dystans, a wywoływanie wichury w zamkniętym pomieszczeniu było stanowczo złym pomysłem.

Kolejny ognisty atak Aitara - o wiele silniejszy niż poprzedni - zmusił kapłana do ucieczki w stronę drowki. Latien nie zdążył schronić się cały w sferze, której działania zresztą nie rozumiał - płomienie boleśnie liznęły mu ogon, a po parterze rozszedł się swąd palonych łusek. Dym gryzł was w oczy i utrudniał oddychanie. Co gorsza, w drzwiach wejściowych pojawiły się kolejne szkielety, które, gdy dawny pan Rangaard odsunął się robiąc im przejście, rzuciły się w stronę grupki śmiałków, szybkim wspólnym atakiem pokonując zmanipulowany szkielet.

- Na górę! - syknął Anzelm, po czym zmówił krótką modlitwę dotykając każdego z Was. Nie wiedzieliście co zrobił, lecz szkielety nagle zatrzymały się, rozglądając niepewnie, jak gdyby moc kapłana skryła Was przed ich wzrokiem. Mimo to wiedziały, że jesteście w pobliżu - rozstawiwszy się w luźny szereg zaczęły bronią przeczesywać sień, a w dłoniach Aitara zaczęły formować się dwie wielkie kule ognia.

- Chodu! - krzyknął Latien podrywając się w górę, a wy popędziliście schodami w samą porę by uniknąć wybuchu, który stopił posadzkę w miejscu, gdzie przed chwilą jeszcze staliście. Z piętra zobaczyliście oddział thana, który kończył przeczesywanie sieni i rozchodził się po salach.

Tak jak to opisała wcześniej drowka pierwsze piętro było jedną wielką rupieciarnią, do tego śmierdzącą trupem. Układ miała podobny do parteru: trzy połączone ze sobą sale. Wiedzieliście, że kolejne dwa piętra są praktycznie w całości zrujnowane, na czwartym zaś znajduje się biblioteka. Jak zawsze w takich chwilach uciekanie w górę było gorszym z pomysłów - co prawda Latien mógł wyfrunąć przez okno, ale Wy nie mieliście skrzydeł. Co teraz: zrobić zasadzkę tutaj, czy uciekać w górę w nadziei, że tam znajdziecie coś użytecznego? Na decyzję nie mieliście wiele czasu - szkielety wkrótce skończą przetrząsać niższe pomieszczenia, a alarm nie przestawał wibrować.


***

Liliel, zadowolona wyfrunęłaś z wieży. Co prawda przydałaby Ci się teraz kąpiel, ale po tylu latach w podziemiach doliny kto by wybrzydzał nad smrodem harpiego łajna...? Wcisnęłaś kosztowności za pas i poleciałaś szukać ofiary gotowej "poświęcić" się dla większego dobra - czyli uleczenia twoich ran. W międzyczasie usłyszałaś z wieży kolejny wybuch, nie wzbudził on jednak twojego większego zainteresowania. Smok napędził harpiom niezłego stracha, trochę więc trwało nim znalazłaś w ruinach jakąś młodą - za to całkiem zdrową - sztukę. Tym samym rana zasklepiła się w mgnieniu oka, co tak poprawiło ci humor, że nawet nie zezłościł cię bardzo fakt, iż wszystkie znalezione przez Ciebie przedmioty okazały się byle błyskotkami. Teraz pozostawało tylko odnaleźć Anzelma i jego umarlaki.
 
Sayane jest offline