Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2010, 18:32   #488
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pon, 15.X, Mieszkanie Dawkinsa, 20:30


Ostatnio Christopher Dawkins zaczął czuć się jak benedyktyn skrupulatnie składając informacje kawałek po kawałku. Mozolnie i powoli. Tak było z otrzymanym przez niego notatnikiem ojca Ortegi. To było jak łamanie szyfru. Nie tylko hiszpańskie naleciałości stanowiły problem, ale też to że tekst pisany był w archaicznym stylu... i jezuita bazgrał jak kura pazurem.


Cała opowieść, była bardziej spowiedzią księdza...o tym jak przeprowadzał na własną rękę śledztwo w sprawie Jasia Nożownika, dokonującego brutalne mordy na prostytutkach w dokach Nowego Yorku, jak odkrył sekretny kult czcicieli demonów. I jak przyszło mu się zmierzyć z nimi, po uproszeniu od „Szymonitów” sztyletu. I tym jak wraz z bractwem stanął do boju z czarnoksiężnikiem i jego potworami. Opisał śmierć przywódcy owego bractwa i tego jak ..”wezwawszy moc Pana, obudził moc miecza światła i potęgę tego który potęga w sztylecie była spętana.”
Bardzo poetyckie, niewiele jednak mówiące. Po boju relikwia nie wróciła do bractwa, którego członków już wśród żywych nie było, tylko została w Nowym Yorku.

Wtorek, 16 X 2007, gabinet szefa wydziału filozofii na uniwersytecie nowojorskim, godz. 12:35.



Wkrótce po stawieniu się na uniwersytecie poproszono Willhelminę, by udała się do Schiffera.

Był on szefem nowojorskiego wydziału , jej przełożonym, choć struktura akademicka była o wiele mniej sztywna od wojskowej czy też policyjnej. I funkcjonowała na bardziej koleżeńskich układach. Co też sprzyjało nieformalnym związkom, czego przykładem miał być prawdopodobny romans między James Pryorem, a Sharon Street, ważnymi osobami w wydziale. Oczywiście nikt nikogo nie przyłapał, a sama Wilhelmina miała okazję być subtelnie podrywana przez Pryora, gdy się zjawiła po raz pierwszy na uniwersytecie.

Był jednak na tyle subtelny i mało natrętny w swych próbach, że jakoś to zniosła. Zresztą Pryor tak naprawdę nigdy nie był nią zainteresowany. Bardziej od Wilhelminy zależało mu na jej uwielbieniu wobec niego. Widząc, że tego nie osiągnie szybko dał jej spokój, i poszukał innych kobiet u których mógłby wzbudzić admirację wobec swej osoby. Dlatego też Willhelmina traktowała plotki o owym romansie z Sharon, z wyraźnym dystansem. James Pryor kochał bowiem tylko jedną osobę...siebie.

Natomiast Stephen Schiffer to inna historia. Był człowiekiem trzymającym się pewnych zasad. Co prawda zasady te miały czarnobiały układ: dobro/zło. Ale starał się ich trzymać uporczywie... problem pojawiał się wtedy, gdy życie przypominało o swych szarościach.




Stephen wstał, gdy weszła do jego gabinetu, uśmiechnął się i przywitał prostymi formułkami grzecznościowymi...Był wyraźnie zdenerwowany.








Zaczekał aż usiądzie, po czym wypytał ją o wykłady, o to jak jej idą sprawy związane z pracą w policji. I ubolewał nad zdziczeniem społeczeństwa, czego dowodem miały być, te wszystkie rytualne zbrodnie, do których kierowana była Willhelmina. Spojrzenie kobiety wychwyciło, iż obracał pomiędzy palcami dłoni długopis. A więc sprawa była poważna. Co się stało? Zapewne wkrótce się dowie.

Wiedziała bowiem o tiku nerwowym Schiffera. Gdy był zdenerwowany, odruchowo bawił się długopisem, papierosem... dowolnym podłużnym przedmiotem, jaki był w zasięgu.

Poza tym zwykle nie wypytywał o to co robi w wydziale. Stephen był już w takim wieku, w którym przemoc przestaje fascynować, a zaczyna przerażać. Zwłaszcza brutalna przemoc, a jakie są zazwyczaj rytualne morderstwa. Gdy życia ubywa z każdym oddechem, człowiek bardziej boi się o swoją skórę.

Dopiero po grzecznościowej wstawce, Stephen przeszedł do sedna.- Kojarzy pani może studenta o imieniu Patrick Simmons?

Willhelmina kiwnęła głową stwierdzając, że pamięta.

A Stephen kontynuował.- Chyba nie za dobrze mu idzie?

- Delikatnie mówiąc...tak.-
odparła Willhelmina. Dzieciak opuścił kilka z jej wykładów i oblał jak dotąd wszystkie egzaminy. W ogóle się nie uczył. Po jakie licho studiował filozofię?

-Jego ojciec Andrew Simmons, jest naszym absolwentem i to absolwentem bardzo wdzięcznym wobec uniwersytetu .- wyłuszczył sprawę Stephen.- Corocznie dostajemy od niego dotację w wysokości pięciuset tysięcy dolarów. Mógłby jednak źle przyjąć... - tutaj nawet autorytetowi w sprawach komunikacji brakło słów. Przez chwilę milczał, zanim rzekł.- Może byłaby możliwość, by Patricka potraktować nieco łagodniej niż innych studentów. Dać mu jeszcze jedną szansę?


Wtorek, 16 X 2007, kanały NY , godz. 13:10


-Nieźle mała...zaraz...-dyszał głośno Bull, a tymczasem Pete zaczął dawać drapaka. O ile pogadać z dziewczynkami i nie tylko... lubił . O tyle rozwrzeszczane grubasy nie stanowiły interesującego partnera do rozmowy.
- Hej ty! Stój bo strzelam ty...- i po tym wstępie Harvey wygłosił wiązankę od której więdły uszy, nawet uszka weteranki szkoły publicznej jaką była Amy. Jednak ta wiązanka nie zatrzymała Pete’a.
- Cholerne parszywe trogsy...banda ciemnych degeneratów i zboków.- klął pod nosem Bull nie mając jednak nadziei na dogonienie Pete’a, a tym bardziej chęci na podjęcie pościgu. Spojrzał na Amy i rzekł.- Na posterunku złożysz dokładne oświadczenie, bo nam trogs zwiał.
Potem machnął ręką.- Tak, tak...pamiętam pączkach. Ale najpierw obowiązek potem przyjemność.
Wyciągnął wielką armatę tylko teoretycznie będącą rewolwerem i strzelił dwa razy w wodę. Hałas wypłoszył aligatory, odciągając je od zwłok.
Przekręcił nieco bębenek w rewolwerze mówiąc.- Ja idę po denatkę, ty mnie osłaniasz. Zrozumiano? Bo umiesz przecież strzelać, prawda?
Umiała...teoretycznie.
Trzeba było przyznać Bullitowi, miał jaja jak berety i upór godny osła. Zszedł po zwłoki nie przejmując się ani aligatorami czającymi się w pobliżu, ani tym z denatka nie była pierwszej świeżości. Przytargawszy zwłoki do wejścia do tuneli, próbował zadzwonić.- Niech to szlag, brak zasięgu.
Sięgnął po portfel i wyciągając piętnaście dolarów rzekł.- Starczy na pudełko pączków. Cztery dla ciebie, dwa dla mnie. Kup je tam, gdzie myśmy ostatnio kupowali. A przy okazji zadzwoń do Jona by przytargał do ciebi, tego gadatliwego chłopaczka do oceny zwłok. Czekaj tam na nich. A potem sprowadź tu.
Po czym wcisnął Amy do dłoni, zarówno dolary, jak i wizytówkę swego partnera ze słowami.- Do boju maleńka.

Wtorek, 16 X 2007, stacja metra, godz. 13:25


Zadzwonienie o Jona Marlowe’a powiodło się za pierwszym razem. Gdy się dowiedział co i jak, lakonicznie obiecał , że zjawi się na stacji wraz Rybackiem, za około 20 minut. I Amy z poczuciem spełnionego obowiązku udała się do sklepu z pączkami.
Aż tu nagle komórka ponownie się rozdzwoniła. Amy odebrała i usłyszała w telefonie głos...głos znany, ale taki którego by się nie spodziewała...głos Julie Onfalo.- Hej, jak tam się ma nasza najmłodsza saperka? Tęsknimy za tobą w E.S.U.
Po odpowiedzi Amy, Julie kontynuowała.- Wiesz, tak się złożyło, że jeszcze niemieliśmy ci okazji urządzić z chłopakami impry pożegnalnej i pogratulować awansu. Ale w tym tygodniu mamy nieco więcej czasu i ...co powiesz na jutro. W naszym barze?
Oczywiście impra oznaczała jedzenie...dużo jedzenia. Jak można było odmówić zabawy z chłopakami z E.S.U, jej ekipą. Zwłaszcza, gdy oni za to płacili.
- A i przyjdź z chłopakiem. Lili wspomniała że masz jakiegoś. Drużyna chciałaby poznać tego kto zawrócił naszej Amy w głowie.-rzekła Julie. No tak, Julie znała współlokatorki Amy, a z Lili się kumplowała. Miały one wspólny temat, zdrową żywność...Przy czym Julie jadła zdrową żywność, a Lilijedynie o niej gadała narzekając Mary, że ta jej nie kupuje... i na tym narzekaniu się kończyło.


