Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2010, 15:30   #24
Ouzaru
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
Obudził się o 15 układając w głowie pobieżny plan tego, jak przedstawi sytuację kompanom. Odnalazł w kuchni jakieś szklanki, przepłukał je nieco i ustawił na stole – jeśli mieli myśleć i planować, to na pewno nie o suchym pysku. Miał jeszcze trochę czasu, więc wyskoczył do sklepu znajdującego się za rogiem i kupił jakiś sok jako popitkę do wódki dla tych o słabszych żołądkach. Ciemne chmury wisiały nad miastem, zwiastując porządne opady śniegu.


* * *


Zostawił auto dwie przecznice dalej, żeby spokojnie spalić szlugę po drodze i w międzyczasie rozejrzeć się po okolicy. Zegarek wskazywał 16.40 - w sam raz - pomyślał, zapinając płaszcz by nie razić postronnych dwoma pistoletami zamocowanymi pod ramionami i postawił kołnierz... by mu nie wiało po szyi.
- Ależ piździ - zaklął pod nosem. Niewielu przechodniów na ulicach w tą paskudną zimową pogodę wcale go nie dziwiło, zresztą dla niego to nawet lepiej. Łatwiej zauważyć coś podejrzanego jeśli potencjalnych podejrzanych jest mało. Spacerowym tempem zbliżał się do wskazanej przez neta klatki, a żar papierosa zbliżał się do pomarańczy filtra. Strzelił kiepem w kierunku kałuży. Sprawdził komórkę - nic. Gdy podnosił spojrzenie znad telefonu nadszedł jakiś młodziak, który wyraźnie zlustrował jego twarz.
- W końcu się spotykamy... - wyciągnął rękę do netrunnera, ale ten chyba nie podzielał jego optymizmu ze spotkania.
- Cześć Mike... Mieszkanie 38D. - odparł praktycznie nie zatrzymując się. W mdłym świetle ulicznych lamp i wirujących płatkach śniegu wszystko wyglądało... staro; chłopak również zyskał kilka ładnych lat. O ile Hash poznał mężczyznę bez trudu, po wygrzebanym gdzieś z przepastnych baz danych zdjęciu, o tyle Mike widział go po raz pierwszy - zawsze posługiwał się lewym wizerunkiem w bazach danych...
Po chwili obaj stali w windzie, a nieznośne "bzzzzzzz" prawie przepalonej, migoczącej świetlówki działało im na nerwy. Stary, ale utrzymany w czystości korytarz kończył się drzwiami z właściwym numerem...

* * *

John podjechał motorem od tyłu kamienicy w której mieszkał Grady zaledwie parę chwil przed planowanym spotkaniem. Pełne po brzegi kontenery na śmieci i ogólny nieporządek, zwiastowały normalny stan rzeczy typowego zaułku Old Chicago. Zaparkował maszynę, wyłączył silnik. Przez chwilę rozglądał się, czy w pobliżu nie kręci się nikt podejrzany. Schował kask do schowka pod siedzeniem potężnego Davidsona, przy okazji uruchamiając alarm. Facet, który mu go montował, gwarantował, że złodziej, a raczej nie doszły złodziej, doświadczy mocy kilku milionów volt. Chyba sie sprawdzało, bo do tej pory, nikt mu maszyny nawet nie dotknął.
Długi płaszcz, wojskowego kroju sięgał mu do kolan. Pod nim, miał prawdziwy arsenał. Prócz dwóch Desertów kalibru Action Express, miał jeszcze dwa Micro Uzi i parę MP 5. W zasadzie zastanawiał się po co się tak uzbroił, ale z drugiej strony dawała o sobie znać jego paranoja, do której już przywyknął, traktując jako zboczenie zawodowe.

Z kolei Golem przybył na miejsce jakieś 10 minut przed czasem, stanął sobie w zaułku niedaleko, ubrany w stary poplamiony płaszcz i perukę przyczepioną do kapelusza, długie siwe włosy przysłaniały większość jego twarzy. W rękawiczkach bez palców trzymał butelkę jakiejś taniej gorzałki. Jego oczy badały okolicę a głównie wejście do miejscówki Travisa, wyglądało na to że zebrała się całkiem spora ekipa. Odczekał jeszcze kilka minut i chwiejnym krokiem ruszył w stronę kamienicy, nikt nie zaczepiał podchmielonego staruszka, na pierwszy rzut oka było widać że nie ma przy sobie nic wartościowego. Po kilku chwilach Golem już pukał do drzwi detektywa.

* * *

Pierwszy dzwonek rozległ się kilka minut przed 17. Travis zapobiegawczo złapał za broń i podszedł do maszynki przy drzwiach. Było ich dwóch i żadnej z tych gęb Travis nie poznawał. Wypalił przez głośnik:

- Jak akwizycja, to spierdalać!

- A jak nie akwizycja? - chłopak odparł równie szybko i dosadnie - Najpierw piszesz mi jakieś info o robocie, a teraz co?!? Przy okazji: Hash. - Dodał uświadamiając sobie, że o ile on kiedyś widział zdjęcie Travisa, o tyle Travis widział tylko jakiś jego avatarek... Cholera... Jego plan właśnie poszedł w diabły... Nie znosił spotkań i to również zapowiadało się jak każde... Cholera... Sieć była znacznie bardziej... przyjazna.

