Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2010, 23:17   #78
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
"Mamy większy problem niż droidy- Mroczny Jedi"

Tego się nie spodziewała.
Co więcej, ku jej niezadowoleniu, nie zdążyła nawet w jakikolwiek zareagować na wiadomość drugiego Jedi, gdy ten nagle pojawił się w polu jej widzenia. Lira wyraźnie widziała co zamierza zrobić i nie podobało jej się to. Całe poprzednie zdarzenie tylko ją teraz podjudziło.

-Głupcze! Tak trudno było zrozumieć, abyś się nie zbliżał?! – Warknęła głośno bez choćby cienia sympatii czy troski o to, co droidy mogą zrobić jej towarzyszowi. Nie tylko słowa wydobywające się z gardzieli Liry, ale też i całe jej ciało poddało się temu gniewowi, co zaowocowało szarpnięciem się jej całej i tupnięciem mocno jedną nogą o podłoże. Dopiero wyraźniejsze skierowanie się ku niej kilku blasterów uspokoiło ją na tyle, że tylko zgrzytanie zębów o siebie było echem poprzedniej chwili i emocji.

Aż nie mogła dłużej patrzeć na wyczyny Ricona i najchętniej tylko by popędziła te nieznośnie blaszaki, aby czym prędzej ją stąd odprowadziły. A gdyby miała wolne ręce, to dłonią jednej z nich pacnęłaby się w czoło. Może i była w tym jakaś jej wina, bo nie uświadomiła go jeszcze dokładniej o tym jaka jest sytuacja. Następnym razem będzie pamiętała, aby wcześniej dokładnie zliczyć wszystkich przeciwników i dopiero potem przesyłać mu informacje o tym czy mają szanse, czy może jednak nie. Tak jak teraz.
Celny strzał jednego z droidów był idealnym zwieńczeniem tej parodii ratowania jej z opresji. Musiała przyznać towarzyszowi rację – wybrał sobie łatwiejsze wyjście na zostanie rannym. Blaszaki go tylko postrzeliły i, och, pozbawiły przytomności, a Mroczny pewnie zająłby się nim o wiele gorzej. Chyba, że miałby co do niego jakieś zamiary, wtedy byłby delikatniejszy. Trochę.

Koniec końców misja ratowania jej książęcej mości przez rycerza w nie tak lśniącej zbroi zakończyła się przytłaczającym niepowodzeniem, jednym z tych, które się pomija w bajkach dla dzieci. Ciężkie, sugestywne westchnienie ze swych płuc Lira wydobyła, które zdawało się prosto i jasno pokazywać stosunek kobiety do całej tej kwestii odbijania jej z cienkich łap mechanicznych oprawców. Zaraz też i kolejne spomiędzy jej warg dobiegło, acz tym razem zupełnie odmienne było, nawet z lekką nutką szanownego zdziwienia, po którym tylko ciemność na nią zstąpiła.



***



Miała obawy co do otworzenia oczu. Znowu, już po raz drugi w trakcie tej całej ich misji, a to, jak zwykle, nie wróżyło zbyt dobrze. Niejasno w umyśle jej przemykały jakieś pokrętne obrazy związane z ostatnimi wydarzeniami.. ale nie była co do nich pewna. I czuła.. zimno. Nie takie zimno, które mogłoby się kojarzyć ze śmiercią i dostaniem się w jakieś zaświaty, ale taki zupełnie normalny chłód, jaki można odczuć w wielu miejscach. Było też i coś, co jawiło jej się jako całkiem dobry znak w takiej sytuacji – cisza. Wszechobecna cisza pozbawiona szeptów, jęków bólu czy metalicznych trzasków i zwarć. Uniosła powieki.

Przez dłuższą chwilę miała problem z zarejestrowaniem, gdzie tak naprawdę się znajduje. Nic jej do siebie nie pasowało, a tego miejsca nigdy wcześniej nie widziała. Dodatkowo zdołała odkryć coś jakże interesująco, kiedy próbowała się gwałtownie podnieść – nie mogła tego zrobić, a powodem były kajdanki krępujące jej ręce. Innym interesującym uzupełnieniem był ból, który odczuła przy przebudzeniu się i nadal czuła przy poruszaniu choćby głową. Nie było to coś, co sprawiałoby jej niewyobrażalne cierpienie, ale lekko łomotało jej w skroniach. Powoli fragmenty układanki zaczynały do siebie pasować, aż w końcu złączyły się w całość myślą trafiając kobietę niczym błyskawicą. Droidy ich aresztowały, a teraz znajdowali się w celi.

Z cichym stęknięciem, które rozległo się trochę wbrew jej woli, kobieta zdołała się wznieść do pozycji mogącej być uważaną za siedzącą. Odetchnęła głębiej i zaczęła się rozglądać z nadzieją na dokładniejsze obejrzenie sobie ich aktualnego miejsca pobytu, co zaś być może doprowadziłoby do powstania w jej głowie jakiegoś planu dotyczącego tego co dalej. Jednak nie dane jej było tego zrobić, bo drzwi do ich celi się uniosły wpuszczając do środka kolejną osobę dramatu ku której Lira zaraz zwróciła swą twarz.

