Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2010, 22:56   #121
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Przez cały tan szaleńczy pośpiech prawie zapomniałby o swoim najcenniejszym dobytku. Przypomniał sobie w ostatnim momencie, stawiając już pierwsze kroki w kopalnianym wejściu. Zaklął szpetnie pod nosem i szybko wrócił do konia, zagłębiając dłonie w pustawych jukach. Po paru nerwowych chwytach, udało mu się wreszcie wyswobodzić długie na ponad metr, wąskie zawiniątko. Miał nadzieję, że impregnowane zwierzęcym tłuszczem skóry pozwoliły ochronić zawartość przed ulewnymi deszczami ostatnich dni. W innym przypadku, cenna broń okazałaby się zupełnie bezużyteczna, a ich, i tak już małe szanse, skurczyłyby się do mrówczych rozmiarów.

Oczywiście, miał też miecz, wiszący mu wiernie u pasa. Nauczył się jednak, że strzał w plecy w słusznej sprawie, był znacznie zdrowszy od honorowego starcia z częstokroć silniejszymi i szybszymi przeciwnikami. W przypadku mrocznych wojowników sprawa była jeszcze bardziej oczywista, choć wątpił, by nawet najbrudniejsze z zagrań ocaliło ich, gdy dojdzie do walki.

W końcu dogonił Ingrid, która w tym czasie dotarła już do pierwszej podziemnej komnaty, podziwiając właśnie z zainteresowaniem mroczne, wilgotne wnętrze. Reinhardt po drodze zdołał oswobodzić rusznicę ze skór, na miejscu mógł więc zaprezentować swój dumny oręż w całej okazałości. Lśniąca żelaznymi okuciami, wojskowa rusznica połyskiwała wdzięcznie w słabych promieniach górniczej lampy. U pasa zawisł mu róg z prochem, przez plecy przewieszony zaś był wysłużony, osmolony wycior do lufy. Uśmiechnął się szeroko, prężąc dumnie wojacką pierś. "Patrz niewiasto na swego mężnego obrońce!" - zdawała się krzyczeć cała jego wypięta postawa.

Był pewny, że niewzruszona dotąd białogłowa nareszcie doceni jego rolę w tym przedsięwzięciu. Wszak, jedynie od święta widywało się w Imperium tak groźną broń i potrafiących dzierżyć ją śmiałków. By pogłębić dobre wrażenie, zręcznym ruchem obrócił w dłoniach róg i nasypał garść prochu... obok lufy, prosto do własnego rękawa. Nie zraził się tym jednak zbytnio i dziarsko, jak gdyby była to od wieków integralna część manewru, odsypał uratowaną zawartość z odzienia do miejsca docelowego. Cały pokaz zakończył dwoma popisowymi ruchami wyciora w lufie.

Wszystko to, tylko po to, by zobaczyć, że widownia, sztuk jeden, zniknęła właśnie za najbliższym zakrętem, pozostawiając go sam na sam ze świetnym, w jego mniemaniu, popisem. Westchnął. Wyglądało na to, że zginie niedoceniony.

W końcu wyrównał krok z krnąbrną niewiastą, gdy ta dotarła do miejsca kaźni jakiegoś mężczyzny. Od lepkiego, słodkawego smrodu zebrało mu się na wymioty. Tylko z trudem opanował nagły, gwałtowny odruch zbuntowanych trzewi. Zasłonił usta ręką, wodząc po komnacie załzawionym wzrokiem. Gdyby nie oczywisty dowód, nie byłby w stanie stwierdzić nawet płci nieszczęśnika. Ten jednak był... aż nazbyt widoczny. Zmasakrowana męskość nieszczęśnika tkwiła wbita w półkę, nieopodal głowy. Skromne śniadanie ponownie podeszło żołnierzowi do gardła. W geście męskiej empatii zwinął się w sobie, odczuwając mentalną namiastkę bólu zadanego ofierze.

Sondując wzrokiem najoczywistsze ślady zbrodni, prawie przeoczył dziwne symbole, wymazane na ścianach jaskini. W życiu takich nie widział. Z drugiej strony... w czasie żołnierskiego życia nie poznał nawet podstawowych liter, więc równie dobrze mógł być to wymyślny przepis na rosół z grzankami.

I ponownie... nim zdołał się ogarnąć, Ingrid pognała już gdzieś dalej, hen do przodu. Pomału zaczął zastanawiać się, czy nie była jedną z tych wariatek, szukających śmierci, za jakieś ubzdurane przewinienia z przeszłości. W końcu niemożliwym było, by normalna, bogobojna niewiasta dobrowolnie szarżowała na bandę mrocznych stworzeń! Nie zdążył domyśleć tej myśli do końca, gdy zatrzymała nagle pochód. Teraz już nawet zaczynała wchodzić mu w kompetencje...
- Czy to aby nie był ten czarownik, którego szukamy? - postanowił zaatakować znienacka pytaniem, nim ona powie coś, czego zdecydowanie nie chciał usłyszeć.
 
Tadeus jest offline  
Stary 02-02-2010, 23:46   #122
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Wejście do kopalni nie wyglądało zachęcająco. Wydawało się, że nie tylko dawno już niczego tu nie wydobywano, ale również że porzucono pozyskiwanie cennego kruszcu w sporym popłochu. Ingrid stanowczo nie podobało się to, co widziała. Ale nie zamierzała tak łatwo rezygnować z dowiedzenia się, jakie tajemnice skrywa to złowrogie miejsce.