Wt, 16 X 2007, „Wacko Carl Cars” salon z używanymi samochodami, 16:10


Sprawdzenie personelu hotelowego było długie i mozolne. I dało mizerne efekty. Nikt z ich nie miał na swoim koncie przestępstw lub wykroczeń na tle paranormalnym. Za to kilka osób było nielegalnymi imigrantami, zazwyczaj na nieważnych wizach studenckich. Tylko czy powinien, czy nie powinien o takich sprawach powiadomić urząd imigracyjny?
Podczas gdy Chris sprawdzał, jego anioł (bo jak inaczej nazwać kobietę która odwala za niego cała tą robotę z formularzami), przygotowywał raporty i odpowiednie pisma. Na jutro mieli wszystko gotowe, a on miał u Vi dług. Ale na razie... udał się pod wskazany adres.

Phil Jackman pracował jako dealer używanych samochodów w „Wacko Carl Cars” jednej z tych średniej wielkości samochodowych salonów, które zrobią wszystko by się odróżnić od konkurencji. na miejscu szybko Chrisowi wskazano Jackmana. Było on mężczyzną w średnim wieku i właśnie rozmawiał z klientem... nastolatkiem w ciemnoróżowej koszuli.


Gdy Chris się przedstawił, Phil przez chwilę milczał, jakby starając się coś przypomnieć. Wreszcie rzekł do chłopaka.- To ty się zastanów nad moją ofertą Tom, a ja porozmawiam panem Dawkinsem. A potem wrócimy i jeszcze porozmawiamy, ale...wierz mi, nigdzie nie dostaniesz lepszej oferty.
Po czym oddalił się z Chrisem na kilkanaście metrów od Toma i rzekł.- Czas to pieniądz, więc nie marnujmy go. O co chodzi?

Wt, 16 X 2007, „La Royalle”, 18:45


Kolacja była udana, choć nieco monotonna. Gdy już Erickowi skończyły się pomysły na pytania przerzucił swą uwagę na Emily, a Richard na Vi. Przy czym obaj panowie prześcigali się w subtelnych komplementach, grzeczności i rycerskości...która była dobra na która metę, ciekawa w XIX wieku, ale w XXI nieco nużyła.
Tak więc kolacja miał być chyba miła...aż do bólu. Emily jednak miała inne plany. Uśmiechnęła się znacząco do Richarda i Ericka, po czym rzekła żartobliwym.- Och, chyba czas bym przypudrowała nosek, może potowarzyszysz mi Vivianne?
Po czym wstała spoglądając na Vi. Nietrudno się było domyślić, że chciała z nią porozmawiać sam na sam.

Obie kobiety poszły więc do WC...luksusowego WC, jak stwierdziła Vi.


Gdy juz tam się znalazły, Emily zaczęła poprawiać szminką usta dodając po chwili.- Lubię twojego brata. Nawet ta jego drobna nieporadność z jaką podchodził do zaproszenia mnie na tą randkę była urocza.
Odwróciła sie do Vi i oparła plecami o umywalkę mówiąc.- Ale ta randka trochę nam nie wychodzi. Ne wydaje ci się że ani Erick ani Richard są strasznie sztywni? Nie potrafią się rozluźnić w swej obecności.
Emily miała rację, a Vi znała powód. Richard chciał wykazać szarmanckością przed jej batem, a Erick udowadniał przed Emily że jest nie mniej szlachetny i szarmancki od Richarda. Mężczyźni są jak dzieci.
- Proponuję małe oszustwo. Może ty powiesz, że na dziś już jesteś zmęczona i poprosisz Richarda, by cię odwiózł do domu? Nic wszak nie szkodzi, byś podczas jazdy zmieniła zdanie, a Richard zna wiele uroczych restauracji w tym mieście. -zaproponowała Emily wesołym błyskiem w oczach.- Na pewno znajdziecie sobie uroczy zakątek na wieczór.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-02-2010 o 12:26. Powód: ZMIANY !!!
abishai jest offline