Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2010, 07:10   #485
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Wtorek, 16 X 2007, stacja metra Queens, godz. 12:35

Tunele metra nie były do końca złe. Były przynajmniej cichsze od całego dzieciństwa Amandy. Jeśli nawet nie czystsze to mniej smrodliwe no i nie oznaczały chodzenia do szkoły. Proste tory. Schludny beton. Nie zadręczone aż do szaleństwa szczury. Gdzie temu do obdrapanej i zbryzganej fekaliami kolebki amerykańskiego kwiatu młodzieży.
Nawet tunele torgsów były całkiem przytulne. Można było mieć kilka pytań odnośnie geometrycznego zamysłu, ale były przecież oświetlone, sklejka ładnie komponowała się na ścianach i prowadziły do cel. Czego chcieć więcej? Poniewczasie detektyw Walter dochodziła do wniosku, że informacji. Dużo informacji. Stojąc na przeciw chronicznego wroga botoksu i o dwa kłapnięcia od pary ściekowych utylizatorów chodziły jej po głowie różne pytania. Na przykład jak w zasadzie wyglądają torgsy? Albo czy lubią zwierzątka? Albo czy broń palna dużego kalibru służy im tylko do wzajemnej echolokacji w tunelach, czy raczej zupełnie nietaktownie mogą wycelować ją w niewinnego funkcjonariusza policji całkowicie przez przypadek przechadzającego się po okolicy. Albo jak bardzo jest się w ciemnym miejscu jeśli napotkany potencjalny torgs mówi o sobie w trzeciej osobie per Pete. Nie wspominając już o zasadności marnowania zapewne po raz kolejny nieskutecznej żółtej amunicji.
Bull kazał krzyczeć. Jednak matematyka wkładała to rozwiązanie między abstrakcyjnie nierozsądne. Nawet jeśli usłyszy wołanie znajdowali się obecnie o trzydzieści minut od siebie, a uwolniony od jej ciężaru detektyw zapewne przyspieszył. A jako, że nie jest freakiem nie dotrze na miejsce prędzej niż w dwadzieścia pięć minut. trochę dużo jak na ratowanie przed dwoma przepastnymi jaszczurkami i szczerze uśmiechniętym rewolwerowcem. Nie krzyczenie oznaczało, że Bull będzie oddalał się jeszcze przez pięć minut po czym powinien zawrócić. Po dwudziestu pięciu minutach powinien dotrzeć do punkt wyjścia. Nim zacznie się martwić minie kolejne pięć i licząc szybki krok dotrze na miejsce za kolejne dziesięć. oznaczało to upojne czterdzieści minut zabawiania Pete'a i jego pieszczochów. O ile nie zamierzała uciec pozostawiając podejrzanego i poszukiwane zwłoki. Kierując broń bardziej ku czworonogom niż rozmówcy rozpoczęła więc walkę o przetrwanie. Pyskatość. Ignorowanie aligatorów. Normalnie spacer przez park. Co na przykład nocą, w pewnych rejonach miasta, było sportem dość ekstremalnym.

- Mała dziewczynka, z bardzo dużym chłopcem szukają... - zastanowiła się -...trzech średnich dziewczynek. Takich jak ta. - Wskazała pływające po wodzie resztki. - Masz ich więcej Pete? - dała szansę na rozwiniętą odpowiedź. W końcu mieli tyyyyle czasu. - I skąd je bierzesz Pete. Bo przecież nie przyszły tu same. - wyraziła swe uprzejme zainteresowanie.
-Gdzie masz dużego chłopca mała dziewczynko ?- spytał Pete, spojrzał na zwłoki i dodał.- Pete robi tu porządki. Dom Pete'a to nie miejsce na mięso. A pieszczoszki lubią jeść.