Ruszyli więc ostrożnie do wnętrza kopalni. Ingrid i jej nieodłączny cień, zwany Reinhardtem. Niewiele dało się dostrzec poza zimnym i wilgotnym mrokiem. Za to zapach, a właściwie nieznośny smród, zwalał z nóg. Odór śmierci zdawał się przenikać każdą drobinkę powietrza, wdzierał się gwałtownie do gardła, do płuc, nie pozwalając swobodnie oddychać. Mimo iż serce Ingrid waliło niczym oszalałe, na plecach poczuła spływającą powoli strużkę zimnego potu.

Dopiero gdy znaleźli się w jakiejś większej jaskini, Ingrid przypomniała sobie o obecności Reinhardta. A właściwie to on jej o sobie sam przypomniał, wymachując energicznie jakąś bronią i ciesząc się przy tym od ucha do ucha jakby patrzył na kolejny cud świata. Ingrid przewróciła zniecierpliwiona oczami, marszcząc przy tym groźnie brwi. „Niby chłop na schwał, a gorzej niż z dzieckiem...” - pomyślała w duchu, wzdychając nad nieodgadnionym uporem jej ojca, z jakim obstawał, by wysłać z nią tego... Ingrid nie potrafiła nawet określić, kim był dla niej pocieszny wojak, ani w jakiż to cudowny sposób miałby ją przed czymkolwiek obronić. Dobrze, że potrafił choć milczeć. Nie zważając na dziwne ewolucje Reinhardta z mającym zapewne budzić powszechny respekt orężem ruszyła raźnym krokiem w głąb kopalni. Nie zamierzała tu stać i podziwiać wątpliwych talentów akrobatycznych dzielnego Reiniego.

Idąc tropem przeraźliwego smrodu, dotarli wreszcie do starego składziku. Obecnie jednak miejsce to przypominało raczej rzeźnię. Ściany i podłoga skąpane w zaschłej już mozaice krwi. Jakieś tajemnicze symbole, których znaczenia Ingrid nie rozumiała, lecz które budziły w niej dziwną trwogę. I to coś, co zostało ze zmasakrowanego chyba człowieka. W każdym razie odcięta głowa, leżąca na półce skalnej nieopodal reszty zwłok, zdawała się wskazywać, że zamordowano tu człowieka. A może to nędzne resztki poszukiwanego maga... Patrząc na rozwleczone bezładnie szczątki Ingrid wiedziała jednak, że nie znajdzie tu odpowiedzi na to pytanie. Ani na żadne inne. Nie zastanawiając się długo ruszyła więc dalej, spoglądając za siebie, by sprawdzić, czy jej uroczy kompan nie zawieruszył się gdzieś po drodze.

Zatrzymali się dopiero na rozstaju podziemnych dróg. Ingrid zawahała się, gdy wtem jej, milczący dotąd jak głaz, towarzysz ogłuszył ją niespodziewanym pytaniem o poszukiwanego maga.
- Może i był... któż to odgadnie. Nieszczęśnik ów jednak raczej nie zdradzi już nam swej tożsamości, jak sądzę. - odparła Ingrid, zła, że małomówny ochroniarz jak zawsze nie w porę przerywa jej intensywne rozważania.
- A te znaki? - zafrasowany żołnierz nie dawał za wygraną – może to jakieś pismo czarownika, co je przed śmiercią nakreślił? Po co mamy leźć dalej, jak nam jego trza było szukać? Powiemy ojcu, że ostał jeno nieboszczyk i sprawa z głowy.
- A jeśli to nie on? Jeśli Bruno Kohler nadal żyje? Lubisz, jak widzę, Reinhardzie, łatwe, proste drogi... niepodobne to do nieustraszonego wojaka, za jakiego uchodzisz w szerokim świecie...
Tego się nie spodziewał. Zastanowił się, czy jego sława faktycznie dotrzeć mogła aż do cór nulnijskich możnowładców. W końcu niejedno przeżył i a bardowie proponowali mu czasem pojedyncze strofy w swoich... - otrząsnął się z samouwielbienia. Zmrużył podejrzliwie oczy, węsząc podstęp. Nie przeszkodziło mu to jednak w intensywniejszym wypięciu piersi i podświadomym zaprezentowaniu żołnierskiej postawy.
- Niech i tak będzie – odpowiedział w końcu niskim głosem, wyraźnie połechtany. - Ruszajmy zatem.
„Próżny dzwon!” - pomyślała Ingrid, uśmiechając się jednak czarująco, świadoma cudownie fascynującej siły kobiecych kłamstw, eee....znaczy komplementów.
 

