Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2010, 07:51   #115
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Ulewa szumiała, jakby na zewnątrz płynęła jakaś wielka rzeka. Przewalające się nad borami grzmoty czuć było aż w trzewiach. Głęboko w Reikwaldzie, w potężnych murach starego zamczyska parę postaci w olbrzymiej sali pomiejscowionej w wysokich partiach zamku patrzyło na siebie i znów milczało...

No, wreszcie wyszło szydło z worka. Jaczemir spoważniał na słowa starego Daree. Artyści i gospodarz przypatrywali mu się, a on nie pozostawał im dłużny.

Wiele się działo dzisiejszego wieczora. - rozumował, mocno już oszołomiony winem kislevczyk - Spotkanie z nieznajomym, makabryczna wizja, poznanie tajemniczego Vautrina, rewelacje dotyczące schwytanego zbója, a teraz jeszcze to. Chcą zaprząc go do pisania? To po to były te próby sprzed kilku dni? Czemu nie? Ale dlaczego? Z reguły artyści są zazdrośni o sławę. Wielu knuło, łgało, czasem posuwało się do gorszych sprawek, byle tylko wykosić konkurencję. A tu, proszę, wesoła gromadka o ugruntowanej sławie, słowem śmietanka, zajmująca się wespół w zespół jakąś tajemniczą pracą. Tak tajemniczą, że zlecając trzeciemu stworzenie epizodu nie informuje się go nawet o całości formy. No, no, ciekawe...
Zaciekawiła go też reakcja Vautrina, a bardziej brak jakiej zdecydowanej reakcji. Nie na słowa Mistrza Daree, bo co do treści pewnie byli się dogadali. Zastanowiło go, co też zmusiło starego lisa do tak nagłego przerwania milczenia, niemal przerwania Vautrinowej wypowiedzi, i wyjawienia rewelacji. Czyżby wbrew pozorom byli w zmowie, a tamten się wygadał? A może nie są, i to jakieś słowo gospodarza sprowokowało Arwida?
Zastanawiające było też milczenie Liselotte, jeśli wierzyć słowom Voutrina sławy i pieśniarki. Potem jej pytanie...
Chciał mieć jak najwięcej czasu. Nie na odpowiedź. Już znał jej treść. Chciał w ciszy jaka zapadła zobaczyć to, co nie zostało wypowiedziane.
Sięgnął po pełny puchar. Spełnił go nie śpiesząc się.

Liselotte zadrżała. Sięgnęła po okrycie i otuliła ramiona. Gest był naturalny, swobodny - ot, powiało chłodem od okna... A w każdym razie na taki powinien wyglądać. Aktorski kunszt nie każdego zwiedzie...
Nie z zimna drżała. Odkąd na tym zamku przebywała, niejedno mogłoby podsycić podejrzenia, obawy... Trzymała je z dala od świadomości, tak samo, jak nie pozwalała sobie na marzenia o przyszłości, która nie jest niemożliwa - lecz jeśli się nie ziści, zrani do kości... Lecz jednak tak, jak gdzieś głęboko kryła nadzieję, wypalony pod powiekami obraz domu z malwami pod oknem i ciepłych, bursztynowych oczu pewnego elfa - tak i pod opanowaniem i zaabsorbowaniem Opowieścią krył się strach. Strach przed końcem ich pracy i przed Vautrinem.
A teraz mistrz Daree rzucił mu wyzwanie. Sądził chyba, że gospodarzowi puszczą nerwy, że się zdradzi... Lecz co, jeśli Vautrin ma nerwy z gromrilu?
To wszystko przemknęło jej przez głowę między dwoma uderzeniami serca - wtedy zadrżała.
Poprawiła szal, spojrzała na Jaczemira i uśmiechnęła się.
- Zgodzisz się? - spytała pogodnie i zatrzepotała rzęsami. Dziewczęcy, wpółświadomy urok... Zdawała się na instynkt. Wszyscy tutaj byli starzy, znali życie i liczne tajemnice. Jak miała tu przetrwać ona, młoda pliszka? Tylko świadomie kryjąc się w postaci, którą im się z pewnością zdawała...

