Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2010, 21:20   #359
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Jezioro połyskiwało w świetle słońca – prawdziwego, wczesnojesiennego słońca, którego promienie przyjemnie ogrzewały skórę i stanowiły cudowną odmianę po magicznej poświacie elfiego miasta – niezwykłej, lecz nienaturalnej. Para kochanków, trzymając się za ręce, niespiesznie podążała przez las, który w większości wciąż pozostawał zielony, gdyż temperatura na bagnach była wyższa niż w reszcie Vaasy. Tylko gdzieniegdzie dostrzec mogli rdzawe i złotawe liście, niczym plamy po farbie na palecie artysty. Ponad ich głowami lekki wietrzyk niósł nawoływania i trele ptaków, a kiedy las zaczął się przerzedzać, dostrzegli migotanie wody. Była krystaliczna, zupełnie jak górskie potoki. Piaszczysty brzeg tylko miejscami pokrywały drobne kamyki. Przy wzgórzu drzewa schodziły do wody – wyglądały pięknie, odbite w czystej powierzchni – lecz oni podeszli od strony plaży.

Czarodziejka puściła dłoń maga i zbliżyła się do przezroczystej tafli. Kucnęła, by zanurzyć rękę w jeziorze – woda okazała się chłodna. Odwróciła się do Nikkolasa, który pozostał nieco z tyłu.
- Jak rozumiem, kąpałeś się już i nie skorzystasz ponownie? – spytała z przewrotnym błyskiem w ciemnych oczach. Odpowiedział uśmiechem.
- Nie mam nic przeciwko częstym kąpielom, ale może dziś lepiej, bym pozostał na brzegu.
- Jak wolisz
- rzekła, wstając. Dzień był ciepły i całkiem przyjemny, dlatego bez wahania zaczęła się rozbierać. Buty z miękkiej skóry, pas od spodni, do którego przytroczony był jej wąski sztylet, czarna kamizelka, sznurowana na przedzie - te jako pierwsze ułożyła równo na piasku, obok swojej torby z księgą magii, przyborami toaletowymi oraz odzieniem na zmianę. Nie spieszyła się, zdejmując czarne spodnie. Biel jej skóry i biel koszuli, w której została, wyglądały niezwykle w jasnym słońcu. Jakby cała promieniała. Ściągnąwszy koszulę, spojrzała z uśmiechem na Nikkolasa, po czym odwróciła się plecami do niego i weszła do wody.


Była lodowata, więc z początku jej ciało zaprotestowało. Dreszcz przebiegł szczupłe plecy, skóra ścierpła, stwardniały sutki. Zanurzała się stopniowo, przyzwyczajając się do temperatury jeziora, oswajając z nią swoje ciało. Wreszcie woda sięgała jej po szyję. Zanurzyła na chwilę głowę, by zmoczyć włosy. Czarne fale rozpostarły się wokół niej jak mokry welon, unoszone przez spokojną taflę.

Zdecydowanie kobiety istniały, by być radością życia, były jednak również przyczyną wielkich frustracji. Nikkolas odetchnął głęboko, by uspokoić swoje ciało. Widok wolno rozbierającej się Erytrei był tak cudownie pobudzający. Sycił swój wzrok jej widokiem. Nie widzieli się trzy tygodnie, a wspomnienia, jakie zachował w pamięci, nie dorównywały rzeczywistości.

Czarodziejka tymczasem uniosła w górę ręce, kładąc je na wodzie, pozwalając jej łagodnemu falowaniu unieść je, jakby nie należały do niej, jakby straciła nad nimi władzę, a po chwili oderwała od piaszczystego dna stopy, unosząc się przez chwilę bezwładnie na plecach, ciesząc zmysły dotykiem fal, muskających skórę, wiatru, łaskoczącego ciało. Wreszcie przewróciła się na brzuch i powoli popłynęła w stronę brzegu. Wynurzyła się parę metrów od niego, stając po kolana w wodzie. Spojrzała prosto na Nikkolasa, krople, spływające wzdłuż jej ciała, kusząco podkreślały jej kobiece kształty. Ruszyła na plażę, czując, jak pokrywa ją gęsia skórka.

