Anzelm
Czułem jak emocje całego dnia spływają ze mnie. Z oddali dochodziły przytłumione odgłosy ludzi przebywających w świątyni. Naciągnąłem koc odrobinę wyżej i... zasnąłem.
[user=345,1078,1264]
Czułem jak emocje całego dnia spływają ze mnie, a przyjemne ciepło ciała kobiety pomaga się odprężyć i zapaść w ciemność... odpłynąłem... Sen przyszedł szybko. Jakże dawno nie śniłem o niczym... Twarze przewijały mi się kolejno przed oczami mej duszy... -"Nie pasowałeś do nas. Zawsze byłeś nieobecny. To nie był twój DOM. Wiedziałem to juz od dawna. Idź, znajdź własną drogę, z dala od tego co znałeś do tej pory..."
Wizerunek mego "Ojca" rozmył się. Pragnąłem mu odpowiedzieć, przeprosić za los jaki go spotkał, ale nie mogłem nic powiedzieć. Mogłem tylko patrzeć i słuchać... Następnym był mój, tak zwany kolega. -"Anzelm co z tobą! Chłopie masz już prawie 20 wiosen! Znajdź se jakąś dzierlatkę i korzystaj z uroków życia... Twoje zdrowie! Ale to gówno jest mocne; co to?! Grog! A niech to, raz się żyje! A wiesz ta Rebeka z karczmy "Przyjazny Zajazd" ostatnio o ciebie pytała... no dobra, dobra, już nie patrz tak na mnie... po prostu martwię się o ciebie, dziś są twoje urodziny a ty siedzisz tylko w tym kącie i sączysz Ale zamiast się bawić jak wszyscy..."
On nie wyszedł cało z łapanki tamtej nocy...
Wiedziałem że to się stanie prędzej czy później. Pojawił się Rashka. Dumny jak zawsze. Wykrzywiony w dziwnym grymasie, połączeniu pogardy z kpiącym uśmieszkiem. Patrzył na mnie oczami pełnymi nienawiści. Pełnym zadowolenia i jadu głosem przemówił... -"Wyszkoliłem cię a ty to odrzuciłeś; Ale On ci tego nie daruje. Będziesz cierpiał po wsze czasy HA HA HA HA HA!! Twoja droga będzie wiodła przez ból i cierpienie. Wróć na ścieżkę jego światła a może złagodzi swój osąd. Służ mu wiernie, a..."
Byłem zszokowany słysząc własny głos... słowa, których nie wypowiadałem, a jednak wiedziałem że są moje... -"Moja droga nie leży już w twojej mocy, a moja wiara umarła tam, na tej plaży. Ja umarłem tam na tej plaży! A dalsza droga leży w łasce Zivlin nie Nerulla! To jej świat, do którego On nie ma wstępu! Nie groź mi... nie żyłem do tej pory i nie boje się śmierci... już nie..."
Świat rozmył się w groteskowym obrazie złości kapłana i nastała ciemność... Powoli uchyliłem powieki. Byłem znowu w sali szpitalnej, w świątyni. Starałem się uspokoić oddech i z łzami spływającymi z oczu wtuliłem się mocniej w drobną sylwetkę Maureen. Nie chciałem już zasypiać; po prostu leżałem tak w ciszy i bezruchu, ostrożnie by Jej nie obudzić...
[/user] |