Ostatnio edytowane przez anrena : 02-02-2010 o 23:55.
anrena jest offline  
Stary 05-02-2010, 22:51   #123
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
-Toż to nasz zacny towarzysz Pan de Valdue - zawtórował Tupikowi nieco szyderczo Liev. - Odnaleźlim już wszystkich z naszej drużyny. Został jeszcze Imć Kohler. Miejmy nadzieję, że miewa się lepiej niż nasi byli kamraci. - dodał.
Kozak pociągnął z fajki gęsty kłąb dymu z dopalających się halflińskich ziół. Czuł się o wiele raźniej mimo licznych siniaków i zadrapań. Obolałe członki nie dokuczały już tak bardzo, w głowie natomiast zadomowił się leniwy spokój z dozą głupawki.
Bazanov nachylił się nad zwłokami by przyjrzeć się lepiej temu co pozostało z szlachcica. Obserwował zwinne łapki halflinga badające ciało i zawartość kieszeni nieboszczyka. Prostując się wskazał cybuchem na ciemny korytarz przed nimi - Ruszajmy dalej. Nic tu po nas. Im szybciej zbadamy tą dziurę tym szybciej wrócimy.
- Znałeś go? rycerz? Szlachcic jakiś? - zapytał zaciekawiony a jakże , Tupik.
-Krzykacz jeno, mocny w gębie. Z wywernami słabiej sobie radzi jako widać.- odparł Liev. - Tak po prawdzie to prowodyr owej wyprawy pospołu z Panienką ...tfu, że się tak wyrażę, Estari. Ona i Skjelbred pewnie dotarli już do wioski. A my wciąż tu tkwimy rozmyślając nad zwłokami, nie pierwszej świeżości szlachciury. Do roboty Panowie! - zakrzyknął entuzjastycznie rozkojarzony halflińskim ziołem Bazanov, zbierając jednocześnie ekwipunek. Z trupa zatrzymał dla siebie tylko strzały, które trafiły do kołczanu na biodrze.
- Daleko się skurwiel dowlókł z taką dziurą w kulasie - w głosie Caleba wyczuwało się uznanie dla wyczynu martwego mężczyzny. - Idziemy dalej. Jeno gdzie? Prosto czy w prawo, hę?
Chodźmy na prawo, i tak powinniśmy badać każdą odnogę - zaproponował ciekawski hafling, nim jednak gdziekolwiek się ruszyli halfling począł ładować cenny w jego mniemaniu ekwipunek szlachcica zostawiając go na wpół nagiego tam gdzie leżał. Zamknął mu jedynie powieki, gdyż oczy wciąż z wytęsknieniem wyglądały pomocy która nadeszła zbyt późno.
- Pierwej zdałoby się zbadać odnogi, więc proponuję iść jako rzekł niziołek. -
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 06-02-2010 o 15:36.
katai jest offline  
Stary 07-02-2010, 19:22   #124
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Grungan, Tupik, Liev, Leonard

To co na początku wydawało się odnogą korytarza prowadzącą w lewo, okazało się zejściem prowadzącym na niższy, drugi poziom kopalni. Pochylnia nie tworzyła ślimaka, jak ta którą jakiś czas temu dotarli do niższych korytarzy. Chodnik zakręcał po czym miarowo opadał. Kończył go ozdobny, wykuty w kamieniu portal, z khazadzkim napisem.



Dzięki obecności krasnoludów można go było odcyfrować: „Zanieście dary do stóp Ojca, a On ześle Wam pomyślność”. Khazadzi wyjaśnili pozostałym iż jest to tradycyjna formuła, jaką górnicy umieszczają w kopalniach, aby zapewnić sobie błogosławieństwo boga. W przypadku kopalni Karaz Skerdul najwidoczniej Grungni odwrócił się plecami do swoich wyznawców. Przeszli przez portal.

Znaleźli się w dużym, prostokątnym pomieszczeniu, którego strop opierał się na dwóch grubych filarach. Szyny kopalnianej kolejki rozdzielały się na środku komnaty i wiodły w kierunku przeciwległej ściany oraz ku lewej stronie pomieszczenia. Niknęły w mroku roztaczającym się w korytarzach, do których prowadziły. Znajdowało się tu też trzecie wyjście. Prowadziło ono do dużej, kwadratowej sali. W świetle pochodni penetrujący kopalnię bohaterowie dostrzegli mnóstwo rozsypujących się worków i pogniłych skrzyń. Wszystkie pojemniki wypełnione były kamiennymi odłamkami. Pokruszona skała miała lekko czerwonawy odcień, co wskazywało na obecność w niej rudy metalu.

Nie zauważyli kosmatego stwora, aż do momentu, w którym się poruszył. Siedział w kącie, na jednej ze skrzyń i dłubał sobie w zębach. Był wzrostu krasnoluda, o równie masywnej i krępej sylwetce. To co go od krasnoludów odróżniało to znacznie obfitsze, splątane i poszarpane owłosienie głowy oraz wielki, nawet jak na krasnoludzkie standardy, nos, wystający z kłaków. Od stwora zalatywało alkoholem. Patrzył na intruzów zaciekawionym wzrokiem, przechylając głowę i mrużąc oczy.
- Nie macie może czegoś mocniejszego? - zapytał, wykonując powszechnie znany gest ręką przy szyi.

Ingrid, Reinhardt

Ostrożnie weszli w odnogę korytarza, z której dobiegały dźwięki posuwającej się przed nimi grupy zwierzoludzi. Korytarz był tylko niewiele węższy i niższy od głównego chodnika, na jego podłodze również ułożone były zardzewiałe tory. Korytarz ten obniżał się miarowo, równocześnie zakręcając cały czas w prawo. Po jakimś czasie zorientowali się, że tworzy on coś w rodzaju ślimaka prawdopodobnie prowadzącego na niższy poziom krasnoludzkiej kopalni. I rzeczywiście przypuszczenia te okazały się słuszne.

