Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2010, 19:15   #11
Vampire
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Dzielnica Santa Monica była niezwykłym miejscem, ciemne zaułki, stojące, co jakiś czas dziwki, szwędający się bezdomni i otaczający to wszystko cień beznadziei na radośniejsze życie. Ciche szumy fal roznosiły swój dźwięk po okolicznych domach. Morskie odgłosy dobijały się również do domu stojącego na uboczu, na samych obrzeżach dzielnicy. Był to zwykły dom o ścianach pokrytych ciemną farbą, która w mroku nocy wydawała się być czernią samą w sobie. Był to piętrowy budynek z niezbyt dużą ilością okien, lecz dużych, choć zawsze zasłoniętych krwistoczerwonymi firankami. Większość ludzi wykształconych i obcujących z kulturą wiedziało, kto tu mieszka, lecz, mimo iż był to teren całkowicie dostępny ani dziennikarze, ani nikt inny nie był widywany na terenie zamieszkałym przez Sebastiana DeVents’a. Tego wieczoru, jak poprzednich zza firanek poczęło rozbrzmiewać światło. Było to około godziny osiemnastej, gdy zachód minął kilka chwil temu.

Sebastian wstał z ogromnego łoża i przeciągnął się po letargu. Wszedł do łazienki, umył się i powolnym krokiem ruszył z powrotem do sypialni. Stanął przed lustrem blisko swej szafy i spojrzał na siebie.
- Kolejna nocna krucjata przeciw tym idiotycznym chrześcijanom. – uśmiechnął się sam do siebie i począł przeszukiwać szafę w poszukiwaniu czegoś oryginalnego. Wyciągnął czarny frak z wyszywanymi na nim czerwoną nicią znakami i ornamentami. Wziął do tego czarne spodnie, wypastowane lakierki i czarne rękawice. Zaczesał włosy mocno do tyłu i wrócił do łazienki. „Ludzie by zrozumieć piekło muszą zobaczyć jego wysłannika”. Uśmiechnął się i zaczął malować sobie czarną kredką oczy i czarną szminką usta.
-Chodźmy coś zjeść na chwałę Bestii! – krzyknął, a jego niski głos rozbrzmiał po domu echem. Wychodząc z domu wziął portfel i ewentualnie nóż.

Powoli snuł się po dzielnicy Santa Monica wypatrując potencjalne ofiary. To nie mógł być ktoś zwykły, to musiał być ktoś, kto zasługuje na jego nagrodę, na jego potęgę. Przewijali się przed jego oczami najrozmaitsi ludzie, lecz w całym tym motłochu nie był nikt, kto byłby godzien. Nagle niespodziewanie On znów do niego przemówił.
-Czegoś się boisz, Sebastianie? – spytał basowy, charczący głos odbijający się przeraźliwym echem w jego głowie.
-Nie, skądże? Jestem głodny i szukam kogoś godnego, jak zawsze.
-Hahaha… Pozwól, że ja go znajdę, Ty nie jesteś aż tak wyczulony jak słudzy Mrocznego Pana. – Sebastian uśmiechnął się diabelsko, a jego oczy błysnęły. Ruszył przed siebie pewnym krokiem, wszedł w jedną boczną uliczkę, wszedł w drugą. Krążył po labiryncie wokół budynków. Wreszcie, po pewnym czasie znalazł. W jego stronę szła kobieta, najprawdopodobniej odurzona, którymś z wyrobów Pana. Podszedł do niej i spojrzał jej w oczy. Były zamglone, chyba nie rozpoznawały otoczenia. Chwycił ją mocno za biodra, podniósł i przyszpilił do muru. Ścisnął ją mocno i nim ta cokolwiek zdążyła zrobić ten z przeraźliwym śmiechem wbił jej się w pierś. Pił bardzo długo, zostawił jej tylko kilka kropel. Rzucił ją na ziemie, odwrócił się i ruszył przed siebie.

Opera w Santa Monica była prawie pełna. Sebastian znów miał śpiewać te beznadziejne kawałki starych zrzęd, którzy zginęli, bo wierzyli w Boga, idiotyczną istotę, która może ich uratować. Jednak lubił to, czuł, że żyje, kiedy wychodził, śpiewał i bawił się z ludźmi…
Wyszedł na scenę, ukłonił się i patrząc przez widownię szukał potencjalnych ofiar. Miał zaledwie dziesięć minut, nim skończy się utwór. Zdąży zająć się zaledwie kilkoma… Muzyka zaczęła grać. Chwycił mikrofon i zaczął śpiewać. W tym samym czasie zaczął rozpoznawać aury zebranych. Tym razem tylko jedna osoba wyglądała na interesującą. Była w gniewie, spokojna, lecz w gniewie. Zaczął ją sprawdzać. Zaczął wysyłać obrazy. Że mężczyzna na scenie płonie, że ludzie odwracają się, a z ich ust wypełzają węże, zalał go falą obrazów o makabrycznej tematyce. Mężczyzna ani drgnął. Jak jego poprzednicy. Zatem najprawdopodobniej po wyjściu z opery się zabije, jak jego poprzednicy. Nie zamierzał rezygnować. Zaczął przelewać na niego mieszaninę emocji, żądze krwi, strach, nienawiść, beznadzieję, wrażenie potęgi, radość z przyszłych zdarzeń. Teraz sprawdził jego grzechy… Największym jego grzechem jest posiadanie kochanki, choć jest żonaty. Spodobało mu się to, złamał śluby kościelne. Jest grzesznikiem! „Zobacz teraz jak wygląda świat Twego grzechu” pomyślał i zaśmiał się w myślach. Ukazał mu przerażającą wizję świata, bez niczego, gdzie przez ten grzech stracił wszystko, że nie ma już odwrotu, istnieje tylko śmierć i kara w piekle. Przyszedł czas na pasję. Pasję samobójstwa. Wbijał mu to do głowy jak młotkiem. Mężczyzna zaczął się denerwować, jego umysł nie wytrzymywał… Kolejny beznadziejny przypadek. Utwór się skończył. Zaśpiewał jeszcze kilka pieśni, jednak bez dalszych eksperymentów. Przyszedł czas na przerwę i tak jak się spodziewał pod koniec przerwy „krzyk, pisk, ciało w łazience”. Samobójstwo, sznurówka na szyi…

Następnego dnia miało byś Spotkanie, więc musiał przemyśleć wszystkie w tym miesiącu sprawy i pomyśleć nad nową taktyką, nad czymś co pozwoli mu na większy zakres działań, lecz niestety nie mógł teraz angażować się z własnej woli w działania Camarilli, musiał poczekać na ruch sekty… Wrócił do domu i resztę nocy spędził na lekturze starych ksiąg…
 
Vampire jest offline