Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2010, 21:15   #6
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
post by: majk & JohnyTRS

Fairey:

Obudził się na łóżku szpitalnym, które zdecydowanie nie znajdowało się w miejscu swojego przeznaczenia. Usiadł, chyba zbyt gwałtownie, prawą ręką podpierając się na łóżku, drugą dotknął głowy, krzywiąc się z bólu. Pod palcami poczuł prosty opatrunek. Nie pamiętał co się stało gdy zemdlał, jak się tu znalazł i przede wszystkim: gdzie jest „tu”? Wyglądało to na jakieś pomieszczenie gospodarcze, strych albo magazynek- z mozołem ogarniał otoczenie. Na szafkach jakieś naczynia, buteleczki i narzędzia, kartony pobazgrane markerem, gdzieniegdzie trochę sprzętu elektronicznego... i to białe, ostre światło jarzeniówek uwydatniające każdą plamkę i smugę krwi na jasnych okleinach mebli i białej posadzce. „Pozbieraj się gościu...”. Siedział na metalowej konstrukcji w samych bokserkach. Przy łóżku leżał jego plecak i rozrzucone ciuchy ufajdane we krwi, sprawdził plecak. „Wszystko jest”- pocieszające spostrzeżenie i dobrze rokujące na najbliższą przyszłość.Obok, na spodniach leżała kabura z pistoletem. Nikt go nie rozbroił, nie okradł, nie zauważył też żadnych śladów po transplantacji organów na swoim ciele co uspokoiło go na chwilę. Zbierał graty gdy drzwi nad trzema schodkami uchyliły się z piskiem, a ręka sola zanurzyła się w stercie ubrań, chwytając pistolet i wyciągnęła go prostując się do strzału po czym opadła niepewnie:
-To ty...
-Schowaj tego gnata chłopaku. Gdybym chciał cię skrzywdzić zrobiłbym to gdy byłeś nieprzytomny, a czasu by mi nie brakło ci powiem- usta Jacka wygięły się w rogal.

Śruba zszedł po schodkach i leniwym krokiem skierował się do jednej z szafek przesuwając blantem w ustach, chociaż obserwujący go Fairey spokojnie mógł założyć, że jest już na niezłym haju od paru godzin. Wyglądał młodo, wręcz zastanawiająco młodo biorąc pod uwagę fakt, że był starym znajomym Dannego. Czarne włosy rozczesane na boki opadały na czoło aż po czubek nosa z którego wydobywał się dym ze śmiesznego papierosa. Wyciągnął skręta z gęby i przekrzywił głowę.



-Jak się czuje mój pacjent... ?- znowu uśmiechnął się szeroko, tylko wąskie szparki między powiekami świeciły zdradzając, że oczy ma otwarte.
-Ja... - zaczął niepewnie. Obejrzał się. Ręce i nogi pokrywały mniejsze i większe siniaki, na prawej dłoni miał kilka otarć i zadrapań, na lewej kilka rys. - ... tragicznie to się nie czuje, ale mogłoby byc lepiej. Gdzie ja jestem?
Doktor się uśmiechnął, uważając, żeby joint nie wypadł mu z ust:
-Masz szczęscie że tu trafiłeś, jesteśmy u mnie, ale adresu ci nie podam bo sam nie pamiętam, heh. Przedwczoraj się wprowadziłem i jeszcze śpie na kartonach- rzucił spojrzeniem na pudła na szafkach dookoła podając ci skręta. - Żeby nie było niejasności: wczoraj, około północy przywiózł cię Danny, ale musiał wracać do roboty więc wiesz gdzie szukać odpowiedzi na pytania których ja na pewno nie posiadam. Ale zapisz sobie też mój namiar w razie draki. No i 100 papierów za usługę, polecam się. Co..?
- Tak. Czy można dokonać płatności nie w gotówce, a w przedmiotach? - zapytał, mając na uwadze niewielki miesięczny przychód eurodolców i dwa pistolety w plecaku. "Zgódź się", błagał w myślach.
Śruba przymróżył oczy, jego jeszcze przed chwilą pogodna twarz zbrzydła natychmiast.
- Nie jestem paserem tylko lekarzem do kurwy nędzy! Tylko gotówka! Szukasz zarobku to powiedz, ale nie ściemniaj mnie na jakieś dziesiony, to nie moja branża.
Marek zauważył, że doktorek stracił humor:
- Dobra, to było tylko pytanie - Szybko wyjął portfel i wyciągnął z niego te cholerne eurodolce, wręczając je Śrubie, który szybko schował papierek do kieszeni. Solo zaczął sie ubierać. Spodnie, T-Shirt, kevlarek, kurtka, na koniec skarpetki i buty. Zauważył, że kurtka miała dość mocno obtarte rękawy. Zabrał się za sprzęt. Kaburę z Avengerem przypiął do paska, plecak otworzył i wysypał jego zawartość na łóżko: Dwa Prepacki,Pieczywo, Dai Lung, Budget... Z kieszenii wyjął pełen magazynek i przełożył go do plecaka. Wziął do ręki Busha, wyjął magazynek. Pusty, wrzucił do plecaka i wsadził nowy, z ładownicy, do której po chwili włożył broń. Usiadł na łóżku, stawiając plecak w nogach. "1 w broni, 2 pozostałe w plecaku, to trzy. Musiałem go zgubić w Polonezie". Wstał, na chwilę zakręciło mu się w głowie. "Oj".
- Uważaj na łeb, ładnie się poharatałeś i możesz to czuć jeszcze pare dni. Ze dwie przecznice na północ jest przystanek metra, dasz sobie rade myśle. -zmierzył Faireya uśmiechając się złośliwie i wtykając jointa do kieszeni na piersi skórzanej kurtki. - To cześć, bandziorze.
Śruba odprowadził go do drzwi "mieszkania" na poddaszu i zatrzasnął je za nim na trzy spusty, korytarz śmierdział uryną i czymś równie ohydnym, schody również, i klatka, i ulica. Na zewnątrz było dość ciemno, na oko 17-nasta po południu. Rozejrzawszy się stwierdził że kojarzy okolicę, geometryczne układy ulic i przecznic bliźniaczych płytowców nieomylnie świadczyły o starych osiedlach pracowniczych WR-03, jednych z najstarszych osiedli mieszkalnych w mieście nawiasem mówiąc. Zniszczone blokowiska wyhodowały rzesze pracowników dla LG i innych korporacji okręgu WR. Brygadziści i inżynierowie, technicy, mechanicy, ślusarze, tokarze, i blacharze toczyli swoje pracownicze życia w tych blokach przez bez mała dwie dekady napędzając gospodarkę. Przez lata z blokowisk rzesze pracowników wprost wyparowały. Zmechanizowane i skomputeryzowane fabryki LG wymagają obecnie minimalnej obsługi, nadzoru i serwisu redukując liczbę etatów do minimum i paradoksalnie do rozmiarów przemysłu okręgu- zwiększając odsetek niepracujących wśród niewykształconych mas obywateli miasta. Niewielki odsetek dohapał się korporacyjnych pensji, większość obywateli pracuje dorywczo, często nielegalnie, co tylko zwiększa olbrzymią wysokość przestępczości miasta.