- Trza było mówić od razu, że to wy. Właźcie. - Travis nacisnął guzik wpuszczając obu mężczyzn do środka. Uścisnął im dłonie, wymienił grzeczności, po czym zaprosił ich do salonu.

Mieszkanie Travisa Grady'ego zrobiło wrażenie na Hashu, to trzeba było przyznać... Przyzwyczajony do jakichś zapadłych dziur z ciekawością obserwował ładne wnętrze i niezłe wyposażenie. Wódka stojąca na stole nie wchodziła w rachubę, choć pewnie jak większość toksyn i narkotyków rozłożyła by się dostatecznie szybko, ale po co? Sok, czysty, był odpowiedni...
Kiedy dwóch mężczyzn było już w mieszkaniu, a Golem po drzwiami detektywa, John wszedł do kamienicy. Olał windę i wszedł staroświecko po schodach, zresztą i tak jej wnętrze nie wyglądało zachęcająco. Na szczęście Travis nie mieszkał wysoko... Po chwili stał pod drzwiami detektywa i naciskał guzik dzwonka. Kilka sekund później był już w środku omiatając pokój i ludzi w nim przebywających. Stanął obok Golema, jego chyba znał najlepiej, prócz Travisa oczywiście. Resztę znał z widzenia, niektórych nie znał wcale.

- Więc w czym problem, tudzież co jest do zrobienia? A poza tym Travis - Mike; Mike - Travis. - Hash zamierzał jak najszybciej przejść do rzeczy, a potem ulotnić się w swoim kierunku.
- Nie zamierzam powtarzać po piętnaście razy, poczekamy aż reszta towarzystwa się zjawi. - rzucił detektyw.
- Reszta... czego? - Hash odwrócił się w kierunku detektywa - Jakoś nie przypominam sobie, aby w Twojej informacji była mowa o jakimś spędzie... Może ty lubisz się afiszować swoja twarzą. Ja nie. Potem nie wiadomo skąd pojawiają się jakieś miłe garniaki i czegoś chcą w imieniu Ann R. - No tak, to wiele tłumaczyło... Skoro inni też mają takie podejście do tożsamości swoich znajomych to można się spodziewać wszystkiego... Miał ochotę wstać, wyjść i pierdolnąć drzwiami...
- Spokojnie, to sprawdzeni ludzie, na których mogę polegać. - powiedział Travis. - Poza tym sprawa jest poważna i chciałem mieć was wszystkich w jednym miejscu. Więc wyluzuj i usiądź. Swoją drogą, myślałem, że jesteś trochę starszy. - detektyw uśmiechnął się lekko.
- Wielu ludzi tak myślało i właśnie ten obrazek się rozpierdala...
- Hahaha... - nie wytrzymał i parsknął śmiechem. - Chłopak ma rację. Ale do rzeczy, Panowie, nie tylko anonimowość jest dziś w cenie...
- Nie sraj ogniem - widząc, że Hash chyba nie wie, o co chodzi, dodał - Nie trzęś dupą, znaczy portkami... Geeezzzz... Poznasz przynajmniej resztę ludzi z ekipy, która będzie ci w razie kłopotów bronić tyłek. A o co chodziło z tymi garniakami, które chciały czegoś w imieniu Białej Suki? Działo się coś, czy tak tylko rzuciłeś? - zapytał, przyglądając się chłopakowi uważniej.
- Miałem wizytę - odparł Hash - ktoś się wystrzelał, że podobno znam Małą. Oni coś od niej chcieli i tratatata... Więc bądź łaskaw nie wciskać mi kitu o poznawaniu ludzi. Im mniej ludzi mnie zna osobiście tym lepiej. Jakoś czuję się wtedy bezpieczniejszy...
- Małej? Nie znam. Pewnie jakaś płotka - Travis wzruszył ramionami. - Skoro cię znaleźli, to pewnie mają coś na oku. Zapytam potem reszty, czy ją znają, to może wpadniemy na jakiś ciekawy trop - detektyw zamyślił się. - Czuję w kościach, że to jakaś większa sprawa, ale na razie mniejsza o to.
- Mała? Płotka? Stary, chyba nie wiesz co mówisz. - parsknął chwilowym śmiechem John, przypalając Lucky Strike'a. - Mniejsza o to, nie po to zapewne się tu spotkaliśmy.

***

Po niemym przyzwoleniu gospodarza Mike zabrał się za odkręcanie wódki. Nonszalancja to to nie była, ale też nic, czym by wzgardził. Co prawda po tym jakże ciekawym meetingu miał kurs, ale jeden gul jest wskazany... na krążenie. Korek wylądował na stole, a mężczyzna pytającym spojrzeniem z butelką w ręce oceniał kolejnych rozmówców. Nie znał żadnego z nich, a czuł, że powinien. Kiedy jego wzrok wylądował na Hashu ten pokręcił głową, miał zresztą swoją szklankę z sokiem... Właściwie to widział tu ludzi, którzy mu nie pasowali i nie zamierzał stracić nic ze swoich możliwości...

Ludzie, których detektyw zaprosił, zbierali się mozolnie i w różnych odstępach czasu. Wciąż nie było Roberta, ale Travis nie zamierzał czekać w nieskończoność. Zaczął mówić.

