Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2010, 01:21   #490
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Wt, 16 X 2007, „La Royalle”, 19:28

Vivianne taktownie ukrywała napady ziewania, gdy przysłuchiwała się niezobowiązującej konwersacji. Więc kiedy Emily zaproponowała wypad na przypudrowanie noska, z trudem powstrzymała się, by nie poderwać się z miejsca.

- Lubię twojego brata – wyznała nagle Emily, a Vi uśmiechnęła się w duchu. – Nawet ta jego drobna nieporadność z jaką podchodził do zaproszenia mnie na tą randkę była urocza.
- O, z pewnością – przyznała Vivianne.

Dobrze znała swojego braciszka. W ich rodzinie swego czasu krążyła anegdota, o dwóch metalowych kulkach, z których – gdyby mu je dać – jedną by zniszczył, a drugą zgubił.

- Ale ta randka trochę nam nie wychodzi – kontynuowała EmilyNie wydaje ci się, że Erick i Richard są strasznie sztywni? Nie potrafią się rozluźnić w swej obecności.
- Jak rozumiem masz jakiś pomysł na rozładowanie atmosfery.
- Proponuję małe oszustwo. Może ty powiesz, że na dziś już jesteś zmęczona i poprosisz Richarda, by cię odwiózł do domu? Nic wszak nie szkodzi, byś podczas jazdy zmieniła zdanie, a Richard zna wiele uroczych restauracji w tym mieście -zaproponowała Emily z wesołym błyskiem w oczach.- Na pewno znajdziecie sobie uroczy zakątek na wieczór.

Vi spojrzała na swą towarzyszkę z zaciekawieniem. Następnie bez skrępowania wyjęła ze swojej kopertówki puderniczkę i zaczęła poprawiać makijaż. Puder, róż na policzki, odrobina tuszu do rzęs i na koniec błyszczyk.


Vivianne nie miała zamiaru niepotrzebnie przedłużać. Błękitnooka była sympatyczna, jak się okazało nie brakowało jej również bezpośredniości.

- Dobrze, zabiorę stąd Richarda – rzuciła wreszcie Vi.
- Będę twoją dłużniczką – odparła Emily z uśmiechem.

A żebyś wiedziała” – pomyślała Vivianne wychodząc z toalety za Niebieskooką.

Obie panie wróciły do swych towarzyszy. Usiadły przy stole i włączyły się do trwającej konwersacji. W pewnym momencie Vi odłożyła sztućce, osuszyła usta chusteczką i odchrząknęła.

- Miło się rozmawia, ale niestety nie czuję się najlepiej – zaczęła zgodnie z umową. – Richard, może odwieziesz mnie do domu? – zagadnęła mężczyznę.
- Dobrze, jeśli sobie tego życzysz – odparł tamten lekko zdziwiony.
- Ależ Vi… – próbował zaprotestować Erick, ale Emily przerwała mu z uśmiechem:
-Jeśli Vivianne źle się czuje, to może faktycznie lepiej, żeby pojechała do domu. Szkoda, tak miło się rozmawiało.

Vivianne pożegnała się z bratem, całując go na odchodne w policzek. Przy okazji tchnęła mu do ucha coś w stylu „Powodzenia” i wyszła wziąwszy Richarda pod rękę.

Wt, 16 X 2007, w drodze do domu Henderson, 20:03

Noc było chłodna, bezchmurna. Miasto oświetlone setkami latarni wyglądało zachwycająco, zresztą jak zawsze. Vivianne z zainteresowaniem obserwowała przechodniów mimo dość późnej pory, tłumnie maszerujących ulicami miasta. „Nowy York, miasto które nigdy nie zasypia.”


Kobieta spojrzała ukradkiem na swego towarzysza. W skupieniu obserwował ulicę, gotowy zareagować, gdyby na jezdnię wtargnęło bezbronne dziecko, lub staruszka. Skąd mogła wiedzieć, że gdy ona nie patrzy i on na nią zerka mając na ten krótki moment w nosie zarówno dzieci jak i staruszki.

- Znasz Emily? – zagadnęła wreszcie Vi Mam na myśli te wiece wyborcze. Co o niej sądzisz?
- Emily? Tak, trochę. Wiem, że jest spokrewniona z jakimiś senatorami. Ale to bardzo ambitna dziewczyna i nie chce opierać kariery politycznej na rodzinie - rzekł Rcihard, po czym uśmiechnął się. – Jeśli natomiast pytasz czy jest odpowiednia dla twojego brata. To cóż... jest przyjacielska, miła i uczynna. Może wziąć jednak twojego brata pod pantofel i on tego nie zauważy.
- Nie zauważyłby nawet gdyby nie był to pantofel, tylko wielki, ciężki bucior – skomentowała kobieta. – On już taki jest.
- Tym razem to raczej będzie miękki pantofelek- zaśmiał się Richard i dodał - Emily umie przekonywać.
- No ja nie wątpię - zaśmiała się Vivianne. – Gdybym miała tak niesamowicie błękitne oczy też potrafiłabym "przekonywać" – na ostatnie słowo położyła duży nacisk. – Ale myślę, że Erick wybaczy mi tę drobną intrygę, dzięki której został z Emily sam na sam.

