Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2010, 14:36   #39
Vist
 
Vist's Avatar
 
Reputacja: 1 Vist ma wyłączoną reputację
Broch zapierając się rękoma o drzwi dyliżansu opierał się przed wyjściem. Szarpnięty przez jednego z was nie utrzymał równowagi i zwalił się na ubłocony trakt. Sroka uśmiechnął się paskudnie i podszedł bliżej z nienawistnym uśmieszkiem na gębie. W tym czasie dwóch bandytów stojących przy powozie trzymając kusze podeszli do was. Jeden z nich wycelował w krasnoluda.

- Rzuć to żelastwo - nie wyglądał na skorego do negocjacji. Guini przyglądał się chwilę grotowi bełta po czym powoli wypuścił topór z rąk.

-Przeszukajcie ich i zwiążcie - zakomenderował Sroka - Zajmiemy się nimi później. Nasamprzód pasuje nam powitać naszego głównego gościa.

Mówiąc to powoli zbliżał się do opartego już o koło dyliżansu waszego pracodawce, delektując się jego przerażeniem i beznadziejnością położenia. Trzymając miecz w dłoni złapał go za kołnierz płaszcza i pociągnął próbując zawlec go za sobą. Broch desperacko trzymał się jedną ręką szprychy koła, drugą ściskał skórzane zawiniątko. Opór nie zrobił wrażenia na banicie, ciął krótko przez zaciśnięte na kole palce. Jeden z nich potoczył się obok koła a Broch wyjąc z bólu wił się u jego stóp.
Po chwili jego wrzask zwielokrotnił się przybierając nieproporcjonalne rozmiary do wyrządzonej krzywdy. Sam ranny wyprostował się i odrzucił ściskane do tej pory zawiniątko. Chwytając się rozciętą ręką za tą w której je trzymał. Mały skórzany zwitek skwierczał i dymił w kontakcie z błotem, wypalając skórę w którą był zawinięty i uwalniając błysk jaskrawozielonego światła. Sroka i jego ludzie odruchowo cofnęli się obserwując zdarzenie z niepokojem. Broch nadal klęcząc trzymał się zakrwawioną ręką za poparzoną dłoń. Przestał wyć. Zamglonymi oczyma wodził po wszystkich, histerycznie śmiejąc się. Powoli podniósł się z kolan i wrzasnął.

- Przybądź Panie.

Wtedy dobiegły was ze wszystkich stron odgłosy.

[media]http://vist777.wrzuta.pl/sr/f/25tSH6AKpMO/soundbible.com.mp3[/media]

Wkrótce po tym zaczęło się piekło. Najbliżej stojący lasu bandyci wrzeszcząc padali na ziemie przygnieceni cielskami stworów, które jednym susem pokonywały odległość od lini drzew do swoich ofiar. Trudno mówić o walce bardziej przypominało to żer.



Stojący obok was pilnujący was bandyci wystrzelili do najbliższej i rzucili się do ucieczki. Nie uciekli daleko. Z każdej strony czaiły się bestie. Gdy ucichły wrzaski zagryzanych ludzi i koni a jedynymi osobami, które jeszcze żyły byliście wy Broch i Sroka, stwory powoli warcząc otoczyły miejsce, gdzie się wszyscy znajdowaliście a z lasu wyłoniła się jeszcze jedna postać.



Bestie, które was otaczały rozstąpiły się torując jej drogę. Broch na widok stwora zrobił kilka kroków na przód i padł na kolana unosząc ręce ku górze. Sroka stał tak jak i wy opierając się plecami o dyliżans przyglądając się zbliżającemu się potworowi. Ten zatrzymał się przed klęczącym i warknął.

- Dzięki niech będą na wieki temu który cie przysłał. Dzięki niech będą Slaaneshowi

Po tych słowach zawrzało wśród czworonogich towarzyszy bestii. Wyrywały się gotowe rozszarpać was okrwawionymi pyskami. Jedno warknięcie koziogłowego natychmiast je uspokoiło. Ten zaś ku zdziwieniu klęczącego Brocha ominął go i ruszył w kierunku Sroki. Herszt banitów nie patrzył w jego stronę. Spokojnym wzrokiem ogarnął pobojowisko po czym zaatakował z doskoku.
Potwór odbił łapą klingę banity po czym wbił szpony drugiej w jego gardło i wyszarpał krtań. Bandyta stał przez moment po czym upadł na ziemie. Jedna z bestii skoczyła nad wciąż klęczącym Brochem, odciągnęła ciało i zaczęła ucztę. Koziogłowy nie reagował. Dało się za to słyszeć Brocha;

- Tak. Taaak. Ich także weź w ofierze za swoją pomoc. Parszywi zdrajcy niech nacieszą się rososzką męki przed śmiercią - stojąc już, pokazywał palcem w waszym kierunku.

Stwór podszedł do was. Bijący od niego smród zgnilizny mdlił i w połączeniu z strachem zupełnie was sparaliżował. Zatrzymał się krok przed wami i zaryczał. Echo niosło się przez las. Zaraz po tym spojrzał na was i odwrócił się wskazując łapą na trakt w kierunku w którym pierwotnie podążaliście. Po czym odwrócił się odszedł. Przechodząc obok Brocha chwycił go łapą podniósł i patrząc w oczy warknął. Moglibyście przysiąc, że w tym warknięciu przewijało się słowo: Tzeentch. Po czym przerzucił go przez ramię i zniknął w lesie wraz ze swymi piekielnymi ogarami. Krzyki Hermana Broch niosły się jeszcze przez jakiś czas.
 
Vist jest offline