Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2010, 15:26   #2
Minty
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Gdy statkiem szarpnęło Taran siedziała w kajucie okładając w myśli sprawozdanie z misji. Sukces czy porażka. Czasem granica pomiędzy tymi pojęciami stawał się trudna do wychwycenia. Jeśli Mytus VII było sukcesem to z pewnością niepełnym, jeśli porażką to niecałkowitą. Czy ona sama nie mogła się zdecydować czy jest z misji zadowolona czy też nie.
Ale to było zanim statkiem szarpnęło i nagle pojawił się przed nimi ponowny problem.
Alarm sprawił, że zerwała się na równe nogi.
Yetaala był już w kokpicie. Zerwał się na równe nogi, przerywając ćwiczenia w ulamku sekundy po uderzeniu. Zanim zaczął się atak, mlodzieniec medytował, starając się oczyścić swój umysł. Obiektywna analiza zdarzeń, które zaszły na Mytus VII była jakbajbardziej wskazana, jednak emocje nadal nie chciały opuścić padawana.
Ttaran zastanawiała się, cz Yet podniósł osłony czy też zrobił to któryś z droidów? Nie miała czasu zapytać. Całą uwagę poświeciła raportowi o uszkodzeniu hipernapędu. Ktokolwiek ich zaatakował celował dobrze. Stracony stabilizator pola skutecznie zniechęcał do ucieczki, ale wskazywał też na to, że chcieli ich żywych a to był dobry znak.
Opanowanie emocji było w tej chwili sprawą priorytetową. Yetaala dobrze o tym wiedział. Trening okazał się nie być bezużyteczny, Twi'lek nawet nie mrugnął okiem, kiedy stanął z zaistnialą sytuacją twarzą w twarz. Zamiast bezsensownie panikować, zzajął się obmyślaniem ewentualnych planow działania, z czego w głebi serca był bardzo dumny. Niew pełni słusznie, oczywiście.
Myśli ledwie przebrzmiały w głowie kobiety, gdy wróg już do nich mówił. Cóż może dobrą wolą by takiego zachowania nie nazwała jednak, słowo cywilizowane było bardziej na miejscu. Samo w sobie dawało nadzieję na polubowne załatwienie sprawy. A do tego właśnie powinni jako Jedi dążyć.

Rozmyślania oczywiście zaowocowały już po chwili, nasuwając młodemu Twi'lekowi kilka pomysłów do głowy. Wszytkie kręciły się mniej, lub bardziej wokół miecza świetlnego, perswazji i drodiów naprawczych. Yet ani przez chwilę nie wierzył w to, że dyskusja z agresorem może przynieść jakiekolwiek profity.
- No to wpadliśmy, Mistrzu. - Mina Yeta wskazywała, że cała ta sytuacja była dla niego dużym wyzwaniem. Taki wyraz twarzy młodego Twi'Leka nigdy nie wróżył niczego dobrego, a raczej niczego przemyślanego. - Mistrzu, powinniśmy ich posłuchać, mam plan. - Dodał z uśmiechem.

Przed laty, gdy na kilka miesięcy po pasowaniu na rycerza przyszła do Mistrza Vrooka i podekscytowana oznajmiła, ze wzięła sobie padawana ten parsknął tylko śmiechem po czym stwierdził z pewną dozą uszczypliwej i zarazem troskliwej satysfakcji „Teraz się przekonasz”.
I owszem przekonała się, jest przyjąć na sobie odpowiedzialność za młody, kształtujący się umysł. Przestać być tym pilnowanym i zacząć pilnować. Dziewczynka którą dawno temu jej własny mistrz upominał, że jeśli nie zmobilizuje się by siedzieć w miejscu dłużej niż trzydzieści sekund nigdy nie nauczy się medytować, musiała stać się stateczna, spokojna i odpowiedzialna. Z początku wydawało się jej to koszmarnie monotonne, jednak jej padawan szybko zadbał o to by przestała się nudzić.