- Jakiś czas temu przyjąłem zlecenie od tego pana – wskazał głową na Lance’a. – które polegać miało na odnalezieniu jego przyjaciółki, Jess. Dziewczynę znalazłem kilka dni temu, tyle że miejsce do którego trafiła, nie jest zbyt miętowe. – detektyw wychylił kielonka. – To klub ‘Oxide’, miejscówka należąca do Sergeya Nesmacznego. John i Golem znają to nazwisko, swego czasu zrobiliśmy tam małą zadymę i nasze niewyjściowe mordy są na czarnej liście u bramkarzy. Słowem – dostaliśmy bana. W każdym razie, wracając do głównego wątku, facet jest rzeczywiście niesmaczny, a w Old Chicago rządzi z powodzeniem ruską mafią, pchając na ulice swoje prochy i dziwki. Może być wesoło, jak tam wpadniemy, więc niektórzy mogą jeszcze się zastanowić nad udziałem w tym przedsięwzięciu.

- I niby ja... mam... Nieważne - Hash uciął zimno. Atmosfera pomiędzy Lance'em a netrunnerem przez moment dała się kroić nożem. Zagryzł wargi i dokończył tylko w myślach: "I niby ja... po tym wszystkim mam cokolwiek dla niego zrobić?!? Ratować jego życie i uczucia? Po tym wszystkim co jego korporacja zrobiła mnie?!? Niedoczekanie."

Lance, choć jak zwykle nie dawał tego po sobie poznać, nie wiedział jak się zachować, gdy zobaczył Hasha. Szybko jednak na powrót objął panowanie nad sobą i postanowił, że nie zachowa się wcale. Będzie milczał, dopóki sytuacja nie będzie wymagała od niego reakcji. Lustrował jedynie twarze obecnych, próbując skojarzyć je z osobami, które poznał w przeszłości. Z osobami, którym mógłby zaufać.
Bezskutecznie.
W tym mieście nie było ludzi godnych zaufania, czasem udało się trafić na mniej zdradzieckich. Parszywe Old Chicago...

- Oxide? To ten sam klub, w którym Golem rozpieprzył granatnikiem bar? No nieźle - zaśmiał się Gunman. - dla kompletu, ja zastrzeliłem barmana, strasznie chujowe drinki tam robią. - John przyjął pozę cwaniaczka i pozera, czasami to bywało zbawieniem, ludzie lekceważyli takich przeciwników, to zresztą był zawsze ostatni błąd w ich karierze.


- No, a mnie wyjebali stamtąd, bo byłem z wami. - Grady uśmiechnął się szeroko patrząc na Golema i Gunmana - reszta nie musiała wiedzieć, że odstrzelił dwie głowy. Spojrzał po chwili na resztę towarzystwa i kontynuował. - Mój kontakt, jedna z dziwek, która pracuje w ‘Oxide’, dała mi cynk, że dziewczyna jest narkotyzowana i tańczy na rurce dla wpływowych znajomych Nesmacznego. Jak się już pewnie domyślacie, zamierzam ją stamtąd odbić i dlatego potrzebuję waszej pomocy. Oczywiście nie za darmo – po imprezie każdy z was dostanie po tysiąc eurodolców na głowę. Jak macie jakieś specjalne życzenia odnośnie broni – walcie. Zabawki załatwiam ja, a właściwie pieniądze Pani Prezydent, prawda Lance?
Vicious, wciąż nie wiedząc, jak ma zorganizować ten przekręt, znów popisał się niebywałymi zdolnościami aktorskimi. Bez wzruszenia skinął głową w stronę Travisa, po czym zwrócił się do reszty zebranych.
- Tak, naszą najbliższą imprezę finansuje Ann, nie ma się czym martwić.

- Zawsze jest czym się martwić... Chociażby współpracownikami - odbił Hash.
- Mówisz w tym miejscu że przedsięwzięcie idzie z finansów Cytadeli i że nie ma się o co martwić? Dawno się rozstałeś z mózgiem czy gdzieś go upuściłeś dzisiaj popołudniu? Poza tym, nie lubię pracować dla tej suki. - przyjrzał się bliżej Lance'owi, nie wiedział o co chodziło z tym typem ale wyglądał na korpa, takiego który wylizał już wiele tyłków.
- Właśnie - wtrącił John zaciągając się szlugiem - ja też nie pracuję dla Cytadeli - twardo spojrzał na korpa. - Travis, przecież o tym wiesz? - zapytał z nutką złości w głosie - przecież to wiesz do kurwy nędzy, po co mnie zapraszałeś?
- Nie zrozumieliśmy się... - Vicious ze stoickim spokojem zwrócił się do imponującego posturą, oponującego mężczyzny - To, że Prezydentowa finansuje zabawę, wcale nie znaczy, że będzie świadoma istnienia tej imprezy.

- To że nie będzie świadoma w tym momencie nie znaczy, że nie połapie się w tym prędzej czy później, ale to zmartwienie na kiedy indziej. Generalnie o jakimkolwiek upuście możesz zapomnieć, co nie zmienia faktu że chętnie posłucham.

- Skoro mamy się bawić na koszt naszej Najjaśniejszej Świętojebliwej Ann, to jestem za. Co do zabawek, to... - przerwał na chwilę, uśmiechając się ironicznie - to mam kilka specjalnych życzeń. Jak się bawić to się bawić, drzwi wyjebać okna wstawić! - ta ostatnia mądrość ludowa, nie była przewidziana, ale jakoś tak ze śliną na język się nawinęła.