Po wykonaniu pełnego obrotu korytarz znów stał się poziomy i prosty. Tuż przed ciekawskimi oczami dwójki poszukiwaczy znajdował się wyrzeźbiony portal z jakimś napisem. Oczywiście runy były krasnoludzkie, więc żadne z nich nie było w stanie ich odcyfrować.
Obecność zwierzoludzi była wyraźnie wyczuwalna w zatęchłym powietrzu. Czuło się ich smród oraz zapach płonącego w pochodniach dziegciu. Banda chaośników musiała się rozdzielić, gdyż odblaski światła z ich pochodni widać było daleko z przodu, z głębi prostego chodnika, jak i całkiem blisko. Ze znajdującej się na końcu krótkiego korytarza po prawej, groty. Na jej progu leżały stare pogruchotane kości i resztki uzbrojenia. Cienie buszujących tam zwierzoludzi tańczyły makabryczny taniec na ścianach, a ich zniekształcone głosy dopełniały koszmaru.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 16-02-2010 o 13:16.
xeper jest offline  
Stary 09-02-2010, 12:38   #125
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik skrzętnie przerysował symbole do notesu wraz z tłumaczeniem "Zanieście dary do stóp Ojca, a On ześle Wam pomyślność” i co prawda krasnoludy krzywo patrzyli na jego zapiski pośpiesznie ich uspokajał. - Przecież nikomu nie zdradzam znajomości języka krasnoludzkiego, ot parę górniczych wskazówek, co by gdyby ktoś pobłądził przypadkiem wiedział jak się ma wydostać... Poza tym co to za przewodnik po jaskiniach i grotach bez objaśnień i wskazówek??
Tupik miał jeszcze jedno pytanie do krasnoludów...

- I co właściwie może posłużyć jako dar? Pewnie kamienie szlachetne lub złoto...ale nie szkoda takich darów zostawiać? Przecież po to się kopie, żeby je wydobyć?...
Sam miał ochotę pozostawić jakiś dar Grungiemu...tyle że za zwykły kamyczek to by się pewnie obraził...Tupik więc rozglądał się za jakimś niezwykłym...kolorowym , o ładnym kształcie...coś co wpadnie mu w oko.

Niezrażony kontynuował swe dzieło by po chwili gonić za resztą "zwiedzających" gdy w sali zobaczyli stwora, który na dodatek do nich mówił halfling oniemiał z wrażenia.

" Wspaniałe" zachwycał się w milczeniu przez moment nie mogąc wydusić z wrażenia choć słowa. Przez myśl mu nie przeszło że ma do czynienia z chaosem...przecież chaos nie mówił i tylko atakował...

- Ależ pewnie że mamy - zawołał podekscytowany, proca którą w pierwszym momencie wyciągnął zaraz znikła za pazuchą, a ruch łapek w torbie świadczył, że czegoś poszukuje. Po chwili wyciągnął niemal triumfalnie jabłecznik i gardłogrzmot. - Masz jabłecznika spróbuj, a jeśli uznasz że słaby to dam ci tego... I kim ty w ogóle jesteś i co tu robisz? Jam Tupik...
- Dzięki, dzieciaku - istota uśmiechnęła się szeroko i głośno łyknęła z butelki. - Niezły winiacz, hehe. Ale nieco słaby jak na mój gust. A w ogóle dlaczego taki chłystek jak ty posiada alkohol, co? Ile ty masz latek?
- A dwadzieścia pięć... a ty? I masz tu w takim razie, gulnij gardłogrzmota - podał stworkowi krasnoludzki spirytus... coraz bardziej zaciekawiony tym co widzi przed sobą.

Zastanawiał się czy to coś przed nim było zmutowanym krasnoludem, gnomem, czy też może jakąś inna formą życia... Niewątpliwie znało wspólny - co raczej wskazywało na ludzką przeszłość. Może ofiara magii lub mutacji?? Nie wyglądało groźnie, choć zdolność kamuflowania się w jaskiniach mogła być użyteczna...tak samo jak jego wiedza o nich...

- Widziałeś gdzieś tu innych ludzi? Są tu jeszcze jakieś stwory? Ba ta gadzina co latała przy wyjściu z kopalni nie żyje... - chwalił się zastanawiając, czy stwór przyjmie tą wiadomość z radością czy też zawyje z bólu i rozpaczy... mogła to być ważna wskazówka jak dalej postępować ze stworem. Mógł być cennym przewodnikiem...

- Jak smakuje Ci gardłogrzmot, to dostaniesz więcej...jak nas oprowadzisz po kopalni...i opowiesz coś o niej... - uśmiechnął się przyjaźnie, dając do zrozumienia towarzyszom, aby nie wszczynali niepotrzebnej walki.

