Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2010, 12:49   #50
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szpitalna poczekalnia pełna była stukotu obcasów na lastryku, brzęku szklanek z pobliskiej stołówki oraz cichych rozmów telefonicznych odbywanych przez licznych odwiedzających. Od czasu do czasu korytarzem przeszła pielęgniarka lub grupka pędzących odwiedzających, którzy szukają swoich bliskich. Kompleks w Międzylesiu do małych nie należy i jeśli ktoś nie jest przygotowany, to może się tu naprawdę zgubić.
Na zewnątrz padał deszcz. Czasami ze śniegiem. Wilgoć wdzierała się wszędzie. Mata przed wejściem była cała przesiąknięta wodą i każdy krok na niej wyciskał z niej białą pianę. Automatyczne drzwi otwierały się przed każdym, kto chciał wejść do środka. Otworzyły się też przed Ewą, ale dziewczyna nie weszła. Zbyt dużo wspomnień, zbyt wiele bólu i zbyt wiele niepewności. Potem chodnik, wirujące krople deszczu i czarne półbuty.
Kilka słów i cała lawina wspomnień, które chciałoby się usunąć w mrok i zakleić w pudle opisanym jako „koszmary senne”. Teraz to wszystko wróciło a pudło rozpadło się w drobny mak. Wilgoć od chodnika, przemoczone spodnie i chłód na skórze. Ludzie przechodzili obok nie zwracając uwagę na parę ludzi, którzy sami zastanawiali się, co też tu robią. Konrad bardziej przytomnie patrzył wokół, ale też nie mógł wiele wydusić z siebie. Ta, którą spotkał w snach, siedziała teraz przed nim w kałuży. Nikt z mijających go ludzie nawet nie przypuszczał, przez co przeszli. Nikt. Już chciał się schylić, by pomóc wstać Ewie, gdy spojrzał w stronę szpitalnego holu. Kolejne spotkanie i kolejna fala wspomnień. Władysław.
Władysław stał w kolejce i czekał aż recepcjonistka skończy rozmawiać przez telefon. Już chciał zobaczyć księdza i przekonać się, że to, co się zdarzyło to tylko zły sen. Nie chciał tu być, bo szpital jest straszny. Jednak widzenie się z księdzem było jego obowiązkiem. Potrzebował jego rady, gdyż ostatnie przeżycia poddały w wątpliwość wszystko to, w co wierzył i co widział. Potrzebował wyjaśnień i tylko ksiądz Antonii mógł ich udzielić.
- Przecież mówię panu, że takich informacji nie udzielamy przez telefon… - recepcjonistka najwyraźniej traciła już cierpliwość rozmawiając z nieznajomym. Władysław zabębnił palcami w blat i rozejrzał się. Obok stał Stefan, ale on najwyraźniej nie wiedział, co się dzieje. Wokół krążyli ludzie, którzy również nieświadomi byli tego, co siedziało w duszy mężczyzny doświadczonego przez życie. Spojrzał na kwiaty przy oknie, drewniane donice pełne ziemi i mokre szyby. Szum automatycznych drzwi wejściowych znów zabrzmiał i przetoczył się echem po pomieszczeniu. Jedno spojrzenie utwierdziło go, że nadal nikt go nie obserwuje. Przecież…Zaraz. Jakiś mężczyzna stojący na zewnątrz patrzył na niego. Patrzył a w jego wzroku był strach i niedowierzanie. Władysław widział już tego kogoś. Widział…jeszcze niedawno. W snach. O Boże.
- Proszę pana – recepcjonistka szarpała za rękaw Władkowego płaszcza, ale ten nawet tego nie czuł. – Proszę pana. To pan chciał wiedzieć, gdzie leży Antonii Grodecki?
Sen i jawa. Jawa i sen.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline