Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2010, 11:14   #128
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Tupik, Leonard, Liev, Grungan

Kolejny haust gardłogrzmota zniknął we wnętrznościach brodatego Strażnika. Ten uśmiechnął się słysząc pytania halfinga i jego słowa, skierowane do jednego z krasnoludów. Znowu podrapał się owłosioną ręką po zarośniętym, wydatnym brzuchu.

- Pozwól, że ja odpowiem na Twoje pytania. Tak, khazad dobrze odgadł. Jestem strażnikiem tej kopalni. Istotą połączoną z tymi korytarzami. Istotą powołaną do życia przez wierzenia krasnoludzkich górników. Sługą Grungniego... Jednak krasnoludy odeszły. Nikt nie wydobywa tutaj kruszcu ani rudy. Od wieków nie słychać uderzeń młota i kilofa. Kopalniane wagoniki nie kursują po szynach. Ta kopalnia umarła a ja odchodzę razem z nią. Moja egzystencja ogranicza się tylko do tego składu, poza nim nie mam mocy aby poruszyć choćby najmniejszy kamień. Kiedyś, gdy miałem jeszcze władzę nad skałami Karaz Skerdul spowodowałem zawał części korytarzy w Brekk. Chciałem odciąć całą kopalnię jednak nie udało mi się tego dokonać. Więcej Wam powiem jak coś dla mnie zrobicie... - stojącym naprzeciw Strażnika zdało się, że jego sylwetka urosła. Jego oczy rozpaliły się wewnętrznym blaskiem, tak jakby wypełnione były płonącą lawą. Głos istoty stał się wrogi i niski niczym odgłos toczących się po zboczu góry kamieni, które zmiatają i miażdżą wszystko na swej drodze. - W kopalni zalęgło się zło. Wypleńcie je dla mnie! Spełnijcie wolę Strażnika!

- A gdy już pozbędziecie się Har Salkhara i jego popleczników wówczas opowiem Wam o tym co się tu wydarzyło kilka dni temu. Pewnie jesteście ciekawi... - głos Strażnika znów stał się przyjazny, a on sam wrócił do poprzedniej postaci. - Bylebyście pozbyli się ich na dobre. No, a teraz dajcie łyczka. Za Wasz sukces!

Gdy wyszli ze składu, będącego schronieniem Strażnika kopalni Karaz Skerdul, stanęli aby zdecydować w którą stronę pójdą. Strażnik nie udzielił im żadnych konkretnych informacji. W tym momencie poczuli, że podłoga drgnęła zauważalnie...

Ingrid, Reinhardt

Ingrid nie zważając na nieme protesty swojego ochroniarza, zdecydowanie ruszyła ku pomieszczeniu znajdującemu się na końcu krótkiego korytarza. Będąc w połowie drogi przywarła do wilgotnej ściany, kryjąc się za zmurszałym lecz wciąż podpierającym strop, stemplem. W grocie coś się poruszyło.

Przez moment widać było wielkie, rogate stworzenie, całe porośnięte futrem, które w świetle pochodni przyglądało się resztkom zalegającym na ziemi. Po chwili zwierzoczłek zniknął z pola widzenia. W tym czasie Reinhardt zdołał dogonić swoją podopieczną i znów za pomocą gestów, gdyż obawiał się mówić będąc tak blisko wroga, nakazał dziewczynie odwrót. Ta już miała coś mu odpowiedzieć, gdy z jaskini dobiegł niski pomruk. Niemalże w progu stała zmutowana niska istota. Miała nie więcej niż półtora metra wzrostu, płaską głowę przywodzącą na myśl opierzoną jaszczurkę i dwie zmutowane ręce. W jednej, pokrytej łuską trzymała latarnię, druga zmieniona była w długą, wijącą się i ociekającą czarnym śluzem, mackę. Istota wpatrywała się w korytarz swoimi wyłupiastymi oczami. Po raz drugi mruknęła przeciągle, a macka zatańczyła ochlapując otoczenie kleistą mazią. Inne potwory musiały usłyszeć wezwanie, gdyż z jaskini dobiegły nierozpoznawalne słowa, wykrzyczane w języku Chaosu, cienie zagęściły się i zaczęły zbliżać w kierunku wejścia. Już po chwili widać było sylwetki kilku zwierzoludzi, trzymających wielkie topory.

Reinhardt podniósł rusznicę do ramienia, równocześnie zasłaniając sobą dziewczynę. Nie celował w nikogo konkretnego, w tej sytuacji nie miało to żadnego sensu. Po prostu uniósł broń i wypalił w ciżbę, kłębiących się kilkanaście kroków od niego wrogów. Efekt strzału był więcej niż nieoczekiwany. Kłąb dymu na moment przesłonił korytarz, a huk wystrzału zwielokrotniony przez zamkniętą przestrzeń był wręcz ogłuszający. Coś trafionego ołowianą kulą zawyło, coś innego zaryczało. Z sufitu posypały się kawałki skał. Jeden ze stempli rozleciał się, zaraz za nim z poleciały zmurszałe deski podtrzymujące strop. Reinhardt i Ingrid poczuli na głowach opadające z góry odłamki. Odwrócili się na pięcie i rzucili do ucieczki, w górę, na pierwszy poziom kopalni. Zza ich pleców dobiegł ryk połączony z hukiem zawału. Fala uderzeniowa, niosąca tuman pyłu rzuciła ich na kolana. Szybko się pozbierali i nie oglądając się za siebie biegli ile sił w nogach.

Zatrzymali się dopiero w dużym, prostokątnym pomieszczeniu, w którym śmierdziało gnijącym mięsem i odchodami. Na podłodze krzyżowały się tory kopalnianej kolejki. Od strony prowadzącego w lewo korytarza biła szara poświata. Drugi korytarz, prowadzący prosto tonął w ciemnościach. Wszędzie na podłodze walały się poobgryzane kości i resztki futra. Najwyraźniej miejsce to jako swoje leże, wybrała sobie jakaś mięsożerna bestia.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 15-02-2010 o 11:41.
xeper jest offline