Baron nie był zwolennikiem nocnej gonitwy po wąskich uliczkach tego mglistego miasta. Wręcz przeciwnie, nie potrzebowali zwracać na siebie dodatkowej uwagi. A jeżeli ktoś ich śledził to tym bardziej było niewskazane, aby ich zgubił nim odkryją jego obecność. W mieście nie było innej możliwości, rozświetlali sobie drogę latarniami. Francesco nie znał się na podchodach i tego typu zabawach, dlatego zdał się na Bardańczyka słuchając jego zaleceń. Chciał mieć pewność, iż nikt ich nie śledzi… a właściwie to wolałby porozmawiać z tym, kto ich śledził.
Dojechali na miejsce. Dopiero teraz uderzyło barona, iż byli widoczni jak na dłoni. Każdy z nich miało latarnię… czterech wyjechało i czterech miało źródło światła. Cóż lepiej późno niż wcale. Francesco zagasił swoją. Rozległe wrzosowisko, nie było sposobu aby dojść do nich niezauważenie… a przynajmniej było to wielce utrudnione. Jeżeli ktoś trzymał się w bezpiecznej odległości za nimi tak żeby go nie wykryto to nim zdąży się podkraść powinno być już po omawianiu kluczowych kwestii. Tak przynajmniej się wydawało Kordyjczykowi.
- Zatem mości Kawalerze, jak mniemam teraz możemy porozmawiać? Zwrócił się do Ragadańczyk.
Ostatnio edytowane przez baltazar : 14-02-2010 o 10:13.
|