Na słowo intryga mężczyzna spojrzał na Vi, uśmiechnął się.

- Twoje oczy też są niczego sobie. Można w nich utonąć, wierz mi - następnie dodał – Masz naprawdę śliczne oczy, Vivianne.
- Dziękuję - odparła kobieta lekko się rumieniąc. A potem dodała nieco pewniej – Ale może w chwili obecnej patrz na drogę, a nie na moje oczy, bo nas władujesz na latarnię
-Dobry pomysł - rzekł Richard i zapytał. - To na jaką kuchnię masz ochotę?
- Może meksykańska? Moja przyjaciółka pochodzi z Meksyku. Mówi, że nikt nie gotuje tak, jak oni.
- Tak, ostro na pewno, chyba że hinduskie potrawy, ale nie wszystkie - rzekł Richard skręcając w kolejną uliczkę.- Jest tu taka meksykańska restauracyjka, przytulna acz... nie tak elegancka jak ta, którą opuściliśmy.
- Myślę, że jakoś damy radę - odparła Vi z udawaną powagą. – Daj mi pięć minut, tylko rozpuszczę włosy.
Jak powiedziała, tak też zrobiła, wyjęła wsuwki na których trzymał się jej elegancki kok, delikatnie potrząsnęła głową i już po chwili na jej plecy i ramiona spłynęła kaskada złocistych loków.


- Kiedy myślę, że nie możesz być jeszcze piękniejsza, ty znów mnie zaskakujeszRichard zerkał na Vi zbyt często, by jechać szybko, więc nieco zwolnił.
Wt, 16 X 2007, restauracja „el Sombrerro”, 20:24

Richard zaparkował samochód tuż przed wejście. Pomógł jej wysiąść, po czym otworzył przed nią drzwi. Vi uśmiechnęła się do swych myśli. Nigdy nie mogła zrozumieć kobiet, które uważały takie zachowanie za niedopuszczalne i uwłaczające. Przecież tak cudownie jest być rozpieszczanym!

Zajęli stolik gdzieś w głębi, z dala od ciekawskich oczu i uszu.Vivianne rozejrzała się uważnie. Stoły inkrustowane ceramiką, wygodne krzesła, bukieciki orientalnych kwiatów, do tego miła dla melodia grana na gitarze.


Może ta restauracja nie była tak wykwintna jak poprzednia i może ich eleganckie stroje średnio tutaj pasowały, ale kto by się tym przejmował. Zresztą… miły wieczór jeszcze się nie skończył, więc czego chcieć więcej?

- Mogę cię o coś zapytać? - zagadnęła Vi, gdy kelner przyjął ich zamówienie i nie czekając na odpowiedź kontynuowała – Zaciekawiła mnie historia twojego mieszkania i tego... włamania, tak? No chyba że nie chcesz o tym mówić – dodała szybko.
- Och...po prostu nie ma o czym mówić. Ktoś rozwalił zamek w mieszkaniu- rzekł Richard wzruszając ramionami. - Potem tak samo zrobił z sejfem- dodał spoglądając w oczy Vi.- Jakieś ładunki wybuchowe lub kwas...nie wiem dokładnie. Ale drzwi wymagają wymiany. Sejf również.
- No ale nikogo nie podejrzewasz? Mówiłeś, że masz jakąś cenną kolekcję monet. To dość dziwne, że ona nie zginęła, tylko pamiętnik twojego pradziadka – zauważyła kobieta.
-Nikt nie wiedział o pamiętniku. Nawet ja o nim zapomniałem- rzekł Richard. Wzruszył ramionami. – Leżał w sejfie od pięciu lat.
- Dziwne - rzuciła Vi bardziej do siebie, niż do mężczyzny. – No dobrze, chyba właśnie niosą nasze zamówienie.

Kiedy kelner przyniósł ich zamówienie, Vivianne uśmiechnęła się. Życzyła „smacznego” swemu towarzyszowi, po czym zabrała się za pałaszowanie własnego talerza.

Następnych kilkanaście minut upłynęło im na konsumpcji od czasu do czasu przerywanej rozmową. Richard opowiadał głównie o morzu. Jak przyznał, ma patent sternika i niewielki jacht w NY. Poza tym pytał Vi o jej rodzinę i o nią samą. Obsypywał komplementami i przy każdej okazji starał się być usłużny, traktują pannę Henderson niczym księżniczkę.

Gdy już zjedli pierwsze danie Richard nagle wypali:
- Jeśli tak cię interesuje ten pamiętnik mego przodka, to zapraszam do mnie. Mój ojciec za młodu próbował go rozkodować i gdzieś mam jego zapiski. - Po czym szybko dodał. - Mówię szczerze. Nie chcę cię podstępem zwabić do mieszkania.
- A szkoda – odparła Vi i uśmiechnęła się kpiarsko. – Dobrze, zjemy do końca i pojedziemy do ciebie.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 17-02-2010 o 14:45.
echidna jest offline