„Oh..”

Otworzyła szerzej oczy, a złoto tęczówek zaiskrzyło w nieznacznym oświetleniu pomieszczenia.

Coś ją uderzyło. Nie w sposób rzeczywisty, ale uderzyło w jej.. jej wnętrze, które też było tym wnętrzem głębszym niźli wszystkie organy znajdujące się w ciele. Ze dwojoną mocą powróciły te wszystkie uczucia, które myślała, że zostawiła za sobą w dniu wyprawy na misję. Szczęściem tylko było to, że stała, bo wtedy by pewnie nogi się pod nią ugięły ukazując w większym stopniu jej nagłą słabość. Czuła się dziwnie bezbronna, acz nie miał tutaj żadnego znaczenia brak jej drogiego miecza świetlnego. Chwil kilka przypominała rybkę wyciągniętą z wody, bowiem usta swe nieznacznie to rozchylała to znowu zamykała. Nie mogła się wysłowić, jakby odebrano jej głos, a to przecież on był często jej największym atutem. Myśli były zaś zbyt rozszalałe, aby którąkolwiek mogła pochwycić i wykorzystać w takiej sytuacji. Jednocześnie odrzucała od siebie wszystkie te, które bezlitośnie wręcz pchały jej na usta pytania. Dlaczego? Jak? Po co? Kiedy? A co ze mną? Drażniły ją, nie chciała ich wypowiadać, bo przecież jeszcze większą słabość by wtedy okazała.

Trwała tak w zamyśleniu, albo może nawet i osłupieniu, a wszelkie bodźce zewnętrze zdawały się do niej docierać w wyjątkowo zwolnionym tempie. Ten, który ją nauczał przez tyle lat. Ten, który był jej najbliższą osobą. Ten, który miał być.. martwy. Stał przed nimi, tak po prostu.

-Ennrian..
- Z trudem nieco, jakby dopiero co sobie przypomniała, ale nadal nie była pewna, czy to aby na pewno to, padło w końcu imię mężczyzny spomiędzy jej warg. Ogólnie rzecz biorąc, właśnie w tym konkretnym momencie pierwszy raz od ich spotkania odezwała się do niego po imieniu, a nie po tytule jaki dla niej miał.

Pomimo tego, że zdołała już się uspokoić na zewnątrz i przybrać maskę obojętności i pozornej beztroski, to jednak w środku ciągle się w niej kotłowało. Nie była w stanie tego powstrzymać nawet będąc świadomą tego, że Ennrian pewnie mógł to wyczuć i sprawiało mu to nieopisaną satysfakcję. Było to o tyle niepokojące, że jej emocje nie były skierowane ku czemuś konkretnemu, a tylko lawirowały pośród radości z zobaczenia Mistrza żywego, a nieopisanej złości, że zdradził. Swoich braci i siostry, cały Zakon. I ją zdradził. To właśnie bolało ją najbardziej, aż docierało do serca i przeszywało je wskroś.

Na moment przymknęła oczy i pokręciła delikatnie głową, jakbym właśnie swojemu własnemu zmysłowi wzroku nie wierzyła. W końcu parsknęła krótko i na powrót spojrzała na otaczający ją świat. I pewną osobę, która się w nim znajdowała.

-Kto by się spodziewał..
– Mruknęła takim tonem, jakby wcale, ale to wcale nie domyśliła się, że Ciemność zawitała także w sercu jej dawnego Mistrza. Wprawdzie początkowo jej niski głos zadrżał nieco, acz kobiecie udało się to pokonać. Dmuchnęła lekko, dzięki czemu niesforny kosmyk jej włosów dotąd łaskoczący ją irytująco w twarz, wzleciał w powietrze gdzie wykonał krótki taniec, po czym osunął się w okolice ucha – W Zakonie wierzą, że jesteś trupem, wiesz? Ale mi coś w tym wyjątkowo śmierdziało. No i proszę, jesteś. Znowu niczym wiatr, to na jedną, to na drugą stronę wiejesz.

- Nie oceniaj mnie, bez poznania wszystkich faktów - odpowiedział spokojnie, trochę zmęczonym tonem. - Wciąż siedzi w tobie ten dzieciak z Myrkr, widzący tylko czarne albo białe. Prawdą jest, że Hrabia Dooku przeszedł na Ciemną Stronę, ale nie oznacza to, że wszyscy, kroczący za nim, również.

-A to dopiero interesujące. Widzisz, najwyraźniej nieco mię zmyliła ta przyjazna atmosfera, która tutaj panuje – Żachnęła się i krótko powiodła spojrzeniem po celi, aby na koniec znowu zawiesić je na Mrocznym i przymrużyć oczy – Oświeć mię więc tymi faktami, chyba że chcesz, aby dzieciak ciągle tutaj tylko czerń dostrzegał.