A jednak nie tylko Arwidowi zależało na tym epizodzie. Tymi dwoma słowami poparła zamysł starego Mistrza i jeśli to, co widział, było prawdą jednoznacznie opowiedziała się po jednej ze stron. Artyści przeciw Vautrinowi. Goście przeciwko gospodarzowi. Rzemieślnicy przeciw zleceniodawcy...Zaiste, to wino było przednie. Widział już oczami duszy samotną postać na koniu zagubioną w lesie. Jej cel i determinację. Wątki rysowały się i zaplatały w dziwaczne sploty. Akcja czekała tylko, żeby oblec ją w słowa...Tak, czemu nie. Stworzę wam mściciela. Co mi tam. Na szczęście robota poety tym różni się od roboty kata, że po zakończeniu dzieła nigdzie nie walają się szczątki i kikuty.

- Szanowna Pani, Mistrzu, mości gospodarzu! Jestem gotów na uczestnictwo w owym jak się wyraziłeś literackim przedsięwzięciu - zwrócił się tymi słowami bezpośrednio do Daree - jednak niech mi wolno będzie zaznaczyć, że mimo iż sława moja mocno rdzą zeżarta, nie godzi mi się robić za czeladnika, czyli ep, wybaczenia proszę. Czyli jeśli chcecie mnie w swej trupie... - zawiesił głos, jakby dając czas na sprzeciw - chcę być dopuszczonym do wszelkich tajemnic owego literackiego przedsięwzięcia, to jest na równych prawach ze wszystkimi.
- A co się tyczy nagrody - rzucił pytanie bezpośrednio Vautrinowi z nadzieją w głosie - Jest jaka?

- Nagroda...- ozwał się Vautrin z poważną miną, ale zdawało się, co głos ma lekko rozbawiony - Ależ oczywiście...Ale nagroda czeka zawsze na końcu. Nasz mecenas, wierzaj mi, potrafi być hojny. Ale myśmy dopiero u początku, a ściśle biorąc u wejścia ledwie. Mistrz Daree oznaczył próbę, bo do każdego towarzystwa, zwłaszcza tak zacnego, by wejść, trzeba udowodnić swoje przymioty. Nie dawne osiągnięcia, ale formę znakomitą, gdy jej potrzeba i swoją wartość, tu i teraz. Wtedy, na mocy danego mi prawa, do tajemnicy cię dopuszczę. Wtedy też...-

Tutaj powiódł oczyma po pozostałych, a następnie znów patrzył prosto na Jaczemira.
- Wtedy też, jeśli zostaniesz dopuszczony do sekretu, wtedy opowiem o nagrodzie.

Uwagi Jaczemira nie uszło, że i inni zwrócili teraz jakby pytające spojrzenia ku Vautrinowi. Ten kontyunował powoli po chwili milczenia.
-Ale najpierw zdanie artystycznego grona co do jakości próby poznać mi trzeba, oraz ich zdanie też, czy do zespołu zgodzą się przyjąć Twą osobę. Tak to, jak widzisz Jaczemirze, na ich słowie i na twojej próbie zależeć będzie, co dalej.
Gospodarz przesunął nieco całe ciało, patrząc na starego Daree. W tej to właśnie chwili uderzyła znowu błyskawica, gdzieś blisko, aż zdało się że jej blask przez zamknięte okiennice nadał na moment bladego tonu twarzom biesiadników.

- Co do zadania...- Vautrin uśmiechnął się, jak na niego, niemal promiennie - Znakomity temat, Mistrzu. Znakomity.

W tle jego wypowiedzi niebiosa pomrukiwały, niosąc przez swoje przestrzenie dźwięk gromu...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 15-02-2010 o 07:56.
arm1tage jest offline