Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2010, 11:56   #65
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
To nie była udana walka. Miał pecha, a może po prostu nie był wystarczająco szybki? Ból i ciemność, to pamiętał najbardziej z tych pierwszych kilku dni po pokonaniu starego króla. Nie miał pojęcia jak poradzili sobie jego kompani, zdawał sobie sprawę tylko z tego, że ktoś wlewa w niego stęchłą wodę i zmienia opatrunek na głowie. Ból był zbyt duży, by kojarzyć coś więcej, dopiero z czasem zaczął myśleć i poruszać się bardziej samodzielnie. Nie był delikatny, ale musiał przyznać, że miał też nieco szczęścia w nieszczęściu. Rana nie zainfekowała się, mimo, że zadana pordzewiałym toporem. Jego hełm już się do niczego nie nadawał, ale nie zgłaszał pretensji do nowego, przynajmniej na razie nie. Bandaże robiły za jego nową ochronę głowy, a miał wrażenie, że umarłby z bólu, gdyby coś ciężkiego założył sobie na łeb. Mieli co jeść, nawet jeśli to pożywienie powodowało biegunkę i wymioty. Znaleźli też nadającą się do picia wodę. Po kilku dniach był gotowy do drogi, ale to nie on był najciężej ranny w tej grupie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zdolność poruszania się.

Początkowo dziwił go fakt, że Agnes trzyma się blisko niego i pomaga, zmieniając opatrunki. Miał wrażenie, że to również ona poiła i karmiła go najczęściej, gdy jeszcze nie mógł utrzymać nic w słabej dłoni. Uwierzyła w jego obietnicę? Naiwność to piękna cecha, ale tylko u dzieci. Nie mógł jednak mieć jej tego za złe, byli jej jedyną szansą, a ona już jakiś czas temu podjęła decyzję co do tego, czy chce żyć.
Gdy już miał więcej sił, zbliżył się do niej, przyglądając bacznie zniszczonej życiem twarzy. Wciąż była ładna, chociaż oczywiście nie umywała się do dziewczyn z większych miast, tych bogatych dziewczyn, chronionych przed trudami.
-Ile masz wiosen?
Wcześniej nie pytał o nic, a ona nie mówiła. Teraz mieli chwilę spokoju, a wrodzona ciekawość Rudigera się wzmagała. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona, przełknęła ślinę. Wciąż się go bała? Całkiem możliwe, że miała go za najgorszego wroga, ale też takiego, który może uratować jej życie. W końcu odpowiedziała, cicho i niepewnie.
-Dwadzieścia osiem.
Zaskoczyła go. Wyglądała na więcej, może nawet znacznie więcej. Życie w Ostlandzkiej wsi musiało być ciężkie i paskudne. W nieznanym sobie odruchu wziął ją za dłoń i skinął lekko głową.
-Dziękuję.
Nic nie znaczące słowa? A może dramatyczne wydarzenia mogły zmienić nawet jego? Przygryzł język, by nie powiedzieć nic więcej. Agnes nie była mu nic winna, a złożona obietnica była w mocy. Nic poza tym. Puścił ją, nie mając odwagi powiedzieć nic więcej. W jego umyśle czaiły się znacznie gorsze cienie, mogące uwolnić się w każdej chwili. A Rudiger wtedy właśnie był ich boleśnie świadom.

Ruszyli dopiero po tygodniu. Czy Chaos zdążył w tym czasie sforsować góry? Lepiej, żeby nie, najlepiej, by w ogóle nie próbował, prąc dalej na zachód. Czy Wolfengurg już padł? Czy przybyła imperialna armia? Wiele pytań, żadnych odpowiedzi. Ból czaszki malał na szczęście, a żołądek przyzwyczaił się nieco nawet do tych ohydnych grzybów, chociaż pragnął czegokolwiek innego. Nawet trawy lub innego zielska! Ale były też plusy, JEJ obecność wycofała się głęboko w cień. Nie podążyła tu za nim! Nie miał nadziei na to, że zgubił ją zupełnie, ale tutaj, pod ziemią, czuł się bezpiecznie. Nawet nie do końca ucieszył się, gdy oślepiło ich światło z wyjścia. A po ujrzeniu orczej armii tylko jęknął. Pierwszy jednak odezwał się błędny rycerz.

- Pani, miej nas w swojej opiece. Jak to mawiają, wypadliśmy z patelni do ognia - stwierdził bretończyk, kuląc się za kamieniem i obserwując armię maszerującą przez dolinę. - Ledwieśmy życie unieśli z tych krasnoludzkich katakumb, teraz przyjdzie nam toczyć bój z orkami. A wiedzieć musicie, że z tym wrogiem już miałem do czynienia. W mej ojczyźnie, Bretonii są oni prawdziwą plagą pewnych rejonów. Szczególnie w okolicach Orczego Masywu, w księstwie Quenelles. Pod tamtejszym księciem, Tancredem, drugim tego imienia, stawałem przeciw orczym zastępom. Na Kielich, wytoczyło się morze orczej krwi. Jednakże nie dane mi było zdobyć tam sławy, gdyż cała ofensywa się załamała. Dlatego też, wówczas wyruszyłem na ziemie tego kraju. Ale dość o tym! Cóż czynić, przecie się samoszóst na nich nie rzucimy. Trzeba też zawiadomić wszystkich w okolicy, wojska poderwać, miasta i wsie ostrzec! Ruszajmy!
- A sobie ruszaj - Rudiger wzruszył ramionami - Ja mam zamiar przeżyć i uciec jak najdalej od tego piekła. Nie nadaję się na wojny.
- Swój do swego ciągnie
- mruknął krasnolud - Zieloni chaos poczuły i ku niemu idą. Ostrzeżemy tych co spotkamy po drodze, a sami udajmy się w bezpieczniejsze rejony.

Krasnolud miał rację. Armia szła w innym kierunku, a próba ostrzeżenia tych, których miała przed sobą, byłaby idiotycznym samobójstwem. Inna sprawa, że chętnie wysłałby na taką misję tego rąbniętego Bretończyka, zanim zabije w jakiejś głupiej szarży całą ich grupę. Na szczęście zieloni byli na tyle daleko, że nie myślał o bezpośrednim ataku. Kto wie co mu we łbie siedziało?
Rudiger pomógł kobiecie zejść, pośpiech był wskazany. Któryś z tamtych mógł mieć dobry wzrok. Dopiero, gdy schowali się za skałami, odetchnął. Mogli ruszać dalej. Niestety przeszła tędy horda, pozbawiając ich większości potencjalnego pożywienia. Był cholernie głodny! I nie czuł się już bezpiecznie. Jego oczy znów zaczęły wypatrywać potencjalnego zagrożenia, a on sam najczęściej szedł na czele grupy, by móc zareagować jak najszybciej. Dopiero jednak po czterech dniach napotkali żywe dusze. Szabrownicy. W sumie nic do nich nie miał i pewnie wolałby ominąć. Ale może coś wiedzieli? Wrócił do reszty, zdając im raport.
 
Sekal jest offline