- Wybacz, nie miałem z tym nic wspólnego. Dopiero przed chwilą dowiedziałem się, że droidy kogoś pojmały. Właściwie umieściłem je tam bez większej nadziei na jakikolwiek sukces. Jednak nie miały na celu schwytania wysłanników Republiki, a senatora Dongo Ralimema, przywódcy podziemia, który bezprawnie próbuje zniszczyć przyjaźń miejscowego rządu z Konfederacją. Codziennie w wyniku jego działań ginie kilkudziesięciu Rodian. Sama oceń, czy to właściwa droga.

Słuchała, a i jednocześnie przyglądała się swojemu dawnemu Mistrzowi. Zmienił się odkąd go ostatnio widziała, teraz wydawał jej się dziwnie spokojny i nijaki, jakby pozbawiono go tego dawnego zuchwalstwa i śmiałości. Był aż mdły w swym zachowaniu, co Lira z niezadowoleniem sama sobie przyznała. Co więcej, zdecydowanie odbiegał od jej wizji Mrocznego Jedi, który to przecież w stosunku do nich powinien być bardziej.. bezwzględny? Nie to, żeby się zawiodła, ale nieco ją to zbiło z tak zwanego pantałyku i nawet kazało jej się zastanowić nad wszystkim tym co sobie jeszcze wyobrażała lub co jej mówiono.

-Ah, rozumiem. To Ty jesteś tutaj ten dobry, a nam przypadło bycie złymi, nawet jeśli najwyraźniej tylko przypadkiem. Cóż za niefart. I to pewnie też nie tak, że opuściłeś Zakon. Tylko.. zapomniałeś ich poinformować o tym, że dalej żyjesz – Była krnąbrna, a i owszem, dało się to wyczuć w każdym wypowiadanym przez nią słowie. Tak jak kiedyś, lata temu, gdy to Ennriana za szatę chwyciła i bez pardonu powiedziała, a nawet stwierdziła, że z nim idzie – Jednak Twa dobroć nie sprawi, że nas wypuścisz, hm?

Nejl przez chwilę nie wiedział co się właściwie dzieje, patrzył się na tego samego przeciwnika, który zaatakował go w zaułku, tego samego, który chciał z nim walczyć przed domem senatora... i nazywał się Ennrian. Zdawało mu się, że ominął go jakiś epizod w całej misji. Przez chwilę zastanawiał się, skąd znał to imię, lecz w końcu pamięć zaczęła kojarzyć fakty: to był mistrz Liry.

- Przestań mydlić oczy- zabrał głos z spokojem Jedi - To ty zestrzeliłeś Republikański Okręt Dyplomatyczny, wysłałeś droidy, by się nami zajęły w dżungli, zabiłeś tych dwóch rodian gdyż mnie śledzili, zwiększając statystykę śmiertelności mieszkańców, w końcu to ty zaatakowałeś mnie zaułkach miasta. Czy może już o tym wszystkim zapomniałeś.

Ennrian odsunął się od drzwi, podchodząc do ściany. Oparł na niej swoją dłoń i spuścił głowę. Stał tak dłuższą chwilę w milczeniu, aż wreszcie nie wytrzymał. Z jego ust wydobył się zimny i złowrogi śmiech, jaki Nejl słyszał przy okazji ich walki:

- Nie zapomniałem
- Mroczny Jedi zmienił się nie do poznania. Gdy zwrócił twarz w stronę więźniów, ci mogli ujrzeć, że jego oczy zmieniły barwę na żółtą. - Rzeczywiście rozkazałem zestrzelić republikański okręt i rzeczywiście wysłałem do dżungli droidy. Zabicie dwójki rodian, którzy śledzili was tak nieudolnie, to też moja zasługa. Dwójka kretynów, nic dziwnego, że z łatwością ich dostrzegliście, w końcu to nie byli zawodowi szpiedzy. Może troszkę się pośpieszyłem, mogli wyjawić, gdzie jest ich szef. Jednak pokusa skrzyżowania ostrzy mieczy świetlnych była jednak zbyt wielka. Myślałem, że może uda mi się was nakłonić do dołączenia do nas, a zwłaszcza ciebie droga Liro. Szkoda, że zawsze byłaś taka uparta. Teraz wzywają mnie obowiązki, ale bądźcie pewni, że jeszcze sobie porozmawiamy - to powiedziawszy wyszedł, a drzwi do celi zamknęły się. Niestety włączona została również tarcza promieniowa, która uwięziła oboje Jedi.

W czasie trwania kolejnych kilku sekund młoda Jedi nieustannie wpatrywała się w drzwi, acz jej spojrzenie ciężkie i nieobecne było. Pozostawała w chwilowym szoku, a powaga sytuacji dopiero miała tak naprawdę do niej dotrzeć pomimo tego, że umysł odrzucał ją od siebie. Jednak nawet, gdy znalazła doń przejście, to kobieta nie zareagowała w żaden wyjątkowo dramatyczny sposób. Zaledwie opuściła głowę, aż długie włosy zasłoniły jej twarz i smolistą, czarną kurtyną odgrodziły od reszty świata. Zdawało się przy tym, że kobieta zupełnie opadła z sił i tylko ramiona jej drgały lekko, gdy wszystko się w niej burzyło i znowu gotowało.
 
Tyaestyra jest offline