Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2010, 21:50   #384
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
W trakcie niewesołej podróży do Bree Narfin trzymała się raczej w tyle kompanii. Nie miała ochoty na towarzystwo, nie czuła się też na siłach podtrzymywać na duchu hobbotów, którzy co i rusz rzucali w jej stronę błagalne spojrzenia ani też nie radziła sobie ze spojrzeniami Mafennasa, w którch czaiły się pytania... jednak ona nie miała na nie odpowiedzi. A może jedynie bała się ich? Bała się zajrzeć w te zakamarki duszy, które - uśpione a jednak niespokojne, usiłowały się przedrzeć do jej świadomości.

Jednak ta harda Stażniczka, która jeszcze nie tak dawno temu, a jednak w innym świecie, siłowała się dla zabawy ze Szramą a później podróżowała z całą drużyną do Rivendell, gdzieś zniknęła. Pojawiła się jeszcze na chwilę, gdy spotkali Kata, później - gdy trzeba było zdemaskować Orendila - Białą Żmiję, jednak od tego czasu - cisza... Narfin czuła się zbyt słaba, by iść na spotkanie nieuniknionego. Czuła niemal, jak drżą jej ręce, chcące zawrócić wierzchowca i przynaglić do galopu, jak najdalej stąd... Jednak nie zawróciła. Co ją zatrzymało? Wspomnienie tych, którzy oddali życie, aby im się powiodło? A może widok towarzyszy, którzy liczyli na jej pomoc i wsparcie?

Rozmyślając, a jednocześnie starając się nie myśleć, pozwalała wierzchowcowi iść za innymi. Starała się znaleźć w sobie choć iskrę, która rozpaliłaby jej gniew, pomogła przezwyciężyć strach i to zimno, które lepkimi palcami sięgało do jej serca... i jeszcze miecz Galdora. Czuła jego ciężar przy biodrze, jednak nie czuła się godna, aby użyć tej broni. Jakby nie była pewna, czy broń będzie jej słuchać... a zamiast gniewu znów pojawiła się rozpacz.

Kiedy w oddali zamajaczyły zabudowania Bree, przesunęła się na przód kolumny. Jednak Strażnicy doskonale wiedzieli, co robić. Bez słowa chwycili za broń i ruszyli nieco rozproszeni, wypatrując niebezpieczeństwa. Nie było dla nich zaskoczeniem, że brama jest uchylona ani też osobliwy komitet powitalny nie był tu nie na miejscu. Jednak Narfin najbardziej niepokoiły jęki mieszkańców, błagających o ratunek. Jednak i to nie było niczym niespodziewanym. W czasie każdej wojny bierze się jeńców... Ze smutkiem spuściła głowę na chwilę chowając twarz w kapturze.

Ale szli dalej, usiłując coś dojrzeć w tumanach gęstych oparów mgły... Strażnicy ze strzałami na cięciwach lub mieczami w dłoniach, Mafennas z łukiem gotowym do strzału, nawet hobbici wyglądali na zdecydowanych, tylko ona jedna, niepewna, nie wzięła nawet broni do ręki. Dlaczego? Nie potrafiła powiedzieć, co powstrzymywało jej rękę przed sięgnięciem po jedyną naprawdę skuteczną broń, jednak było to obezwładniające uczucie, z którym nie miała sił walczyć.

Gdy stanęli pod drzwiami "Rozbrykanego Kucyka", poczuła ciepło rozlewające się w okolicy serca. Nie zwróciła szczególnej uwagi na słowa górala, gdyż wiedziała z całą pewnością i zupełnie jasno, jaki będzie scenariusz. Skupiła się natomiast na tym cieple, dodającym otuchy, dającym siłę do walki. Wiedziała, że promienieje ono z medalionu zawieszonego na szyi, zawierającego wspomnienie duszy jej brata. Dlatego też gdy zostali poproszeni we czwórkę do środka, wyprostowała się i spojrzała na przyjaciół jasnym wzrokiem. Hobbici już stali przy wierzchowcach a Mafennas właśnie zsiadał, gdy kobieta lekko zeskoczyła z konia i dobyła broni. Widziała, że jej towarzysze są pozbawieni wszelkiej nadziei, zrezygnowani, niezdolni do walki z tym, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Podeszła do nich, czując, jak cienie uciekają przed świetlistą klingą. Przez chwilę żałowała, że złota Księga wróciła do Doliny, jednak oni nie mieliby z niej żadnego pożytku. A Biała żmija - owszem, dlatego też podjęła taką decyzję. Nie, potrząsnęła głową - to by było zbyt ryzykowne... Odetchnęła głęboko.

- Przyjaciele, tutaj kończy się nasza wędrówka. Nastąpił też koniec świata takiego, jakim go znaliśmy a największe zmiany dokonały się w nas samych... Pamiętajcie jednak, że koniec jest też zawsze początkiem czegoś nowego... - przykucnęła przy hobbitach - wy dwaj przeszliście chyba najdłuższą drogę z nas wszystkich i też największą przemianę. Nie było łatwo wyruszyć z domu w szeroki świat, wędrówka też nie należała do łatwych. Po drodze było mnóstwo niebezpieczeństw a wy się nie poddaliście. Okazaliście się twardzi niczym Strażnicy i tak samo odważni... To już ostatnia próba. A upiory boją się światła, odwagi i radości a żywią się naszym strachem. Biała Żmija spodziewa się, że wejdziemy przygnębieni i gotowi, aby się poddać. - wstała i spojrzała na Sokolnika, widząc w jego oczach odbicie własnych myśli - Nie możemy pozwolić, aby poświęcenie naszych przyjaciół poszło na marne. Cokolwiek na nas czeka za tymi drzwiami, nie może nas pokonać w naszych własnych umysłach i sercach. Nie, jeśli mu na to nie pozwolimy...

Czując w sercu wzbierającą pieśń wieczorną, odwróciła się w stronę drzwi gospody. Jeszcze tylko odwróciła się aby posłać przyjaciołom uśmiech i z roziskrzonymi oczami przestąpiła próg...
 
Viviaen jest offline