- A nie wyglądasz na tyle - odparł, zasypany lawiną pytań, brodacz. Pociągnął z butelki, ale o dziwo, nie zakrztusił się, ani nie odebrało mu na chwilę mowy. Tak jakby pił wodę. - Dobry khazadzki wynalazek ten spirytus, nie? O co to pytałeś?
Podrapał się po porośniętym kręconymi włosami brzuchu. Pogładził brodę. W tym momencie Caleb cofnął się o krok, mrucząc coś w swojej mowie.
- To Strażnik... - wyszeptał. - Halfingu, kurwa, zamknij jadaczkę...
- Niech mówi - powiedział stwór, nazwany Strażnikiem. - W sumie ciekawość to pierwszy stopień do... Zapomniałem gdzie. Nieważne. A tak... Tą kopalnią opiekuję się już kilkaset lat, więc pewnie mam tyle lat co ona. A to, że khazadzi z niej uciekli zupełnie mi nie wadzi. Tylko tak jakby słabszy jestem bez nich i bez życia w kopalni. Właściwie moja egzystencja ograniczyła się do tego składu. Smutne... Co do innych ludzi to i owszem, widuję tu pewnych osobników. A wolałbym ich nie widywać, rozumiecie o czym mówię, prawda? I zabiliście pupilka... Oj to się Har Salkhar zdenerwuje, hehehe. Daj no tu smyku jeszcze łyka tego trunku, proszę.
- A masz- nalał strażnikowi kolejny kubeczek. Zaś do Caleba zwrócił się nieco zaniepokojony jego uwagą. - No to chyba dobrze, że kopalnia ma strażnika...prawda? A tak właściwie to przed kim on strzeże kopalni?? Mam nadzieję, że nie przed zwiedzającymi... - dodał ponuro, jakby obawiając się potwierdzenia. Poza tym tak generalnie to uznał, że to chyba dobrze, ze kopalnia ma jeszcze swojego strażnika, choć z drugiej strony zachowanie Caleba zaczęło niepokoić Tupika. - A kim jest ten Har Salkhar? I ... nie zrobisz nam krzywdy prawda? - Tupik po prostu nie mógł się powstrzymać... chwilę jednak po zadaniu kolejnych pytań widząc wzrok Caleba zamilkł na dobre.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 11-02-2010 o 13:12.
Eliasz jest offline  
Stary 12-02-2010, 22:01   #126
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Ingrid dość miała ciągłego łażenia po tej parszywej kopalni. Rzygała od samego jej widoku, nie mówiąc już o zapachu, którym zmuszeni byli się nieustanne delektować. Gdziekolwiek by się nie ruszyli, mieli wrażenie, że wciąż kręcą się w kółko. Ingrid dawno już przestała się orientować, w której części kopalni się znajdują. I najwyraźniej przestała się tym przejmować, zmęczona monotonią i bezsensem wędrówki śladami jakiś potworów. Chciała wreszcie stąd wyjść! Wydostać się na światło dzienne, odetchnąć niezatęchłym powietrzem.

Tymczasem pokonywali kolejne niekończące się korytarze, nie mając nawet nadziei na szybkie wydostanie się z tego piekielnego miejsca. Ingrid przestała nawet zrzędzić, nie zwracała już w ogóle uwagi na Reinhardta i jego dziwactwa. Była zmęczona, zła i potwornie głodna. Marzyła jej się jakaś wyborna, soczysta pieczeń... Jednak szanse znalezienia tu czegokolwiek zjadliwego wydawały się mniej niż znikome. Wzdychała więc tylko co jakiś czas, człapiąc zrezygnowana dalej i czując jak na opuchniętych stopach pojawiają się kolejne bolesne, krwawe bąble.

Nagle Reini chwycił ją za ramię i odciągnął w popłochu na bok, szepcząc coś o niebezpieczeństwie. Spojrzała na niego zdziwiona, bo już dawno przestała zwracać uwagę na odgłosy dobiegające z oddali. Tego całego dziwnego skradanie się też już miała serdecznie dosyć, wolała zmierzyć się ze strachem niż przed nim bez sensu uciekać, zadręczając się bez przerwy realnymi bądź też wydumanymi zagrożeniami.

Ingrid otrząsnęła po chwili z tych posępnych myśli, akurat by dostrzec kątem oka, jak jej ulubieniec z apetytem pochłania ostatni kawałek jakiegoś mięsiwa. Oczy Ingrid zwęziły się groźnie, gdy patrzyła na oblizującego się radośnie Reinhardta, a w głowie jej lęgły się najgorsze wyzwiska, całe tabuny krwiożerczych myśli, najgorsze, najstraszliwsze klątwy, jakie tylko wyobraźnia jej podsuwała. „A udław się, parszywa świnio!” - rzuciła wściekle w myślach.

Nie bacząc na nic, ruszyła z impetem chmury gradowej przed siebie...
 
anrena jest offline  
Stary 12-02-2010, 22:03   #127
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Kap
kap
kap

Złowróżbna muzyka podziemnej namiastki deszczu towarzyszyła im nieprzerwanie, od momentu wkroczenia w trzewia wydrążonej góry. Każde uderzenie żywiołu o skałę wywoływało w jego ciele mimowolne, bolesne skurcze.

Odkąd ruszyli tropem wynaturzonych stworzeń, jego serce biło jak oszalałe, a żołądek cały czas podchodził pod gardło. Starczyło wszak, by jedna z tych kreatur wywęszyła ich obecność, a czekałby ich los podobny temu, jaki przypadł napotkanemu przed chwilą, rozwłóczonemu nieszczęśnikowi.