Ciężko było się zdecydować, czy te skrawki informacji były dobre czy złe. W każdym razie to czy torgsy lubią zwierzaki było już nie istotne. Ważne, że Petelubił. Oznaczało to, iż może nie zaatakują bez komendy. Z drugiej strony zachęcone zapewne nie będą czekać długo. To że interesował się Bull'em też było dwuznaczne. Albo mógł go znać i nie zareagować całkiem agresywnie, lub szacować ile czasu ma do nadejścia następnej ofiary. Z drugiej strony wolała nie opowiadać, że pzyszłą tu całkiem sama. "Mięso" w końcu mogło samo zabłądzić w tunelu i niekoniecznie Amanda był traktowana jak coś zgoła innego.

-Idzie. Idzie. Nie chciał wpadać bez zapowiedzi, więc wysłał mnie ciut przodem. -machnęła ręką wskazując jak nieistotnym jest to szczegółem. Wartym pominięcia.- To kto rozrzuca tu mięso, Pete? Nie lepiej przegonić go zamiast tylko sprzątać? - Amanda na pewno wolałaby być przegoniona niż posprzątana.

- Było ich dużo...Pete nie lubi tłoku.- odparł świr. Spoglądał na Amy jak na obiad. Albo przystawkę do obiadu. Przynajmniej takie miała wrażenie.-Ludzie w kapturach, dużo ludzi...Ale ty tu sama jesteś mała dziewczynko.
Za to ów Pete mógł lubić wiele rzeczy, które niekoniecznie Amy by się spodobały.

-Małe dziewczynki nigdy nie są same, Pete. - pokiwała ze smutkiem głową -Puszczanie ich samych było by niebezpieczne... - przekręciła głowę w bok - ...dla otoczenia. - Dobrze jej szło. Naprawdę. Minęła już cała minuta albo lepiej, a oni byli dopiero na etapie wzajemnych gróźb. Będzie dobrze. - To ilu ich było Pete? Skoro ty się bałeś to ja się nimi zajmę i już nie będą Ci tu śmiecić. Mogę nawet zbierać za ciebie mięso. Nie mów, że potrafiłeś zapamiętać tylko, że mieli kaptury... -W pewien sposób było by to uspokajające. Wreszcie praca z zwłokami które nie próbują cię zabić.
-Więcej niż dwie dłonie.-rzekł Pete spoglądając zza Amy przez chwilę, po czym jego wyłupiaste oczy znów spoczęły na niej. Mruknął. - Mnie szpiczaste kaptury nie przeszkadzają. Mało mięska po kanałach, a pieszczochy lubią podjeść. Szkoda tylko, że się nie rusza, gdy kaptury je zostawiają. Tyle że Pete wolałby by zostawiały je trochę dalej od jego domu. Krew przyciąga zło.
Zwiesiła głowę z zrezygnowania.
- Jakie znowu zło, Pete? - wykorzystała swój teatralny gest by choć na chwilę odwrócić uch w stronę znajdującego się za nią tunelu. W końcu jej rozmówca wcale nie musiał mieszkać tu sam. Należało mieć nadzieję, iż nikt nie będzie potrafił tak całkiem bezszelestnie podejść jej podczas tego radosnego gadu gadu. Ale tak czy tak ręce opadały z łoskotem. Zło przyciągane przez krew? Ostatnie takie cudo zrujnowało jej wolny weekend i wymagało współpracy z azjatyckimi wiedźmami i napakowanym freakiem. - Co to zło robi? Jak często przychodzi? Wystarczy sama krew czy kaptury dodają coś od siebie? Pete?!- jeśli nie uda jej się zepchnąć sucharka ku bardziej uległej postawie jej różowa sytuacja może gwałtownie nabrać rumieńców. Odwieszając moralność na kołeczek na dosłownie chwilunie omiotła spojrzeniem dylki i dziwaka. Musiała sprawdzić jak źle wyglądała prawdziwa okolica.

