Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2010, 00:36   #2
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mieczysław Czarny herbu Adwaniec pochodził z jednego z najstarszych szlacheckich rodów w Polsce, o czym wiedział zapewne tylko jeden z pozostałych uczestników spotkania. Został przemieniony w okolicach lat trzydziestu, choć niezwykle przenikliwe spojrzenie i głębia inteligencji która się za nim kryła, stwarzały wrażenie jak gdyby miał dużo, dużo więcej lat niż to zdradzały jego rysy twarzy. Nie wyróżniał się specjalnie, gdyby postawić go w tłumie arabów o ile w nocy można było znaleźć taki tłum...choć w pewnych miejscach Konstantynopol nocą był właściwie nawet bardziej zatłoczony niż za dnia... Jako słowianin miał bledszą cerę niż arabowie, ale chyba tylko ułatwiało to sprawę w nocy gdy swą bladość zawsze mógł wytłumaczyć tym że jest z daleka. Dawno już w sumie przed zwykłymi ludźmi nie musiał się tłumaczyć, jednak ostrożność wyniesiona z pierwszych lat po przemianie, dawała o sobie znaki cały czas.
Nie wyróżniał się specjalnie ani budową ani wyglądem, gęste czarne włosy z zakolami, smukła niemal chuda sylwetka była starannie ukryta pod arabskim płaszczem, strój już dawno wybrał miejscowy, nawet nie dla tego, iż był zwyczajnie wygodniejszy niż stroje noszone we Włoszech, Niemczech czy w Polsce, ale zwyczajnie nie wyróżniały go z tłumu. A Mieczysław nie zamierzał się specjalnie wyróżniać...miał inne rzeczy do roboty. Jego prawdziwym zainteresowaniem cieszyły się księgi a właściwie wiedza w nich ukryta i co bystrzejszy obserwator mógłby dostrzec drobinki materiału z papirusów, które nieustannie pokrywały wszelkie jego ubrania. Był jednak zbyt ekscentryczny by przejmować się takimi detalami, nawet na tak ważnym i towarzyskim spotkaniu jak to w którym akuratnie uczestniczył.
Wychodząc z domu myślał, że ubrany jest elegancko i dystyngowanie, dopiero teraz powoli dostrzegał jak bardzo zaniedbuje sprawy swojego wizerunku. Oczywiście gdyby miał wyglądać lepiej kosztem zdobycia wiedzy nigdy nie przystałby na taką propozycję.

Mieczysław chwilowo milczał obserwując zebrane wampiry...Dokładnie utrwalał obraz twarzy i przywiązywał doń imię właściciela...niektóre imiona był szczególnie kłopotliwe, zagraniczne, jednak Mieczysławowi zdawały się nie sprawiać żadnych trudności. Z fotograficzną pamięcią rejestrował wszelkie szczegóły - a wygląd i informacje tyczące się innych wampirów uważał za szczególnie istotne. Chwilę uwagi i cień uśmiechu zwrócił w kierunku Sebiemira którego znał jeszcze z pobytu w Rzymie. Rodak pomimo, że zdawał się interesować wyłącznie ludzkimi przyjemnościami, był godnym zaufania partnerem a przynajmniej był najbliższą taką osobą w grupie...szczególnie że osobie której w ogóle można by zaufać w środowisku Khainitów ze świecą szukać...
Oczywiście Mieczysław był zbyt starym - a może po prostu zbyt ostrożnym wampirem, aby nie zapominać o wewnętrznej polityce klanów. Wiedział że czasami Klan może wymagać ofiary z przyjaciela a nawet rodziny...czy ktokolwiek miał prawo się temu sprzeciwiać? Czy dobro jednostki należało bez wahania poświęcać dla dobra ogółu? Tego typu pytania dość często trapiły przedstawicieli Tremere. To był ich chleb powszedni. Mimo że od polityki starał się trzymać na pewien dystans, to nie mógł zaprzeczać faktom, że polityka de facto regulowała życie wampirów, bo czymże innym były zasady i reguły rządzące środowiskiem wampirów, jak nie wypracowanym kompromisem?

Dlatego właśnie klany z taką uwagą podchodziły do sprawy, naruszenie zasad, szczególnie tak świeżo po krucjacie było niebezpiecznym występkiem, przykładem który mógł ściągnąć naśladowców, anarchistów. Co gorsza na wolności wciąż pozostawał morderca a jeśli nie uciekł z miasta , znaczyło to że zamierza ponownie uderzyć - bo po cóż innego miałby zostawać? Pytanie właściwe brzmiało: w kogo ma znów uderzyć...?

Mieczysław ukłonił się jednak dostojnie i niezbyt głęboko, gdy wymieniano jego imię. Klan Tremere a właściwie to jego przedstawiciele, nie mogli pozwolić sobie na żadną wpadkę, zbyt wiele klanów im nie ufało...mieli ku temu pewne powody. Nieco skrzywił się słysząc, że podejrzany o mord może ukrywać się u Tzimistze nie było klanu który bardziej żarł się z Tremerami...ale z drugiej strony stwarzało to niewyobrażalna możliwość utarcia nosom Tzimitze, nawet jeśli nie byli bezpośrednio zaangażowani w ukrywanie mordercy.

