Biegł co sił w nogach. Po krótkiej chwili jego pistolet maszynowy domagał się nowych naboi. Tryk, tryk, tryk. Mechanizm broni uderzał w pustkę. Nie przeszkadzało to Japończykowi strzelać dalej. Tryk, tryk, tryk. W końcu dobiegł do drużyny. Był bezpieczny... Czyżby?
- Smok... smok... smok... - powtarzał beznamiętnie. Krzyki J.D.'ego nie spowodowały nawrotu zmysłów. Patrzył jak opętany przed siebie. Wysłuchach rozkazów, lecz dalej z lekko otwartymi ustami patrzył w siną dal. Nagle gdy pierwsze osoby poczęły już odwrót, Cherry spojrzał na murzyna i powiedział cicho do niego.
- Wszyscy umrzemy. - po czym pobiegł za resztą.
Gdy znajdowali się już pod pojazdem trzęsącymi rękami wyciągnął zapalniczkę i papierosa. Włożył do ust. Dopiero za trzecim razem trafił. Otworzył swe Zippo i podpalił tytoń. Otwierał i zamykał kilkakrotnie zapalniczkę wpatrując się w płomień. Uspokoił się nieco. Nieco.
Gdy usłyszał Maxa - Polaka, nie dowódcę - emocje znów przejęły górę. Nerwy miał zbyt poszarpane.
- Tupiku umiera, ja ledwo z zyciem uszedłem, kompania jest w niebezpieczeństwie, a ty sobie muzyki słuchasz?! Tego było więcej! Nie nasyci się tylko jednym z nas. Nie wiesz czy nas nie obserwują! Polują! Jak wilki. A ty sobie Nightwisha słuchasz?! - "I to bez Tarji" dodał w myślach - Każdy zmysł jest teraz potrzebny. A ty go ot tak sobie wyłączasz... - emocje wylały się z niego jak z przewróconego kufla piwa. Musiał się wyżyć. Ulżyć sobie. To, że Max był najbliżej to nie była jego wina. Shiro wziął głęboki oddech. Uspokoił się. - Wybacz - powiedział szeptem.
__________________ Why so serious, Son? |