Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2010, 23:54   #76
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir

Po wyjściu, a właściwie wybiegnięciu, Ery klon zabrał się za doglądanie Tamira. Ten co chwilę musiał aż syczeć z bólu, gdy lekarz dotarł w bardziej uszkodzone miejsce. Z pewnością nie należało to do najprzyjemniejszych doświadczeń młodego Jedi, ale przy terapii Korela, nie było takie straszne. Z drugiej strony można uznać to za konsekwencję minionego przesłuchania, czyli cierpienia z rąk Shistavanena ciąg dalszy.

- Dobrze. Najłatwiejsza część za nami - powiadomił "pan doktor" po jakiejś pół godzinie. - Teraz pora na narkozę i krótką operację, a potem do bacty.

Kapitan wyciągnął jakąś strzykawkę i wbił ją w rękę rannego. Parę sekund później Tornowi zaczęło mieszać się w oczach, a chwilę później odpłynął zupełnie...

* * * * *

Zabrak leciał swoim myśliwcem nad jakimś wzburzonym morzem. Kilkumetrowe fale rozbijały się białe kolumny, na których umieszczone były okrągłe platformy, na których z kolei zbudowano coś na wzór miasta. Wokół Tamira leciało kilka innych myśliwców Jedi, zmierzających w kierunku czarnych i w pewien sposób przerażających, chmur burzowych, z których co jakiś czas wyłaniała się jasnoniebieska błyskawica. Właśnie kolejna przedzieliła niebo, gdy odezwał się komunikator:

- Meldować stan gotowości - rozkazał jakiś kobiecy głos, który kojarzył się rycerzowi z Erą, choć z całą pewnością do niej nie należał. Po chwili inne głosy zaczęły odpowiadać - Kenobi gotów. Choi gotów. Kossex gotowa. Bath gotów. Codd gotowy i zniecierpliwiony. Skywalker gotowy.

- Torn gotowy - wyrwało się Tamirowi, nawet sam nie wiedział kiedy.

Eskadra wleciała w chmury i przez parę chwil jedyne co zabrak dostrzegał to dwa żółte światełka, będące wylotami napędu odrzutowego, myśliwca lecącego przed nim. W końcu wyłonili się z obłoków i ich oczom ukazała się ogromna flota. Dziesiątki statków najrozmaitszych typów. Kilka Providence'ów, jakiś Lucrehulk i mnóstwo innych, których Jedi do tej pory nie widział. Gdy okręty dostrzegły wroga natychmiast otworzyły ogień. Jeden z pocisków minął niebezpiecznie blisko myśliwiec Tamira. Oślepiający blask przysłonił wszystko...

* * * * *

Twarz... Jakże dziwna i znajoma zarazem. Twarz jakiej Tamir nigdy nie zapomni, a jednocześnie nigdy prawdopodobnie nie zobaczy podobnej. K'Kruhk! Rycerz nieco oprzytomniał. Powoli wracało do niego gdzie jest i dlaczego. Patrzył na whipida przez jakąś szklaną szybę, w dodatku wszystko zdawało się strasznie niewyraźne. Po chwili dopiero zabrak zorientował się, że pływa w jakiejś cieczy. To musiał być pojemnik z bactą.

K'Kruhk uniósł palec do góry. Torn spojrzał w górę i okazało się, że wieko jest otwarte, a jakiś człowiek, prawdopodobnie klon, czeka by pomóc wygramolić się pacjentowi na zewnątrz. Jedi chętnie skorzystał z jego pomocy, chociaż okazało się to zupełnie bezcelowe. Ten posadził go na jakimś fotelu i zaczął uważnie doglądać, prawdopodobnie by przekonać się, czy z komandorem wszystko jest w porządku.

- Jak się czujesz, Tamirze? - spytał K'Kruhk. - Dzięki Mocy, jesteś w jednym kawałku.


Jared

Corellianin z chęcią zabrał się do montowania wieżyczek. Początkowo miał pewne trudności, gdyż był to dla niego w pewnym stopniu obcy mechanizm, ale już po chwili radził sobie lepiej niż większość klonów. Same klony również bardzo go zainteresowały. Jakoś w trakcie pięciu dni, spędzonych na statku wraz z setką komandosów, nie znalazł czasu na ich bliższe poznanie.

Teraz, przy pracy, żołnierze pozdejmowali hełmy, w których najwidoczniej było im gorąco, czemu ciężko się dziwić, gdyż temperatura, nawet teraz po zmroku, była całkiem wysoka. Jared mógł dojrzeć ich twarze, a właściwie twarz, gdyż wszyscy mieli identyczną, chociaż w Mocy każdy wydawał się inny. Nawet na zewnątrz niektórzy starali się wyróżniać. Mimo, że większość miała krótkie, kręcone, czarne włosy i ogolone boki oraz tył, kilku osobników preferowało inne style. Albo przefarbowali sobie włosy, albo zupełnie inaczej się strzygli, był nawet jeden, który ogolił się zupełnie na zero.

Godziny mijały, kolejne wieżyczki stawały w gotowości, ale pracy wcale nie ubywało. Kapitan, zapytany od jak dawno już przy nich pracuje, odpowiedział, że mniej więcej od jakichś 12 godzin. Wszystko wskazywało na to, że poświęci na to zadanie jeszcze drugie tyle. W trakcie skręcania n-tej wieżyczki, Jared mógł być świadkiem lądowania dwóch kanonierek, w tym samym miejscu, w którym wylądowała ta, którą on przyleciał. Musiała to być część jego oddziału, gdyż na tle świateł z latarni, rozpoznał sylwetkę whiphida, którym niewątpliwie musiał być mistrz K'Kruhk.

