Słysząc krzyk dowódcy, który wyrwał mnie ze spokojnego, ale jakże czujnego snu sprawił, że stanąłem na równe nogi z mieczem, wyciągniętym z pod poduszki. Nigdy nie lubiłem, gdy ktoś mnie nagle wyrywał ze snu, ale mogłem się tego spodziewać, w końcu jestem teraz w wojsku. "Ech... trochę pewnie potrwa nim się porządnie wyśpię."
Pomyślałem i przeciągnąłem się, aby rozruszać trochę swoje obolałe plecy i klepnąłem się kilka razy w twarz, aby się rozbudzić. Potrwało to kilka minut, ale gdy już minęły byłem całkowicie gotowy... zabrałem więc swoje rzeczy i pomaszerowałem na zbiórkę z kapturem zarzuconym na głowę. "Hmm... ciekawe co nasz czeka. Szykuje się chyba coś na szeroką skalę skoro rekrutują zwykłych podróżników do wojska."
W końcu, gdy znalazłem się na miejscu i wysłuchałem przemówienia, odebrałem swoją rację żywnościową... "Ooo... wiele to to nie jest, ale mam nadzieję, że starczy mi na posilenie się po trudach wędrówki."
***
"Więc zostałem już tylko ja..."
Zabrałem więc głos maszerując za reszta kompani. - Jestem Arthas Eldergold, a podróżuję po tym zawszonym świecie, który zalany jest okrucieństwem, bowiem zmusiły mnie do tego sprawy rodzinne. Nie miałem łatwego życia i zły los już kilka razy nawiedził moje życie... Nie jestem jednak obłąkany, a udowodnię wam że warto jest mieć mnie u swego boku, choć trochę czasu potrwa nim komuś bezgranicznie zaufam.
Skończywszy zamilkłem na chwilę wyczekując jakiejś reakcji moich nowych towarzyszy, |