Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2010, 16:30   #51
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Władysław nienawidził tej arogancji wszelkiej maści urzędników publicznych. Wydawało im się, że skoro mają odrobinę władzy nad człowiekiem to mogą już nim pomiatać i ignorować. A ty maluczki musisz, grzecznie stać jak piesek na dwóch łapkach i czekać aż pani z informacji, zechce łaskawie na ciebie spojrzeć.
Rozmowa telefoniczna przedłużała się i Władysław zaczął nerwowo stukać palcami o blat. Pielęgniarka także zaczęła się denerwować i dość głośno i opryskliwie powiedziała do słuchawki.
- Przecież mówię panu, że takich informacji nie udzielamy przez telefon…
Wokół krążyli ludzie. Mijali Władysława jakby był powietrzem. Każdy z nich się śpieszył i każdy z nich naznaczony był niewidzialnym piętnem cierpienia. Ich choć na pozór wyglądali normalnie, to Władysław wiedział, że za każdym z tym ludzi kryje się bolesna historia. Historia pełna bólu, cierpienia, nieszcześcia, łez i śmierci. Szpital to nie jest dobre miejsce. Szpital to nie jest miejsce, gdzie człowiek wraca do zdrowia. Szpital to enklawa bólu i śmierci. Gdzie rządzą one niepodzielnie i tylko między szparami w podłodze przemyka nadzieja i miłość, by nieść wytchnienie tym nielicznym szczęściarzom.

On nie miał tego szczęście. Pamiętał tamto popołudnie, gdy biegł przy noszach na których leżała jego córeczka. Był pijany, nogi mu się plątały, ale do dziś pamięta jej wyraz twarzy. Aniołek zasnął. Krew na czole, tylko przydawała jej mistycznej aury. Wtedy widział ją ostatni raz. Nie dobiegł nawet do drzwi na salę operacyjną, bo jakiś typ z tyłu pociągnął go za rękaw. Wtedy to był policjant...

...a teraz pani z recepcji. Władysław nie słyszał jej słów. Patrzył tylko zamyślony na schlapane kroplami deszczu szklane drzwi. Za nim stał on.
Władysław znał go. Tylko skąd.
Młody mężczyzna patrzył na niego. W jego oczach widać było strach i niedowierzanie.
To samo czuł Władysław.
Nogi się pod nim ugięły. Chciał widzieć się z księdzem, by ten uspokoił go że nie zwariował. Chciał usłyszeć kojące słowa duchownego:
- Władku nie martw, to był tylko sen. Zły sen, nic więcej.
Jednak nie. Bóg lub moce rządzące tym światem postanowiły zabawić się zmysłami mężczyzny. Ten gość, który stał na zewnątrz i moknął na deszczu, to ten sam którego widział we tym pierdolonym śnie, czy nie wiadomo czym.
Tak to na pewno on. Nie było wątpliwości. Niegdzie indziej go nie widział tylko tam.
To straszne!
Wszystko co tam przeżył było najwyraźniej prawdą. WSZYSTKO.
Nie, to nie możliwe. Myśli Władysława broniły się przed tak irracjonalnym wyjaśnieniem.
To nie możliwe, żeby to wszystko było prawdą.
Sen i jawa. Jawa i sen.
Wszystko mieszało się ze sobą. Nie był to jednak jakiś wykwintny drink serwowany w nocnym klubie.
To było jego życie.
To było kurwa, jego życie.

Nie zważając na padający deszcz ze śniegiem, wyszedł na zewnątrz.
Stali tam oboje. Ona, ta mała dziewczynka, która w tym chorym śnie wziął za swoją zmarłą córkę i ten młody facet. Oboje stali na chodniku i patrzyli sie na Władysława jakby zobaczyli ducha.
On też nie wierzył własnym oczom. Bał się. Cholernie się bał. Wszystko w co wierzył rozsypało się jak domek z kart. Przerażenie chwyciło go za gardło.
Podszedł jeszcze bliżej i patrzył i mliczał. Oni też mliczeli, ktoś jedna musi powiedzieć pierwsze słowo.
Tylko co tu mówić. Jakich użyć słów, by opisać to co przyżyli i spróbować to wyjaśnić. Nie było się już co oszukiwać i wmawiać sobie że to był sen.
To nie był sen, na pewno nie. Wszystko tylko nie sen.
Sen nie jest tak realny. W śnie nic cię nie boli i sen nie wkracza w twoje życie z buciorami.
Władysław otworzył usta, ale zamknął je z powrotem. Bał się, nie wiedział co powiedzieć. To wszystko było takie dziwne. Ktoś musiał mu to wszystko wyjaśnić, żeby mógł to sobie jakoś poukładac i żyć dalej.
Była tylko jednak taka osoba, ksiądz Antoni.

- To wy - ni to zapytał ni stwierdził Władysław.
Jego słowa brzmiały sztucznie i chropowato. W żaden sposób nie pasowały do sytuacji. Jednak żadne słowa nie pasowały.
- Ksiądz Antonii leży w tym szpitalu. Może on zna odpowiedzi na nasze pytania.
To chyba było wszystko co mógł w tej chwili powiedzieć.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 07-02-2010 o 20:34.
brody jest offline