Zastanawiał się, czy prawdą było, jakoby ofiary mrocznych kreatur faktycznie na zawsze trafiały do ich domeny, z dala od Łaski Morra. Na samą myśl o wiecznej tułaczce własnej przeklętej duszy wzdrygnął się jeszcze mocniej. Kurczowo zacisnął dłonie na rusznicy.

Z tego co zauważył, jego uparta dotąd towarzysza wcale nie czuła się lepiej. Zimną determinacje zastąpiło znużenie i głęboki wstręt do mrocznego, monotonnego otoczenia. O dziwo, trochę go to pocieszyło, przynajmniej nie czuł się osamotniony w swoich odczuciach.

Gdy głosy przed nimi rozdzieliły się na dwie grupy, zamarł, chwytając Ingrid za ramię. Gestem nakazał wycofanie się do za najbliższy zakręt, na wyższy poziom spiralnego zejścia.

- Poczekajmy, aż tamci dołączą do reszty, coby nas nie wzięli z dwóch stron - wysyczał bardziej niż wyszeptał do ucha towarzyszki.

Miał zamiar przeczekać, aż stwory się oddalą i ruszyć dalej za nimi. W duchu modlił się o to, by niebawem dotarli do celu poszukiwań. Nie wiedział bowiem ile jeszcze zniesie ciągłe napięcie, towarzyszące tej śmiertelnie niebezpiecznej grze, na krok od pewnej zguby.

By podczas czekania uspokoić nerwy, sięgnął do sakiewki i wydobył z niej podłużny kawałek czarnej, suszonej wieprzowiny. Skupienie na żuciu twardego, elastycznego mięsa pozwoliło na chwilę odegnać mroczne myśli. Zajęte prostą czynnością ręce przestały też przy okazji drżeć, poprawiając nieznacznie jego własne morale.

Korzystając z chwili odpoczynku, zerknął na twarz swojej towarzyszki. Coś się w niej zmieniło, miał jednak problemy z interpretacją ściągniętej w gniewie i zazdrości niewieściej facjaty. "Zapewne jakieś babskie sprawy..." - Pomyślał w końcu niewzruszony, kontynuując konsumpcję cennego kawałka zwierzęcych włókien.

I nagle, ni stąd, ni zowąd, niewiasta ruszyła przed siebie. Nie zdążył nawet zaprotestować, gdy zniknęła za pobliskim zakrętem.

Zaklął siarczyście i ruszył za nią, ściągając z ramienia rusznicę.
 
Tadeus jest offline  
Stary 15-02-2010, 11:14   #128
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Tupik, Leonard, Liev, Grungan

Kolejny haust gardłogrzmota zniknął we wnętrznościach brodatego Strażnika. Ten uśmiechnął się słysząc pytania halfinga i jego słowa, skierowane do jednego z krasnoludów. Znowu podrapał się owłosioną ręką po zarośniętym, wydatnym brzuchu.

- Pozwól, że ja odpowiem na Twoje pytania. Tak, khazad dobrze odgadł. Jestem strażnikiem tej kopalni. Istotą połączoną z tymi korytarzami. Istotą powołaną do życia przez wierzenia krasnoludzkich górników. Sługą Grungniego... Jednak krasnoludy odeszły. Nikt nie wydobywa tutaj kruszcu ani rudy. Od wieków nie słychać uderzeń młota i kilofa. Kopalniane wagoniki nie kursują po szynach. Ta kopalnia umarła a ja odchodzę razem z nią. Moja egzystencja ogranicza się tylko do tego składu, poza nim nie mam mocy aby poruszyć choćby najmniejszy kamień. Kiedyś, gdy miałem jeszcze władzę nad skałami Karaz Skerdul spowodowałem zawał części korytarzy w Brekk. Chciałem odciąć całą kopalnię jednak nie udało mi się tego dokonać. Więcej Wam powiem jak coś dla mnie zrobicie... - stojącym naprzeciw Strażnika zdało się, że jego sylwetka urosła. Jego oczy rozpaliły się wewnętrznym blaskiem, tak jakby wypełnione były płonącą lawą. Głos istoty stał się wrogi i niski niczym odgłos toczących się po zboczu góry kamieni, które zmiatają i miażdżą wszystko na swej drodze. - W kopalni zalęgło się zło. Wypleńcie je dla mnie! Spełnijcie wolę Strażnika!

- A gdy już pozbędziecie się Har Salkhara i jego popleczników wówczas opowiem Wam o tym co się tu wydarzyło kilka dni temu. Pewnie jesteście ciekawi... - głos Strażnika znów stał się przyjazny, a on sam wrócił do poprzedniej postaci. - Bylebyście pozbyli się ich na dobre. No, a teraz dajcie łyczka. Za Wasz sukces!

Gdy wyszli ze składu, będącego schronieniem Strażnika kopalni Karaz Skerdul, stanęli aby zdecydować w którą stronę pójdą. Strażnik nie udzielił im żadnych konkretnych informacji. W tym momencie poczuli, że podłoga drgnęła zauważalnie...

