Charlie pruł przez spękaną asfaltówkę niezbyt zadowolony. Martwił go ten cholerny licznik. Już dawno nie tankował, a taka bestia potrzebowała sporej ilości paliwa. Dodatkowo napiłby się czegoś. W gardle suszyło go strasznie. Już chciał napaść jadące z naprzeciwka osoby, ale zniechęcił się patrząc na minę kierowcy. Na szczęście pobliska stacja paliw mogła być jego wybawieniem. Przyspieszył motor i co raz bardziej zbliżał się na parking, na którym coś się działo. Troszkę niepokoiły go stojące tam pojazdy. „Mogą mi zaiwanić całe paliwo… No to będą kłopoty.” – pomyślał i zajechał na parking. Zgasił silnik i szybko zerwał się z motoru, wyciągając z kabury broń. Popatrzał na całą sytuację. „Ten murzyn… skądś go znam…” Wycelował z magnuma w głowę faceta w kominiarce. - Te... Paliwo jest moje, jasne? Jak coś zostanie to sobie możesz wziąć, ale to Charlie jest zawsze pierwszy w kolejce. Kumasz? – wymamrotał harleyowiec. - Charlie? Kopę lat. Cóż cię tu przywiało? Panowie, bądźmy, kurwa dżentelmenami. Odłóżmy broń i pogadajmy... - powiedział Roddick
Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech - Michael? Siema! Co ty tu do cholery robisz? I co to za chuj do którego mierze? I o jakim pieprzonym konwoju wy gadacie? - Co ja tu robię? Jadę do McPherson, ale zatrzymaliśmy się po paliwo. Ten osobnik też chciał zatankować, jednak stacja jest aktualnie nieczynna po tym jak jeden z moich byłych współpracowników postanowił zrobić rozpierdol. Efekt jest taki, że mamy tu pięć trupów, w tym mojego kierowcę oraz właściciela stacji. Więc dzisiaj jest promocja: benzyna gratis! Ile wlezie! A co do konwoju, to może masz kilka dni luzu i chętkę na górę gambli, co? - odpowiedział Michael - Człowieku w kominiarce - Murzyn zwrócił się do kierowcy hummera. - Opuść w końcu tą pukawkę. Nikt Ci nic nie zrobi. Ci co by mogli już sobie pojechali... Rozumiem, że spóźniłeś się do baru na spotkanie, tak? - A więc paliwo za darmo? - uśmiechnął się pod kominiarką, chociaż nadal nie ufał nowo poznanym ludziom. Opuścił lufę broni, ale nadal była gotowa do strzału, a on sam do wskoczenia za drzwi Hummera - Nie, nie. To nie tak. Szukałem prawdziwie dobrej pracy, a w barze zasłyszałem plotki o tym konwoju. Podobno była tam całkiem wesoła zbieranina. I coś mi się wydaje, że ty jesteś organizatorem tego całego cyrku... - podrapał się w kominiarkę, pod którą dała się wyczuć głębokie blizny i poprawił okulary przeciwsłoneczne. - A więc ktoś przeinaczył prawdę. Ja jestem organizatorem tego, jak to nazwałeś "cyrku", ale na konwój chcemy napaść. To znaczy zagrabić towar, jaki Steven McKellar wysyła na zachód.Chodzi o leki, które produkuje w swoich zakładach. - odparł czarnuch
- Będą z tego gamble? Bo jak tak to ja mogę w to wejść. - powiedział zadowolony i schował Magnuma do kabury.
- A więc to takie cyrki - wrzucił z powrotem UKM do Hummera - Jeżeli szukacie kogoś, to ja jestem chętny. Coś mi mówiło że nie warto wierzyć tym plotkom. Cóż, wybaczcie ale moja dziecinka potrzebuje ropy. - poklepał maskę Hummera i ruszył spokojnie do wnętrza stacji - Ależ tu burdel - krzyknął widząc rozstrzelane ciała. Po chwili wyszedł z kilkoma kanistrami ropy. Zauważył że Charlie patrzy na niego krzywo - Spokojnie harleyowcu. To ropa. Twój motorek pali benzynę. Jestem jej kilka kanistrów. - To dobrze, że się dogadaliśmy - z zadowoleniem stwierdził Murzyn. - A więc brać paliwa ile wlezie i, jak to mawiali, komu w drogę temu banana. Kierunek McPherson!
- Spoko szefie. Mam zamiar całą moją bestię wyładować kanistrami ropy. Jak skończę, do zapraszam panów do środka. Harleyowiec pojedzie za nami, ok? - zakończył rozmowę facet od hammera
Charlie szybkim krokiem ruszył do wnętrza stacji. Wrócił z kanistrami z benzyną i szybko zaczął tankować swego harleya - No maleński, pij ile wlezie. W końcu jest za darmo... - powiedział do siebie. |