- Moja w tym głowa, by się nie zorientowała. - uśmiechnął się.

- Twoja głowa, moja dupa, nie ma znaczenia jak się będziesz starał, grunt żeby ci wyszło, a teraz do puenty, nie mam całej nocy.

- Myślę, że Travis wytłumaczy całą sprawę lepiej niż ja, ma w tym doświadczenie.

Detektyw uśmiechnął się nieznacznie i wypił polanego przez Mike'a kielonka.

- Nie jedźcie po młodym jak po burej suce, to był mój pomysł z pieniędzmi z Cytadeli. Dziś Ann dała mi inne zlecenie i podepniemy to pod niezbędne wydatki. Już moja w tym głowa, jak to załatwimy, by wszystko wyglądało na legalne. I, do cholery, nie srajcie tak po nogach jak pierwsi lepsi amatorzy. - zmarszczył brwi. - Każdy kiedyś umrze, nie? - widząc, że tekst raczej wywołał mieszane uczucia u towarzyszy, kontynuował. - Wracając do meritum, jakby Biała Suka się dojebała, to powie się, że ludzie, których ona szuka, byli tam gdzie przyjaciółka Lance'a. Zrobiliśmy rozpierduchę, oni uciekli i tyle. W tym układzie ręce mam czyste i jestem kryty - zaśmiał się. - Nie macie ochoty poszaleć na koszt naszej ukochanej Syntetycznej Ann?

Lance odetchnął w duchu, wciąż trzymając na twarzy tą beznamiętną maskę, której tak nie znosił. W tym mieście nie mógł sobie pozwolić na inne oblicze.

- Zaraz, chwila. Dobrze łapię, Travis, że robisz coś dla Cytadeli i przy okazji robisz coś dla niego? Czy może jeszcze przy okazji ktoś robi coś dla kogoś? Nie żeby mi przeszkadzała wielowątkowość, ale wolę wiedzieć na ile frontów gram jednocześnie... Mam kota i muszę o niego dbać. - Hash wypalił bez związku ze sprawą, ale jego umysł pracował całkiem logicznie; przynajmniej dla niego.

- Jak płacą, to robię. - odparł beznamiętnie Travis. - Myślę, że wszyscy w tym pokoju wychodzą z takiego samego założenia. Poza tym to tylko poboczna robota, więc nie musicie się spinać, że wynajmuję was dla wroga. Odnalezienie dziewczyny to prywatne zlecenie Lance'a, Ann szuka jakichś Azjatów. Więc czemu nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? Myślałem, że taki inteligentny człowiek jak ty, "Płotek", zdaje sobie z tego sprawę. O kota się nie martw, po robocie będziesz mógł mu kupić nową kuwetę...

- Właśnie o tym mówię... Jeżeli będę czegokolwiek szukał to w sumie jedno czy będę szukał pojedynczego elementu, czy grupy... Nie myśl, że podpinam się pod biznes... Bardziej to bym im pomógł zniknąć, niż wrócić do piekła - odparł.

- Nie wiem, o czym mówisz. Z tego co wiem, to oni są zupełnie nowi w tym mieście i chyba jeszcze nigdy nie mieli do czynienia z Ann. Choć oczywiście nie wykluczam, że może to być podpucha... - dodał po chwili i westchnął ciężko. - Już różne "cuda" się zdarzały w tym kurewskim mieście...

- Podpucha? To kocie gówno zawinięte w tygodniową skarpetę... - przerwał twardo John. - Dobrze wiesz, że ta ździra i ten jej piesek Gibson, wciąż węszą i wiele wiedzą. Jeśli Ann chce mieć tych Azjatów, to znaczy, że są dla niej wiele warci, a jeśli jej przydupas - spojrzał z wrzutem na korpa. - nie potrafi sobie z tym poradzić, tak samo jak cała ta jej banda sługusów, to znaczy, że są dobrzy. I to cholernie dobrzy... prawie tak dobrzy, jak każdy w tym pokoju. Prawie.... - przerwał na chwilę - robi jednak różnicę.


- Dlatego was wynajmuję, panowie. Jeśli wszyscy w to wchodzą, to przejdę od razu do sedna. – Grady wychylił z kieliszka. - Hash – będzie nam potrzebna dokładna mapa klubu, z usytuowaniem kamer i innych pierdół. Generalnie wszystko, co wpadnie ci w ręce - wiem, że sobie poradzisz. Ja, John i Golem nie możemy wejść od frontu, więc wejdziemy z tyłu, podczas gdy Robert odwróci jakoś uwagę ochrony z przodu. Mike – spojrzał na mężczyznę, którego przyprowadził „Płotek”. – ty pojawisz się w klubie wcześniej i wspomożesz nas od środka, gdy zacznie się zadyma. To pierwszy, wstępny plan. Jakieś pytania albo sugestie? – Travis rozejrzał się po twarzach kompanów i polał następną kolejkę. – Jestem otwarty na wszelkie pomysły.

- Rozumiem. Mogę się rozejrzeć po klubie zanim wbijecie, dać cynka o sytuacji w środku i ewentualnie zrobić podkład pod akcję, jakaś mała dywersja czy coś. Bramkarze przetrzepią mi kabury czy mogę oficjalnie zabrać kolegów do środka?

- W tego typu miejscach "na miejscu" jest mieć ze sobą broń. Nigdy nie wiadomo, czy jakiemuś świrowi nie odbije po koksie. Tylko osoby z czarnej listy muszą zostawić kabury na bramce, gdyż już raz coś odpierdoliły. Ci z banem w ogóle nie są wpuszczani. My mamy jedno i drugie... I tak się robi imprezy! - zaśmiał się Travis, spoglądając na kumpli.

- Dokładnie, Travis, dokładnie, na nasz widok ochroniarze od razu zaczną strzelać nie pytając o ID.

- Rozejrzę się za komunikacją, jak ktoś ma jakieś upodobania, czy inne wymagania to wołać. Muszę obejrzeć to na czym pracują zabezpieczenia tego "Oxyde" - Hash ochłonął zupełnie i teraz myślał już kategoriami zimnej logiki - prawdopodobnie da się przechwycić obraz z kamer i będziecie mieli bezpośredni obraz z wnętrza... Jeżeli ktoś ma neurowszczepy to mogę obraz bezpośrednio przerzucić... Więcej zabawy będzie z sekwencyjnym wyłączaniem kamer, a w zasadzie z podkładaniem lewego obrazu, aby ich ochrona was nie zarejestrowała... Wszystko będzie zależało od tego, ile czasu potrzebujecie we wnętrzu...

- No i tak mówi profesjonalista. - Grady klepnął dłońmi o stół. - Co do czasu, to zależy gdzie ją trzymają i gdzie aktualnie będzie. Pewnie będziemy musieli przeszukać cały klub, chyba że wcześniej wyczaisz ją na kamerach.

- Obrazek i najlepiej wymiary, albo dane biometryczne - Hash uśmiechnął się - wcale nie po to o czym myślisz. Komputer może znaleźć wszystkie potencjalne cele po wymiarach... Mogła zmienić fryzurę, twarz, etc... Ale figury, wzrostu, raczej nie...
- Mam jej zdjęcie... - wtrącił biznesmen nieśmiało - i ubezpieczenie zdrowotne z większą ilością danych, myślę, że powinno wystarczyć.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, i szybkim ruchem wydobył holograficzny notes, na którym zwykł trzymać swoje dane. Notes był najnowszym produktem na światowym rynku, jednak w dłoni Lance'a wyglądał, jakby był tam od zawsze. Kilka sekund później urządzenie wyświetliło dane Rosie, ukazując również jej delikatne oblicze z przed trzech lat.

- Niezły gadget... - Hash wyciągnął swoje sztywne, obwiązane palce i nieporadnie wpisał jeden ze swoich wielu adresów sieciowych - popchnij to na ten adres... To obecne zdjęcie czy trzeba je obrabiać?

- Zdjęcie jest z przed trzech lat, ale to najnowsze jakie mam. - Lance posłusznie wysłał pliki na wskazany adres.

- Chcecie wejść po cichu czy z hukiem? Jeśli chcecie zyskać trochę czasu możemy podpiąć gaz usypiający pod klimatyzację, jeśli ktoś się zajmie kamerami to potem można wejść spokojnie i wynieść stamtąd kogo trzeba, ewentualnie sprzątnąć kogo trzeba. Jeśli nie przeszkadzają wam ofiary to zamówienie na broń i amunicję będzie bardzo ciekawe.

- Na pewno liczy się zaskoczenie, Golem. - wtrącił detektyw. - Jeśli nam się uda zrobić to szybko i w jednym tempie, jest duża szansa, że załatwimy to ekspresowo i bez szwanku. Druga sprawa, nikt nie wie, że coś planujemy. Poza wami. To nam daje ogromną przewagę, nie sądzicie?

- Zaskoczenie? Niech młody załatwi mi najnowszego Chey-Tac'a M450 z celownikiem termowizyjnym, a nasz specjalista od elektroniki, nałoży mi na to obraz klubu. Ochroniarze będą ginąć przez ściany, chyba, że będzie trzeba pomóc w środku, to wtedy mogę iść z Golemem i Travisem. - kalkulował Gunman.

- Mówisz o wbiciu do klubu mafii i o zaskoczeniu, to się wyklucza, ale jeśli uda się ich wyeliminować choć częściowo z gry to powinno pójść łatwiej. Najlepiej byłoby zidentyfikować dziewczynę po wzorcu głosowym, całą resztę razem z kośćmi mogli jej wymienić, choć wątpię.

- Ej, nawet w najlepszych klubach nie zawsze się spodziewają, że ktoś ich najedzie. Zwłaszcza z trzech stron. Myślę, że ta dziewczyna niewiele się zmieniła, bo i po co wymieniać coś zwykłej, zaćpanej dziwce? - Travis ugryzł się w język i spojrzał na Lance'a. - Bez urazy, młody... Miejmy nadzieję, że cię jeszcze pozna, jak już ją odbijemy. Ale lepiej przygotuj się na najgorsze.

- Jeżeli uda mi się wleźć do ich systemu, to ze znalezieniem nie powinno być kłopotu, gorzej jeżeli trzymają ją w jakiejś części bez kamer... Nie mogę nic powiedzieć teraz, chyba, że masz tu Travis kawałek sensownego łącza... Kabla mam na myśli, do żadnego WiFi nie zamierzam się podpinać...

- No dobrze, możemy ich najpierw uśpić a potem i tak wkroczyć z ciężkim sprzętem na wszelki wypadek, zwinąć cel, wysadzić miejsce w powietrze żeby nie wiedzieli o co dokładnie i komu chodziło.