Ingrid, Reinhardt

Ingrid nie zważając na nieme protesty swojego ochroniarza, zdecydowanie ruszyła ku pomieszczeniu znajdującemu się na końcu krótkiego korytarza. Będąc w połowie drogi przywarła do wilgotnej ściany, kryjąc się za zmurszałym lecz wciąż podpierającym strop, stemplem. W grocie coś się poruszyło.

Przez moment widać było wielkie, rogate stworzenie, całe porośnięte futrem, które w świetle pochodni przyglądało się resztkom zalegającym na ziemi. Po chwili zwierzoczłek zniknął z pola widzenia. W tym czasie Reinhardt zdołał dogonić swoją podopieczną i znów za pomocą gestów, gdyż obawiał się mówić będąc tak blisko wroga, nakazał dziewczynie odwrót. Ta już miała coś mu odpowiedzieć, gdy z jaskini dobiegł niski pomruk. Niemalże w progu stała zmutowana niska istota. Miała nie więcej niż półtora metra wzrostu, płaską głowę przywodzącą na myśl opierzoną jaszczurkę i dwie zmutowane ręce. W jednej, pokrytej łuską trzymała latarnię, druga zmieniona była w długą, wijącą się i ociekającą czarnym śluzem, mackę. Istota wpatrywała się w korytarz swoimi wyłupiastymi oczami. Po raz drugi mruknęła przeciągle, a macka zatańczyła ochlapując otoczenie kleistą mazią. Inne potwory musiały usłyszeć wezwanie, gdyż z jaskini dobiegły nierozpoznawalne słowa, wykrzyczane w języku Chaosu, cienie zagęściły się i zaczęły zbliżać w kierunku wejścia. Już po chwili widać było sylwetki kilku zwierzoludzi, trzymających wielkie topory.

Reinhardt podniósł rusznicę do ramienia, równocześnie zasłaniając sobą dziewczynę. Nie celował w nikogo konkretnego, w tej sytuacji nie miało to żadnego sensu. Po prostu uniósł broń i wypalił w ciżbę, kłębiących się kilkanaście kroków od niego wrogów. Efekt strzału był więcej niż nieoczekiwany. Kłąb dymu na moment przesłonił korytarz, a huk wystrzału zwielokrotniony przez zamkniętą przestrzeń był wręcz ogłuszający. Coś trafionego ołowianą kulą zawyło, coś innego zaryczało. Z sufitu posypały się kawałki skał. Jeden ze stempli rozleciał się, zaraz za nim z poleciały zmurszałe deski podtrzymujące strop. Reinhardt i Ingrid poczuli na głowach opadające z góry odłamki. Odwrócili się na pięcie i rzucili do ucieczki, w górę, na pierwszy poziom kopalni. Zza ich pleców dobiegł ryk połączony z hukiem zawału. Fala uderzeniowa, niosąca tuman pyłu rzuciła ich na kolana. Szybko się pozbierali i nie oglądając się za siebie biegli ile sił w nogach.

Zatrzymali się dopiero w dużym, prostokątnym pomieszczeniu, w którym śmierdziało gnijącym mięsem i odchodami. Na podłodze krzyżowały się tory kopalnianej kolejki. Od strony prowadzącego w lewo korytarza biła szara poświata. Drugi korytarz, prowadzący prosto tonął w ciemnościach. Wszędzie na podłodze walały się poobgryzane kości i resztki futra. Najwyraźniej miejsce to jako swoje leże, wybrała sobie jakaś mięsożerna bestia.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 15-02-2010 o 11:41.
xeper jest offline  
Stary 15-02-2010, 12:08   #129
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik słuchał jak zahipnotyzowany, przestał się bać istoty choć nadal czuł wobec niej respekt pomieszany z dozą świętości... Tak, dla halflinga nie miał znaczenia wygląd istoty, bardziej liczyła się jej funkcja, rola w społeczeństwie - a ta tutaj istota pełniła bardzo ważna rolę i miała coś wspólnego z Grungim...Halfling już kiedyś spotkał się ze służebnicą Pani Jeziora, był więc można by powiedzieć zaprawiony w spotkaniach z tego typu istotami. Natychmiast ukląkł na jedno kolanko gdy usłyszał, że ma do czynienia nie tylko ze strażnikiem kopalni ale i ze sługą Grungiego...
Bogobojność halflinga mogła być przewyższona jedynie przez jego łasość na błogosławieństwa i dary z zaświatów... ten sługa co prawda był nieco wypaczony a nawet otwarcie przyznał się do zawalenia kopalni, jednak nie wyglądał na zarażonego chaosem, a ów zawał pewnie był po to aby chronić kopalnię przed sługami chaosu i pogrzebać je tu na zawsze...

- O czcigodny strażniku kopalni, sługo Grundiego o kamiennym spojrzeniu, duchu kamienia i minerałów...opiekunie kopalni i strażniku dawnych obyczajów... - lista wielbiących tytułów pewnie jeszcze by się wydłużyła, gdyby halfling nie przypomniał sobie po co właściwie zwraca się do strażnika. Przez chwilę kleczał tak zakłopotany próbując sobie przypomnieć co to właściwie chciał..." Ach tak"

- Przyjmij ten oto bukłak najlepszego trunku jaki mam...i przekaż proszę te dwie srebrne monety - lub chociaż wskaż mi proszę miejsce gdzie mógłbym je złożyć w ofierze Grungiemu.

