Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2010, 19:54   #110
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Jeszcze zbierając się w sobie na korytarzu, mozolnie budując spokój dosłyszał zza drzwi muzykę. Nie była to owa eteryczna, niepokojąca melodia słyszalna czasem na zamku i znikająca jak fala przyboju. Słyszał dźwięki grane na lutni, ucho go nie myliło, zza drzwi dobiegaly radosne wariacje wokół jednego przewodniego tematu. Ciekaw muzyka wszedł do sali. Melodia osiągała właśnie swój finał, a muzyk posyłał mu w ukłonie promienny uśmiech. Światło. Ten uśmiech młodej dziewczyny, szczery i witalny to była bodaj jedyna pogodna rzecz, jaka zdarzyła mu się w tym ponurym zamczysku. Jeśli nie liczyć daru ofiarowanego przez Arwida Daree. To dzięki bogatym szatom podarowanym przez starca Jaczemir prezentował się w miarę okazale. Poza dziurawymi butami i przykrótkimi portkami strój Jaczemira był okazały, cisnęło się na usta - pański. Cóż z tego. Zgodnie ze starożytnym porzekadłem, że nie szata zdobi człeka, bogactwo odzienia nie było w stanie zatuszować kondycji właściciela. Zapadłe policzki, ciemne cienie pod oczami oraz biały nalot na spierzchłych wargach jednoznacznie sugerowały zły stan zdrowia, jeśli nie chorobę.
Wystarczyło jednego spojrzenia na zajmujących miejsca za stołem biesiadników, by zorientować się kto jest gospodarzem. Ku rozpaczy Jaczemira gospodarzem i zarządcą zamku, owym tajemniczym Voutrin’em, okazał się zbrodniarz. Jeśli dotąd łudził się, że ów rzadki na zamku gość wleje mu w serce choć trochę otuchy, być może zapewnieniem, że zbrodniarz zostanie schwytany i ukarany, to właśnie utracił złudzenia. Co więcej, dotarło do niego, kto na zamku jest faktycznym panem życia i śmierci. - To zły człowiek. Przeleciało mu przez głowę wspomnienie rozmowy z Arwidem sprzed kilku dni. A oni siedzieli z nim przy jednym stole! Czy zdawali sobie sprawę z jego prawdziwej natury? Albo nie zdawali, albo udanie to ukrywali.
Maska. To jedyne, co przyszło mu do głowy. Udawać, słuchać, gestem ani słowem ze swej wiedzy się nie zdradzić. Tyle mu pozostawało w tej rozgrywce, gdzie diabeł rozdaje karty, a reguły gry są zmienne i znajome jedynie rozdającemu.
Przez kilka długich sekund przelewały się przed oczami w szalonym pędzie maski: zmasakrowana twarz Jaspera, kamienne oblicze rycerza z obrazu, zębaty pysk Amishuruka, spływająca krwią roześmiana twarz Voutrina. Zimny pot spłynął po plecach. Ostrożnie stawiając kroki, bo zachowanie spokoju wiele wysiłku go kosztowało postąpił wgłąb sali. Wspierając się na kosturze i wolną ręką o krawędź zastawionego jadłem i zachęcająco pachnącymi napitkami stołu, podniósł wzrok na siedzących po drugiej stronie.
- Herr Voutrin? Jak mniemam. Otrzymałem zaproszenie na wieczerzę. Oto jestem. Pani. Mistrzu Daree. - wypowiedział składając każdemu z osobna pełen szacunku ukłon.
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 06-02-2010 o 20:35.
Bogdan jest offline