Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2010, 15:30   #116
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Daree patrzył chłodno... Uśmiechy, konwenanse, gesty. Jak wtedy gdy był w Kislevie gdzie pchnął sprawy handlowe Imperium. Wówczas reguły były znane … Kislev zobowiązał się znieść cła na import towarów z imperium w zamian za mocno wątpliwą pomoc w przypadku inwazji chaosu. Albo potem w Bretonii oraz Estalii gdzie Arwid był ambasadorem najważniejszych spraw Imperium. Ale jakie reguły obowiązywały przy tym stole? Czy były w ogóle jakieś reguły?

Nie masz wyjścia Jaczemirze, nic nie wskórasz próbując ugrać coś więcej. Albo się zgodzisz, albo skończysz jak Jasper …


- Dziękuję mości Vautrinie, cieszę się, żeś rad z tematu nazwijmy to próby … - Arwid mówił ciepłym głosem, uśmiechając się na pochwałę gospodarza. - Jaczemirze, nie drocz się Panie i nie trzymaj nas w niepewności, że mógłbyś odmówić. Jestem pewien, że zaskoczysz nas kunsztem namalowania tej sceny. Orzeł zlatujący z wysoka, zabijający jastrzębia, trzymający jego truchło w szponach … ale już milczę … bo to przecie twoje zadanie panie.

Liselotte milczała. Gesty, intonacje, podteksty, aluzje. Jak miała się tu odnaleźć córka altdorfskich kuglarzy? Jeszcze mogła milczeć, jeszcze przez parę chwil. A potem będzie trzeba coś powiedzieć... Spokój ulatywał, znów przypominała płochliwą ptaszynę. Najchętniej by coś zaśpiewała, ukryła się w swej sztuce. Ale teraz był czas pełnej pułapek rozmowy - a w jedną z pułapek chyba już wpadła. Niepewność, niepokój, strach. Czemużby nie utopić ich w winie...? Sięgnęła po kielich.
Wtem przypomniała sobie fatalną noc, kolację Aravii. Słowa tej drugiej: Ostrzegają, a po co? Nie uciekniesz przecież, nie ty. Czyż miałaby się okazać słabszą, niż ją widział jej własny okruch ciemności? Próżność... Jak wielkich rzeczy można dzięki niej dokonać. Pokonać siebie. Zdławić strach.
Z kielicha już trzymanego w dłoni upiła tylko łyczek. Powoli, spokojnie.

Vautrin wpatrywał się jak zaczarowany w płomień jednej z dziesiątek świec, zastygły w bezruchu, ale zasłuchany. Już od jakiegoś czasu nie słychać było grzmotu, burza odchodziła, albo niczym wałęsający się wokół obejścia zwierz tylko zataczała kręgi. Liselotte odstawiła cicho kielich na stół i na chwilę utkwiła wzrok w powierzchnię trunku...W blasku ognia na czarnej toni pobłyskiwały piękne czerwone refleksy. Na podniebieniu wino dalej grało swoją melodię, przechodząc lekko do finału. Smak cichł z wolna, sprawiając zmysłom trudną do opisania rozkosz, dziewczyna miała wręcz wrażenie że wino szepcze do niej kobiecym głosem jakieś nieznane, trudne do odszyfrowania słowa...Nagle ogarnęła ją dziwna lekkość, przyjemna błogość...Nie wywołana mocą trunku, było to coś innego, ledwie uchwytnego, może nawet złudnego. Jednocześnie jednak poczuła się pewniej, w jednym z wiszących na ścianach zwierciadeł w zdobnych ramach popatrzyła na swoje odbicie - kobieta siedząca po drugiej stronie wyglądała na śmiałą i atrakcyjną...Pewną siebie... Nawet przez moment Liselotte zdało się, że jej odbicie w lustro uśmiechnęło się do niej, choć przysiągłaby iż nie rozchylała ust...

- Mistrzu Daree. Nie miałem takiej intencji, uchowajcie Bogi, żeby się droczyć. Tyle mi się tylko, ep...zdawa co nie znając ogólnego konturu, łatwo w szczególe pobłądzić, jak nie przymierzając ślepe kocię. Ale... - pauza w wypowiedzi Jaczemira wynikała z konieczności zalania winem czkawki - ...jeśli taka wola waszych mości, co mi tam. Zgoda. Postanowione. Powstanie Mściciel!
Popatrzył po zebranych. Droczący się ze sobą dwóch Mistrzów i Voutrinów. Z zainteresowaniem podziwiająca swoją atrakcyjność Lisolette. Rzeczywiście, pomyślał, choć już od razu po wejściu wyglądała ślicznie, teraz jakoś wydaje się absolutną pięknością! Pełzające po ścianach ciepłe blaski kandelabrów. Suto zastawiony stół. Chroniące od słoty i zimna grube mury twierdzy. Miał szansę na całkiem wygodne przetrwanie nadchodzącej zimy. A w dodatku w nader ciekawym towarzystwie. Odeszły gdzieś w dal obawy, poczucie zagrożenia. Skryci w mroku gospodarze wcale nie wydawali się złowieszczy, grubość i solidność ścian dawała poczucie bezpieczeństwa, i pierwszy od bardzo dawna raz widział przed sobą cel. Ktoś chciał by tworzył. A jeśli się spisze, majaczyła w oddali szansa na nagrodę.
Spełnił do dna puchar. Uśmiechnął się do swych myśli.
Całkiem przyjemny zamek. A wino jakie...!

- Świetnie. - odezwał się Vautrin - Zatem postanowione. Cieszymy się wszyscy. Służba dostarczy niebawem pergaminy i inkaust, a my napijmy się za powodzenie!
Wstał, spokojnie i stanął z uniesionym kielichem w dłoni. Podnieśli się i inni, z pucharami w rękach. Jaczemirowi przybranie pozycji pionowej przyszło najtrudniej, nie obyło się bez przewróconego z hukiem krzesła. Szczęściem etykieta współbiesiadników nie pozostawiała nic do życzenia, więc udano, że rzecz nie miała miejsca.

- Za sukces Mściciela! - wzniósł toast gospodarz, uroczystym tonem, bez śladu uśmiechu.
- Za błagopołuczje! - z przyjemnością spełnił toast Jaczemir tym razem wylewając część zawartości kielicha za oszywkę.

Wszyscy, nawet Jego Wysokość Karl-Franz z portretu, popatrzyli ze zdziwieniem na Jaczemira. Przecież kislevczycy, jak głosiło stare powiedzenie, za kołnierz nigdy nie wylewali.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline