Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2010, 20:06   #62
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
-Ouch phh…

Wziął ostatni oddech przed zniknięciem pod taflą wody. Koło niego ktoś nakierowywał lampę ze statku, a gdzieś dalej pływało ciało młodej kobiety.

-Phhh…

Wypuszczał z wolna powietrze, a lodowate ciarki rozchodziły się po jego ciele. Szczególnie w tym momencie doskwierał kikut, kontakt z zimną wodą w tym stadium nie był zalecany. Świat jakby znowu zatrzymał się, słychać było krzyki, wrzaski i ten bulgot.

-Phhh…

Czuł się bardzo chujowo. Czuł się jakby utknął w tej wodzie na parę miesięcy i nikt ani nic nie mogło go wyciągnąć. Starał się wiosłować rękoma, machać nogami, żeby tylko zbliżyć się do brzegu. Na nic. Był jak Odyseusz wciśnięty pod wodę, podróżujący po wyspach swojego mózgu. Cześć ciała miał sparaliżowaną, część jakby była kuta igłami, a w głowie, dochodziło czasem do zwarć neuronów. Nie pierwszy raz towarzyszył mu ten stan, ćpał jak szaleniec za młodu i być może to uratowało go dzisiaj przed śmiercią. Wciąż cały w drgawkach starał się zebrać do kupy, pokonać straszną barierę czasu, wygrać z tym śmiercionośnym lenistwem. Tonął…, był jak Titanic, który napotkał wreszcie podwodny lodowiec. Spadał niżej i niżej… oczy lepiły mu się niemiłosiernie, a na dodatek nie mógł wziąć oddechu. I pewnie nie, dlatego, że otaczała go woda, mu się po prostu nie chciało oddychać, nie miał takiej potrzeby. Cholerna koka. Nagle gdzieś w oddali, w mulistej cieczy zauważył czerwony odbłysk, a gdy zagłębił się jeszcze w czerń wody w odbiciu pojedynczych strużek świtała rozpoznał pickupa. Odbił się od dna na jednej nodze i stanął bliżej. Nie był pewien czy to sen, złudzenie czy rzeczywistość, ale trupia, sina twarz Johnnego wydała mu się bardzo realistyczna. A, więc jednak nie był taki do dupy, wypełnił swój cel, zajebał chuja. Natychmiastowo każda cząsteczka w jego ciele zaczęła radować się z osobna, gdyby nie znajdował się pod wodą właśnie rechotałby na cały regulator. Szczęście przepłynęło po nim, poczuł uczucie jakby zdobył Mount Everest, jakby dotknął dna Rowu Mariańskiego. Ale, gdy zdobędziesz któryś z tych szczytów, nieważne czy jest on ujemny to za nic się nie poddasz. Człowiek jakby odżywa, jakby musiał żyć jeszcze po to, aby wypłynąć i wykrzyknąć swoją radość…

Paraliż momentalnie zniknął, na twarz Siergieja, wrócił stary, dobry przyjaciel – wykrzywiony uśmiech z trójkami na wierzchu. Ludzie zawsze bali się tego uśmieszku, a z odpowiednim spojrzeniem nie trzeba było nic więcej, aby komuś zatrzęsły się nogi. Dzisiaj odkrył, że działało to również na ryby, taki uśmiech był domeną łowcy idealnego, ucieleśnieniem największego z drapieżników, który nigdy nie zawodził, posiadał jedynie ogromną przyjemność z polowania, a każdy taki akt traktował jak cel życiowy. Odpiął pasy, które trzymały Johnnego i wypuścił przez okno po swojej stronie. Niczym z pływaczkami popłynął do góry. Czas, jaki Siergiej spędził pod wodą musiałby zabić normalnego człowieka, on był nienormalny. Pewnie, dlatego, że zabijając każdą ze swoich ofiar konsumował jej duszę, wierząc tym legendom posiadał więcej żyć niż wszystkie koty razem wzięte. No cóż, może po prostu dryfował trochę po tafli, jego mózg był w taki stanie, w którym nie potrafił tego stwierdzić. W końcu zderzyli się z powierzchnią, a Siergiej chwycił dłonią za brzeg.



Gdy wysunął głowę na powierzchnie i zachłysnął się tak upragnionym powietrzem do jego głowy uderzyła pierwsza z myśli. Był poranek, ostatnie, co pamiętał to środek nocy, to jakiś prom z bajki. W głowie miał pieprzoną psychodelę, gdy przymykał oczy ukazywały się obrazy twarzy, miejsc, z którymi chyba nigdy nie miał do czynienia. Do tego coś miażdżyło mu czaszkę. Po chwili wrócił do siebie i rozejrzał się po brzegu, było pusto, a nieopodal stał ten sam hangar, w którym ktoś trzasnął go w łeb. Chyba się zgadza – stwierdził po pomacaniu czaszki i wyczuciu sporego siniaka. Wyskoczył na brzeg i zginając ciało w pół pociągnął za sobą nogę i cielsko Johnnego…

***

Skalpel zatopił w ciele na kilka dobrych centymetrów, Siergiej celował gdzieś w okolice spuchniętego przełyku. Tam robiąc pokaźny otwór wcisnął jedną ze swoich dłoni. Normalnie pewnie potraktowałby to jak zabawę, ale w tym momencie jego mózg przypominał smażonego kotleta i jedyne, co chciał zrobić to zasnąć. Cóż, niezbyt precyzyjny otwór w przełyku Johnnego wyglądający jak drugie, zakrwawione usta przyprawił Siergieja o uśmiech.

-Chciałeś coś powiedzieć?

Zażartował z mężczyzny i wcisnął mu do szyjki łapsko rozwalając cała kreacje. Po chwili grzebania i rozszerzania otworu udało mu się złapać to, czego szukał, to, co pamiętał jak przez mgłę. W swojej dłoni trzymał czerwone jajo Febrage. Było wielkości strusiego jaja, ale biło od niego coś majestatycznego, jakby ta spływająca krew idealnie pasowała do tworu autora. Odrzucił skalpel gdzieś na podłogę hangaru i testując nową stopę, która przed chwilą zmontował obszedł stół operacyjny. Chwycił leżącą w rogu siekierę i robiąc szeroki zamach odciął głowę, która poturlała się po betonie. Z chęcią złapałby ją za włosy, ale niestety pośmiertelnie już mu nie urosną. Siergiej skrzywił się nieco i wziął jego łeb pod pachę. Chwycił za komórkę Johnnego, którą mimo totalnego przemoczenia po krótkiej walce udało mu się odpalić.

-No, czas na małą zemstę chuda dupo.

Warknął do siebie i położył głowę Johnnego na stolę operacyjnym w pozycji pionowej. W komórce kliknął kontakty, następnie powoli zaczął zjeżdżać w dół

- Aleksandrov
-Alex
-Amy Black
-Angie ;*
-Anton

Hmm. Przez chwilę przypatrywał się znaczkowi, a potem przycisnął wyświetlone „więcej”. W tej zakładce pojawiło się kilka kolejnych opcji, wybrał konferencje wideo.

- Pi Pi Pi - nagle w słuchawce odezwał się głos Angie – Halo?

Skierował kamerę na twarz Johnnego. Wyglądał słodko, jak zwykłe. Z szyjki ciekły mu strużki krwi, oczy miał wykrzywione w różne strony, a na dodatek gałki oczne wychodziły mu z orbit. Usta miał pół otwarte, twarz sino-bladą, prawie jak zombie.

- Pozdrowienia od Siergieja…

Odwarknął wkurwiony do głośnika.
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 09-02-2010 o 20:43.
Libertine jest offline