EPILOG
- Daj ich naaaaam! - Dało się słyszeć całkiem wyraźnie. - Daaaaj nam co naaaaaasze!!
Jeden z górali drgnął niczym oparzony, oderwał się od swojej grupki i rzucił do ucieczki. Gdy tylko zagłębił się w dziwną mgłę jego okrzyki gwałtownie ucichły. Pozostali nie czekając uchylili wrota karczmy i niemal wepchnęli śmiałków do środka. W tym całym zamieszaniu Olegard, tchnięty tym samym nagłym przestrachem co uprzednio góral, czmychnął spod ich rąk i również zniknął we mgle. Nie zdążyli zareagować, a byli już w środku. W karczmie panowała cisza, zupełnie niepodobna do wszechobecnego na zewnątrz harmidru. Jedyny dźwięk jaki dobiegał ich uszu wydobywał się z raźnie trzaskających w kominku polan drewna. Na czele weszła Narfin, omal nie przewracając się o leżące u wejścia karczmy ciało Szramy. W sztywniejącej dłoni dalej zaciskał rękojeść małego sztyletu. Tego samego wiernego przyjaciela, którym wiele, wiele dni temu uśmiercił zwiadowcę pod Amon Sul. Strażniczka dostrzegła też Riviliona.
Był tam i czekał. Stał wsparty plecami o jeden z masywnych, obficie zastawionych strawą dębowych stołów. Jego długie pazury wżynały się w złote oprawy rozwartej księgi, którą wertował spod przymrużonych powiek, zostawiając na nich czarne, zygzakowate rysy. Zmienił się. Rysy jego twarzy wygładziły się. Zniknęło z niej też kilka szpecących blizn. Podniósł na nich wzrok dopiero, gdy ostatni z członków drużyny przekroczył próg karczmy.
- Witajcie! Witajcie w skromnych progach tego zacnego przybytku! Rozgośćcie się, jedzcie pijcie.. To już koniec! A jako że to koniec, powinniście, wzorem wszystkich dobrych historii, uzyskać kilka odpowiedzi nim zamkniemy ostatni akt i przejdziemy do epilogu! – Podniesiony głos Żmii niósł się po wszystkich zakamarkach pomieszczenia. Coś jeszcze przykuło uwagę strażniczki. Dwa pierścienie zdobiące jego prawice. Jeden z nich, ten sam, który ongiś służył Galdorowi, rozbłysnął słabo pod jej spojrzeniem, jakby z niemą prośbą o ratunek. Żmija powiódł otwartą dłonią dookoła, wskazując ściany Kucyka.
- Gdybym chciał.. Gdybym tylko chciał, z tego miejsca nie pozostał by kamień na kamieniu. Przetoczył bym się przez ziemie północy ze swoją armią siejąc pożogę i zniszczenie, a to.. – Uniósł księgę nieco wyżej. - to wydostał bym z gruzów pięknego Imladris… spomiędzy ciał dumnych pierworodnych. Ale po co? Skoro zjawiliście się wy? Dumni, bohaterscy i głupi. Wy i wasz wspaniały Noldor. Odganiający upiory, zabijający waszych wrogów, znający wszystkie drogi, służący radą… - Urwał na chwilę, by obniżyć głos do szeptu. - na każdym kroku realizujący elementy mojej genialnej układanki. A teraz, teraz mam to, a wy jesteście już martwi. Oczywiście! – Wyprostował otwartą dłoń w ich kierunku. Następnie wskazał palcem Szramę. – Oczywiście możecie próbować, ale niczego to nie zmieni. Jesteście już martwi. On. Ty, Jabłkowy Hobbicie. Narfin, piękna i przebiegła. Manfennas, zdradzony przez swojego najlepszego druha… Olegard… tak, Olegard też jest już martwy. Chciałem tylko spojrzeć w wasze twarze. Potem odszukam wszystkich, którzy udzielili wam wsparcia. Mistrza Balthima, szukającego właśnie drogi wśród mgieł, Avarona, Kethana, Aegiliona, którego wypuściłem z niewoli w Angmarze by mieszkańcy Rivendell mogli dzielić jego ból i troski… Taaak… chciałem tylko spojrzeć w wasze twarze, nim przejdziemy do tego, co nieuniknione. Czy chcecie mnie o coś zapytać? Zaproponować? Zaoferować? Kto wie! Może macie coś, co nawet, przy całej przebiegłości, którą obdarzył mnie Pan w Okowach, umknęło mojej uwadze. Nigdy nie ma złej pory na rozmowę! Haahaahaahaha!
Śmiech niósł się po pomieszczeniu, odbijając od ścian i wracając do ich uszu. Całe pomieszczenie zdawało się wirować. Dłoń Szramy nieco mocniej zacisnęła się na rękojeści…