Przez cały czas stał bez ruchu w tym samym miejscu. Nie odrywał od niej wzroku, gdy szła w jego kierunku. Już nie próbował walczyć ze swoim ciałem. ta walka była od początku skazana na przegraną.

Przytuliła się do niego i z uśmiechem na wargach przywarła policzkiem do jego policzka, pokrytego lekkim, łaskoczącym zarostem. Szepnęła mu na ucho:
- Zmarzłam, będziesz musiał mnie rozgrzać.
Objął ją i przycisnął mocno do siebie, tak, że mogła doskonale wyczuć stan w jakim się znajdował. Zaczął masować dłońmi jej plecy i pośladki, a ustami wodzić delikatnie po szyli i twarzy.
- Cudowna – wyszeptał. Delikatnie zdjęła mu koszulę.
- Słyszałam, że najlepiej można kogoś rozgrzać, przytulając go nago - zauważyła niewinnym tonem. Musnęła dłonią jego tors i brzuch – blizny wciąż pozostawały wyraźne, mocno widoczne, nieprzyjemne dla oka. Gładziła je chwilę z czułością, aż sięgnęła do sprzączki w jego pasku. - Zresztą, myślę, że mogłoby być ci wygodniej bez tego - mrugnęła.
- Zdecydowanie – westchnął, poddając się jej zabiegom. Wszelkie inteligentne riposty wyparowały mu całkowicie z głowy. Uśmiechnęła się i pocałowała go namiętnie. Pociągnęła go za sobą na piasek, nie zważając na to, że jasne drobinki przykleiły się do jej mokrej skóry.

Nikkolas obrócił się i ułożył ją na sobie. Uśmiechnął się przy tym chłopięco.
- Tak będzie ci o wiele wygodniej.
Pochyliła się nad nim, jej mokre włosy opadły na jego tors, musnęły jego twarz. Spojrzała mu w oczy w ten szczególny sposób, który zapamiętał, który uwielbiał - wydawała się teraz zupełnie inną osobą niż opanowana, racjonalna, cicha Erytrea, a jednak była wciąż tą samą kobietą. Jej biodra przylgnęły do jego lędźwi, naparły, złączyły się z nim, aż stali się jednością, jedną myślą, jednym ciałem. Tylko przelatujące nad taflą wody ważki i ptactwo, zajęte codziennymi sprawami, było świadkami ich intymności.



***

Słońce osuszyło jej skórę, gdy leżała w objęciach Nikkolasa. Milczeli, ciesząc się bliskością. Czas płynął inaczej, jakby poza nimi. Dopiero po długiej chwili zaczęła zwracać uwagę na świat dookoła – śpiew ptaków, szum drzew w tyle, za nimi, migotanie wody, cienie białych, przypominających owcze runo chmur, płynące po tafli jeziora. Usiadła na piasku i sięgnęła do torby. Kościany grzebień, który z niej wyjęła, należał jeszcze do jej matki, a wcześniej do babki. Był prosty, wyrzeźbiony z jednego kawałka kości, wypolerowany, zdobiony delikatnym wzorem – jelenie, pasące się w trawie. Włosy także zdążyły wyschnąć, lecz splątały się lekko, gdy z Nikkolasem pozwolili się porwać fali namiętności. Drobinki piasku przylgnęły do nich, nieprzyjemnie łaskocząc skórę głowy. Kobieta uniosła rękę z grzebieniem, lecz nim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch więcej, mag, który uniósł się był wcześniej na łokciu i obserwował ją z lubością, delikatni wyjął kościany przedmiot z jej smukłej dłoni.
- Pozwolisz?

Pierwszy raz zdarzyło się, by jakiś mężczyzna czesał jej włosy. Erytrea poddała się zabiegom Nikkolasa, z niejakim zdziwieniem stwierdzając, że mężczyzna robi to z wprawą, wyczuciem. Gęste fale opadły na białe plecy, mocne i błyszczące. Uśmiechnęła się do niego, kiedy skończył.
- Wracajmy. Może Araia i Lurien wrócili – rzekła, choć bez przekonania.

***

Elfów wciąż nie było, nie powrócili również wieczorem. Czarodziejka zaczynała się niepokoić, nie ona jedna zresztą. Zdążyła wszelako poznać ich na tyle, by wiedzieć, kiedy nie mieszać się do ich spraw. Skoro półelfka i Słoneczny nie przekazali towarzyszom, po co i dokąd się udają, mieli w tym jakiś cel. Być może związany z elfim miastem. Wszyscy poza nimi dwojgiem byli tu nie na miejscu – nic dziwnego, że elfy nie życzyły sobie, aby ktoś poza nimi zgłębiał tajemnice tego miejsca. Erytrea potrafiła to zrozumieć. Mimo to martwiła się i co jakiś czas niespokojnie spoglądała w kierunku, który przed południem wskazał Blasfemar.

Nikkolas zniknął na jakiś czas. Powrócił bardzo zadowolony z siebie, zapraszając kompanów Erytrei i ją samą na ucztę. Czarodziejka znała restaurację, którą odwiedził specjalnie na tę okazję -
„Breidabilk”. Najdroższy z lokali Waterdeep, ekskluzywny i popularny wśród bogatej arystokracji. Kobieta była parę razy w owym lprzybytku – Alector zaproszał ją na kolację w podobne miejsca. Z ciekawością przejrzała zawartość koszy – najbardziej ucieszyły ją cytrusy. Pachniały domem, smakowały turmijskim słońcem. Uśmiechnęła się ciepło do Nikkolasa.

Nie zabrakło też owoców morza – homar, pieczony na ruszcie, również przyniósł wspomnienia o posiadłości pod Alaghôn. Czarodziejka posiliła się z prawdziwą przyjemnością, jednakże nie wzięła udziału w toastach, które wznosili mężczyźni. Co więcej, z niepokojem spoglądała na Nikkolasa – być może w przeszłości zdarzały mu się obfite we wszelki alkohol uczty, lecz równać się z Ragnarem i Brogiem? Gdy żaden z nich nie patrzył, dyskretnie dolewała mu wody do kubka. Krasnolud i kapłan nie zwrócili uwagi na jej poczynania, lecz Nikkolas dostrzegł jej drobne oszustwo i mrugnął do niej. Oczy mu się śmiały, gdy ledwie dostrzegalnie wskazał na Eliota – młodzieniec, kiedy tylko nadarzyła się okazja, wylewał swój trunek w krzaki.

Wieczerza przeciągała się. Erytrea przywołała Ezymandra, by mógł uczestniczyć w rozmowie. Czuła się jednakowoż rozkojarzona. Nieustannie na granicy jej świadomości czaił się niepokój – dlaczego elfy nie wracają? Dlaczego nie wraca Araia – to pytanie było dla niej istotniejsze.

***

Przyszła w nocy. Krwawiąc i bez elfa. Usiadła ciężko, i wszystko w jej ruchach, w jej twarzy, a zwłaszcza w jej zielonych oczach – było zmęczeniem. Czarodziejka wysłuchała z żalem słów wojowniczki. Z żalem – ale i pewnym zrozumieniem. O ile w ogóle można było powiedzieć, że kiedykolwiek się w pełni rozumiały. Patrzyła na półelfkę ze smutkiem, ukrytym w rysach jej podłużnej, bladej twarzy, odbitym w ciemnych oczach. Chciała podejść do niej, powiedzieć jej kilka rzeczy, które powinny zostać powiedziane, chciała...

Nie zdążyła. Cokolwiek jeszcze chciała uczynić, powiedzieć, cokolwiek drgnęło w jej duszy, przyszło jej na myśl – nie dostało szansy.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]
Suarrilk jest offline