Pochyliła się nad komputerem pokładowym. Sprawdziła koordynaty. Sprawą oczywistą było, ze wbrew niedawnym komunikatom maszyny wcale nie byli trzy godziny lotu od Coruskant. Co się więc stało? Odpowiedź tak jak przypuszczała znajdowała się w maszynie. Ktoś ominął zabezpieczenia komputera, zmieniając diametralnie koordynaty skoku. Skoczyli niemal na ślepo daleko poza zewnętrzny pierścień. Biorąc pod uwagę, że mogli skończyć w czarnej dziurze lub samym środku gwiazdy mieli szczęście.
- Nie wpadliśmy Yet, ktoś nas w to wpakował. - odparła z kamiennym spokojem wytrenowanym przez lata znoszenia kryzysowych sytuacji. Po czym podniosła wzrok na ucznia, choć sytuacja do wesołych nie należała nie umiała się nie uśmiechnąć słysząc, że twi'lek już znalazł z niej wyjście. - Nie tak szybko. Najpierw rozeznajmy się w sytuacji. Ale masz rację. Oporem nic nie zdziałamy. Póki co ich warunki wydają się rozsądne. - Cóż jeśli ten jego plan był dobry, a przecież i takie się młodzieńcowi zdarzały na pewno przetrwa w jego głowie do czasu aż sytuacja się choć trochę wyjaśni.

Przekonanie o bezkrytyczności swoch idei stopniowo uchodziło z Yetaali, wypierał je trening jedi i samodyscyplina, jednak uczucie rozczarowania na wieść o odstawieniu jego pomysłu do lamusa nadal sprawiała, że czuł się urażony. Nie przyszło mu nawet na myl, żeby opracować inny plan, jednak na swego mistrza także nie potrafił się gniewać. Darzył ją zbyt wielkim szacunkiem.
- Eechh... Dobrze, mistrzu Taran. - Yetaala zareagował jak zwykle w przypadkach, kiedy jego "złote pomysły" były niedoceniane. Okazał stylizowany brak zainteresowana. - Jakoś z tego wyjdziemy.
Oczywiście młodzieniec wiedział, że jego mistrzyni zna się na tym "numerze", toteż wywalczenie czegoś tą drogą nie było możliwe, dlatego szybko przywrócił uśmiech na twarz.
- Zdajmy się na potęgę mocy. - Powiedział Twi'lek, święcie przekonany, że jego słowa wypowiedział by w tej chwili każdy mądry jedi. Odpowiedź Taran zmieniła zdanie Twi'leka. Jego mistrzyni niewątpliwie była mądrym jedi.


Westchnęła i pokręciła głowa z uśmiechem po czym pochyliła się nad komunikatorem.
- Wyłączamy uzbrojenie Kapitanie Tarko, wskażcie miejsce lądowania. - zwróciła się do wojskowego po czym znów spojrzała na ucznia. - Moc nie jest i nigdy nie była niczyją niańką. Nie ocali nas przed tym przed czym sami się nie ocalimy. No ale nie żebyśmy nie mieli już w tym wprawy, prawda? - zakończyła z kierując statek ku planecie.
Szybko oduczyła się uważać Moc za panaceum na wszelkie problemy. Budząc się zestrojonym oddechem galaktyki trudno było nie zachłysnąć się potęgą, jednak kobieta już dawno temu nauczyła się, że ich działania i decyzje działania mają równie wielkie znaczenie co midi-chloriany we krwi. Moc była cudownym darem, jednak tylko jego należyte wykorzystanie mogło zapewnić sukces inaczej stawała się niewykorzystanym talentem. Starała się nauczyć Yeta by równie mocno co w Moc wierzył w siebie i własne umiejętności, tak jak ona w niego wierzyła. Zzdawało się jej, ze zaczął już pojmować tą zależność. Gdyby jeszcze nabrał trochę więcej rozwagi...
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 16-02-2010 o 15:30.
Minty jest offline