- Ty to zawsze byś chciał coś wysadzać. - Grady mruknął, patrząc na Golema. Po chwili zwrócił się do Hasha. - Sorry, to stare mieszkanie i kabel zlikwidowałem dość dawno temu, bo jakieś szczyle mi córkę podrywały na IRCu czy innym czacie... Będziesz musiał sam coś wykombinować u siebie, chyba że potem podjedziemy do mojego biura. - zaproponował. - Tam mam szybkie łącze.

- Nie ma problemu, mam coś u siebie...

- A co jest złego w wysadzaniu? Absolutnie nic, nawet sprzątać nie trzeba za dużo. - skwitował Golem

- Golem - John pokiwał głową z niesmakiem - ty byś tylko wysadzał. Nic tylko "Kaboom, kaboom", a tu trzeba finezji. W końcu to delikatna sprawa i śmierdzi śliskim interesem.

- No dobra, to już go sobie możesz wysadzić, jeśli tak bardzo ci zależy. Ale najpierw odbijemy dziewczynę. - odparł Travis. - A właśnie, tak mi się przypomniało. Kojarzy ktoś może niejaką "Małą"? Ostatnio ktoś jej szukał i zastanawiam się, kim ona jest. - zapytał, zerkając po twarzach zebranych.

- Kto pytał?

- Właśnie? - dodał za Golemem.

- Jakieś garniaki pytały się Hasha. W imieniu Ann. - niechętnie odpowiedział detektyw. - Znasz ją?

- W imieniu Ann powiadasz? - Golem lekko się uśmiechnął. - myślę że będę musiał porozmawiać z paroma garniakami pani prezydent. Małej nikt się nie czepia.

- Czyli jednak znasz. - skwitował Grady. - Jak tam sobie chcesz, mi to rybka. Tylko uważaj, żeby twoje działania nie zaszkodziły nam ani tym bardziej ...

Telefon w kieszeni Hasha odezwał się, dzwoniąc nachalnie.

- Znajoma? - Hash zastanowił się; świat jest jednak mały. Wyjął telefon i spoglądał przez chwilę na zupełnie nieznany numer - pieski Ann R. chciały abym się z nią umówił w określonym miejscu, o określonej porze. Chwila - wyszedł do sąsiedniego pomieszczenia i odebrał.
Usłyszał jakąś badziewną melodyjkę, po czym odezwał się słodki, mixowany głos panienki.
- Tylko dziś, dziesięcioprocentowa zniżka u Madame Loo. Przyjdź i sprawdź nas sam, jesteśmy... - Skasował. Cholera to też do poprawki...
Wrócił do pokoju:
- Umówiłem się z ich telefonu dzwoniąc do trojana w centrali telefonicznej. Do Małej wysłałem info gdzie ma się nie pojawiać... Interesuje mnie tylko, skąd ludzie Ann wiedzieli, że znam Małą... A teraz znam nawet lepiej...
- Wszędzie są ludzie, którzy za kasę Cytadeli sprzedaliby własną matkę, więc się nie dziw. Dobrze, że wyprowadziłeś te głupie psy w pole. - Travis skinął głową Hashowi i klepnął chłopaka w plecy.
- Ona dużo wie wbrew pozorom, będę musiał pogadać z kilkoma ludźmi widzę, i załatwić ci kogoś kto ci będzie pilnował ciała jak odlecisz do sieci.
- Dobra myśl, Golem! Niech Hash zatrzyma się u mnie w biurze. Są tam warunki do mieszkania, a ja przecież siedzę u siebie niemal cały dzień. Co ty na to, "Płotek"?
- Załatwiłem sobie już nowy lokal. Co prawda dopiero dzisiaj, i nie sprawdziłem jeszcze wszystkiego w pobliżu ale wygląda, że jest OK. Zresztą - po mnie nie widać tego czym się zajmuję. - uśmiechnął się, był pewny, że oni wszyscy też do końca nie byli przekonani... Jednak nikt nie podważył jego... hmmm... zawodu, więc nie musiał się spinać... Choć plecak jak zawsze miał przy sobie.
- No dobra, jak tam sobie chcesz, Hash. W razie zadymy, wiesz, gdzie mnie znaleźć. - Travis wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieznacznie do chłopaka. "Płotek", choć młody, miał jaja i potrafił to pokazać. Nie był jednym z tych wielu leszczy, co tylko potrafiły zgrywać twardzieli, a bez swojego cyber-świata stawali się nagle zupełnie bezradni.
Solos odpalił szybko neurołącze i wysłał krótką wiadomość do jednej z buforowych skrzynek. "Kotki zwęszyły ptaszki i szukały gniazdka przez klawiaturę" - wygasił łącze równie szybko co je otworzył a był pewien że Mała dość szybko odbierze wiadomość i będzie wiedziałą co się dzieje.
- Ok. Będę pamiętał. W tym zestawie jest jeszcze kot... Mój kot. Ale do rzeczy, bo się ściemnia, a ja jeszcze muszę napuścić gliny na pieski Ann... - uśmiechnął się.
- Kot... Hm, dobra. - Travis ewidentnie miał zwierzaka w dupie, liczyło się bezpieczeństwo porządnego fachowca. - Podsumowując. Znajdujesz w klubie dziewczynę, dajesz nam namiary, my wpuszczamy środek usypiający do wentylacji, wpadamy do środka... eee... poza tym nowym, on już tam będzie. Łapiemy pannę i spadamy. Potem klub wyleci w powietrze. Taki mamy plan, tak?
- A jak "ten nowy" uchroni się przed działaniem środka usypiającego bez wzbudzania podejrzeń? - W jego głosie nie było ani krzty kpiny, czy braku szacunku, Lance właściwie nie miał nic do zarzucenia planowi, ale nie mógł pozwolić na jego niepowodzenie. Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. W tym przypadku nie było mowy o prowizorce. Biznesmen spojrzał na Grady'ego pytająco.
- Filtry nosowe albo powietrze z tubki, to naprawdę jest dość łatwo obejść.
- Golem ma rację, to może zadziałać. Będzie przygotowany na środek usypiający... Cholera, Lance, dobrze chłopie, że masz łeb na karku! To było, kurwa, mocne! - Travis roześmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zupełnie o tym zapomniał.
- Zresztą i tak będę to wszystko musiał mieć on-line... Więc jak dojdzie co do czego to zdążę ostrzec i wyprowadzić Mike'a... choć nie ulega wątpliwości, że musi być zabezpieczony.
- Filtry nosowe i jakaś mała maska w torbie, tak na wszelki wypadek. Myślę, że to starczy. Jeśli nie, to się go wyniesie razem z dziewczyną. - detektyw wzruszył ramionami, jakby lekko rozbawiony tym wszystkim.
- Filtry nosowe z deaktywatorem danego środka wystarczą w zupełności. Jak coś może udać, że powinien zacząć udawać sennego.
- Mhm. - Travis pokiwał głową i spojrzał na Mike'a. Zastanawiał się, ile ten facet jest wart. Nie był aż tak "rozbudowany" jak John i Golem, ale chyba w łapie lepszy od detektywa. W każdym razie nie rzucał się zbytnio w oczy, a to działało na plus. - A pan, panie Mike, ma coś do dodania? Nie będziemy przecież naciskać i podejmować za pana decyzji.
- No pewnie, że mam coś do dodania. Akurat filtrów nie mam, a to chyba najrozsądniejszy pomysł skoro tylko ja mogę być w środku incognito. Travis, załatwiłbyś mi to przed akcją..? - spojrzał na detektywa i rozpoznał zrozumienie w jego uśmieszku. - Acha, nie chciałem wam przerywać, tak wesoło gaworzyliście.. ale ktoś wspominał coś o azjatach, a tak się składa, że spotkałem ostatnio ciekawego kitajca. Pan Akira, mówi wam to coś? Wynajął wózek na nazwisko Muzesamagi... no kij z nim i jego śmiesznym nazwiskiem. W każdym razie odwalał jakiś niezły bigos w okolicach Fleetwood wczoraj - szukał choćby najmniejszej reakcji na twarzach zgromadzonych przy słowach "akira", "muzesamagi" i "fleetwood wczoraj" i przez moment wydało mu się, że na jedno z haseł drgnął Hash, ale jego uwagę od chłopaka gwałtownie odwrócił Travis. Trafiony!-pomyślał.
- Fleetwood? Tam jest przecież moje biuro! - Travis zerwał się na równe nogi. - A dzisiaj ktoś sprzątnął u mnie prawą rękę Ann R. Niejaką Melissę Wade. Czy tylko ja tu widzę jakieś powiązanie? - detektyw skrzywił się, po czym szybko wypił zawartość kieliszka, od razu polewając sobie następną kolejkę. Spojrzał na kumpli. - A wy coś o nim słyszeliście?
- Akira? Czy to przekłada się na czterdziestoletni, kasiasty, małomówny? - widząc potwierdzenie w oczach Mike'a dodał: Ten świat jest za mały, co z nim?... Ten świat jest zdecydowanie za mały - dodał po słowach Travisa. - Jakiś tydzień temu w klubie zaczepił mnie Azjata i zarzucił story, o tym, że słyszał, że coś mogę podziałać w sieci. Deal był prosty: ja jemu informacje, on mi kasę i zapominamy o swoim istnieniu. Nie wiem kto mu podał moje namiary, ale zapłacił nieźle. Chciał wiedzieć wszystko o Mellissie Amandzie Wade. Cholera... Co dzieje się w tym mieście? Mam wrażenie, że prawdziwym problemem są Ci Azjaci, których szukasz Travis. Gość po prostu nie chciał dopuścić do tego, aby śniętej pamięci Wade zleciła Ci ich poszukiwanie... Sam stwierdziłeś, że są nowi w mieście... Pytanie bez odpowiedzi, czy Akira ich chroni, czy poluje...
-No to pięknie. Trzech z nas już jest zamieszanych w sprawę, a nawet nie wiemy o co tu kaman? Grubo się kręci, oj grubo...- przekazał resztę info o Akirze, po czym spojrzał na zegarek ze zmartwioną miną.
-Ja niestety wypadam z imprezki. Macie na mnie namiar, informujcie na bieżąco, ale dyskretnie. Połapie się w szyfrach, myślę... acha Travis daj znać co z tymi wstawkami. - po czym opuścił wesołą gromadkę, a gdy tylko wyszedł z budynku i odpalił szlugę wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki firmową komórkę i wybrał na jej wyświetlaczu pierwszy wpis "Mazursky ty chuju".
Travis odprowadził nowego kolegę do drzwi jedynie wzrokiem, po czym wyjął jakąś kartę i włożył do czytnika. Chwilę później pojawiły się na holograficznym projektorze dwa zdjęcia.
- Miroku i Midoriko, to ich szuka Biała Suka. Nie wiem, o co chodzi. Melissa chciała mi coś powiedzieć, ale idealnie w tym samym momencie dostała kulkę w łeb. Lance powinien wiedzieć coś więcej na ten temat, o ile jego szefowa go wtajemniczyła. - detektyw zerknął na biznesmena.
- Nie znam szczegółów, wiem tylko, że są nowi w mieście. - westchnął - Ciekawa postać, ten Akira, ciekawe, czy ja też powinienem się obawiać. - Oparł się o ścianę. Uwielbiał ten moment pozornej bezwładności, zawieszenia między czasem i przestrzenią, gdy już nie jest wyprostowany, ale jeszcze nie dotykał ściany plecami, szkoda, że nigdy nie trwał długo. - ale skoro bez problemu pozbył się Wade, nie tykając mnie, to chyba mogę być spokojny. - i choć na takiego wyglądał, zdecydowanie nie był.
- Podejrzewam, że Akira miał albo jeszcze ma wtyki w policji, albo jeszcze jakiegoś netrunnera na swoje usługi. Najszybciej było namierzyć auto. I chyba tak właśnie zrobił, chyba, że wiedział iż sz. pani Wade będzie tego dnia, o tej godzinie, z wizytą w tym miejscu... To z kolei znaczyłoby, że ktoś z Cytadeli pomógł pani Melissie przenieść się do rzeczywistości B... Chodzą słuchy, że Stróże Bezprawia są czymś mocno zajęci... Oni też szukają tych Azjatów, czy coś jeszcze się kroi w "małym, starym Chicago"? Głupio byłoby wdepnąć w jakieś dodatkowe gówno...

