Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2006, 21:02   #489
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ruszyliście więc w drogę powrotną do karczmy, mając nadzieję spotkania tam reszty kompanii i zażycia upragnionego odpoczynku. Niestety, wśród gości, żywo debatujących nad sprawą zielonego widma, nie znaleźliście Anzelma ni Maureen, ani nawet Basta. Bardowie zniknęli już, słusznie stwierdziwszy, iż ludzie mają w tej chwili ciekawsze zajęcie niż słuchanie ich pieśni i ballad; tylko Sam uwija się wśród stołów roznosząc dzbany i kubki; on również nie widział ich od waszego wyjścia.

Natomiast poszukiwana dwójka udała się spowrotem do szpitalnej sali, gdzie dochodziły ich tylko niewyraźne echa zwolna cichnących modlitw. Wreszcie umilkły i te, podobnie jak opustoszał "Kichający Smok", ciszę nocy przerywał chwilami jedynie tupot stóp, trzask drzwi czy nawoływania straży. Gdzieś w mieście zegar wybija właśnie północ budząc te przerażone osoby, którym udało się dopiero zmrużyć oczy.

Tak oto minął Wam pierwszy dzień w nowym świecie, teraz powoli i bez kolejnych niespodzianek mija Wam (na rozmowach podsumowujących dzień czy też śnie) noc. Lavondyss przywitało was nie obojętnością, jak Sigil, nie wyciągniętymi mieczami jak sie tego spodziewaliście (nie licząc nieporozumienia na plaży) a przyjaznym uśmiechem i pomocną dłonią Rangaardczyków. Może to spowodowało, że nie czuliście potrzeby potencjalnie bezpiecznego przebywania z "towarzyszami niedoli" a każdy na własną rękę i we własnym stylu zbierał informacje o nowym miejscu Waszego pobytu. I chociaż niektórym z Was przeszło przez myśl, że ta beztroska może okazać się tragiczna w skutkach bardziej podzieliły Was, stale obecne w Waszej świadomości, uprzedzenia rasowe, różnice charakteru czy doświadczeń, niż mogła połączyć obecna sytuacja. Nie macie też powodu ufać "rozbitkom" bardziej niż nowo napotkanym istotom zwłaszcza, że okazują oni większą rezerwę. Na razie jednak zdobyliście kilku pożytecznych znajomych wśród mieszkańców Rangaard, macie zapewniony wikt i opierunek, zasypiacie nie na więziennej pryczy a w wygodnych łózkach... nie jest źle. Co jednak przyniesie ranek? Zaginionych towarzyszy, nowe informacje - czy też stagnację, tak wyprowadzającą Was z równowagi?

Bast: [user=1509]Starzec pochrumkiwał i gładził się po brodzie, słuchając Twojej opowieści, od czasu do czasu zadając jakieś uszczegóławiające pytania. Na informację o waszym pojawieniu się na plaży roześmiał się chrapliwie: Hmmm, więc to takie buty! A ja sądziłem, że to młodzi urządzili sobie przyjęcie na plaży i nie byli w stanie wrócić o własnych siłach do miasta! Hmmm, hmmm... to dobrze, inaczej by ich meazle zjadły najpewnej! Zmień mu no kompres, młodzieńcze, hmmm, oj, moje stare nogi. polecił na koniec niepomny, że od łóżka Sylvana dzieli go tylko kilka kroków. Podejrzewasz, że dziad zwyczajnie jest leniwy - jak chory mógłby pracować na tak wysokiej wieży?[/user]

Taka uwaga na koniec dnia: Rangaard to duże miasto (jak ktoś nie pamięta niech przeczyta sprawozdanie Calcifera na plaży). Nie mieścina, nie wieś ale samowystarczalne miasto, z dwoma portami i stocznią, jednostką wojskową oprócz straży (pamiętajcie o piratach), świątynią zaliczaną do cudów Lavondyss, rozbudowaną siecią handlową obsługującą całą wyspę, reprezentacyjnym ratuszem i dużym dworem Aitara; oraz kilkoma miejscami, których Bast nie wypatrzył. Jak sami widzieliście miasto zajmuje jakąś 1/12 wyspy; aby Kedros przejechać konno wzdłuż potrzeba zaś ponad 2 tygodnie (w szerz ponad 3 tyg., nie licząc przeszkód naturalnych typu góry, doliny, rzeki). Wycieczka od bramy do bramy to ok. 10 km prostej drogi (pod górkę) i chociaż ze względów fabularnych skracam Wam czas wędrówek po mieście, miejcie relacje czasowo-przestrzenne na uwadze (podobnie jak w wypadku plaży). Tak, że jeśli ktoś idzie np. z karczmy do świątyni czy na plażę a tam zaczyna własnie toczyć się rozmowa, niech nie oczekuje, że zjawi się w niej po drugim zdaniu. Itp, Tyle.
 
Sayane jest offline