Dopiero po chwili piskliwym, dziecięcym niemal głosikiem przemówił:

- Czy mógłbyś mnie wspomóc w dalszych wędrówkach po górach i podziemiach? Jakieś błogosławieństwo od Grungiego co by mi stopka nigdy nie poślizgnęła się w kopalni...aby mnie zawał kopalni omijał czy gazy trujące nieszkodliwe mi były... Uch i żebym szczęścia miał więcej jak szukam cosika w podziemnych przejściach na chwałę Grungiego... ale jak masz mnie w coś przemieniać by me prośby spełnić to z góry mówię nie dziękuję... - dodał pośpiesznie obawiając się przemiany w golema.
- A może znalazłeś po prostu jakiś kamyczek ciekawy który wspierałby mnie w dalszej wędrówce? Długo tu przecież siedzisz no i strażnikiem jesteś, pilnujesz jeszcze pewnie co by nikt nic nie ukradł, ale dlatego właśnie ja grzecznie proszę... I więcej trunku bym ci doniósł gdy już będzie po wszystkim...

- Widzisz, smyku - odpowiedział Strażnik, po tym jak z zainteresowaniem i pewnym zdziwieniem wysłuchał tyrady halfinga. -Ja to nie jestem od błogosławienia, a nawet jakbym był to i tak by to niewiele dało. Nie mam mocy, przecież mówiłem. Nie słuchałeś uważnie? A co do monet, to chętnie je wezmę. Nie wiem na co mi się przydadzą, ale zawsze miło spojrzeć na szlachetny kruszec.

- Oczywiście, wyplemimy plugastwo czające się w kopalni aby więcej nie beszcześciło tego miejsca. Nie chciał byś aby z powrotem wróciły tu krasnoludy? Aby uderzenia kilofów na nowo ożywiło to miejsce?...Czy gdybyśmy pokopali tu trochę odzyskałbyś siły aby przejść dalej w kopalni ?? twoja pomoc w walce z chaosem bardzo by się przydała...

- Och, dziękuję za pomoc - nieco z przekąsem odparł Strażnik. - Nieważne co by się stało, krasnoludy tu nie wrócą. Mam co do tego pewność.

Tupik usłyszał nagle wstrząs i huk jakby coś zawaliło się w kopalni, nie potrafił wyczuć skąd ten huk, ale miał wrażenie że gdzieś za nim, gdzieś z drogi z której tu przybyli "trzeba to będzie sprawdzić zanim ruszymy dalej, nie wolno mieć nie zabezpieczonych tyłów...a już dość długo ich nie sprawdzaliśmy..."

Tymczasem pokornie czekał na reakcję strażnika.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 21-02-2010 o 17:41.
Eliasz jest offline  
Stary 17-02-2010, 23:19   #130
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Z lekkim zdenerwowaniem kislevita przypatrywał się jak niziołek pertraktuje z czymś co podawało się za Strażnika Kopalni i wyglądało na owoc gwałtu trolla na krasnoludzkiej kobiecie. Stwór nie budził zaufania lecz Bazanov musiał przyznać, że imponowała mu zdolność pochłaniania przez istotę wyskokowych trunków.
Wojak nie bardzo wiedział jak ma zareagować. Jak do tej pory nie miał do czynienia z niczym podobnym. Zazwyczaj wszelkie nienaturalne byty które spotykał, obrywały od niego po wynaturzonym łbie. Tym razem owe podejście wydawało się nie być na miejscu. Postanowił odczekać i dać halflingowi szansę popisani się krasomówstwem. Rozejrzał się po towarzyszach, którzy wyglądali na równie zakłopotanych co on.

Strażnik na chwilę przybrał bardziej złowieszczą formę, przynajmniej tak sądził Bazanov, i rozkazał im wybić zło zalegające w kopalni. Kozak jęknął w duchu. Do tej pory miał nadzieję, że ostatnie zło zalegające w kopalni to leżący pod drzewem kebab z wiwerny. I nie chodziło o strach. Liev nie należał do ludzi strachliwych czy bogobojnych. Nie miał jednak ochoty na ponowna potyczkę gdy był zmęczony i poobijany, a na domiar złego ten przeklęty stwór wydudlał ostatnie zapasy gorzałki.
Cofnął się i znalazł dla zmęczonych pleców oparcie. Chłodna ściana dawała nieco ukojenia obolałym łopatkom. Kozak nerwowo poprawił zbroję i kolczą koszulę. Przejechał palcami po brzechwach strzał i poprawił futrzaną czapę. Dociągnął sprzączkę pasa, która właściwie nie wymagał poprawy lecz Bazanov szarpnął ją pomimo tego.
Podłoga pod stopami zawibrowała nagle.
Głuchy huk przemieszany z trzaskiem i czymś przypominającym wycie, wybił go z nerwowego natręctwa. Spojrzał za siebie i za chwilę na towarzyszy zadając wzrokiem nieme pytanie. Na razie wszyscy obserwowali niewzruszonego halflinga próbującego zdobyć względy Strażnika Kopalni.
- zachciało cie się głupi capie ekskursji - pomyślał do siebie Bazanov odruchowo ściskając trzonek topora.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172