Pod podany adres zajechała limuzyna. Robert wysiadł z niej i dość czujnym wzrokiem omiatając otoczenie. W pobliżu stał tylko jakiś koleś piszący na komórce. Poprawił garnitur, zarzucił płaszcz na ramiona i ruszył pod drzwi. W dobrym tonie jest się spóźnić. W złym tonie jest się spóźniać na interesy. Spóźniać się na interesy z powodu strzelaniny jest dopuszczalne. Jadą c winda zastanawiał się czemu tu, a nie w biurze. Widać musiał być jakieś powody. Zdecydowanym ruchem zapukał do drzwi.

Słysząc, że kolejna osoba prosi się o wpuszczenie, Travis niechętnie dźwignął się do pionu i ruszył w stronę przedpokoju. Spojrzał wymownie na zegarek i zastanowił się chwilę. Brakowało na spotkaniu tylko jednej osoby, która do tej pory nigdy się nie spóźniała. Na wszelki wypadek odbezpieczył swoją giwerę. Otworzył.
- Punktualność ci dziś szwankuje - mruknął Grady na widok fixera. - Właź i rozgość się. Co cię zatrzymało? Już prawie skończyliśmy.

Po otwarciu drzwi przeciąg wepchnął do pomieszczenia solidny kłąb dymu papierosowego. Szatyn uniósł głowę i delikatnie uśmiechając się powiedział
- Pan Travis jak przypuszczam? - równocześnie podał rękę. - Witaj... Zatrzymało mnie ważne spotkanie w sprawie uniknięcia ołowicy, ale jak widać... - tu rozłożył ręce na boki i obrócił się jakby pokazując nowy garnitur od Hyung -Tae Kim ( http://datafortress2020.110mb.com/ab/gerheman.jpg) , który faktycznie leżał idealnie. A może faktycznie chciał popisać się rewolwerem http://datafortress2020.110mb.com/ab/lgoldiepistol.jpg , a może po prostu maskował lustrację pomieszczenia. Diabli wiedzą i pewnie też nie są pewni.
Siadł na najbliższym krześle. - Okey... to co mamy do zrobienia, co ja mam zrobić i ile płacicie... i czemu znowu będzie kto mnie chciał za to zabić?? - zaciągnął się mocno i nie przejmując się niczym strzepnął popiół na podłogę.

Grady wytłumaczył na szybko wszystko spóźnionemu fixerowi, streszczając się do najważniejszych momentów. Pozostała kwestia tego, czym się Holmes III będzie zajmował.
- Skombinuj jak najwięcej sprzętu - od broni, po jakieś zabawki typu filtry nosowe i inne takie pierdoły, byle z głową. Dostaniesz tysiąc na starcie plus nasz kolega Lance pokryje pozostałe koszta manipulacyjne. Prawda, Lance? - Vicious jedynie skinął twierdząco głową.
Robert, tak jak się można było spodziewać, również był zainteresowany imprezą, jaka szykowała się niebawem w klubie "Oxide". Po skończonej naradzie, towarzysze od butelki i roboty powoli zaczynali opuszczać mieszkanie Travisa. Detektyw przyznał sam przed sobą, że gdyby wpadł tu Gibson ze swoją ekipą, to zebrałby niezłą śmietankę podziemia Old Chicago... Choć nie sądził, by ktokolwiek dał się wziąć żywcem.
 
__________________
Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :).
Ouzaru jest offline