Dyskretne spojrzenie na boki i za siebie pozwoliło dojrzeć, że żadne niebezpieczeństwo się tam nie czaiło. Zapewne trogs próbował sprawdzić czy jej partner się nie zbliża.
- Pete unika kapturów, Pete niegłupi. O nie.- trogs zaczął się kiwać na boki mrucząc.- Kaptury przynoszą zło, ale Pete czuwa. Mięso znika, krew zmyta zostaje. Tak, tak...Pete czuwa.
Spoglądając spojrzeniem Amy dostrzegła czarne smugi oplatające Pete'a, niczym jakiś kokon. Aligatorki zaś miały zdrowy zielony kolorek smug.

Tyle dobrze, że nie oznaczało to kolejnego uber pomiotu chcącego wyładować swą frustrację na biednej młodej detektyw. Do tego dylki nie wyglądały najgorzej dając szansę ewentualnego bicia w instynkty samozachowawcze. Gorzej, że Pete był freakiem nieznanego rodzaju, tak więc ułuda, iż może być kolekcjonerem zaledwie zniekształceń fizycznych miała właśnie okazję przy akompaniamencie famfarów rozwiać się doszczętnie. - Często wzywają tu zło? Czy tylko przynoszą mięso ciągnąc za sobą zło ja smród? Nie obawiasz się, że w końcu uda się im je tu wypuścić Pete? -
-Pete ucieknie mała dziewczynko. Pete się skryje, Pete'a nie znajdą.- odpowiadał freak spoglądając na Amy.- Gdy kaptury przyciągają mięso, ono krzyczy i wrzeszczy. A potem już nie...Potem kaptury wyją. A krew...uważaj na krew...ona przyciąga zło.
Nie ma to jak elokwentna rozmowa. Nagle Pete się uśmiechnął.- A ty możesz pójść z Pete'm mała dziewczynko. Byłoby ci bardzo dobrze. Pete lubi małe dziewczynki.
- Wątpię Pete - wzruszyła ramionami - facetów kataloguje wedle ich zdolności kulinarnych, a raczej nie trafisz w moje gusta paletą swych smakołyków. - Cóż przynajmniej nie obrażała jego męskości więc zebrał trochę więcej punktów za podryw od tych innych. Wiedziała już sporo o sprawie i powinna po prostu się wycofać miast na siłę utrzymywać status quo. Poza tym powoli kończyły jej się tematy a rozmowa schodziła na zły tor.
- No ale możesz spróbować mnie zaskoczyć i zgadnąć co naprawdę w jedzeniu mnie kreci. To na co stawiasz Pete? -
I tymi słowami zdawała się zagiąć Pete'a, bo nie był on w stanie wymyślić niczego. Zagubiwszy się w domysłach, przestał zwracać uwagę na toczenie w tym na rytmicznie dudnienie dochodzące zza Amy, przekleństwa i krzyki.- Nie cierpię joggingu!
Głos niewątpliwie należał do Bull'a.
Oczywiście dawało to pewne poczucie bezpieczeństwa ale i świadomość, że jeśli Pete miałby zrobić coś nierozsądnego, zrobi to właśnie teraz.
- Witamy kawalerię o stópkach mięciutkich jak kaczuszka, podkutych niestety. Co tak długo. - pozwoliła sobie mrugnąć do tymczasowego partnera - Zresztą ciiii.... my tu myślimy. - wskazała swego rozmówcę.
- Mam tu ciało ofiary, świadka i utylizatory. - przedstawiła aktorów sceny po czym zwróciła się do swego zamyślonego adoratora
- Pete oto obiecany duży chłopiec. Duży chłopcze oto Pete. -
Chciała by prezentacja przebiegła bez gwałtownych ruchów.
- W skrócie liczny kult z co najmniej tuzinem czynnych członków bawiący się w przyzywanie wiecznego zła. Ta telewizja. Pete pozbywa się ciał i zmywa krew by jak mówi przestały przyciągać rzeczoną atrakcję. Gdzie moja nagroda? -
W końcu mieli układ...
 
carn jest offline