Teraz, znowu na tym samym placu, lądowały kolejne dwie kanonierki. Wysiadło z nich kilkanaście postaci. Niektóre podtrzymywały inne, co mogło wskazywać, że było wśród nich kilku rannych. Zapadła już całkowita ciemność, dlatego Codd mógł się tylko domyślać, że były to klony. Jednak dwie osoby różniły się od innych. Wyraźnie można było dostrzec, że miały na sobie płaszcze. Prawdopodobnie byli to Jedi, a jeżeli tak, być może byli to mistrzowie Kota i Jennir.

Okazało się, że rzeczywiście tak było. Dass Jennir musiał się udać do środka budynku szpitalnego, wraz z rannymi żołnierzami, ponieważ Rahm Kota podszedł, do pracujących klonów i jednego rycerza, sam.

- Powiedziano mi, że tutaj pracujesz. Myślę jednak, że mam dla ciebie bardziej ambitne zadanie - oznajmił. - Co powiesz na mały spacer?


Era

Gdy Jedi dotarła już do sztabu, zauważyła, że nieco się w nim zmieniło od czasu jej ostatniej wizyty. Poprzednio wszyscy uwijali się tutaj jak w ukropie. Czuć było pośpiech i zamieszanie. Teraz panowała atmosfera uśpienia. Prócz komandora, w pokoju przebywały jeszcze tylko trzy osoby. Jeden operator siedział na krześle i wyraźnie się nudził, nie mając za wiele do roboty. Jakiś klon-porucznik kreślił coś na mapie zawieszonej na ścianie, a strażnik stał przy drzwiach, gdy weszła Era zasalutował jej.

AD-7453 zdawał się wyglądać przez okno, chociaż nie wiadomo co mógł tam dostrzec, zważając na panującą na zewnątrz ciemność. Wyczuł chyba jakiś ruch w pokoju, gdyż odwrócił się, by ujrzeć wchodzącą D'an. Wyszedł jej naprzeciw, a gdy spotkali się mniej więcej pośrodku pokoju zasalutował.

- Mogę w czymś pomóc, sir? - spytał.

Zapytany o ogólną sytuację zaczął żmudnie tłumaczyć, gdzie ciągną się linie obrony i kiedy można spodziewać się uderzenia wojsk Republiki.

- Prawdopodobnie w ciągu kilku najbliższych godzin. Jeszcze przed świtem. Nie wiemy jednak którędy generał Glaive zamierza uderzyć. Są o tym poinformowani jedynie wyżsi dowódcy zainteresowanych jednostek. Także nie wiemy czy ten atak będzie dotyczył naszego rejonu, a w konsekwencji i szpitala. Jeśli pani komandor chce znać moje zdanie to prędzej czy później sale operacyjne i tak będą pełne. W końcu inne szpitale też mają ograniczoną pojemność, a rannych wciąż będzie przybywać.

Po wymienieniu jeszcze kilku zdań, Era opuściła sztab i na schodach natknęła się na niespodziewanego gościa. To był Shivi. Wyglądał na lekko nieobecnego, ale ocknął się, gdy zobaczył młodą Jedi.

- Przepraszam. To zdaje się nie jest budynek szpitalny? Wyszedłem na spacer i chyba się pomyliłem.


Shalulira & Nejl

Lira kroczyła z rękoma skutymi kajdankami. Jej miecz świetlny spoczywał w mechanicznej dłoni jednego z droidów. Sytuacja nie wyglądała za ciekawie, a jej jedyną szansą był Nejl. Nieoczekiwanie dziewczyna otrzymała od niego odpowiedź "Mamy większy problem niż droidy- Mroczny Jedi". Tylko tego brakowało. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Oto jej towarzysz wyłonił się zza rogu i ruszył w kierunku grupki blaszaków.

Ricon otwarcie nacierał na droidy, które natychmiast otworzyły ogień widząc pędzącego, na nie, rycerza Jedi. Pomarańczowa klinga śmignęła kilka razy w powietrzu odbijając strzały z blasterów. Dwie puszki upadły na ziemię. Nejl zdążył już dobiec do małego "konwoju" i ciął kolejnych dwóch przeciwników. Pozostali rozpierzchli się po, bardzo szerokim, korytarzu, wciąż strzelając do atakującego wojownika. Wreszcie jeden z nich trafił go w podudzie. Chłopak nie wytrzymał bólu i aż przykląkł. To wykorzystał któryś z droidów i użył paralizatora. Młody rycerz osunął się na ziemię tracąc przytomność.

Dwójka droidów chwyciła go za ramiona i zaczęła wlec przed sobą. Shalulira poczuła na plecach lufy blasterów, a w uszach mechaniczny głos "Naprzód". Grupka ruszyła do wyjścia. Jednak zanim wyszła z budynku Qua'ire ogarnęły ciemności.

* * * * *

Oboje Jedi obudzili się niemal jednocześnie. Leżeli na zimnej podłodze w jakiejś ciemnej celi. Nikt nawet nie zadbał o to, by nie mogli użyć Mocy do ucieczki. Jedyną przeszkodą, prócz murów, były kajdany, krępujące im ręce i dodatkowo wiążące ich ze sobą. Nie mogli oddalić się od siebie na odległość większą niż metr.

Zanim jednak zdążyli chociaż pomyśleć o ewentualnej ucieczce, w drzwiach coś zgrzytnęło, a te, po chwili, płynnym ruchem, uniosły się do góry, odsłaniając przejście. Do środka wszedł zakapturzony mężczyzna. Nejl poznał go od razu. To był ten sam Mroczny Jedi, z którym niedawno walczył i o mało nie uległ przy tym Ciemnej Stronie. Lira również go rozpoznała. To był Ennrian!
 
Col Frost jest offline