Biedna przestraszona harpia, kuląca się ze strachu przed iluzją smoka. Bezbronna ofiara, taką jaką Liliel lubiła. Nie stanowiło problemu złamać wolę stworka i potem zaklęciem przenieść ranę ze swego ciała. Po zaleczeniu pozostało tylko usunąć świadka. Liliel kucnęła przy młodej harpii i pocałowała ją. Z początku stworzenie się wyrywało, z czasem jednak z lubością poddało się pieszczocie ust succuba... jak mucha pochwycona przez rosiczkę.
Z początku walczy o życie próbując się wyrwać z śmiertelnej pułapki. Potem siły się wyczerpują, umysł usypia i z czasem poddaje się nieuchronnści swego losu. Z każdą sekundą ciało harpii wiotczało, schło....jakby Liliel w akcie namiętności wypija siły życiowe stwora. W końcu demonica odrzuciła od siebie zmumifikowane zwłoki harpii.
Uśmiechnęła się z satysfakcją i zaczęła identyfikować przedmioty, które okazały się bezużytecznym szmelcem.
Nie była co prawda specjalnie tym poirytowana, ale i radości ten fakt w niej nie zbudził. Poświęciła więc kilka chwil, by ubrać harpię owe „skarby” i ruszyła w kierunku wieży. Czas odszukać Anzelma i resztę obiboków. Kołowała dookoła wieży, by wreszcie wlecieć w okno na korytarzu pomiędzy biblioteką a niższymi poziomami wieży.
Siedząc na parapecie wieży rozejrzała się nieufnie. Była sama w twierdzy wroga. Trzeba było tu być ostrożnym. Liliel wszak zmarnowała już sporo zaklęć ze dostępnej jej magii. Zamierzała udać się do biblioteki sądząc, że tam właśnie pójdzie kapłan, a za nim reszta.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |