Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2010, 11:20   #360
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Elfie pozostałości po dawnej, dumnej cywilizacji tego pięknego narodu. Lurien zostawał, Araia chciała mu towarzyszyć. Przypomniał sobie ich rozmowę talagbarską. Siedzieli razem dyskutując na temat wyprawy.

Cytat:
- Wiesz... - powiedziała wtedy Araia. - Rozmawialiśmy wczoraj trochę o tym, ale i tak chciałabym cię o coś poprosić. Nawet jeśli to prośba głupia i być może nie do spełnienia.

Spojrzał na nią pytająco, półelfka zaś kontynuowała.

- Erytrei bardzo zależy na tej wyprawie - powiedziała powoli, cicho, poważnie. - Masz siostrę, więc powinieneś to rozumieć. Dla niej to nie jest przygoda. Dla niej to nie jest wyzwanie. Ona nie robi tego, bo nie zostało jej już nic innego. Ona nie jest taka jak my. Dla tej wyprawy poświęciła bardzo wiele i jeśli wyruszymy razem z nią, jeśli zaoferujemy jej swoją pomoc, połączenie sił, opiekę, wsparcie, ochronę, jakkolwiek to nazwiesz, nie będziemy mogli jej tego zabrać bez zranienia jej i jej brata. Nie będziemy mogli się wycofać. O to proszę. Jeśli podejmiesz decyzję, postaraj się w niej wytrwać. Nie dla przygody. Dla niej.

- Skoro prosisz mnie o to, na pewno ci nie odmówię. Masz moje słowo. Naprawdę nie mam zwyczajów zostawiać kogoś w potrzebie, tym bardziej potrzebującego. Nawet, jeżeli nie podzielam w pełni jego dążeń i celów. To, że dla mnie to jest przygoda nie znaczy, że nie zachowam się przyzwoicie, możesz mi wierzyć, tym bardziej, że naprawdę życzę jej dobrze
- wyjaśniał poważnie. - Rozumiem, ze idziemy razem na całość - jego wargi musnął leciutki uśmiech.

- Na całość? Nie wiem
... - znowu powróciła do jedzenie. - Na pewno do końca. Przynajmniej ja.
Tak było. Teraz zaś przyszła twierdząc, wedle starego przysłowia „Lecę Gienia, świat się zmienia”, że odchodzi, że nie może zostawić Luriena, że Erytrea jest już w stanie sama etc. Zwyczajne „odechciało mi się” obudowane kupą frazesów. Naprawdę mógł ją zrozumieć, naprawdę mógł zaakceptować jej decyzję, ale nie lubił, kiedy próbowano mu mydlić oczy.

1. Araia chciała wędrować z Lurienem tylko, chciała mu pomagać, być przy nim – to było OK. Wydawała się blisko z nim związana od początku. Od dystansował się od wszystkich, poza nią. Zbudował od początku mur, który pozostali zaakceptowali.

2. Araia wolała Luriena niżeli ich – to było OK. Wielokrotnie dawała do zrozumienia co sądzi na temat innych ras, jakby zapominając, że jej towarzysze, którzy walczyli przy jej ramieniu oraz nieraz ratowali jej głowę, nie należeli do narodu elfów.

3. Araia nagle z dowódcy oraz wojownika zaczynała udawać kogoś kompletnie nieważnego, bez którego drużyna może się obejść – to nie było OK. Każdy prawo miał kształtować swoje decyzje na swój rozum oraz ochotę, ale wciskanie ciemnoty, gadanie - żeby zwyczajnie coś powiedzieć, to było przykre, jeśli się słyszało od swojego wodza oraz towarzysza. Brak najzwyczajniejszego szacunku wobec nich.
- Żal ci było, że odeszła? - zapytano go kiedyś.
- Przede wszystkim jej mi zal, bardzo mocno. Osoby, którą lubić i szanować chciałem, a obojętnością darzyć zostałem zmuszony.
Obojętne prawdziwie, chociaż niby udające emocje, rażące najnormalniejszą sztucznością: „przykro mi, ale sami rozumiecie ...” Doskonale rozumiał. Lurien nigdy nie był członkiem drużyny. Takim prawdziwym, szczerze angażującym się. Sam tego nie chciał, inni zaś uszanowali to. Jego odejście było przykre niczym odejście dobrego wsparcia, ale bez specjalnego uniesienia, jakichś emocji. Araia inaczej. Była prawdziwą osią napędową drużyny, co więcej, chciała nią zostać, chciała być dowódcą, chciała oraz czuła się na siłach prowadzić drużynę: na zasadach partnerstwa, ale, kiedy zachodziła jakaś ważna chwila, umieć wszystkimi pokierować. Wiedziała zresztą o tym, podobnie jak inni. Jakby nie było, przebywając tyle razem można poznać swoje wady, zalety oraz silne i słabsze strony.

Istnieją wyprawy, na których bez problemu można się wycofać na początku, ale im dalej, tym bardziej niszczy się swoją decyzją resztę. To tak, jak wpychanie wozu wypełnionego sianem pod górkę z jakiejś doliny. Na początku wóz nawet się nie stoczy, bowiem skos terenu niewielki, a łatwiej w dolinie także znaleźć innych, którzy chcieliby wspólnie popchać. Im dalej,tym gorzej. Wreszcie, kiedy przychodzi taki moment, wózek na stromiźnie wywala się, szukanie zaś innych w połowie drogi sensu nie ma kompletnie żadnego. Jeżeli jednak tak, to dlaczego zmarnowano pchanie innych? Jeśli zaś już zmarnowano, przynajmniej warto było postawić sprawę jasno.

Jednakże półelfka decydowała. Cóż, każdemu należy życzyć dobrze, jakikolwiek jest. Chociażby ze względu na wspólną przeszłość. Każdy czasem ma gorsze chwile … ona także. Tak czy siak, on zdobył swoją największą nagrodę, miłość dziewczyny. Jeszcze tylko załatwić sprawę Auril, jeszcze tylko uwolnić ją od wpływu bogini, jeszcze tylko … tak, to było ciężkie, ale … wiadomo. Zacisnął pięści utwierdzając się w swoim przekonaniu.

- Rozumiem, rozumiem – skinął Arai całkiem uprzejmie, odpowiadając na jej pytanie, ale nie mógł wysilić się na specjalny entuzjazm. - Jasne, powodzenia. Miło było poznać. Jak miałabyś chęć, zostań jeszcze na kolacji. Nikkolas przytargał całkiem niezłe menu. Jeśli jednakże ci się spieszy, może weź coś sobie na drogę? Oraz dla Luriena, notabene, pozdrów go, proszę. Ten podobny do pomidora jest naprawdę świetny – wskazał na słodziutką persymonę.
 
Kelly jest offline