Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2010, 22:55   #63
stibium
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Frank kazał jej odpocząć wsuwając do ręki studolarówkę. Zszedł po schodach, Angie oparła się o ścianę przykrytą wyświechtaną tapetą w rajskie ptaki i wypuściła z płuc powietrze. Naprawdę mogłaby odpocząć. Euforia wywołana białym proszkiem Peanuta zdążyła minąć już dawno, w samochodzie, gdy jechali do Florian’s, podkręciła wtedy radio i wystawiła głowę przez okno wielkiego Cadillaca, a Mallory zwalniał mimo frajdy, jaką sprawiało jej zderzenie z otrzeźwiającym powietrzem; wizyta u Baberstrauch kojarzyła się raczej z bad tripem, w żadnym razie nie spodziewała się tego rodzaju akcji… Niestety, wszystko wskazywało na to, że to była prawda. Ssanie w żołądku i Sahara w ustach, to wszystko co czuła. Ach. I ciężar pozostałej koki w torebce w kieszeni. Tylko parę przecznic dzieliło ją od bezpiecznej przystani.


*


Z grupy Johnniego na Angie cała ta afera odbiła się chyba najsilniej, czuła się tak, jakby nie była sobą. Bo nie była. Zablokowała drzwi do łazienki w mieszkaniu Lucii Estevez, starej znajomej z Broker, i spojrzała w lustro, zaglądając w swoje blade spojówki. Na półkach koło lustra leżały porozrzucane tanie kosmetyki Lucii, wzięła róż do policzków i tusz do rzęs, żeby nadać nieco kolorów swojej zmęczonej twarzy. Walenie do drzwi.


- Angie? Angie? Co jest? Ej, chodź do nas, wyłaź… Angie?

- Zaraz, Lucy, zaraz, daj mi moment…



Angie, kurwa, weź się w garść, nie wiem, gdzie się podziała półskośna cwaniara z Broker, którą zawsze byłaś, ale cały ten burdel wokół, to minie, mamrotała do siebie nachylając się nad pralką, na której usypała kolejną ścieżkę, to musi minąć, mała, za chwilę… Wciągnęła dwie niewielkie.


Szybkim ruchem odchyliła głowę do tyłu; oczy zaszły jej łzami, więc zaczęła intensywnie mrugać. Wyrzut adrenaliny, wielki energetyczny kop, wreszcie mogła znów zebrać myśli. W żadnym wypadku nie była w nastroju do żartów, czuła, że wszystko to, co dzieje się wokół niej to nie jej liga, że powinna była trzymać się od tego z daleka. Od samego początku. Teraz jedyną osobą, na którą może liczyć, albo raczej – na liczenie na którą jest skazana – jest Johnny, reszta grupy zabiłaby ją przy pierwszej nadarzającej się okazji… Krain, Siergiej, ci dwaj to rzeźnicy, co pokazali w Hatton Gardens. Sue zatańczy jak zagra jej kochaś, a Frank? Frank cały czas trzymał się jakby z boku. Lubiła go za to, ale wiedziała, że cios w potylicę wtedy nie może ujść jej na sucho. Nie w tym życiu.


- Angie? Co, do cholery, co ty tam robisz?! – głos Lucii przybliżał się do drzwi kibla a jej kroki rozbrzmiewały w głowie Chau jak walenie młotem. Czuła się lepiej i miała już wychodzić, gdy zadzwonił telefon.

- Halo?



*


Lucia Estevez wpadła do łazienki jak rażona prądem, gdy rozległ się przeraźliwy wrzask Angie. Tekturowe drzwi wyważyła kopniakiem, by znaleźć Angie klęcząca na podłodze pod umywalką, oddychającą ciężko i rozhisteryzowaną.


- Angie? Kurwa mać, co tu się dzieje, co to za jazda? – zaczęła latynoska; próbując podnieść przyjaciółkę z podłogi zauważyła pozostałości ścieżki i zrolowany banknot – Co za gówno dałoby radę tak cię rozpierdolić, Ange, hej, mała, speed to nie zabawki dla dzieci…

- Telefon, telefon, daj mi go
– mamrotała Azjatka próbując wstać, jej myśli rozbiegły się a oczy wyglądały na niewidzące – Lucy, daj mi telefon.



Ściskając mocno aparat wybiegła z pomieszczenia, a później z budynku, nieprzytomnie, bezładnie, obijając się o sprzęty. Drżącymi palcami parę razy próbowała wybrać numer, aż w końcu udało się, kuląc się i oglądając wciąż za siebie szła szybko w kierunku Charlie’s Viet.


- Frank? Frank? Odbierz – mówiła do słuchawki, aż wreszcie usłyszała niechętny głos Mallory’ego – Pamiętasz knajpę w Broker, tę kiedy mieliśmy załatwić Caddiego? Pamiętasz? Jezu, przyjedź tu szybko, do Broker, Charlie’s Viet, proszę!




-
 
stibium jest offline