Oczywiście wchodziła w grę możliwość ukrywania się na terenie Setytów jednak z uwagi na obecność jednego z nich w ekipie poszukiwawczej mogło to oznaczać tylko kolejnego potencjalnego sprzymierzeńca. Jeśli morderca ukrywał się wśród Setytów Mieczysław nie miałby nic przeciwko zrzuceniu winy na Tzimistze. Co chyba najbardziej dowodziło jak polityka potrafiła już na niego wpłynąć. "Tak czy inaczej wyznawcom Seta winno zależeć, by wszelkie podejrzenia i negatywne oceny zrzucić z dala od własnego klanu." - pomyślał świadom niezręcznej sytuacji w jakiej znaleźli się wyznawcy Seta. Nikomu kłopoty związane z przestępstwem nie były potrzebne, szczególnie nie teraz gdy niemal każdy Klan starał się odzyskać siłę lub utrzymać niedawne zdobycze. Nikt nie mógł sobie pozwolić na osłabienie.

- Co wiadomo o ofierze? - nie mógł nie zadać tego pytania, ofiara powinna wiele powiedzieć o zabójcy, o ile nie był jakimś zwichrowanym szaleńcem który nie typował swoich ofiar...a takiego mordercy khainita nie typował wśród tych którzy mogli zabić wampira. To nie mogło być dzieło ani szaleńca ani przypadku. Oczywiście nie oczekiwał samego imienia czy klanu w odpowiedzi, za jego pytaniem kryło się coś więcej, pytanie o przypuszczalną przyczynę zgonu takiego a nie innego wampira i gdyby rozmówca tego nie załapał zamierzał dopytać się szczegółowiej. Może zajmował się czymś szczególnym?... Z resztą pytań jaka chwilowo cisnęła mu się na usta postanowił poczekać, albo nie zadać ich wcale. "Mądry człowiek nie mówi co wie, ale wie co mówi" - pomyślał przypominając sobie stare powiedzenie, które lubił powtarzać jak mantrę, dzięki temu trzymał język za zębami gdy naprawdę była taka potrzeba. Właściwie to samo zadanie reszty pytań postanowił pozostawić reszcie grupy, sama wiedza kto i o co spyta mogła być cenna informacją bądź wskazówką na przyszłość.

- Ofiarą morderstwa był jeden z młodszych przedstawicieli klanu Lasombra, Akin Yusuf - zrelacjonował Lucien rzeczowo i spokojnie - Ciężko określić czy to faktycznie on był celem ataku. Wchodził bowiem do herbaciarni ze swoim towarzyszem, również członkiem rodziny, Velledem klanu Gangrel; a w samym pomieszczeniu oczekiwała ich jeszcze Erasta klanu Tzimisce. Z opisu jaki przekazali będący przy zdarzeniu kainici - Akin i Valled byli bardzo podobni budową i sposobem poruszania się; tej nocy mieli również praktycznie identyczny ubiór... Istnieje zatem możliwość, że napastnik się pomylił. W tej sytuacji oboje - zarówno Erasta, jak i Valled - korzystają z ochrony swoich klanów. Jak wspomniałem - niewiele więcej udało się ustalić - morderstwo w publicznym miejscu, zrozumiała panika oraz niedostateczne umiejętności...

Były to ważne informacje z punktu widzenia Mieczysława. Skoro istniała szansa , ze zabójca mógł się pomylić co do ofiar, to istniała też szansa, że wróci aby dokończyć dzieło - szczególnie jeśli pozostał w mieście. Niezależnie od ochrony Klanów Tremer uznał iż warto będzie przyjrzeć się potencjalnej ofierze a może nawet dyskretnie ją obserwować?
"Jednak czemu zabójca zdecydował się uderzyć w miejscu publicznym, wśród innych wampirów? Musiał być bardzo pewny siebie i swoich umiejętności, skoro założył, że i tak nikt mu nie przeszkodzi. Być może śpieszyło mu się...a jedynym sposobem było zabicie Akina zanim spotka się z pozostałymi. Czy młody Akin posiadał jakieś informację? Czy zajmował się czymś co zwróciło uwagę zabójcy? Tylko tak można uzasadniać jakże niebezpieczną przecież likwidację wampira na oczach innych. Chyba...że nie chodziło o Akina, tylko o wywołanie zamieszania, zbrodnia dla samej zbrodni... Co jednak miało to dać przestępcy? Jak do tej pory to poza pogłoskami i podniesionymi emocjami zwołana została grupa w celu odnalezienia mordercy - czy na to liczył czy może tego się właśnie obawiał? Z pewnością nie mógł zakładać, że żadne środki nie zostaną podjęte w odpowiedzi." Wampiry reagowały zwykle dość szybko na wszystko to co stwarzało dla nich zagrożenie. Burza myśli targała Tremerem, czuł, instynktownie wręcz ocierał się o tajemnicę, wiedział już, że to nie jest prosta sprawa - a sam fakt publicznego zabójstwa wskazywał na coś więcej niż porachunek między dwoma wampirami - takie porachunki załatwia się w możliwie najmniej głośny i widoczny sposób.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 11-02-2010 o 12:41.
Eliasz jest offline