- Na razie - Marek ruszył w kierunku stacji. Po drodze minął go radiowóz, na patrolu, jadący niespiesznie po ulicy. Okolica była w miarę spokojna. Na stację "Robotnicze" doszedł po kilku minutach niespiesznego marszu. Jazda wagonem metra trwała może 20 minut. Wysiadł i po kilku minutach był juz w swoim niewielkim mieszkaniu. Lokum było niewielkie, było długie i wąskie - maksymalnie 2 metry szerokości. Przedpokój, o beżowych ścianach, miał ze trzy metry długości. Za ścianą na prawo była niewielka łazienka, dalej była szafa. Zaraz za przedpokojem znajdował się niewielki pokój z aneksem kuchennym: dwie szafki, mała lodówka, jednokomorowy zlew, czajnik elektryczny i kuchenka mikrofalowa. W pokoju było jeszcze mniej rzeczy: Niewielki stolik wraz z dwoma krzesełkami stał kuchnią a łóżkiem, którego zagłówek dotykał ściany z jedynym oknem. W mieszkaniu nie było telewizora ani radia. Marek usiadł na łóżku, zdjął plecak i wypakował prepacki. Jeden otworzył i po komplentacji jego zawartości część wsadził do mikrofali a resztę do lodówki, chleb do szafki. Napił się wody, z kranu, i ruszył w stronę łóżka. Po chwili leżał na podłodze i wyciągał szare, tekturowe pudło z pod mebla. Otrzepał je z kurzu i postawił na stole, otworzył. W środku były magazynki i amunicja. Paczkę z amunicją rozerwał zbyt gwałtownie, naboje kalibru 7,62 posypały się na podłogę. Westchnął i zebrał je spowrotem. Ręką sięgnął do plecaka po magazynki, naładował je i położył na stole. W pudełku nie miał już krótkich magazynków, tylko 2 większe 30-nabojowe. Załadował jeden z nich i położył go na stole. Zamknął pudło i wsunął z powrotem pod łóżko.
Kolację zjadł szybko, talerz wrzucił do zlewu - "Jutro się umyje". Kurtka i Kevlar leżały na łóżku wr plecakiem, magazynki nadal były na stole. Poszedł do przedpokoju, z szafy wyjął czyste spodnie i kurtkę z jasnymi szwami, spodnie ubrał, a kurtkę rzucił na krzesło. Brudne ciuchy rzucił na podłogę łazienki. "Potem się do pralni zaniesie".
Ledwie padł na łóżko, a kieszeń spodni zawibrowała krótko. Wiadomość od Dannego: "Poszalałeś młody. Wpadnij do baru koło 8. Jest temat. <<otrzymano 18.45>>"
 
majk jest offline